Skrytobójca, cz.11

Wybaczcie mi, że tak długo nie wstawiałam. brak czasu, weny i sporo nauki po prostu zrobiły swoje. Jak już pisałam to ostatnia część, więc postanowiłam nadrobić stracony czas długością.  
MIŁEGO CZYTANIA :)

*************************

Clay wbiega do pokoju z Klarą na rękach. Szybko kieruje się do salonu i kładzie dziewczynę na kanapie. Drogę jaką przeszedł znaczą ciemne krople krwi, która teraz plami jasny materiał.
Blondyn nie woła reszty watahy. Wie, że gdy poczują zapach krwi sami przyjdą.
Clay dopada do telefonu i wykręca, jedynie jemu znany numer. Po chwili po drugiej stronie słuchawki odzywa się zmęczony głos.
- Słucham?
- Gabriel… potrzebna mi twoja pomoc.
- Clay. Miło cię słyszeć…
- Nie ma czasu na uprzejmości. Mam tu umierającego wilka. Jesteś mi potrzebny.  
Po drugiej stronie rozbrzmiewa głucha kłótnia, lecz po chwili Gabriel znów się odzywa.
- Dobrze… będę za dziesięć minut.
Clay wzdycha z ulgą.
-Dziękuje.
W momencie gdy blondyn odłożył słuchawkę w pokoju pojawili się członkowie watahy. Na początku nie zobaczyli Klary leżącej na kanapie, tylko Claya, który zmartwiony siedział przy oknie i niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w dal. Nie patrząc na nich odezwał się.
- Byłem za nią odpowiedzialny… i jej nie dopilnowałem. – podnosi dłonie i ukrywa w nich twarz. Jego plecy poruszają się w rytm szybkich, przerywanych oddechów.
- Ale Clay… kogo? Co się stało?
Z piersi blondyna wyrywa się głuchy jęk.  
- Gdy kogoś przemienisz – mówi. – łączysz się z umysłem tej osoby, a ona twoją. Czujesz te same emocje, odczucia i pragnienia. Wszystko.
Przerywa na moment i wzdycha.  
- Tak jest z Klarą i ze mną. Z początku nie wiedziałem, że ją przemieniłem, ale gdy przyszła wtedy z Sethem poczułem. Poczułem tą więź. Rozpoznałem jej zapach. I wtedy ta więź tak jakby się wzmocniła… a ja to poczułem.  
- Ale co się stało?
- Seth ją dziś zaatakował. Gdy była w lesie. Ugryzł ją w kark. Obroniłem ją, nie udało mu się jej zabić, ale jednak przybyłem chwilę za późno. – z wyrazem bólu na twarzy zwraca wzrok na bladą dziewczynę leżącą na kanapie. – A teraz czuje jej ból, czuje to jak ona umiera… jak uchodzi z niej życie.
- Czyli czujesz jej ból. Ciekawe. – mówi Aleks.
Brat piorunuje go wzrokiem, ale się nie odzywa.
- Nie czas na takie myślenie. – upomina go Tom.
Siada na kanapie, która pod jego ciężarem skrzypi.
- Dzwoniłeś do szpitala?
- Nie…
- To zadzwoń.
- Nie przerywaj mi – warczy Clay. – Zadzwoniłem po kogoś zaufanego. Kogoś kto ją uratuje. Zaraz powinien się zjawić.
W tym samym momencie rozbrzmiewa dzwonek. Clay zrywa się z miejsca i prawie biegnie do drzwi. Szarpnięciem otwiera drzwi. Przed nim stoi blondyn o dwukolorowych oczach w których widać zmęczenie.  
