- Chromatyna posiada kilka stopni upakowania. Podwójna helisa DNA wraz z białkami tworzy nukleosomy. – Recytowała praktycznie z pamięci pani Jawor, kreśląc tym samy mało zrozumiałe dla kogokolwiek ślaczki (bardziej obeznani w temacie powiedzieliby że są to włókna chromatyny, ale pewności by też nie mieli) na tablicy. - Nukleosom obejmuje łańcuch DNA o długości 146 par zasad.
Nie dokończyła jednak wywodu, gdyż ten przerwał jej dzwonek oznajmiający koniec lekcji.
- Na dziś to tyle, miłego weekendu wam życzę. – Oznajmiła, choć nawet nie starał przebić się przez harmider odsuwanych krzeseł, pakowanych przyborów, i rozmów.
Uczniowie opuszczali sale, w entuzjastycznych nastrojach z powodu początku kolejnych dni przerwy. Łącząc się z tłumem opuszczającymi resztę sal lekcyjnych skierowali się w dół do szatni po kurtki, by w końcu opuścić ten budynek i móc się zrelaksować. Nasza trójka przyjaciółek wyszła przed szkołę, gdzie już czekali na nich Paulina z Wiktorem.
- Jak tam dziewczyny? – Zagadał chłopak.
- Daj spokój, myślałam że usnę u Jawor. – Poskarżyła się Ala. – Tyle dobrze, że się dziś porządnie najebiemy.
- Lepiej, żebyście nie rzygały, bo na wstępie oświadczam, że jak ktoś spróbuje zgonować, to za drzwi wywalam. – Zagroziła nieformalna pani współgospodarz.
- Właśnie co kupujemy dziewczyny? – Emila zwróciła się do koleżanek.
- Myślałam nad jakimiś drineczkami. – Zaśmiała się Zuza.
- Jakie drinki, czystą walimy. – Odpowiedział Wiktor. – To chyba pierwsza porządna impreza od końca wakacji, mam nadzieje, że nie wyszedłem z formy.
- No, nadal dobrze pamiętam jak na zakończenie wakacji, rzygałeś u mnie z Emilem. – Przypomniała mu Paulina.
- Nie moja wina, że Tomek takie tempo narzucił, kompletnie nas wtedy rozłożył. – Zaśmiał się chłopak.
- Dobra dziewczyny, ogarnę nam jakieś winko, a resztę się od tych najebańców zię wyciągnie. – Zaproponowała, śmiejąc się Ala.
I tak wszyscy usatysfakcjonowani tym pomysłem rozeszli się w swoje strony, załatwić to, co do załatwienia zostało, a później szykować się na imprezę. Po Zuzanne dziś wyjątkowo matka nie przyjechała, gdyż jej szkoła muzyczna odwołała zajęcia. (Jak się później okazało majster od pompy ciepła, zamiast naprawić lekką usterkę, powiększył ją na taką trwającą kolejny tydzień). A więc dziewczyna udała się na dawno przez nią już nieuczęszczany przystanek autobusowy. Drobna dziewczyna, siedząc na ławce z czapką oraz opatulona grubym szalikiem wyglądała lekko komicznie, jednak nie przejmowała się tym bardziej, niż znienawidzonym mrozem, który tylko w takiej izolacji jej nie doskwierał. Czekając na autobus założyła słuchawki, i zaczęła przeglądać telefon, do czasu, gdy usłyszała znajomy głos.
- Siema.
Spojrzała w stronę chłopaka, wysoki szatyn stał z plecakiem, i torbą sportową przewieszoną przez ramię. Uśmiechał się do niej pokazując dołeczki, które musiała przyznać wyglądały uroczo. Ucieszyła się z tego, że będzie mieć towarzystwo w drodze powrotnej do domu. Całkowicie wypadło jej z głowy to, że z Tomkiem mieszkają niecałe dwie ulice od siebie.
- O, hej. – Przywitała się dziewczyna. – Co tu robisz? Myślałam, że kończyliście dziś wcześniej.
- I tak było, na basen jeszcze poszedłem.
- Nie wiedziałam, że pływasz.
- Nie jakoś często, ale czasami. Wiesz, pozwala mi się to wyciszyć i zrelaksować. – Odpowiedział chłopak, chuchając w zmarznięte ręce. – Widze, że przynajmniej tobie zimno nie jest. – Dodał.
- Wiesz, oddałabym ci kurtkę, ale obawiam się, że byś się w nią nie zmieścił, i tak poza tym to chyba powinno działać w drugą stronę.
- Hah, zapamiętam na przyszłość. – Skierował wzrok z dziewczyny w stronę drogi. – Wstawaj, bus jedzie.
Wsiedli do autobusu, Zuza skierowała się do tylu na dwójkę, i usiadła przy oknie, a chłopak zaraz obok niej.
- Wiesz, mógłbyś się tak nie rozpychać, bliżej okna już nie usiądę.
- Co poradzę, nie każdy jest tak mały, jak ty. – Zaśmiał się. – Jak chcesz mogę się przesiąść.
