,, A tyle chciałem z siebie dać- nie zdążyłem..." cz 20

,, A tyle chciałem z siebie dać- nie zdążyłem..." cz 20,, Homo sapiens sapiens ery lodowcowej był już twórcą dużej ilości rozmaitych dóbr kulturowych- nie tylko przedmiotów codziennego użytku, lecz także dzieł sztuki, jak rzeźby zwierząt i figurki kobiet oraz malowidła jaskiniowe’’
,, Pradzieje człowieka’’ Josef Wolf I Zdenek Burian , 1982


Rozdział 20  
Nowe znajomości i nowy plan

          Czas płyną szybko i zanim się obejrzałem stuknęło mi całe siedem lat. Byłem już niemal dorosły. Nawet moja Czarna Pani stwierdziła, że inteligencją przewyższam nie jednego dziesięciolatka, choć nie wytłumaczyła mi tego dokładniej. Dorosłem już nawet na tyle, żeby wiedzieć, że gdy ojciec przyjeżdżał z pracy pijany najlepiej było wyjść wtedy z domu, aby nie rzucać mu się w oczy. Mniej wtedy było hałasów i mniej starć miedzy mną, a ojcem. Anka początkowo jak zwykle chowała się pod spódnicę babci, ale z czasem i tam brakło dla niej miejsca. Dorastała tak samo jak i ja, więc i ją zaczęły powoli obowiązywać te same zasady, co mnie. Teraz już razem zajmowaliśmy się gospodarstwem i nawet podburzona Anka zaczęła przyjmować tę pracę, jako coś, co musi zrobić, a nie tylko może. Razem pilnowaliśmy, aby ziemniaki były dobrze uparowane i razem nosiliśmy wiadra z wodą. Pomagaliśmy sobie nawzajem, bo tylko w ten sposób mogliśmy wygospodarować trochę czasu dla siebie.
          Czasy, gdy przesiadywałem na starej kanie i marzyłem o swojej przeszłości musiały odejść na bok. Ojciec podobno pożyczył ją jakiemuś sąsiadowi, ale z tego co później usłyszałem ten nasz niby sąsiad nie zamierzał nam jej oddać, bo jeszcze później doszliśmy do wniosku, że ojciec najzwyczajniej w świecie ją sprzedał. Moje cudowne miejsce marzeń poszło za litra bimbru. Dobrze, że przynajmniej miałem mogiłę Tobiego ukrytą pod dużą kępą trawy i przykrytą starą deską, aby kwiat, który przynoszę nie rzucił mu się w oczy. Bóg jeden wie, co ojcu by przyszło do głowy gdyby dowiedział się o tym pochówku. Na szczęście mamusia nic nie powiedziała nikomu. Był to nasz sekret, który obiecała zabrać do grobu. Byłem jej za to dozgonnie wdzięczny. Jak za wszystko zresztą.
          Mając już prawie osiem lat zdobyłem nie tylko dorosłość, ale i też nowych kolegów, Romka, który mieszkał tuż za moim płotem, na którego wcześniej nie zwracałem uwagi i Agatę z Kaśką też sąsiadkami, ale mieszkającymi bardziej w polu za mną. Każde z nas było w różnym wieku. Ja miałem prawie osiem lat, Ania moja siostra siedem, Romek dziesięć, Agata trzynaście, a Kaśka dwanaście. Z nich wszystkich, oprócz oczywiście Anki, bo była ona moją siostrą, najbardziej lubiłem Agatę Ceder, która była siostrą Kaśki. Była pięć lat ode mnie starsza, ale to z nią najlepiej potrafiłem się dogadać. Agata miała długie ciemne włosy, brązowe oczy z długimi rzęsami, zmysłowy nosek i szerokie usta. Podobno była nawet dla mnie jakąś dalszą kuzynką, ale kto tam by to pamiętał. Jakaś siódma woda po kisielu.
          Kaśka zupełnie w niczym nie przypominała swojej siostry. Nie była też taka przyjazna jak Agata. Miała również długie włosy, ale koloru jasnego blondu. Oczy jej były większe, choć niezaokrąglone jak u Agaty. Były niebieskie, co dodatkowo je różniło od siebie. Miała długi i wąski nos i lekko wywinięte usta. Była szczupła i dodatkowo mocno wystawały jej kości policzkowe, co byłoby może i ładne, gdyby nie jej charakter. Za Chiny ludowe nie dało się z nią dojść do porozumienia. Zawsze miała jakieś, ale i rzadko jej coś pasowało. Gdyby nie to, że była siostrą Agaty to wcale bym się z nią nie kolegował. A tak i ona należała do naszej paczki.