Na jego widok Clay się uśmiecha. Ból, który czuje staje się prawie nie wyczuwalny, lecz gdy się odzywa ma wrażenie jakby kark mu płonął, a głowa miałaby za chwilę eksplodować. Zmusza się do wypowiedzenia tylko jednego słowa.
- Wejdź. – szarooki usuwa się Gabrielowi z drogi i wpuszcza go do środka.  
Zamyka za nim drzwi i przeciera kark zimą dłonią.  
- Gdzie jest ten wilk?
- W salonie. Na kanapie.
Przybyły gość wkracza szybko do wskazanego pokoju i okrąża mebel stojący naprzeciw drzwi. Po ujrzeniu kto leży na kanapie staje oszołomiony. Słysząc chrząknięcie kogoś otrząsa się i podchodzi do Klary. Nie wiedząc jak zareagują inne wilki nie okazuje tego co czuje.
Dokładnie ogląda ranę na karku dziewczyny.
- Kiedy to się stało?
- Zaledwie dwadzieścia… może piętnaście minut temu. – zmusza się do odpowiedzi Clay.
Gabriel patrzy na niego. Widząc jaki jest blady i z jaką siła rozciera kark domyśla się co się dzieje.  
- Więź?  
Blondyn nie musi udzielać mu odpowiedzi. W jego oczach wyczytuje, że ma rację. Kiwa głową i znów spogląda na Klarę.
- Jeszcze jest szansa. – mówi.
Gabriel skupia swoją uwagę na dziewczynie i przykłada dłonie do jej karku. Jego oczy stają się złote. Spod jego palców wydobywa się jasne światło i rozświetla skórę Klary.
Rany dziewczyny zasklepiają się. Widząc efekt swojej pracy wstaje i potrząsa rękami. Odwraca się uśmiechnięty do Clay’a. jednak w jego oczach widzi przerażenie. Ze strachem odwraca się i widzi Klarę wijącą się w konwulsjach i plującą krwią.
- cholera. Pomóżcie mi. Przytrzymajcie jej nogi i ręce. Czy ona jest wilkiem i potomkinią Starożytnej Rasy?
- Tak. Czemu pytasz?
- Bo jej moc odrzuca przemianę. Prędzej czy później to by się stało. te dwie rasy zawsze ze sobą walczyły.
- Więc dziwne jest to, że się przyjaźnimy. – Clay się uśmiecha, lecz po chwili twarz mu tężeje. – możesz coś zrobić?  
- Tak. Odbiorę jej moc. Przytrzymajcie ją.  
Dwójka chłopaków podbiega i chwyta dziewczynę za ręce i nogi. Gabriel klęka za głową Klary. Przykłada dłonie do jej skroni i zamyka oczy. Jej ciało zaczyna świecić. Włosy zmieniają barwę z różowej na rude, otwiera szeroko, już nie fioletowe, ale niebieskie oczy.  
Skończywszy Gabriel wstaje i z niepokojem przygląda się dziewczynie. Upewniwszy się, że nic nie już nie zagraża jej życiu zwraca się do Clay’a.
- Odebrałem jej moc i wymazałem pamięć. Nie będzie nic pamiętać. Jej wspomnienia to tylko bycie wilkiem i zabójcą. Nic więcej. A teraz zabierzcie ją do szpitala.
- Dziękuje Gabriel. – odzywa się Clay. – Ale co my mamy powiedzieć w szpitalu?
- Że miała wypadek.  
- Dobrze. Jeszcze raz dziękuje.
- Jesteśmy kwita.
Blondyn wychodzi.
- O co mu chodziło? – pyta się Tom?
- Nie twoja sprawa młody. To porachunki z dawnych lat. A teraz idź po samochód. – podnosi głos. – słyszeliście. Mamy ją dostarczyć do szpitala.
- I mamy tak po prostu o niej zapomnieć?  
- Ona nas nie zna. Zapamiętajcie to sobie. A teraz na dwór i do wozu. Już!

