Skrytobójca, cz.9

- Słuchaj słonko…
- Nie jestem słonkiem.- powiedziałam z irytacją.
- Oh stul pysk. Seth o wszystkim się dowie.
Wystraszyłam się. Nie chciałam być wyrzucona z tego domu, a alfa na pewni by to zrobił.
- Dobra. Co ode mnie chcesz? Zrobię wszystko.
Clay uśmiechnął się obleśnie.
- Grzeczna dziewczynka. Do zobaczenia jutro.
Chłopak wyszedł trzaskając drzwiami, a ja osunęłam się na podłogę. Wzięłam kilka głębokich oddechów.
Cóż, jutro musze być silna, pomyślałam.
Powoli wstałam i na trzęsących się nogach podeszłam do łóżka. Dotknęłam rękoma białego materacu i położyłam się na nim. Od razu po ułożeniu głowy na dłoniach odpłynęłam w krainę snów.

Przypomniała mi się moja przeszłość.
Najpierw śmierć rodziców. Znów staje się siedmioletnią dziewczynką, która jedzie na rodzinny piknik. Z głośników sączy się radosna muzyka, rodzice się śmieją z jakiegoś żartu, którego nie zrozumiałam, a ja przytulając do siebie małego misia z zaciekawieniem patrzę przez okno. Jedziemy przez pola, które teraz są żółte. Nad nami górują wysokie drzewa z rozłożysta koroną zielonych liści, trzymających się gałęzie rozcapierzonych jak naprawdę długie palce. Nagle słyszę, że mama mówi do taty, żeby uważał. Zmieniam pozycję i spoglądam przez przednie okno. Czarny samochód jadący za ciężarówką przyspiesza i wjeżdża na nasz pas. Chwilę później słyszę huk. Lecę do przodu, a potem gwałtownie do tyłu. Szyba obok mnie rozpryskuje się na kawałki. Czas się dla mnie zatrzymał. Widzę mojego tatę. Leży na kierownicy i ma rozcięte czoło. Jego oczy są otwarte i szkliste, a z ust i nosa leci mu ciemny, czerwony płyn. Mamy nie widzę tak dobrze. Jedynie jej głowę spoczywającą na desce rozdzielczej. Oboje się nie ruszają. nawet plecy się nie podnoszą, palce nie drgają. Są martwi.
Pogrzeb odbywa się w ponurej scenerii. Smugi deszczu trafiają we mnie i pana w czarnym płaszczu. Mam przemoknięte ubranie i włosy. Na szczęście dzięki wodzie spływającej po twarzy nie widać, że płaczę. Pan, którego trzymam za rękę mówił, że powinnam być dzielna i silna.
Kolejne wspomnienie dotyczy mojego pierwszego zadania.
Mam 13 lat i jak na swój wiek jestem o wiele dojrzalsza, niż moi rówieśnicy. Różowe włosy związałam w wysoką kitkę i założyłam na nie czarna czapkę. Moje ubranie wtapia się w ciemny cień którym idę. W butach ma schowane dwa noże, a dwa kolejne po bokach spodni, na wysokości kolan. Inne, bardziej zakrzywione mam przypięte do pasa, są idealne do podrzynania gardła, choć wtedy o tym nie wiedziałam. Ostatnie dwa mam na plecach, żeby je wyjąc musiałabym sięgnąć po nie nad ramieniem. Niestety są one zbyt krótkie do walki. Można jedynie nimi rzucać.  
Podkradam się cicho do otwartego okna. W środku jest ciemno. Lekko się wychylam i sprawdzam, czy jest pusto. Podciągam się na parapecie i siadam na nim. Zwinnie z niego zeskakuje na drewniana podłogę. Nie wydaje żadnego dźwięku. Bezgłośnie podchodzę do niedomkniętych drzwi. Zza nich sączy się żółte światło. Robie ostatni krok i deska pod moją stopą skrzypi. Zamieram. Prócz cichego trzaskania ognia w kominku nic nie słyszę. Postanawiam zajrzeć do środka.
- Wejdź. – słyszę.  
Ze zdenerwowaniem rozglądam się po pokoju.
- tak ty. Tam za drzwiami.
Przełykam ślinę i się prostuje. Pewnym ruchem otwieram drzwi. Zza pasa wyciągam noże i kieruje się w stronę starca siedzącego w fotelu z wysokim oparciem. Z uwagą przeszukuje pokój. Nic nie zwraca mojej uwagi.  
- Ty wiesz po co tu jestem.- mówię.
Siwowłosy człowiek z uwaga mi się przygląda.  
- Tak wiem… nie jesteś na to za młoda? Wyglądasz na nastolatkę.
- A nawet jeśli to co? I tak za chwilę zginiesz starcze.
