Po drugiej stronie cz. 5 (ostatnia)

Pierwsze wrażenie jakie odniósł John było nieco mylne. Dopiero kiedy przyjrzał się uważniej postaci, która do niego zagadała dostrzegł jak bardzo ona się trzęsie. Wyczuł stres kobiety, na policzkach lśniły łzy, więc to dlatego powstała iluzja skóry mieniącej się w świetle Księżyca. Jednak reszta szczegółów zgadzała się, czyli piękne oczy oraz włosy sięgające do ramion. I tak odbierał ją jako niezwykle urodziwą istotę, poczuł niewidzialną linię zbliżającą ich do siebie.

- Pomoc… pomoc mężczyzny? Co pani przez to rozumie?
- Oj… to delikatna sprawa, proszę! Chodźmy razem, opowiem po drodze - zaproponowała.

John ma na uwadze to, że za moment wróci Ru - Kwen(Bruce) i zapewne bez wahania otumani kobietę, aby następnie odesłać ją tam skąd przyszła albo zdecyduję się na coś gorszego… Wuo - Min nie chciał tracić kontaktu z dziewczyną, a tak będzie jeśli pozna Bruce’a. Zatem trzeba działać szybko, ponieważ taka okazja może się już nie powtórzyć.

- W porządku, wydaje mi się że to sprawa wielkiej wagi dla pani. Nie ma co zwlekać!
- Dziękuję, tędy…

Ruszyli We dwoje w głąb parku, zrobiło się tam trochę mroczniej, lecz nie całkiem ciemno. Wszystko przez nieliczne lampy, a niektóre z nich w ogóle nie spełniały powierzonej im roli, bo nie działały. W takiej atmosferze John zachodził w głowę co jest dla tej niezwykłej kobiety problemem, że musi zagadywać obcego faceta, do tego późno w nocy? Chyba teraz jest odpowiedni moment na to pytanie.

- Tak idziemy i idziemy… a ja wciąż nie wiem w jakim celu, może mnie pani w końcu oświecić?
- Oj, chodzi o to… widzi pan, jechałam samochodem. Wracałam z pracy, tak z pracy - zdaję sobie sprawę jak to późno, ale niestety firma ma terminy których trzeba dotrzymywać. Do rzeczy, jadę tym autem, fakt - za szybko, zero ostrożności! No i stało się!
- Znaczy, co się wydarzyło?
- Potrąciłam coś, to była żywa istota! Wiem bo usłyszałam krzyk… lub jęk bólu, w każdym razie zderzyłam się! Byłam w szoku, ciągle jestem zresztą, działałam instynktownie… uciekłam nawet nie sprawdziłam kto to był… - zakończyła zawieszając głos.  
- Dlaczego? Chce pani powiedzieć, że zostawiła…
- Tak, dopiero teraz to do mnie dotarło, sam pan widzi - ja naprawdę potrzebuję pomocy!

Dla Johna to niezrozumiałe, cóż za lekkomyślność tej pięknej kobiety, czemu nie zainteresowała się losem poszkodowanego, a może nawet… trupa? Porzucił natychmiast czarny scenariusz i skupił się na drodze do miejsca wypadku. Jednocześnie zaczął pocieszać, a także tłumaczyć nieroztropne zachowanie dziewczyny.

- Niech się pani uspokoi, zaraz sprawdzimy do jakich szkód doszło. To niedaleko już, prawda? Ważne jest że nie uciekła pani samochodem, ale poszła w poszukiwaniu pomocy. To szlachetne… w pewnym sensie, rozumiem szok oraz stres przez jaki pani przechodzi.
- Naprawdę, miał pan do czynienia z podobnym zdarzeniem? - zdziwiła się.
- Tak… - skłamał aby podnieść ją nieco na duchu. - Wolałbym o tym nie mówić teraz, ale jak będzie po wszystkim…
- O! Tutaj… moje auto i…
- Aha, chyba widzę…

Wuo - Min podszedł bliżej ofiary wypadku, dostrzegł coś pozytywnego - ranny wciąż oddycha, znaczy można mu jeszcze pomóc. Kucnął bezpośrednio nad nim i stwierdził, iż nie jest to człowiek. Potrącony został niewielki pies! Dotknął jego głowy, po czym pogłaskał go, zauważył złamane łapy oraz ranę brzucha. Jeśli mu natychmiast nie udzieli pomocy to wykrwawi się na śmierć. Na szczęście siły witalne mają moc leczniczą, więc bez zastanowienia przystąpił do działania. Wziął psiaka w objęcia jednocześnie przekazując mu część energii, zwierzak znieruchomiał zupełni, a strumień sił witalnych wypełnił go w całości. Moc kierowana przez Johna w odpowiednich proporcjach zadziałała tak jak tego oczekiwał - pomogła psu, łapy w stanie sprzed wypadku, tak samo z raną na brzuchu. Zwierzę na powrót zaczęło się ruszać i wesoło merdać ogonem.

