Po drugiej stronie cz. 4

Ogromna moc płynąca z Ocalenia wypełniła Senior Zena oraz Bon - Szu, co prawda Mistrz przestrzegał przed niespotykaną siłą, ale całe zjawisko zaskoczyło obu mieszkańców Nowego Świata. Mędrzec podkreślał wielkość mocy witalnej wewnątrz Ocalenia i rzeczywiście taka ona jest. Wypełnia organizmy naprawdę potężny żywioł, który napręża mięśnie do granic wytrzymałości, Bon - Szu oraz Zen - Si - Quon cierpią z bólu, lecz jednocześnie odczuwają wielką siłę. Dopadła ich pokusa, aby mieć jej teraz więcej i więcej. Zapomnieli już o tym, że należy jak najszybciej uwolnić pobraną moc, ta potęga dodała im również pychy, a także arogancji. Senior Zen po raz pierwszy w życiu chce czerpać korzyści dla siebie, dostrzega wokół słabych ludzi, może ich zniszczyć. Podobnie jak Bon - Szu, z tymże on pragnie dewastować ten zepsuty Stary Świat, całkowicie zapomniał o empatii, moc czyni z niego bezdusznego człowieka, bez żadnych skrupułów.  

- Senior Zen! Senior Zen! Uwolnijcie siły witalne! Natychmiast, póki nie jest za późno! - nawołuje Zen - Di - Ons widząc co się dzieje.
- Milcz głupcze! Dołącz do nas albo giń!
- Co się z wami dzieje?! Czas to zakończyć!

Młodzieniec postanowił przejąć siły witalne, które pobrali jego towarzysze. Zamknął oczy, następnie wyciągnął ręce w kierunku Bon - Szu i używając własnej mocy rozpoczął transfer sił witalnych. O dziwo poszło niezwykle łatwo, bo już po kilku sekundach strumień mocy w postaci mgły zaczął płynąć do atmosfery. Di - Ons przywrócił partnera do pierwotnego stanu, zatem stał się znów świadom swoich słów i czynów.

- Co ty tu robisz?! Miałeś pilnować aby nikt nie przeszkadzał mnie i Senior Zenowi!
- Kto by was wtedy uratował? Spójrz na Si - Quona! Moc go opętała, ciebie też! Musiałem interweniować, a teraz potrzeba mi twojej pomocy.
- Że jak?! - spojrzał na Senior Zena - O rany! Jest w… transie! Okropność!
- Przyłączcie się do mnie lub marnie skończycie! - grzmi Si - Quon.
- Dawaj! Musimy uwolnić go od tej mocy!
- Dobrze, teraz!

Di - Ons wraz z Bon - Szu okrążyli Si - Quona aby osaczyć wypełniającą go ogromną moc witalną. Ich skupienie pozwoliło, choć nie było to proste, otrzeźwić Senior Zena. Cała potężna siła uleciała w powietrze jako szary dym, a przywódca wyprawy upadł na kolana kompletnie wycieńczony. Zdyszany powoli dochodzi do siebie, a jego towarzysze podbiegli aby sprawdzić stan zdrowia Si - Quona.

- Oj, co to było? Jaka wielka moc, zrobiło to ze mnie potwora, cóż za koszmar!
- Senior Zen! Byłeś świadomy, jak to możliwe?!
- Walczyłem z… nie wiem co to było, ale całkowicie przejęło nade mną kontrolę. Nic nie mogłem poradzić, na szczęście pomogliście mi, chwała wam za powodzenie misji! Jednak to poczeka, chodźcie… Sam jestem ciekaw postaci naszego Ocalenia!- zakrzyknął Si - Quon.

Cała trójka wędrowców skierowała się w jednym kierunku. Po chwili ujrzeli sześcian o niewielkich rozmiarach, może 30 x 30 cm, jego barwa niczym błękit morski - jasne światło promieniało dookoła. Wszyscy stanęli jak wryci będąc pod wrażeniem tegoż małego obiektu. Pamiętali doskonale słowa Mędrca, mianowicie:

‘Kiedy uwolnicie moc, wówczas Ocalenie da się dotknąć bez żadnych konsekwencji, zatem schowajcie albo… jeżeli to żywa istota chrońcie owo… coś! W tym jest nasza nadzieja na owocną przyszłość.’

Senior Zen powoli zbliżył się do błękitnego sześcianu i potarł go lekko dłonią.

- Niezwykłe, prawdziwy cud, a jaki ciepły i przyjemny w dotyku… Podejdź Di - Ons, ty też Bon - Szu!- zawołał młodzieńców.