4 LATA PÓŹNIEJ

Cicho kroczę wśród cieni kamienic. Idę wykonać moje ostatnie zlecenie. Co jakiś czas ostrza noży zaczepionych po bokach wysokich butów połyskują w świetle ulicznych latarni.  
skręcam i wchodzę do obskurnej bramy. Słyszę szeleszczenie mojego długiego płaszcza… i jakieś głosy po mojej prawej stronie. Irytuje mnie to. Zdejmuje wierzchnią część odzienia i rzucam ją w stronę odgłosów. Chwilę po tym słyszę chrypienie, zapewne jakiejś starszej, bezdomnej osoby. Dźwięk wydobywający się z jej gardła jest z początku niezrozumiały, ale po chwili udaje mi się rozróżnić poszczególne słowa.
- Dziękuje kochane dziecko. Niech ci Bóg w dzieciach wynagrodzi.
- Oby nie – mruczę do siebie. Zastanawiam się co taka osoba robi w takim niebezpiecznym miejscu. – W jednej z kieszeni płaszcza znajdują się pieniądze. – mówię. – Weź je i wynajmij sobie mieszkanko w miłej okolicy. To nie miejsce dla starszej osoby.  
- Dzięki ci dziecko.
- Cała przyjemność po mojej stronie. – rzucam melodyjnym głosem i przyspieszam kroku.  
Zastanawiam się po co to zrobiłam. Przecież ta osoba, nie ważne czy kobieta, czy mężczyzna i tak wyda te pieniądze na wódkę i zorganizuje niekończącą się libacje. Ale jak już się coś oddało to się tego nie odbiera. Niestety.
odpycham te myśli i skupiam się na swoim zadaniu. Jestem tu po to by wykonać ostatnie zlecenie i przedostatnie zabójstwo.  
Dźwięk wysokich obcasów opadających na betonowe płyty niesie się po klatce schodowej. Wchodzę na pierwsze piętro i skręcam w lewo. Idę na wprost metalowych drzwi. Drapię paznokciami w twardy materiał. Nieprzyjemny dźwięk jaki się spod nich wydobywa przyprawia mnie o dreszcze na plecach. Moja dłoń sunie w dół prosto do klamki. Chwytam ją mocno i naciskam.  
Ku swojemu zdziwieniu drzwi otwierają się pod moim naporem i chwilę później oślepia mnie jasne światło.  
widzę jedynie ciemną postać z uniesioną ręką, a po chwili czuje rwący ból w prawym ramieniu. Nie przejmuje się tym. Prędzej czy później minie. Zasłaniam oczy dłonią i patrzę przez palce. Widzę otyłego mężczyznę w średnim wieku… do tego nagiego. Ohyda. Wchodzę do mieszkania i zamykam za sobą drzwi. Zsuwam po nich rękę. W zamku czuję klucz. Uśmiecham się po nosem. Chwytam za niego i przekręcam. Towarzyszy temu ciche kliknięcie, które tylko ja słyszę. Teraz mi nie ucieknie.  
- Nie zbliżaj się. – słyszę piszczący głosik. Chce mi się śmiać. Taki odważny gdy bije żonę i krzyczy na zaledwie pięcioletnie dziecko, a boi się zwykłej dziewczyny. Mniejszej i lżejszej kilka razy.  
mężczyzna stoi przede mą i celuje we mnie pistoletem. Mierzę go od stóp do głowy. Zwisający fałdy tłuszczu przyprawiają o mdłości. Słyszałam już gdzieś stwierdzenie "jaki daszek, taki ptaszek”, ale to jest lekka przesada bo u niego nic nie widać. Zastanawiam się tylko jak on się mieści w jakiekolwiek rzeczy.  
- Nie zbliżaj się bo… - mówi tym samym głosikiem co wcześniej.
- Bo co? Postrzelisz mnie? A proszę bardzo i tak się z Toba rozprawię. – mówię.  
- Ha. Niby jak? Jesteś postrzelona. Ranna w ramie. Teraz nic mi nie zrobisz.
- Tak myślisz? To patrz.
zsuwam z prawego ramienia ramiączko bluzki i pokazuję mu ranę. Cieszę się, że światło pada na mnie. przynajmniej wszystko widać.
czuję łaskoczenie w miejscu gdzie znajduje się nabój. Chwilę później słychać uderzenie pocisku o drewnianą podłogę.  
Oszołomiony mężczyzna stoi z otwartymi ustami i się nie rusza. Korzystam z okazji i kopnięciem wytrącam mu broń z dłoni.
- A więc – mówię – gdzie jest ona i to cholerne koło?
- Jakie koło?
- O rany. Nie zgrywaj głupiego. Dobrze wiem, że zapraszasz tu swoich koleżków i urządzacie sobie orgie torturując przy tym niewinne dziewczyny porwane z ulicy. Więc gdzie ono jest? – na ostatnie słowa kładę największy nacisk. Gdy widzę, że mnie nie słucha wyjmuję zza pasa dwa ostre noże.  
- Masz dwie opcje. – pokazuję mu wilcze kły. – zginiesz szarpany i gryziony przez wściekłego wilka i będziesz umierał w męczarniach, bądź – ostrze noża lśni w świetle żarówki. – szybko i bezboleśnie. Ty wybierasz.  