          Romek Okraszek też był spoko kumplem. Mieszkał zaraz za moim płotem. Miał dwie starsze siostry i brata, ale nie kumplowałem się z nimi. Jakoś tak wyszło, że tylko Romek okazał się być w porządku. A wytrykus był z niego nie z tej ziemi. Nie było dnia, żeby niczego nie zbroił. Ojciec ciągle ganiał go po podwórku, bo czego by Romek się nie dotknął, to zaraz to psuł. Taki już był.
          Raz pamiętam jak ojciec ganiał go po podwórku, bo wyczuł od niego dym papierosowy. Oj długo Romek przed nim uciekał. Ojciec jego w końcu się zmęczył i chwilowo odpuścił. Wiedział przecież, że i tak kiedyś będzie musiał do domu wrócić, a wtedy..., Oj wtedy będzie się działo! Romek nie taki głupi jak sądził ojciec i zaczekał aż ojciec pójdzie spać i wtedy cichaczem przemknął do domu, gdzie stał za drzwiami jego bystry ojciec. Złapał go za ciuchy i tak mu złoił skórę, że Romek aż na kolanach błagał go i przepraszał, że wtedy uciekał i poprzysiągł, że więcej nic takiego się nie powtórzy. I nie powtórzyło się- tego dnia, bo Romek już zdążył się wciągnąć w ten dym i następnego dnia znów palił, mówiąc mi, że teraz to już musi. Ojciec zbyt późno się domyślił, bo Romek od dwóch lat podobno już palił, a przynajmniej tak nam powiedział w tajemnicy. Jak jednak rodzice mieli go wyczuć, gdy sami kopcili jak ciuchcie parowe?
          Romek to był odważny gość. Wcale nie przejmował się tym, co pomyślą o nim inni, gdy się dowiedzą, że pali. Zresztą od małego robił, co chciał, więc tak praktycznie mu już zostało.
          Pewnego dnia, gdy w pracy przydzielili ojcu grafik na dwie zmiany, od 22.00 Do 6.00 I od 10.00 Do 18.00 Korzystając z sytuacji, że wszyscy już spali obudziłem Ankę i uplanowaliśmy sobie grafik godzin ojca i mamy, aby sprawdzić, kiedy możemy się trochę rozerwać. Też potrzebowaliśmy trochę odpoczynku, a przy rodzicach nie dało się spokojnie posiedzieć. Ojciec ciągle sam zaganiał do pracy, a mamie sam pomagałem, bo żal mi jej było, że tyle ma na głowie. Nie narzekałem wtedy na nadmiar zajęć, ale bardzo nam brakowało, choć krzty wolnego czasu.
           Mama nasza miała trzy zmiany. Najpierw od 5.00 Do 13.00, Potem od 9.00 Do 17.00 I od 12.00 Do 20.00. Obliczyliśmy, więc sobie, że gdy tata chodził na dniówki, a mamie przepadała zmiana akurat na 12.00 Do 20.00, To zaraz po szkole, czyli po 14.00 Po szybkim oprzątnięciu naszej zwierzyny mieliśmy wolne aż trzy godziny! Z radością wyczekiwaliśmy, więc takich dni i zbieraliśmy się wtedy w grupkę na naszym podwórku i graliśmy w nogę. Piłkę pożyczaliśmy od Romka. Ojciec kupił mu ją, aby ćwiczył sobie różne sporty, więc gdy tylko przypadały nam korzystne godziny, na piłkę od Romka zawsze mogliśmy liczyć. Akurat dobrze się złożyło, bo dziewczyny też lubiły grać w nogę. Oczywiście w mojej drużynie zawsze była Agata. Nas było dwóch, a ich trzech. Nikomu nie przeszkadzała ta różnica, a mnie zależało tylko na obecności Agaty w mojej drużynie. Nic innego nie wchodziło dla mnie w grę.
          Agatę polubiłem nawet do tego stopnia, że chyba zacząłem się w niej zakochiwać, ale broń boże nie dałem tego po sobie poznać. Coś mnie do niej ciągnęło, choć byłem pewien, że to nie jest ta moja wyśniona i wymarzona dziewczyna. Niby miała w sobie to, co chciałem i to, co jeszcze mogłem chcieć, ale to nie była ona. Smutno jednak mi się zrobiło, gdy dowiedziałem się, że jestem dla niej tylko przyjacielem, a nie kimś więcej. Nie traktowała mnie jak zwykłego chłopaka, co jeszcze bardziej raniło moje uczucia wobec niej. Chciałem ją kochać i chyba poniekąd kochałem, ale nie mogłem sobie pozwolić na nic więcej, zwłaszcza, że ona tego nie chciała. Szanowałem ją, więc i musiałem uszanować jej zdanie, które dla mnie miało wielką wartość.
