Wszyscy jesteśmy zombiakami - Biegnij Nick, biegnij!

Wszyscy jesteśmy zombiakami - Biegnij Nick, biegnij!– Biegnij Panie Jonhnson, Biegnij! – krzyknął, a ja pobiegłem. Biegłem prosto przed siebie; Po czerwonym morzu krwi rozlanej na spękanym bruku, po resztkach ciał poległych, po rozciągniętych jelitach, miękkich mózgach, nieco twardszych nerkach. Po oderwanych kończynach i martwych twarzach. Z każdym następnym krokiem czułem rytmiczny chlupot krwi w moich butach. Nie przerażał mnie już widok hordy rozłożonych ciał, nie przerażał mnie chrupot kości i trzask pękających gałek ocznych pod moimi stopami. Po prostu biegłem. – Plecy, Nick, plecy! Bum! – Strzał z Anacondy, następny martwy dołączył do reszty swoich pobratymców. Kolejny strzał i kolejny "martwy” martwy. Tak do sześciu strzałów, potem zmieniałem broń na Berette 92. Tutaj mogłem oddać aż 15 strzałów na jednym magazynku. Zabijałem ich hurtowo. Strzałem w głowę, kopniakiem – przy bucie przymocowane miałem małe ostrze które wbijało się w nich jak w masło. Mocnym, miażdżącym ciosem tytanowej walizki, którą trzymałem w lewej ręce. Krople potu wymieszane z krwią kapały z mojej twarzy użyźniając krwawą glebę. Pisk, jęk, krzyk, strzały – współgrały ze sobą tworząc muzykę towarzyszącą mi przez najbliższe godziny. – Teraz! Otwórz bramę! – Krzyknąłem. Chuck, Jeff, Aaron, Clay i Lisa Ciągnęli za przymocowane liny do wielkich wrót otwierających drogę do cytadeli. Miałem już za plecami gigantyczny wieżowiec i hordę ścigających mnie martwych. Pozostało tylko przebiec przez bramę. Spierdalajcie! – Krzyknąłem ponownie, gdy brama stała otworem. Nie bez powodu kazałem im uciekać. Walizka przymocowana do mojej lewej ręki nie była pusta. Miałem tam coś nadzwyczaj cennego i nadzwyczaj niebezpiecznego – Odłamek Vesira. Cząstka asteroidy, która sprowadziła na nas cały ten kataklizm. Nadal zachowywała swoje właściwości promieniotwórcze, dlatego reszta musiała jak najszybciej uciekać zanim zbliżyłem się do nich. Ja sam byłem odporny na promieniowanie jak i na chorobę zamieniającą ludzi w zombie zwaną "Vessa” (od nazwy Vesir). Będąc w brzuchu matki, gdy ta dostała olbrzymią dawkę promieniowania, mój układ immunologiczny wytworzył przeciwciała a DNA uległo mutacji, dzięki czemu stałem jedynym na świecie człowiekiem odpornym na Wirusa "Vessa”. Dobiegłem to swojego metalicznie czarnego motocykla Halreya v-rod’a. Chuck wcześniej odpalił go, tak bym mógł od razu wsiąść i wcisnąć gaz. Musiałem spieprzać stamtąd jak najszybciej. Zimny deszcz zmywał powoli krew z mojego ciała a serce wracało do normalnego rytmu. Gdy adrenalina zaczęła spadać zacząłem odczuwać swoje rany. Mocny ból w okolicach łopatki, rwanie w lewej łydce i naderwany bark. Czułem ranę na plecach i wydobywającą się z niej krew. Jednak nie miałem zamiaru się zatrzymać. – Nick, jesteś tam? – krótkofalówka przymocowana przy lewej piersi odezwała się. – Tak, trzymamy się dalej planu. – Odpowiedziałem. – Przyjąłem. Powodzenia Nick, wróć cały i zdrowy. – Spróbuje. – odrzekłem. Stacja kolejowa w Odessie. Tam musiałem dotrzeć jak najszybciej. Przede mną 80 mil drogi. Pozostało jedynie jechać i się nie wykrwawić. Lekki deszcz zamienił się w ulewę, przecinałem strugi wody pędząc ponad 100 mil na godzinę, panowanie nad motocyklem w takich warunkach jest naprawdę trudne, jednak nie wchodziły w grę żadne komplikacje naszego planu. Hektolitry przepompowanej pod kołami wody i osiemdziesiąt mil zostało pokonane. Jestem na miejscu. Opuszczona stacja w Odessie. Gdy dojechałem przestało lać. Z nieba  znowu spadały pojedyncze krople. Pozostało wsadzić walizkę do pociągu. Ludzie od zawsze uważali, że przyszłość należy do komputerów. Wszystko co było możliwe zostało skomputeryzowane i zaprogramowane tak, aby wykonywać pracę za nas. Człowiek jest istotą omylną, czasami podejmujemy złe decyzje. Komputer nie myśli, nie towarzyszy mu strach, nie musi się zastanawiać nad tym co jest dla nas lepsze, nie analizuje sytuacji. Po prostu działa. Pociągi były zaprogramowane tak, by przewozić pasażerów z miejsca na miejsce. Prosty algorytm: Jedz, zatrzymaj się na pięć minut, jedź dalej. Nie było maszynisty, który nie zobaczył stojącego samochodu na przejeździe czy przebiegającą przez tory osobę. Jeśli wpieprzyłeś się pod pociąg była to wyłącznie twoja wina. Za pięć minut miał nadjechać. Od pięciu lat, jeździ w kółko i przewozi puste fotele między Odessą a Las