Mężczyzna z niepokojem rozgląda się po korytarzu, gdy patrzy na mnie, w jego oczach widzę strach. Uśmiecham się.
- A więc – mówię. – prowadź.
Ruszając swoimi fałdami tłuszczu odwraca się i idzie do pokoju po prawej stronie. Wchodzę za nim do środka. Pomieszczenie obite jest czarną wykładziną, a okna zabite są deskami. Do jednej ze ścian przymocowana jest wielka szafka. Zamknięta szafka. Na jego… a także na moje szczęście, . Na środku pokoju stoi wielkie koło, na którym leży młoda blondynka. Na jej piersiach i brzuchu widnieją siniaki wielkości pięści. Wzrokiem schodzę niżej. Jej nogi są na szczęście bez skazy. Gdy chce już oderwać wzrok zauważam zadrapania na wewnętrznej stronie ud. Patrzę jej w oczy, znajome oczy. Widzę w nich wołanie o pomoc. Dokładniej przyglądam się twarzy dziewczyny i rozpoznaje w niej Sandrę. Córkę mojego zleceniodawcy. To jeszcze bardziej komplikuje sytuację.  
- Rozwiąż ją i daj jej jakieś rzeczy. – warczę do mężczyzny.
Otyły facet nawet nie protestuje. Podchodzi do koła i rozpina pasy zaciśnięte na rękach o nogach dziewczyny. Widzę jak jego ręce krążą niebezpiecznie blisko piersi nastolatki.
- Nawet nie próbuj – mówię.  
Odpięta już Sandra wstaje i ostatkiem sił podbiega do mnie. Chwytam ją w pasie, żeby się nie przewróciła.  
- Daj jej jakieś rzeczy. – cedzę przez zęby.  
mężczyzna podnosi z ziemi ubrania nastolatki i podaje mi je. Staram się nie dotknąć jego dłoni. Sam widok napawa mnie obrzydzeniem, więc wolę nie tykać jego tłustego cielska nawet przez sekundę. Wyrywam mu rzeczy z dłoni i wpycham w uścisk dziewczyny.
- Wiesz gdzie łazienka? – pytam.
na potwierdzenie kiwa głową.
- To idź się szybko umyj i przebierz, po wszystkim odwiozę cię do domu.  
Zostaje z facetem sam na sam. Czekam, aż Sandra wejdzie do łazienki i dopiero wtedy się odzywam.  
- Kładź się na tym cholernym stole.  
Mężczyzna podchodzi do koła i układa się na nim. Szybko się do niego zbliżam i zapinam skórzane pasy na jego rękach i nogach.  
- Więc… od czego zacząć? – wyciągam jeden z noży. – od brzucha? – przejeżdżam ostrzem po jego skórze mocno ją nacinając. – od rąk? – wbijam nóż w dłoń leżącą na stole. Wyciągam drugi, obchodzę koło i robię z nim to samo co z poprzednim. – od nóg? – wyciągam dwa ostrza i wbijam mu je po wewnętrznej stronie ud, tak że zatrzymują się dopiero na rękojeści. Mężczyzna wyje z bólu, a ja rozkoszuje się tym dźwiękiem. – wybieraj – mówię.  
- Ty dziwko. – słyszę.
- Czyli od brzucha.  
Sięgam za plecy i z pochwy wyciągam nóż z ostrzem dłuższym niż pozostałe.
- Gdzie zacząć? Od szyi? Czy od pachwin? Przynajmniej wytnę ci trochę niepotrzebnego tłuszczu.
- Przepraszam, przepraszam. Zrobię wszystko co chcesz tylko mnie uwolnij. – na jego policzkach pojawiają się łzy.
- A jak katowałeś swoją żonę nie potrafiłeś być człowiekiem. Byłeś takim samym potworem jak ja. – na chwilę milknę. – Zaczniemy od pachwin.
Chwytam mocniej nóż i wbijam go u dołu brzucha mężczyzny. Jego wrzask drażni moje uszy. Denerwuje mnie to. Szarpie nóż w górę wielkiego cielska i przecinam jego brzuch na pół. Mężczyzna krzyczy coraz głośniej. Zaczynam się cieszyć, że ten pokój jest wygłuszony. Przynajmniej nic nie słychać. Dojeżdżam do szyi i wyjmuje ostrze. Wbijam je ponownie w dalszy bok mężczyzny i ciągnę w swoją stronę. Wyciągam noże z jego ciała i wycieram o ubrania leżące na ziemi. Każdy nóż chowam po kolei do pochew. Patrzę na swoje dzieło – jeśli można to tak nazwać.  
- Zdechniesz zanim ktokolwiek cię znajdzie.  
Wychodzę z ciemnego pokoju i zamykam za sobą drzwi. W tym samym momencie z łazienki wychodzi Sandra.  
- Jak się czujesz?  
- Mogłoby być lepiej.  
- Czy on ci coś zrobił? Prócz tych siniaków? Czy on…  
- Nie zdążył. Broniłam się ile mogłam, aż w końcu uznał, że będę fajną zabawką dla jego kolegów.  
- Zmęczona?  
- Tak.
- To jedziemy do domu. – mówię.  