- Już możesz zostać, wyjątkowo. – Zlitowała się nad kolegą, którego bliska obecność jej tak naprawdę nie zbyt przeszkadzała. Wyjrzała przez szybę, po której powoli spływały krople wody. Obserwowała szary zmieniający się krajobraz. Już dawno nie zdarzyła się sytuacja by została z Tomkiem sam na sam, i choć jeszcze tydzień temu czułaby się przy nim zupełnie komfortowo teraz w jego pobliżu czuła się trochę nieswojo. Mogłaby opisać to jako stres wymieszany z nutą ekscytacji i zakłopotania, tak szczerze nie była pewna co czuje. Było po prostu inaczej, miała mętlik w głowie, i mogłaby przysiąc, że chłopak spogląda na nią teraz, choć nie widziała jego twarzy.
- Widzimy się dziś? – Zagadała po chwili.
- No taką mam nadzieje! O której planujecie być z dziewczynami?
- Planowo po osiemnastej, no ale zobaczymy jak się wyrobimy.
- No dobra, trzymam za słowo, będę czekał. – Odparł chłopak.
- Liczę na to, że do tego czasu będziesz jeszcze w miarę kontaktował.
Chłopak spojrzał na dziewczynę, z udawanymi pretensjami
- Nooo, przynajmniej się postaram. – Odparł z uśmiechem. - Ale wiesz, to się tyczy również ciebie. Tam będą też i tacy co lubią upić dziewczynę, a potem zbajerować.
- Rozumiem, że będziesz mnie w takim razie chronił przed takimi?
- Jak chcesz mogę cię popilnować. Ale wiesz, nie ma nic za darmo.
- Myślałam że większy z ciebie altruista, co byś chciał w zamian? Flaszke?
- Dobra flaszka zawsze się przyda. – Odparł po namyśle chłopak. – Ale to nie jest jednak to, dowiesz się w swoim czasie.
- Uuu, zabrzmiało tajemniczo.
- I tak miało.– Po czym wstał. – Dobra, ja wysiadam, widzimy się wieczorem. Siemka! – Objął ją na pożegnanie i wysiadł z autobusu.
Dziewczyna obserwowała chłopaka, jak powoli znika jej z pola widzenia, gdy pojazd ruszył. Chwile siedziała myśląc nad jego słowami, po czym wstała, skierowała się do drzwi, i wysiadła na kolejnym przystanku. Szła szarą ciemną uliczką, czując na dłoniach zimne krople jesiennej mżawki. Nienawidziła tego momentu, gdy w ciągu kilkunastu minut niezauważenie, nagle nastaje mrok. Gdy wróciła do domu pierwsze co zrobiła to wzięła gorący prysznic, następnie padła na swoje łózko, i zaczęła rozmyślać jak się na dziś uszykować.
Tomek po rozstaniu się z koleżanką szedł nieśpiesznym krokiem do domu. Czuł straszne zmęczenie, a mięśnie paliły go po treningu, jednak uśmiech nie schodził mu z twarzy. Miał wrażenie, że wszystko toczy się w dobrym kierunku. Z rozmyślań wyrwało go brzęczenie telefonu. Po odebraniu połączenia usłyszał głos najlepszego przyjaciela.
- Siema, o której będziesz stary?
- Hej, chwile po siedemnastej będę z Wiktorem, więc wstawiaj browary do lodówki, żeby gotowe były jak przyjdziemy.
- Co ty masz mnie chłopie za amatora? Spokojnie już się chłodzą. – Zapewnił przyjaciela. – A i Paulina mówi żebyście jej po drodze fajki jeszcze kupili.
- Ogarnie się, jeszcze jakieś zamówienia?
- Nie to wszystko, więc rusz dupę i chodź tu.
- Dobra spierdalaj, siema. – Po czym rozłączył się prawie idealnie przed wejściem do klatki.
Wszedł na trzecie piętro i otworzył drzwi od mieszkania. Zdziwił się, widząc światło w przedpokoju, udał się do salonu gdzie przed telewizorem siedział jego brat.
- Czemu nie w robocie?
- A ty czemu nie w szkole? – Odwinął mu się nie spuszczając wzroku z telewizora. – Urlop mam, jakie plany na wieczór?
- Do Piotrka idę, chcesz też? W ogóle gdzie matka?
- U dziadka, mówiła, że wróci późno. A jakieś fajne laski będą?
- Będą, ale niestety w większości mają jakiś gust. – Powiedział przechodząc do kuchni, gdzie zaczął robić sobie kanapki z tego co było w lodówce, a przynajmniej starał się, gdyż w lodówce poza cebulą i połówką pomidora i jogurtami proteinowymi brata mało co było. (I tak z szokiem przyjął odnalezienie w niej masła).
- No to styknie, by coś wyrwać. – Odpowiedział zadowolony. – A ty młody coś bajerujesz dziś?
- A weź. – Chłopak lekko zmieszał się, zamyślił się na chwile smarując kromki chleba masłem, po czym postanowił poradzić się po namyśle brata. – Jest taka jedna, ale za nic nie jestem w stanie wyczuć czy chciałaby coś więcej.
- Aj braciak… - Dwudziestolatek obrócił głowę za kanapę, spojrzał na brata, i podrapał się po brodzie, - Trzeba pewnym siebie być, jak nie spytasz wprost, to możecie się tak bawić do końca szkoły.
- Wiem, ale też nie chce niszczyć tej przyjaźni, jeszcze się potem niezręcznie zrobi.
Paweł uśmiechnął się w stronę młodszego brata.
- Moje geny masz, dasz sobie rade! – Odparł chcąc dodać mu otuchy.
Dodaj komentarz