Mężczyzna zbywa to milczeniem.  
Podchodzę do niego ostrożnie.
Koniuszkiem zakrzywionego noża sunę po jego ręce naznaczonej ciemnymi plamami. Ostrze jest tak ostre, że pozostawia za sobą krwawą linię sięgającą od nadgarstka aż do barku.
Przykładam mu nóż do miejsca gdzie jest tętnica.
- Psujesz całą zabawę starcze.
- Jeszcze będziesz tego żałować.
Puszczam to mimo uszu.
Pociągam. Nóż zagłębia się w ciele mężczyzny. Z jego szyi tryska ciemna ciecz. Ostrze tnie skórę i krtań ja masło. Całe pociągnięcie trwa zaledwie chwile. Kilka sekund.  
Moje pierwsze zadanie wypełnione.  
Biała koszula mężczyzny nabiera barwy czerwonego wina.
Odchodzę nie mają wyrzutów sumienia. Nie będę tego nigdy żałować.
Obraz zaczyna falować i powoli zanika. Od tego kręci mi się w głowie, więc zamykam oczy.
Podnoszę powieki. Oślepia mnie jasne światło, ale po chwili mój wzrok przyzwyczaja się do niego. Przede mną stoi tort z piętnastoma świeczkami. Zgaszonymi świeczkami. Ludzie zgromadzeni wokół stołu klaszczą. Co chwilę dostaję kolorowy, szeleszczący pakunek. Działam jak robot, odbieram paczkę, uśmiecham się, mówię dziękuje i stawiam obok krzesła na którym siedzę. Przyjęcie urodzinowe trwa jeszcze godzinę. Z ulgą żegnam gości i zamykam za nimi drzwi. Idę przez długi, biały hol do ogrodu. Szklane drzwi automatycznie się przede mną rozsuwają. Przekraczam próg i wchodzę na taras oświetlony zachodzącym słońcem. Schodzę po niskich stopniach. Przede mną leży kupka liści uzbierana dziś rano. Postanawiam się ich pozbyć. Chwytam zapałki ze stolika i zapalam jedną. Wrzucam ją do sterty. To samo robię z pozostałymi. Siadam obok.  
Trzymam w dłoni patyk i wkładam go do ognia. Czerwone płomienie oblizują go i po chwili zaczyna się palić. Nie puszczam go. Po prostu czekam na ból. Zamykam oczy i rozkoszuję się zbliżającym się ciepłem.  
Czuję jak coś gorącego obejmuje moją rękę. Podnoszę powieki. Z patyka została kupka popiołu, a cała moja dłoń się pali. W pierwszym odruchu zrywam się z ziemi i zaczynam machać ręką. Jednak po chwili dociera do mnie, że nic mnie nie boli, a jedynie łaskocze.
Jest to dziwne, ale i przydatne. Od tego czasu ogniem tuszowałam zabójstwa.
Reszta wspomnień to migawki, zdjęcia. Pojawiają się i po chwili znikają.
Zadanie od Iwana. Wnętrze samolotu. Wyrzucenie na brzeg przez ocean. Postrzelenie Nathana. Nauka panowania nad mocą. Zadanie.  
Zadanie. To o tym mówił Clay. Widzę szary kształt rzucający się na mnie. Ciskam w niego nożami. Ranie go. Walczę z nim. I widzę zimne, przenikliwe, szare oczy. Takie same jak u Clay’a.  
Uciekam na dół. Dzwonię. Gabriel przyjeżdża i mnie zabiera. Pamiętam jak ciskam ogniem w Sa’ela. Później widzę tylko ciemność. I w końcu się budzę. Już jako wilk.

Tym razem budzę się naprawdę. Patrzę przez okno. Jest już jasno.
- Widocznie przespałam całą noc.- mówię do siebie.
Zeskakuje z łóżka i kieruje się do drzwi. Szybkim ruchem otwieram je. Wpadam na korytarz. Biegnę przez niego i zbiegam po schodach. Zdyszana wpadam do kuchni. Zastaje tam całą grupę. Jednak swoje słowa kieruje do konkretnej osoby.
- Seth musimy pogadać. – mówię szybko.- i to pilnie.
*******************
przepraszam, że tak długo musieliście czekać na kolejną częśc, ale brakowało mi weny i czasu. no i przepraszam, że takie krótkie.

Karou

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 1312 słów i 7323 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik AuRoRa

    Dobrze, że napisałaś o jej przeszłości. Nie miała lekko.

    5 cze 2018

  • Użytkownik Gabi14

    ... Przeczytałam i przepraszam ale muszę od nowa przeczytać tę serie bo nie pamietam o czym jest :ppp

    20 wrz 2014