Także oni doświadczyli uczucia ciepła, gładkiej powierzchni, poza tym otulił ich spokój oraz pogodna atmosfera. Jakby znów przebywali w domu, Nowy Świat zamknięty w kostce, w powietrzu unosił się zapach lasów - wyjątkowa woń, nie do pomylenia z niczym innym. Teraz każdy miał już pewność, że O - Zen - Kuo miał absolutną rację, ponownie ich nie zawiódł.

- Di - Ons, podaj torbę…
- Dobrze, Senior Zen to… - otworzył trzymaną na ramieniu torbę - … to takie piękne… - postawił ją przed Si - Quonem - …ale takie podejrzane, że nikt się tym nie zainteresował, prawda?

Senior Zen zajęty chowaniem Ocalenia zignorował uwagi młodzieńca, w tej chwili interesuje go wyłącznie los sześcianu. Delikatnie ujął kostkę w obie dłonie i ostrożnie przeniósł do torby, a następnie zamknął ją. Spojrzał na oblicze Di - Onsa i przemówił:

- Nie jest to właściwy czas na takie dywagacje. Musimy jak najprędzej powrócić do Nowego Świata, dyskusje możemy prowadzić w znanym nam środowisku. Jesteśmy tutaj gościnnie, prawdopodobnie ktoś nas obserwuje, więc ruszajmy w drogę!

Bruce wraz z Johnem spacerkiem zmierzali do Parlamentu, mijali pojedyncze osoby. Trafiali na ludzi w transie, którzy zataczali się i szli w nieskoordynowany sposób. Przy tym wykrzykiwali niezrozumiałe słowa, na dodatek wydzielali specyficzną woń, osobliwy widok.

- Kto to może być? - zapytał John.
- Ciężko powiedzieć, naprawdę nie wiem. U nas takich się nie spotyka, pamiętasz o innych krajach, podobno jest ich znacznie więcej.
- Tak, no i co z tego?
- Być może to właśnie przedstawiciel sąsiedniej cywilizacji, wygląda na obcego, nie pasuje tutaj pod względem poruszania się oraz używanego języka - wyjaśnił Bruce.
- Sensowne, nie zaczepiajmy ich…
- Zgoda… o patrz! Ham - Burrr - ger, ciekawe… to chyba coś do jedzenia.
- Racja, musi smakować skoro tak późno, a ludzie stoją w kolejce aby dostać swoją porcję. Trzeba spróbować… - zaproponował Bruce.
- Czemu nie. Poczekaj na mnie, zaraz przyniosę!

Ru - Kwen oddalił się zostawiając Wuo - Mina przy ławeczce w parku, przez moment stał tak przyglądając się wszystkiemu dookoła. Uśmiechnął się patrząc na drzewa, bo przypominały mu o świecie który opuścił. Tak naprawdę to jedyny element krajobrazu jaki łączy obie cywilizacje, oprócz tego nic nie jest wspólnym mianownikiem. Jeśli porównać społeczeństwa, obyczaje, sposób myślenia to dzieli Stary i Nowy Świat przepaść.

John usiadł ponieważ całe to zwiedzanie nowego miejsca bądź co bądź jest męczące. Oparł się i rozluźnił odchylając głowę do tyłu, podziwiał gwieździste niebo oraz Księżyc kiedy usłyszał głos jakiego nigdy wcześniej nie poznał.

- Przepraszam! Halo, mam do pana prośbę… taką maleńką, byłby pan łaskaw choć na mnie spojrzeć?

John opuścił wzrok na kobietę, oczy obojga spotkały się, a młodzieniec oniemiał z wrażenia. Dziewczyna o przyjaznej buzi, gładka skóra lśni w świetle Księżyca, pełne czerwone usta, grzywka która prawie w całości zasłaniała czoło… Zielone oczy… Ona ma naprawdę seledynowe oczy! John nie mógł wyjść z podziwu, był oczarowany przez co ręce zaczęły mu się pocić, oddech przyspieszył, ponadto otworzył szeroko usta. No i jeszcze włosy - czerwone, niesamowity kontrast w porównaniu z zielonymi perełkami oczu. Wuo - Min miał rzecz jasna do czynienia z kobietami, lecz żadna nie prezentowała takiego powabu jak ona. Skupił się zanadto na wyglądzie niewiasty przez co nie słuchał uważnie.

- Przepraszam… może pani powtórzyć? Zamyśliłem…
- Oj, potrzebuje pomocy mężczyzny, mogę na pana liczyć?

moonky

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 1349 słów i 7455 znaków.

2 komentarze

 
  • moonky

    dzięki, w niedzielę ostatnia część... przynajmniej tak mi się wydaje, bo tak naprawdę to miał być koniec, ale jakoś tak wyszło że historia się rozwinęła :)

    20 gru 2013

  • Without

    jejku, lubię jak piszesz ! ;)

    20 gru 2013