Po kilku minutach powolnego marszu stoimy już przy moim samochodzie. Dziewczyna przez całą drogę ledwo szła, więc każę jej się położyć na tylnim siedzeniu. Sama siadam na miejscu kierowcy i odpalam auto. Powoli ruszam w kierunku głównej ulicy.  
Dojechanie do domu mojego zleceniodawcy zajmuje mi kilkanaście minut. Gaszę pojazd i wychodzę z niego na chłodne, orzeźwiające powietrze. Wybieram numer właściciela okazałej posiadłości, pod którą właśnie stoję.
- Szefie? Tak sprawa załatwiona po cichu nikt… prawie nikt nie wiedział, że tam jestem. – odsuwam telefon na kilka centymetrów i nawet z takiej odległości słyszę wiązankę przekleństw jaka wydobywa się z głośniczka. – To pańska córka – mówię – przywiozłam ją ze sobą.  
Rozłączam się i wsiadam za kierownice samochodu. Czekam, aż brama przy której zaparkowałam parę chwil wcześniej zostanie otwarta. Po kilku sekundach słychać jak zaczyna pracować mechanizm rozsuwający oba skrzydła. Odpalam pojazd i z duszą na ramieniu wjeżdżam na podjazd. W końcu nawet najlepszy zabójca ma prawo się bać.  
Na schodach willi stoi gładko ogolony mężczyzna w czarnym jak noc garniturze. Ręce, w geście nonszalancji, ma schowane w kieszeniach, lecz ja wiem, że czeka mnie nieprzyjemna rozmowa.
Wychodzę z auta i otwieram tylnie drzwi. Pozwalam jednemu z ludzi szefa zabrać dziewczynę do środka. Sama natomiast podchodzę do mojego zleceniodawcy.  
- Jak ona się tam znalazła? Przecież nawet nie wie kim jesteś.
- To bydle ją porwało szefie. Rozprawiłam się z nim jak należy i zostawiłam żeby zgnił.  
- Ty jesteś niepoważna? Smród jego ciała kogoś zaniepokoi. Będzie próbował dostać się do środka, a jak mu się nie uda wezwie policje.  
- Pokój w którym został jest wygłuszony i szczelnie zamknięty, więc żaden smród nie powinien nikogo zaniepokoić… a nawet jeśli to i tak nie znajdą żadnych odcisków – podnoszę moje dłonie i pokazuje mu skórzane rękawiczki. – nie mają jak.  
Odwracam się i schodzę po marmurowych schodach. Ojciec Sandry mnie woła, lecz nie zwracam na to najmniejszej uwagi. Gdy już jestem przy aucie słyszę szybkie kroki za sobą.  
- Gdzie ty się wybierasz? Chyba zapomniałaś, że dla mnie pracujesz.  
- Ja o niczym nie zapomniałam. Czego nie można powiedzieć o tobie. Nasza umowa właśnie dobiegła końca. Spłaciłam już swój dług. Mogę iść wolno.  
Widzę jak zaciska usta w wąską linię, a jego oczy ciskają piorunami.
- Mam pewną radę. Przebadaj swoją córkę. Mam pewne obawy, że ten łajdak ją wykorzystał.  
Osiągnęłam swój cel. Jego twarz wykrzywia przerażenie. Odwraca się na pięcie i wbiega po schodach, by po chwili zniknąć za ciężkimi drzwiami.  
Wsiadam do samochodu i odpalam go, by po chwili ruszyć z piskiem opon.