Vegas. Widzę! Zza horyzontu wyłania się długi konwój wagonów turystycznych. Walizka do pierwszego wagonu na tylnich siedzeniach. Zacząłem się denerwować. Czułem, że coś może pójść nie tak i faktycznie tak było. Przez pięć lat zaprogramowany pociąg jeździł pusty, dzisiaj był wypełniony pasażerami po brzegi. Wiszące zza szyb rozdziawione mordy wydawały z siebie głośny ryk, chciały wydostać się z wagonów i zeżreć mnie na miejscu. Pociąg przypominał Tokijskie metro w godzinach szczytu. Cholera! Jest ich za dużo, nie dam rady wejść do wagonu i zostawić walizkę. Mam pięć minut, żeby się ich pozbyć. Martwi coraz bardziej napierali na szyby, czułem, że zaraz pękną a ja zostanę rozszarpany na strzępy. Nie chciałem zostać pożartym przez żywe trupy, przynajmniej nie teraz. Łydka i bark nie są w najlepszym stanie, do tego ta rana na plecach. W otwartej walce, nawet z Berettą u boku nie dałbym im rady. Pierwszy wagon, tylne siedzenia. Mam! Pozbędę się zombiaków z pierwszego wagonu, resztę odczepię. Pociąg ruszy dalej tylko z jednym wagonem. Musi się udać. Nie miałem czasu zastanawiać się nad tym czy ten pomysł jest najlepszy. To jedyny  jaki mam i musi zadziałać. Strzelałem do wszystkich szyb w pierwszym wagonie. Martwi wypełzali z niego niczym mrówki z rozdeptanego mrowiska. Strzelałem, strzelałem i jeszcze raz strzelałem. Gdy brakło amunicji waliłem ich w łeb. Walizka posłużyła mi jako taran. Znowu zamieniłem okolicę w ocean krwi. Czułem, że opadam powoli z sił, przestawałem myśleć nad tym co robię, ręce samoczynnie wykonywały szerokie ruchy raniąc przeciwników. Nagle spostrzegłem, że czas się skończył. Pociąg ruszał a ja nie byłem w środku. Ruszyłem czym prędzej w stronę opuszczających stację wagonów. Biegłem ostatkiem sił. Zdążyłem złapać się ostatniego wagonu. Stanąłem na podeście i złapałem dwa głębokie wdechy. Wagony dalej były pełne martwych wiec nie przedostanę się między nimi do pierwszego. Dach. Muszę przejść po dachu. Wrzuciłem walizkę, potem siebie. Nigdy tego nie robiłem. Poczułem się niczym w filmie z Jamesem Bondem, o którym tyle mi opowiadano. Pociąg nabierał prędkości a uderzający podmuch wytrącał mnie z równowagi. Biegnę! Jak spadnę, to będzie koniec. Wyobraziłem sobie cienką linię po której muszę biec. Jestem na trzecim wagonie, jeszcze dwa. Wiatr uderzający w moje oczy sprawiał że łzawiły a obraz stawał się zamazany. Spostrzegłem tylko czarną kreskę przed sobą. Kurwa! Wiadukt! – Pomyślałem już po mnie. Jedyne wyjście, położyć się na brzuchu. Tak zrobiłem. Padłem na blachę dachu pociągu i przykleiłem się do niej niczym mały glonojad do szyby akwarium. Głowa na bok, zamykam oczy i albo przeżyje albo nie. Usłyszałem świst. Mijały sekundy a ja czułem jakbym leżał tam godzinami. Już? Minąłem wiadukt? Otworzyłem oczy, podniosłem głowę. Tak! Udało się. Znowu się udało. Powoli wstałem na nogi i jakimś cudem doszedłem do pierwszego wagonu. Ześlizgnąłem się i wszedłem oknem. Starałem zrobić to jak najbardziej cicho.  
W końcu nie chciałem żeby reszta zombiaków przelazła z pozostałych wagonów. Jestem w środku. Zauważyłem jednego w pierwszym. Widocznie nie wybiegł z pozostałymi gdy ich ostrzeliwałem. Zaszedłem go od tyłu, skręciłem kark i osunąłem delikatnie na podłogę. Podbiegłem na tył i gdy otworzyłem drzwiczki między łączeniem wagonów pasażerowie z drugiego spostrzegli moją obecność. Kurwa! Wszystkie twarze gapiły się na mnie. Wiedziałem, że w przeciągu sekundy ruszą w moją stronę. Tak się stało. Jednak byłem szybszy i złapałem za wajchę. Drugi wagon odczepił się od pierwszego. Widziałem jak pozostała część długiego konwoju zwalnia i oddalam się od nich. Wytchnienie. Położyłem walizkę na tylnym siedzeniu. Dla bezpieczeństwa przymocowałem ją dwoma linkami. Gdy byłem już pewny, że walizka dotrze bezpiecznie do celu pozostało opuścić pociąg. Jednak to teraz wydawało się łatwe. Poczekałem, aż pociąg dostatecznie zwolni i po prostu wyskoczyłem na trawiaste pola. Miałem przy sobie nadajnik GPS dzięki czemu pozostawało czekać, aż moi ludzie po mnie przyjadą.

Destiny

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda i horrory, użył 1553 słów i 8940 znaków, zaktualizował 4 paź 2017. Tagi: #Wszyscy #jesteśmy #zombiakami #zombie #opowiadanie

3 komentarze

 
  • AnonimS

    Podoba mi się

    29 wrz 2019

  • DziecieChaosu

    To jest po prostu rewelacyjne <3

    23 sty 2018

  • Jo

    Mistrzostwo :D

    4 paź 2017