Życie (nie)idealne

Życie (nie)idealneRozdziały wcześniej będą pojawiać się na moim blogu, tam również możecie znaleźć przedstawienie bohaterów. Zapraszam do komentowania. Krytyka mile widziana :)  
_________________

Jesteśmy tu przez nową pracę taty. Powinnam dziękować Bogu za to, że mój tato dostał pracę tak daleko od naszego poprzedniego miejsca zamieszkania. Od dziś będę chodzić do nowej szkoły, poznam nowych ludzi. Mam szansę rozpocząć nowe życie. Minusem jest to, że dołączę do tutejszej społeczności szkolnej w połowie pierwszego semestru. No cóż..
  Spojrzałam na zegarek. 6:30. Czas się zbierać. Ubrałam czarną, rozkloszowaną spódniczkę, białą bluzeczkę i delikatny czarny sweterek. Na nogi włożyłam baleriny. Wolałabym ubrać się bardziej swobodnie, ale tato wymagał ode mnie takiego stroju pierwszego dnia. Stwierdził, że muszę zrobić dobre pierwsze wrażenie. Stwierdził, że muszę znaleźć przyjaciół. Wcale nie zamierzam ich szukać. Przyjaźń niesie za sobą zbyt duże ryzyko zranienia, oszukania.. Nie chcę tego przechodzić. Chyba bym nie dała rady. Kiedy się ubrałam postanowiłam upiąć włosy w kok. Po wykonaniu tej czynności zeszłam na dół i zaczęłam kierować się w stronę wyjścia.
-A śniadanie?-zatrzymał mnie głos taty.
-Tato.. Teraz nic nie przełknę, za bardzo się denerwuje, ale później zjem coś na mieście-rzuciłam dla spokoju.
-Dobrze, w takim razie możesz iść-powiedział mój rodzic służbowym, zimnym tonem.
-Do zobaczenia tato-syknęłam oschle.
Wyszłam z domu i szybkim krokiem ruszyłam w stronę szkoły. Miałam jeszcze sporo czasu, więc nie musiałam się spieszyć, ale byłam zdenerwowana, a szybki krok pomagał mi się uspokoić. Chętnie zaczęłabym biec, ale nie miałam odpowiedniego stroju, poza tym nie chciałabym być spocona pierwszego dnia zajęć. Do szkoły nie miałam daleko. Dotarłam do niej w piętnaście minut. Budynek był ogromny i nowoczesny. Wyglądał na nowy, a z tego co czytałam rzeczywiście taki był. Przed szkołą był spory dziedziniec oraz park szkolny. Podeszłam do masywnych drzwi i postawiłam pierwszy krok wewnątrz budynku. Było bardzo głośno. Nie mogłam wyłapać pojedynczych dźwięków, nie mogłam ich uporządkować. Odrobinę się zdenerwowałam. Nie lubię przebywać w dużym tłumie. Nie lubię jak jest głośno. Ubóstwiam ciszę. Tutaj jednak chyba jej nie doświadczę. Przynajmniej nie w czasie przerw. Dobrze.. Czas zacząć szukać odpowiedniej sali. Według planu lekcji, który wczoraj odebrałam mam teraz angielski w sali 212. Hmm.. Tablica informacyjna! Gdzie jest sala 212.. O! Mam! Drugie piętro, od schodów w prawo.. Dobrze, znajdę. Po szybkim prześledzeniu tablicy ruszyłam na poszukiwania. Udało mi się dotrzeć do celu zaskakująco szybko. Zadzwonił dzwonek. "Piekło czas zacząć" - pomyślałam. Weszłam do sali ostatnia. Nie chciałam omyłkowo zająć komuś miejsca dlatego poczekałam trochę. Po wejściu mimo wszystko spytałam nauczycielki gdzie mogę usiąść. Wskazała mi ostatnią ławkę przy oknie. To miejsce mi odpowiadało. Rozejrzałam się po klasie. Większość chłopców patrzyło na mnie z pożądaniem. Doskonale znałam to spojrzenie i