Z bocianiego gniazda - Furoloty we wsi

Witojcie! Siedzem se w gnieździe, które jeszcze kilka dni temu nazad, miało być wieżom nawigacyjnom dla naszego wioskowego tabora furolotowego. A tak, nie mylita sie, dobrze czytata, furolotowego. Rzecz się miała tak:
   Do Odyńców przybył jakisik ichni krewniok; pociotek, czy inna psia krew. Odyńce chodziły dumne jak pawie, bo spode stolicy przyloz, a w kulturze wielkomiejskiej i manierach tak oczaskany, jak za przeproszeniem świnia w błocie. A mondry jaki i inteligentny, że ho ho! Odyńcowa godała, że trzy fakultety mo, ale głupia Baśka, co to się pęta po wiosce bez składu i ładu, widziała ponoć bez okno jak gacie zmienioł, że jednego fakulteta mo i to mocno naciągniętego i nadgryzionego zębem czasu. No, ale ona głupia przecie, to kto by jej wierzył. Rysio, bo tak nazywany był z imienia, przyloz do nos biznesa lotniczego robić. Sam ponoć bardzo w tym fachu obeznany, mioł wszystko w małym paluchu, ale nie wiedzieć w którym, bo wszystkie mioł jakiesik koślawe i opuchłe. Jako pilot był na pewno najbardziej doświadczony z całej naszej okolicy, bo cztery razy stał przy samolocie, a widzioł ich chyba ze czterdzieści. Nie ma co godać, kfalifikacje mioł. Nie wiedzieć tylko czemu, przyloz do nas polem, a nie przyjechoł choćby  
pekałesem. Rękawy swojego białego, nałkowego fartucha tyż mioł jakosik dziwnie zawiązane z tyłu, ale tako widać tera moda w stolicy stoji.
   Tak więc Ryśku zwołoł w remizie zebranie wszystkich chłopów, co to kunia i fure majom i przedstawił im swojego biznes plana. Rozchodziło się o to, że chce roztworzyć pierszy na świecie gminny port lotniczy dla furolotów z wykorzystaniem ludności tubylczej, jako kadry roboczej wyszszego szczebla. Port pierwej o zasięgu gminnym, a późni może nawet i powiatowym! Po tym oświadczeniu ogłosił nabór kandydatów na pilotów. Samemu, jak godoł, lepiej co prawda latało mu się na furach w łogiery zaprzęgniętych, gdyż łogiery ster lepiej uchwytny majom i bardziej poręczny, ale kobyły  
tyż łod bidy mogą być.
   Chłopy oniemiały jakby nie mioły języków w gembach, a języka nie mioł przecie jeno stary Tchyl. Gdy jednak do wszystkich dotarło, jako wielko i przyszłościowo szansa nastąpić może, wszystkie jak jeden na kurs pilotażu się zapisały. Na kilka nieśmiałych głosów obawy co do latalności kuni, Ryśku łodpowiedzioł, że potrafi wznieść w powietrze wszystko, co ino nie jest przylepione do ziemi, dajmy na to lepikiem. Nawet wychodek. Kunia z wozem tyż o ile wóz nie jest zbytnio kanciasty, a kuń juha, wystarczająco opływowy. Cechy te mioła wykazać tak zwana próba wodna, czyli inaczy próba przedostania się furolota na drugi brzeg rzeki, w miejscu najgłębszym i pełnym wirów, które jak powiedzioł, przypominać mioły turbulencje powietrzne. Jeśli fura przepłynie szczęśliwie bez rzeke, godoł, to i polecieć musi. Innej rady ni mo. Takie som prawa natury. O takich prawach to się kiedyś kulawy Poruch przekonoł som, próbujonc wzrokiem powstrzymać spadające drzewo. Jak niemota pode drwali kiedyś podlaz co las wycinali, a że słabego wzroku jest, to nie doł rady i mu jeno kulasa połamało i tyle. Penta się teraz jak pies z kulawom nogom.
   Tak wienc, po ustaleniu miejsca kursu i próby wodnej, wszystkie pojechały nad brzeg rzeki. Każden jeden chcioł pierszy być, więc powstało przy okazji we wiosce kilka szkód materialnymi zwanych. Kto by jednak na to patrzał, jak historja się tworzy. Na brzegu tyż ze sobom do ładu dojść nie mogli, pchając się jeden bez drugiego do wody, aż się kunie powściekały i gyźć się zaczęły. Miętusowa kobyła przegryzła nawet na pół nową,  
piętnastoletnią laskę Porucha, któren się tam zaplontoł.
   W tym całym tumulcie Józek od Gnatów pierszy do wody wjechoł i od razu wpad w turbulencje. Po nim zaroz wjechoł Parzych, ale łokazało sie, że mo chyba za mało opływowego kunia, albo zbyt kanciastom fure, bo tyż już nie wyjechoł. Fiasko pierszych prób ostudziło nieco zapał reszty kandydatów. Zwrócili się grzecznie do instruktora Rysia w celu uzyskania wyjaśnień. Stasiu Monczka pobieg nawet do pobliskiego płotu w celu  
wyrwania jednego fakulteta, alby wyjaśnienia były bardziej dogłębne, że tak powiem, ale po ostatniej zabawie żadnego nie było. Dzięki temu nie doszło do nałkowej konfrontacji między łoboma.
   Kiedy chłopy doszły do wniosku, że przecie i tak można wszystko wyjaśnić se ręcznie, nad brzeg pędem zajechała taksówka z czerwonym krzyżem. Miły pan doktor, nałk chyba, oznajmił, że Rysio jako wybitny ekspert i specjalista, potrzebny jest pilnie w porcie lotniczym w Tworkach, w celu zapobieżenia kryzysowej sytułacji. Założył zezującemu niepewnie Rysiowi nałkowy fartuch i pojechali. Rysio zdążył jeszcze krzyknąć, żeby nie zaprzestawać prób, bo jak wróci, to łobleje kogo na egzaminie i tyle z tego bedzie.  
   Karetka łodjechała tak szybko, że żoden z kamieni nie doł rady jej dosienc...

Zmariusz

opublikował opowiadanie w kategorii komedia, użył 908 słów i 5059 znaków.

Dodaj komentarz