Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, jak by to było, gdybyśmy mogli dowolnie kreować swoją rzeczywistość? Naprawiać błędy, tworzyć nowe i wchodzić dwa razy do tej samej rzeki? Jak by to było móc cofnąć się w czasie, lub wyjrzeć w przód?
Każdy rodzi się z jakimś darem, talentem, czy umiejętnościami. Każdy coś potrafi. Ktoś jest dobry w jednej dziedzinie, ktoś inny bryluje w innej. Nie ma natomiast na świecie ludzi, którzy potrafią wszystko.
Byłem zatem zwyczajnym człowiekiem, nie wyróżniającym się niczym szczególnym. Od dzieciństwa posiadałem jednak jeden wielki talent, a raczej jego alternatywną wersję. Antytalent. Nie potrafiłem liczyć. Świat liczb, ułamków, czy procentów był dla mnie światem magicznym i to raczej tym od czarnej magii. Wszelakie działania matematyczne przyprawiały mnie o ból głowy. Od dzieciństwa więc byłem skazany na kalkulator, który stał się moim przyjacielem. Szkołę podstawową, a później zawodowa ukończyłem tylko dzięki kalkulatorowi. Podobnie sprawa ma się w mojej pracy, gdzie kalkulator jest jednym z moich podstawowych narzędzi. Ot zrządzanie losu.
Wszystko jednak małego swój termin przydatności i moje elektroniczne liczydło również taki termin posiadało. Wreszcie po wielu latach wyzionęło ducha.
Mały sklep osiedlowy wydawał się być idealnym miejscem do zakupu kalkulatora. Podobnie zresztą, jak każdy inny sklep oferujący tego typu asortyment. To tu zaczęła się magia, a dokładniej rzecz ujmując jej czarna wersja.
Niemal od początku mój nowy sprzęt czasami pokazywał dziwne wyniki, które nie zgadzały się z wynikami innych kalkulatorów. Najdziwniejsze jednak było to, że można było postawić dwa, a nawet trzy przecinki.
Wszystko zaczęło się, gdy pewnego wieczoru wystukałem na nim sekwencję liczb, na pozór przypadkowych. Ułożyły się jednak w datę 2006.08.15.
Tego dnia zostałem odrzucony przez moją ówczesną dziewczynę. Pamiętam, że bardzo to przeżywałem, długo, boleśnie długo. Teraz wspomnienia te odżyły. Znowu stałem przed jej domem i patrzyłem, jak ze łzami w oczach odtrąca moją miłość. Po raz drugi przeżywałem nasze rozstanie. Cholernie zabolało. Tym razem jednak ból był płytki i zupełnie płaski. Zarejestrowany tylko gdzieś w oddali. Ale jednak wciąż obecny. Patrząc na nią zdałem sobie sprawę, że trzymam coś w dłoni. Spojrzałem w dół i zobaczyłem kalkulator. Przyjrzałem mu się uważnie. Wskazywał dzisiejszą datę. A więc byłem na powrót w 2006 roku. Spanikowany wcisnąłem „C”.
Wróciłem do domu, do swojego pokoju, azylu.
Długo myślałem o tym, co właśnie miało miejsce. Około północy postanowiłem zaryzykować po raz kolejny. Wystukałem na klawiaturze kalkulatora kolejną dobrze mi, jak i całemu światu znaną datę. 2001.09.11.
Świadomość odzyskałem w pokoju mojego brata. Siedziałem w fotelu i patrzyłem w telewizor. Na ekranie rozgrywały się sceny z filmu katastroficznego. Dopiero po kilku minutach zorientowałem się, że to nie film, że po raz kolejny patrzę na zamach, który wstrząsnął całym światem. Wcisnąłem „C”.
Znowu byłem tu i teraz.
Wiedziałem już co nieco. Przyszedł czas na zabawę.
Wróciłem do siódmego kwietnia dwa tysiące osiemnastego. Po kilku sekundach słuchania wrzasków wyprowadziłem cios, który znokautował mojego byłego już w tym momencie kierownika. Wcisnąłem „C”.