nienawidziłam go. Dziewczyny również na mnie zerkały. W ich spojrzeniach widziałam coś jakby.. zazdrość? Ale czego one mogły mi zazdrościć? Jeszcze raz spojrzałam na chłopców. Wszystkie wspomnienia we mnie uderzyły. Nie spodziewałam się tego i aż przymknęłam oczy i mocno zacisnęłam zęby, żeby nie zacząć krzyczeć. Miałam ochotę stamtąd uciec, ale wiedziałam, że nie mogę tego zrobić. Ze wspomnień wyrwał mnie głos nauczycielki, która mnie przedstawiła (kolejna dawka spojrzeń) i zaczęła lekcje. Reszta zajęć minęła w miarę spokojnie. Z nikim nie rozmawiałam. I dobrze. Niech tak pozostanie. Wolnym krokiem wróciłam do domu, który obecnie był pusty. Na stole znalazłam karteczkę, która mówiła o nagłym wyjeździe taty i powrocie dopiero za dwa dni. Fantastycznie. Znowu sama w tym ogromnym, pustym domu. Budynek był tak samo zimny jak głos taty, kiedy się do mnie zwracał. Postanowiłam dłużej tu nie siedzieć. Ubrałam za dużą koszulkę na krótki rękaw i spodenki, po czym wyszłam z domu. Na podwórku zrobiłam szybką rozgrzewkę i truchtem puściłam się w stronę parku. Bieganie pozwalało mi się oderwać od wszystkich myśli. Kochałam ten stan. Starałam się kontrolować krok i oddech, ale to było coraz trudniejsze. Kiedy dobiegałam do parku zaczęłam dochodzić do granic swoich możliwości. Przebiegłam przez cały park. Nogi niosły mnie dalej, ale rozum przebił się przez mgłę panującą w moim umyśle i kazał mi wracać. Zawróciłam, ciągle nie zwalniając tępa. W pewnym momencie jedno z moich wspomnień znalazło przejście do moich myśli. Mimo, że myślałam, że moje wcześniejsze tępo biegu jest kresem moich możliwości jeszcze przyspieszyłam. Gdyby ktoś teraz zmierzył mi czas mógłby być zszokowany i chcieć zapisać mnie do jakiejś drużyny. Nagle wpadłam na kogoś z impetem. Upadłam, Człowiek, z którym się zderzyłam również.
-Patrz jak chodzisz!!-zaczął się awanturować.
-Przepraszam, nie zauważyłam cię-powiedziałam obojętnie. Jakoś niespecjalnie mnie w tej chwili obchodzi jakiś idiota, który nie patrzy przed siebie. Bolała mnie ręka.
-Na przyszłość staraj się patrzeć gdzie biegniesz! Przez ciebie moje spodnie nadają się tylko do wyrzucenia!-spojrzałam na wymienioną część garderoby chłopaka. Jego dżinsy były tylko lekko zabłocone. Przewróciłam oczami na ten widok. Nie miałam ochoty na dalszą wymianę zdań więc pobiegłam dalej. Tym razem udało mi się zachować kontrolę. Gdy wróciłam wzięłam zimny prysznic i udałam się do domowej siłowni, gdzie zaczęłam walić w worek treningowy, wyładowując złość, w jaką wprowadził mnie chłopak z parku. Wraz z negatywnymi uczuciami odleciały resztki moich sił. Nie miałam już siły się przebierać, więc tylko weszłam do pokoju i położyłam się na łóżku. Było bardzo wygodne. Zasłużyłam na leżenie w nim poprzez przebiegnięcie 4 km. Wykończona wpadłam w objęcia Morfeusza.

PannaNikt

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1097 słów i 6293 znaków.

2 komentarze

 
  • Mała Mi

    Super! Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)

    5 paź 2014

  • :)

    Fajne :) Czekam na ciąg dalszy ;)

    4 paź 2014