          Moje marzenia odkąd sięgam pamięcią zawsze były czyste i szczere. Niestety odkąd bardziej zaprzyjaźniłem się z Agatą stały się trochę inne. Tak bardzo pragnąłem ją dotknąć i pocałować, lecz mogłem o tym tylko pomarzyć. Nie chciałem, aby nasza przyjaźń ucierpiała, tak samo jak nie chciałem, aby Agata się na mnie zawiodła, więc nie mówiłem jej o tym, co czuję. Wystarczyło mi, że powiedziała raz, że możemy się jedynie tylko przyjaźnić, a już więcej jej nie męczyłem. Zacząłem, więc marzyć nie o niej, a o moim domku z płotem i ogrodem, o dzieciach i naszym lasku, jaki zasadzę ze swoją żoną, tylko, że gdy o tym wszystkim myślałem i tak Agata przeciskała się przez moje zapory rozumowe i chwilami pojawiał się w mojej głowie nie wiedząc po co i dlaczego. Przecież wiedziałem, że nigdy nie będę miał jej ciała i umysłu, a mimo to, gdy nikt nie widział chwilami pozwalałem sobie zaprosić ją do swej głowy i sprawić, że to ona była moja dziewczyną. Choć w marzeniach była moja. W marzeniach śmiałem się z nią, trzymaliśmy się za ręce, tańczyliśmy, jedliśmy wspólne kolacje i po prostu była moja. Bo kochałem ją bardziej niż chciałem kochać.
          Dni, w których częściej mogliśmy spotykać się ze znajomymi pozwoliły mi wypełnić złe czasy spędzone z ojcem. Zupełnie zapominałem, że jeszcze godzinę temu dostałem paskiem przez tyłek, bo nie nanosiłem dostatecznie dużo drewna do pudła przy kopciuchu i, że w nocy znów będzie zimno. Pozwalały mi zapomnieć o nocach, kiedy słyszałem w kuchni, (bo tam teraz spałem sam) jak mama płacze za ścianą i pyta się Boga, co takiego złego w życiu uczyniła, że pokarał ją takim mężem, którego pomimo wszystko kocha. Starałem się sie tego wszystkiego nie słuchać i starać się jak najszybciej usnąć, ale niekiedy tak po prostu się nie dało. Szloch mamy i odgłosy tego, co z nią robił ojciec chwilami mnie samego doprowadzały do szału, gdzie płakałem i żaliłem się niewidzialnemu Tobiemu, że spotkało nas okropne życie, w którym nikt nie chciał nam pomóc. Na dodatek czułem się podwójnie winny, bo śmierć Tobiego brałem na swoje barki. Winiłem się, że w porę mu nie pomogłem i spotkał go los, na jaki nie zasłużył sobie żaden człowiek. Nawet mój ojciec. A co do rodziców Tobiego, to nie chciałem się wypowiadać. Najzwyczajniej w świecie nie miałem na nich słów.
          Życie w biedzie bolało, życie z ojcem też bolało, ale najbardziej zabolał mnie fakt, kiedy Agata powiedziała mi, że ma chłopaka. I to nie byle jakiego! Był nim Tomek Krawczyk! Ten mój nowy sąsiad! Trudno mi jest określić, co czuje człowiek, gdy mu ktoś nożem serce przebije, ale byłem wtedy pewien, że mnie tak właśnie to zabolało. I pomyśleć, że w jakimś sensie porównywałem go do Tobiego. On nie był ani w najmniejszej rzeczy do niego podobny, a teraz to już nawet nie zasługiwał, żeby go w ogóle z nim porównywać. Tobi był słodki i kochany, a ten Tomek okazał się być zwykłym śmieciem, który zabrał mi dziewczynę z przed nosa nie wiedząc, że to ja się w niej kocham! Po krótkim namyśle dopiero doszły do mnie słowa, jakie wypowiedziałam na głos w oborze, kiedy nikogo tam nie było. Przecież Tomek właściwie nie wiedział, co ja czuję do Agaty, więc jak mógł mi zrobić na złość? Nie mógł, bo o niczym nie wiedział. Teraz to jeszcze bardziej byłem wściekły, ale już na siebie. Wiem, że sam fakt, że z nią chodził był dla mnie wystarczająco bolesny, ale nie mogłem przecież złościć się na kogoś, kto o niczym takim nie miał pojęcia?
          Wszystkie te myśli przyprawiły mnie o zawrót głowy. Bóg znów wystawił na próbę moją cierpliwość, choć byłem przecież tylko małym chłopcem. Jak więc zrozumieć miałem cały ten sens świata, skoro zamiast umiarkowanych cierpień musiałem przeżywać katusze? Ile jeszcze mogło moje serce pomieścić niesprawiedliwości świata? Czy nie za bardzo świat sobie ze mną poczynał? Czy inni ludzie nie zasługiwali na to bardziej niż ja? I gdzie w tym wszystkim tkwił sens? Tego już nie umiałem zrozumieć

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i obyczajowe, użyła 2271 słów i 11905 znaków.

Dodaj komentarz