Powodowany ciekawością jeszcze raz powtórzyłem tą samą datę. Wszystko było jak poprzednio, nic się nie zmieniło. Znowu opieprzał mnie i kilku współpracowników. Nie straciłem pracy, ponieważ tym razem nie znokautowałem tego dziada. Uspokoiłem się. Nie dawało mi jednak spokoju pytanie, co stanie się, gdy wcisnę „M”, czyli skrót od memory?
Chyba wiedziałem, jak to sprawdzić. Dwa dni wcześniej odbyło się losowanie lotka. Znałem liczby, które zostały wylosowane. Co zatem stało na przeszkodzie?
Cofnąłem się o dwa dni i skreśliłem kupon. Wcisnąłem „M” na kalkulatorze i wróciłem do swojego właściwego czasu. Byłem milionerem.
Przez to cudowne urządzenie stałem się bogaczem, oszustem i panem świata jednocześnie. Przez myśli przebiegło mi tysiąc pomysłów, co mogę zrobić, kim mogę być, a nawet to, w jaki sposób mogę zmienić świat.
Jeszcze tego samego dnia wróciłem po raz kolejny do 2006 roku. Tym razem jednak zamiast prosić ją o kolejną szansę, uśmiechnąłem się z politowaniem i powiedziałem jej, że nie wie, co właśnie straciła. Tym razem odchodziłem z podniesioną głową i szerokim uśmiechem. Wcisnąłem „M”. Chciałem, żeby zapamiętała moje słowa.
Przez kilka kolejnych tygodni eksperymentowałem z moją cudowną zabawką. Przenosiłem się do epoki dinozaurów, do czasów starożytnego Egiptu i chrztu Polski. Nie mogłem jednak nic zmienić, gdyż jak mniemam nie było mnie wtedy fizycznie na ziemi. Mogłem tylko obserwować. A szkoda. Wszyscy bylibyście teraz poganami.
Moje życie stało się zdecydowanie przyjemniejsze. Wciąż jednak brakowało w nim mojej wymarzonej drugiej połówki. Postanowiłem to zmienić. Przez dwa tygodnie kilka razy dziennie wracałem do dnia, w którym zobaczyłem ją pierwszy raz. Niemal za każdym razem udało mi się ją zaprosić na kawę. Na tym jednak zawsze się kończyło. Próbowałem podejść ją na różne sposoby, lecz moje wysiłki spełzały na niczym. Gdy już traciłem nadzieję, że coś się zmieni, zgodziła się na drugie spotkanie. Umarłem ze szczęścia i nie myśląc wiele, od razu wcisnąłem „M”. Wróciłem do swoich czasów. Siedziała przed telewizorem, z na oko szesnastoletnim chłopakiem. Domyśliłem się, ze to nasz syn. Nie mogłem uwierzyć we własne szczęście. Przypuszczalnie w jakiś sposób zmieniłem losy świata. Mogła urodzić innemu dziecko, które na przykład zniszczy, lub ocali świat. A może też tym kimś okaże się nasz syn, którego w normalnej rzeczywistości nie miałem. A może po rostu nic się nie wydarzyło i nie wydarzy. Zawsze przecież mogę cofnąć się do naszego pierwszego spotkania i pójść w inną stronę. Byłem Panem sytuacji.
A jednak coś mi nie pasowało. Chciałem przeżyć wszystkie te lata z nią, które mnie ominęły. Na próbę cofnąłem się o dwa tygodnie i nie wcisnąłem nic na kalkulatorze. Schowałem go, by nikt go nie znalazł i nie wysłał mnie, nas w jakieś dziwne czasy. Życie toczyło się normalnie. Nic nie wskazywało na jakiekolwiek kłopoty. Przeżyłem tak miesiąc i wreszcie stuknąłem w „C” na klawiaturze. Wróciłem do swoich czasów, nie wierząc w to, co widzę. Kartka z kalendarza wskazywała datę sprzed dwóch tygodni, czyli dokładnie z dnia, w którym cofnąłem się po raz ostatni. Jeśli dobrze wtedy wszystko pojmowałem cofnąłem się o dwa tygodnie, przeżyłem miesiąc i wróciłem do czasów podstawowych. Oznaczało to, że byłem dwa tygodnie życia do przodu. A gdyby tak cofnąć się nie o dwa tygodnie, tylko o dziesięć lat, przeżyć piętnaście lat i wtedy wcisnąć „C”? Do jakich czasów wrócę? Postanowiłem to sprawdzić. Najpierw jednak nurtowało mnie jeszcze coś innego.