Muszę przejechać prawie całe miasto, by dotrzeć do celu mojej podróży. Zatrzymuję się na pustym parkingu i wysiadam z auta. Z bagażnika wyciągam dwa pistolety z pełnymi magazynkami i wkładam je do kabur przyczepionych do pasa. Zostawiam otwarty samochód z kluczykami w środku. Nie będę już go używać, więc nie jest mi potrzebny. Zanim jednak odejdę na dobre, ściągam wysokie szpilki i wkładam lekkie, płaskie buty, idealne do biegania. Dopiero wtedy ruszam truchtem w kierunku ulicy.  
Po kilku minutach jestem pod obskurnym klubem. Zamiast wchodzić do środka normalnie wolę poszukać uchylonego okna prowadzącego od razu do prywatnych pokoi gości właściciela tego "małego burdelu”.  
Zauważam brak jednego okna na wysokości piwnic. Podchodzę do otworu i zaglądam do środka. Białe kafelki zdobią ścianę na której wiszą lustra i popękaną w niektórych miejscach posadzkę. Rozglądam się czy nikt mnie nie zauważy, po czym sprawnie wskakuje do środka.  
Otrzepując kolana i ręce podchodzę do drzwi. Naciskam klamkę i ku mojej uldze ustępuje ona pod moim naciskiem. Wchodzę do brudnego korytarza oświetlonego zaledwie kilkoma żarówkami. Kieruję się w stronę głośnej muzyki.  
Gdy wchodzę na salę zaczynam żałować, że nie wzięłam ze sobą stoperów. Przynajmniej nie słyszałabym jazgotu wydobywającego się z głośników.
Kieruję się do wąskich schodów na prawo od korytarzu z którego właśnie wyszłam. Moje kroki wygłusza czerwone linoleum ułożone na nich, choć i tak staram się zachować ostrożność i być jak najciszej. Będąc na samej górze przystaje na chwilę i nasłuchuję. Mój czuły słuch wychwytuje cichą rozmowę, która przybiera na sile. Wychylam się zza ściany i z ulga stwierdzam, że to tylko dwie skąpo odziane dziewczyny idą potańczyć. Zniecierpliwiona czekam, aż mnie miną i dopiero wtedy ruszam.  
W myślach przywołuje do siebie rozmowę, która podsłuchałam zaledwie tydzień temu  
[pokój numer trzynaście, będę bez ochroniarzy. Przygotuj się słonko]
[oczywiście mój Bossie]
na samo wspomnienie o tym mój lekki obiad podchodzi mi do gardła. Przełykam ślinę i przywołuje swoje myśli do porządku.  
Zanim skręcę w kolejny korytarz wyciągam obydwa pistolety. Szybkim krokiem wychodzę zza zakrętu i strzelam. Z zadowoleniem stwierdzam, że moja celność po raz kolejny mnie nie zawiodła. Oba pociski trafiły w głowy ochroniarzy stojących przy drzwiach.
Jednak wiem, że musze działać szybko. Lada moment zjawią się tu przydupasy Bossa zaalarmowani strzałami. Przekręcam gałkę w drzwiach i wchodzę do środka. Zanim dziewczyna i mężczyzna, którego obrałam za swój ostatni cel zareagują – strzelam, ale nie tam gdzie chciałam. Trafiam w ramię faceta. Tyle wystarczy, żeby blondynka zaczęła krzyczeć, a Boss mógł nacisnąć przycisk alarmujący.  
Zirytowana krzykami i szlochem blond włosej dziwki strzelam do niej, a po chwili nastaje cisza przerywana krokami dobiegającymi zza drewnianych drzwi. Błyskawicznie podnoszę broń i celuje. W momencie gdy się otwierają pada strzał. Chwilę później stoję już przy oknie. Rzucam ochroniarzom nieme wyzwanie i wyskakuje, rozbijając przy tym szkło na drobne kawałki. Upadam na dach samochodu i jęczę z bólu. Jednak nie mogę pozwolić sobie na taki luksus jak choćby kilku minutowy odpoczynek. Zsuwam się z auta i biegnę w stronę przystani. Za sobą słyszę odgłosy uderzania butów o beton.  
- Czyli już wyskoczyli – mruczę po nosem. – Oby mi starczyło sił.  
Pochylam się i przyspieszam. W oddali słyszę już szum morza. Jednak nie on zwraca moją uwagę. Ktoś jedzie na motorze. Szybkim motorze.  
Nie mylę się. Chwilę później zza zakrętu wyjeżdża Yamaha. Właściciel pojazdu zatrzymuje go przy jednej z bram. Dopadam do niego i wyrywam mu kluczyki z ręki. Chwilę siłuje się z motorem i sekundę może kilka później jadę nim przez ulice nadmorskiego miasta.  
Po kilku godzinach bezcelowego krążenia na obrzeżach metropolii zostawiam motor pod jednym z jednorodzinnych domów i kieruje się na wysoki klif znajdujący się niedaleko.  
Siadam na jego skraju i przypatruje się wschodzącemu słońcu.  
- Po co ta cała szopka? – słyszę.
Nie patrzę kto mnie o to pyta, po prostu odpowiadam.  
- Dla zabawy.  
- Zabijasz dla zabawy?
- Ach… nie. Zabijane to moja… praca, choć teraz już była… już tak nie zarabiam…
- Więc co jest według ciebie zabawą? – warczy nieznajomy.
- Ucieczka. Często bolesna, ale niesamowita pod względem ryzyka, że mogą cię złapać i adrenaliny jaką odczuwamy. To jest zabawą.  
Podpieram się i wstaje. Odwracam się, by spojrzeć na mężczyznę celującego do mnie z pistoletu.  
- Dalej. – mówię. – celuj.  
Nieznajomy się nie zastanawiam. Po prostu strzela.  
Cofam się o krok.  
Jeszcze jeden strzał.
Rozkładam ramiona.
I kolejny. W prawe ramię.
Robię ostatni krok w tył i tracę równowagę. Spadam.
Ręce chłodnego wiatru popychają mnie ku pieniącym się falom. Po kilku krótkich sekundach opadania czuję jak uderzam o tafle wody. Chłodne i mokre macki obejmują moje ciało i wlewają się do ust.  
"Jacy ludzie są głupi” myślę i zamykam oczy.