- Wszystko w porządku droga pani!
- Tak?!
- Jak najbardziej, to był piesek - o ten co go mam na rękach. Niech pani podejdzie, chyba nic mu nie jest, proszę do nas - zachęcał Wuo - Min.
- Wow, faktycznie wygląda dobrze. Ale jestem pewna, że został mocno trafiony… oj, jaki on słodki!
- Może go pani zabrać…
- Ja wiem, co prawda nie ma obroży…
- Biedak nie ma domu, a myślę że jest mu pani winna przysługę - choćby i nocleg, dobrą karmą pewnie też nie pogardzi - przekonywał John obserwując jej bajeczne oczy.
- Dobrze! Wezmę go, ale… musi nam pan towarzyszyć. Ciężko będzie znaleźć w środku nocy sklep z karmą dla psa. We dwoje, właściwie we troje raźniej, czyż nie?

Zen - Wuo - Min z radością przyjął ofertę Ksenii, bo tak ma na imię kobieta, która oczarowała obywatela Nowego Świata. On pozostał już Johnem na stałe, a historia potoczyła się następująco. Mianowicie Bruce(Ru - Kwen) nigdy więcej nie spotkał Wuo - Mina, ponieważ zatruł się zdobytym hamburgerem, śmiertelnie! Potężna dawka mięsa stanowiła wyzwanie dla człowieka spoza Starego Świata, albowiem trzeba wiedzieć jak odżywiali się jego krajanie. Otóż jedzono bardzo rzadko, w dodatku w znacznie mniejszych porcjach niż tutejsi ludzie. Związane jest to z siłami witalnymi, które również pełnią funkcje odżywcze, tj. dostarczają niezbędnych tłuszczy, węglowodanów, witamin, itd. Dlatego też zwyczajny hamburger okazał się ostatnim posiłkiem Ru Kwena.

Nowy Świat. Wyprawa pod przywództwem Senior Zena(Zen - Si - Quona) w składzie: Zen - Di - Ons, Zen - Bon - Szu wróciła bez większych przeszkód do domu. Stawili się wszyscy trzej przed O - Zen - Kuo ukazując mu Ocalenie, zadowolony Mędrzec wyraził wdzięczność śmiałkom za ich trud włożony w misję oraz oparcie się pokusie niezwykle dużej mocy. Chociaż Senior Zen poinformował Mistrza o stracie dwóch młodzieńców i obwiniał o to siebie to O - Zen - Kuo powiedział mu:

- Nie zamartwiaj się, każdy z nich otrzyma to na co zasługuje. Ja znam ich dalsze losy, spokojnie…

Wiadomo co spotkało Zen - Ru - Kwena, natomiast Zen - Wuo - Min tak jak wspominałem już do końca życia znany był pod imieniem John. Zaprzyjaźnił się z Ksenią nie korzystając z manipulacji mocami witalnymi. Nie! Podjął wysiłek zbudowania relacji w oparciu o szczerość, uczciwość oraz poczucie humoru. Udało się to zrealizować w 100%. Ksenia nigdy dotąd nie spotkała podobnego mężczyzny. Otoczył ją opieką jakiej nie znała od wielu lat, jakby znów miała oboje rodziców - tak, to prawdziwe rodzicielska opieka! John jest wartościowym człowiekiem, którego ciężko znaleźć pośród znanych jej ludzi. Ostatecznie zrodziło się między nimi głębokie uczucie. Wzięli ślub, założyli rodzinę i odnaleźli prawdziwe szczęście okraszone piątką dzieci. Do końca życia pozostali sobie wierni, a ich miłość umacniała się każdego dnia.

moonky

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 1298 słów i 7111 znaków.

Dodaj komentarz