Cofnąłem się zaledwie o tydzień. Zostałem tam przez kolejne dwa tygodnie i nie wciskając ani „C”, ani „M” wpisałem kolejną datę. Zgodnie z moimi przypuszczeniami cofnąłem się do daty, którą właśnie wystukałem. Po naciśnięciu „C” wróciłem do czasu rzeczywistego. Oznaczało to dla mnie tylko jedno. Chyba zyskałem nieśmiertelność. Pewność zyskałem, gdy cofnąwszy się do swoich trzynastych urodzin spojrzałem w lustro. Znowu byłem młodzieńcem z delikatnym trądzikiem.
Podsumowując. Mogłem wracać do dowolnych chwil swojego życia, dowolną ilość razy, a w świecie rzeczywistym wciąż był ten sam dzień. Wystarczyło tylko na kilka chwil przed dniem dzisiejszym wybrać dowolną datę z przeszłości.
Zapowiada się na długie i piękne życie.
Sprawdziłem jeszcze jedną rzecz. Wpisałem na kalkulatorze datę 2089.06.23. Zupełnie przypadkową. Udało się. Przeniosłem się w przyszłość, na którą jednak nie miałem żadnego wpływu, bo już mnie w niej nie było. Najwyraźniej zmarłem wcześniej. Kiedy? Z pewnością się tego dowiem, jednak jeszcze nie teraz. Wcisnąłem „C”.
W moim nowym świecie jedyną stałą okazał się być dzień dzisiejszy w prawdziwym świecie. Wszystko inne jest względne i możliwe do ponownego kształtowania. W jaki sposób to wykorzystam? Czy zostanę bohaterem ratującym ludzi? Złoczyńcą? Nie wiem. Posiadam nieskończoną liczbę możliwości, więc mogę być wszystkim i zupełnie niczym i powtarzać to nieskończenie wiele razy. Kiedyś spróbuję odmienić losy ludzkości. Teraz jednak nastał czas na zabawę.
Wróciłem do dnia, gdy Ania wreszcie zgodziła się na drugie spotkanie. Po kilkunastu powtórzeniach i powrotach wreszcie zostaliśmy parą. Jedną z zalet mojej sytuacji jest to, że cofając się nawet do dzieciństwa , wszystko pamiętam i czuję, a także wiem co się wydarzy.
Seks z Anią był przyjemny, jednak nieco waniliowy. To ja zawsze przejmowałem inicjatywę. Była dziewicą, gdy kochaliśmy się po raz pierwszy. Wiele razy wracałem do tego dnia. Wracałem jednak też często do innych. Moja zboczona natura wręcz się tego domagała. Nie czułem się, że kogokolwiek zdradzam. Po prostu wykorzystywałem swoją sytuację do granic możliwości.