Karou

opublikowała opowiadanie w kategorii przygoda, użyła 4034 słów i 22509 znaków.

9 komentarzy

 
  • Karou

    skleciłam dopiero jeden akapit w sukkubie, a później wzięłam się za książke Kinga (ona ma ponad 1000 stron XD) więc Śledziku módl się żeby mnie to cudo nie wciągnęło ;D

    27 gru 2014

  • Sledzik985

    Mam nadzieje że Sukkuba. :D Czekam na to, tylko nie wiem czemu, ale Sukkub bardziej mi się widzi jako blondynka a nie brunetka jak to ujęłaś. No nic, szkoda. :D Właściwie to ja jestem ostatnią osobą która powinna się wypowiadać o dodawaniu. Mam pomysł na mniej więcej 7 opowiadań. W czym jedno strasznie długie, i około 17 kartek zapisanych dopiero. Tak samo z 180 stopniami- mam kilka części w przód na kartkach, ale nie chce mi się tego przelewać do komputera. Takie lenistwo.. :D Wolę sobie poczytać książkę/ mangę (kupiłem dziś coś genialnego, GOTH się nazywa. Nawet osobą które nie lubią takich rzeczy powinno się spodobać) i jarałem się dziś tym że nei chciało mi się nawet przepisywać.. :D

    27 gru 2014

  • Karou

    goście nawiedzali mnie przez te kilka dni i po prostu nie miałam ani chwili wolnego czasu by sklecić choć pare słów, a jak już miałam to byłam tak zmęczona, że mi się po prostu nie chciało :) ale kolejna część się pojawi (tyle że nie tego opowiadania)

    27 gru 2014

  • Sledzik985

    Prawdopodobnie druga część skupi się na odzyskiwaniu pamięci?  
    Skoro już mowa o pisaniu to może czas wstawić drugą część 180... :D

    27 gru 2014

  • Karou

    więc czas na pisanie :)

    23 gru 2014

  • Sledzik985

    Domyśliłem się tego, ale miałem pewną wątpliwość co do tych zamkniętych oczu. :D Pisz jeśli masz pewność że poziom nie spadnie. ;)

    22 gru 2014

  • Karou

    to prawda :) dlatego na końcu pojawia się jej myśl : „jacy ludzie są głupi”  
    chyba napisze 2. serie ale nie jestem jeszcze pewna ;p

    22 gru 2014

  • Sledzik985

    Nawet nie wiesz jaki banan na twarzy mi się pojawił jak zobaczyłem w powiadomieniach że dodałaś tą ostatnią część Skrytobójcy. ;D  
    Tylko jedno mi nie daje spokoju.. Skoro została jej odebrana moc demona, to zostaje wilkołaka. Wilkołaki przecież są nieśmiertelne, jedynie srebro jest je w stanie zabić. Nieprawdaż? :D

    22 gru 2014

  • EWA

    Pisz dalej :blackeye:

    21 gru 2014