Wracałem często do dnia, w którym jako singiel wybrałem się z zaprzyjaźnionym małżeństwem na wycieczkę. Między Agnieszką i mną cały dzień coś iskrzyło. Jej mąż niczego nie zauważył. Późną nocą, gdy lekko wstawionego odwoziła mnie do domu, zatrzymała samochód nieopodal mojego miejsca zamieszkania, a obok ogrodzenia moich sąsiadów. Zaczęliśmy się całować. Błądziłem dłońmi po jej ciele. Całowałem jej szyję, słysząc jej przyśpieszony oddech. Wsunąłem rękę pod koszulkę, a następnie pod stanik. Ścisnąłem mocno jej pierś, przenosząc się jednocześnie ustami z szyi przez policzki, aż do ucha. Wsunąłem język w jej ucho. Zajęczała głośno, próbując się odsunąć. Naparłem mocniej na nią, nie dając jej tej możliwości. Na powrót wsunąłem końcówkę języka w jej ucho, jednocześnie szczypiąc sutek. Położyła dłoń na mojej nodze i po chwili przesunęła ją w górę. Rozpięła suwak moich spodenek, a później guzik. Uniosłem się nieco z siedzenia pozwalając jej zsunąć w dół moją garderobę. Zimną dłonią chwyciła mojego twardego fiuta i bardzo powoli, zmysłowo zaczęła walić mi konia. Pozwoliłem jej na to przez chwilę. W końcu jednak znowu to ja przejąłem inicjatywę. Wprawnym ruchem zdjąłem jej spodenki, wraz z koronkowymi stringami, w kolorze mięty. Swoją drogą mam je do dzisiaj. Zsunąłem się ze swojego siedzenia. Zadarłem w górę jej koszulkę wraz ze stanikiem, uwalniając duże piersi. Przez chwilę ssałem jej twarde sutki. Szybko jednak przesunąłem się w dół. Rozchyliłem jej nogi, niemal do pozycji szpagatu. Po całym dniu w upale jej cipka pachniała subtelnie wilgotną piwnicą. Bardzo zmysłowy i przyjemny zapach, co w połączeniu z jej śluzem sprawiło, że jak oszalały zlizywałem jej soki. Gdy tylko językiem zająłem się jej łechtaczką, doprowadzenie jej do orgazmu zajęło mi dosłownie chwilę. Jej dyszenie i posapywanie przechodzące w coraz głośniejsze jęki, wydobywające się z auta przez uchyloną szybę z pewnością mogły wyrwać ze snu sąsiadów. Po chwili wszelkie pozostałości zapachu mokrej piwnicy zostały przeze mnie zlizane. Jedyne, czym teraz pachniała jej cipka to moja ślina.
Usiadłem na fotelu pasażera, patrząc na jej zafascynowaną minę. Mój sztywny kutas wciąż radośnie podrygiwał. Nachyliła się nad nim i wyszeptała, że teraz jej kolej. Ciepły język owinął się wokół mojego grzyba. Wzięła mnie w usta. Całego. Po chwili wypuściła i zaczęła bardzo mocno ssać końcówkę mojego fiuta. Powtórzyła kilkukrotnie te czynności. Ostrzegałem ją, że zaraz dojdę. Nic sobie z tego nie robiąc zassała mojego kutasa jeszcze mocniej. W tym momencie wystrzeliłem w jej ustach. Przez kilka minut bawiła się jeszcze moim fiutem. Gdy ją pocałowałem, smakowała jeszcze moją spermą.
Wracając do tego dnia kolejny raz, zamiast skończyć w jej ustach, przeleciałem ją.
Jednym z moich ulubionych dni spędzonych z Agnieszką był ten, gdy oboje zamiast pójść do pracy wybraliśmy się najpierw na kawę do restauracji, a później na spacer lasem. Dotarliśmy wtedy do rzeki. W oryginalnej wersji naszego spotkania tylko się całowaliśmy i zrobiłem jej palcówkę. Teraz jednak byłem Panem sytuacji. Mogłem sobie pozwolić na wiele więcej.
Do tej pory wracałem do tego dnia ponad sto razy. Z zegarkiem w ręku mogę powiedzieć, o której godzinie przechodzili obok nas ludzie, spacerujący tym wałem, a także rowerzysta, który widząc moją rękę w jej spodenkach zadzwonił na nas. W oryginalnym czasie ledwo zarejestrowałem ten fakt. Teraz zaś jednak dokładnie mu się przyjrzałem.
Kilkanaście razy, z tych ponad stu powrotów do tego dnia, pieprzyliśmy się w pobliskich krzakach, gdzie byliśmy względnie niewidoczni. Jak już jednak wcześniej mówiłem, jestem zboczony.
Coraz bardziej podniecało mnie obserwowanie reakcji ludzi, którzy przechodzili, lub przejeżdżali na rowerach obok nas. Z każdym kolejnym razem pozwalałem sobie na coraz więcej. O ile przechodnie (których było raptem pięciu), prawie za każdym razem odwracali od nas wzrok i szybko znikali, o tyle pan rowerzysta był przypadkiem ciekawym. W oryginalnym czasie tylko zadzwonił dzwonkiem i zniknął. Po raz pierwszy zatrzymał się, gdy wiedząc, że za chwilę nadjedzie, stanąłem za Agnieszką, obróciliśmy się w jego stronę i wsunąłem dłoń pod jej bluzkę, a drugą w spodenki. Popatrzył wtedy na nas przez chwilę i odjechał. Z każdym kolejnym razem znałem Agnieszkę coraz lepiej. Wiedziałem, jakie słowa i czyny sprawiały, że nogi się pod nią uginały, a majtki robiły mokre. Zastanawiam się tylko nad tym, czy dla niej każde kolejne powtórzenie było czymś nowym, czy też pamiętała nasz każdy poprzedni raz. Jeśli każdy kolejny raz był czymś nowym dla niej, oznaczało to, że była mega łatwa. I za taką ją też uważam.
Nudząc się w swojej własnej przeszłości, w przeddzień teraźniejszości, nie pozwalając się sobie zestarzeć nawet o sekundę wracałem wciąż do dnia spędzonego z Agą nad brzegiem rzeki. Dwóch starszych facetów tylko przeszło obok nas, dwie kobiety na oko trzydzieści pięć lat tylko kręciły głowami, natomiast piąty z przechodniów, a był nim młokos około osiemnastu lat patrzył łapczywie, gdy udało mi się zdjąć koszulkę i stanik Agnieszki, zanim nadeszli. Po chwili dołączył do niego rowerzysta.
Rowerzysta kilka razy obserwował, jak Agnieszka robi mi loda. Jednak dopiero, gdy moja przyjaciółka była kompletnie naga przed jego przyjazdem, dołączył do nas. Młokos speszony odszedł przed siebie, gdy złapałem Agę za pośladki i rozchyliłem je mocno, ukazując mu jej wdzięki.
Rowerzysta wykorzystał swój czas. Gdy zrobiłem to samo przed nim, rzucił rowerem o ziemię i chwilę później już obmacywać Agnieszkę. Nawet nie wiem kiedy to się stało, a opierała się o mnie, podczas gdy on pieprzył ją od tyłu. Skasowałem ten dzień, jak każdy poprzedni.
Najzabawniejszy zaś dla mnie był dzień, gdy rozebrałem się do naga i czekałem na dwie kobiety, które nie okazywały nam niemal żadnego zainteresowania. Wcześniej rozstałem się z Agnieszką. Gdy nadeszły, wyskoczyłem im naprzeciw całkowicie nagi, z twardym kutasem. Od dłuższego czasu waliłem już konia, więc spuszczenie się na ładniejszą z nich zajęło mi raptem pięć sekund. Moja sperma wylądowała na jej czarnych spodenkach i na nodze. Kilkanaście minut później musiałem znikać. W pobliżu rozlegały się dźwięki policyjnej syreny. Spermę może znaleźli, sprawcy na pewno nie.
Rowerzysta jeszcze cztery razy przeleciał Agnieszkę. Raz wylizał jej cipkę. Młokos również skosztował jej cipki. A ja jeszcze dwukrotnie uciekałem przed policją.
Z Agnieszką przeżyłem wiele wspaniałych chwil.
Ponad wszystko jednak lubiłem przenosić się do losowo wybranej daty ze swojej przeszłości i obnażać się przed ludźmi. Moje podniecanie sięgało wtedy zenitu. Rozbierałem się w pracy, robiłem zakupy na golasa. Lubiłem, gdy obserwowali mnie obcy ludzie. Kilka razy poszedłem do sklepu z damską bielizną, kupiłem seksowne koronkowe stringi, stanik, oraz pończochy wraz z pasem i po przebraniu się w toalecie paradowałem w tej bieliźnie po galerii. Uwielbiam ten styl życia.
Najbardziej podniecające wciąż jednak było przede mną.
Cdn.
Dodaj komentarz