Truskawki [cz.6]

Pomysł śledzenia mojego chłopaka mógł się wydawać szalony, naprawdę godny Iwony. Stwierdziłam jednak, że warto spróbować i przekonać się co mój boyfriend naprawdę robi po szkole. Poza tym, to może być świetna przygoda.  
     Podzieliłyśmy się zatem zadaniami, jako że nie udało mi się zdobyć informacji, czy będzie dziś wracał pieszo czy autobusem, czy też któryś rodzic po niego przyjedzie. Dlatego też ja urwałam się wcześniej z ostatniej lekcji i pojechałam wcześniejszym autobusem pod jego dom, zaś Iwonka poczekała na niego w parku przed szkołą. Tuż przed zakończeniem lekcji, wysiadałam już na jego przystanku, który na szczęście był wyposażony w ławkę, na której miałam zamiar na niego zaczekać. Chwilę później dostałam smsa od Małej, o treści "wyszedł”. Podobała mi się zwięzłość i konkretność tego komunikatu. "Mała” mówię o niej po pierwsze ironicznie, ze względu na jej wielkość (183cm) a po drugie jako pochodna nazwiska (Malicka).
     Niestety nie zaopatrzyłam się w żadną lekturę do czytania, więc musiałam się zadowolić podręcznikiem od fizyki. Szkoda, że nie miałam książki do historii, pewnie byłaby ciekawsza. Albo od biologii, chociaż tę już w zasadzie znam na pamięć. Choć pewnie i tak nie dostanę się na medycynę. W tej chwili muszę też przyznać rację Gęsikowskiej, że niesamowicie przydałby mi się internet w telefonie, choćby dla zabicia nudy w chwilach jak tak. I nadszedł kolejny sms: "jesteśmy w galerii”. Tego nie przewidziałam. A co jeśli on będzie łaził pół dnia po wszystkich sklepach? Bez przesady, jest facetem.  
     Nie wiem czy pójdę na medycynę. Na pewno przydałby się lekarz w rodzinie, ale czy (zakładając że się dostanę) utrzymam się tam? Z czego się utrzymam skoro mieszkanie takie drogie a trzeba jeszcze coś jeść? No i książki takie drogie. W akademiku nie zamieszkam bo to poniżej mojej godności. Po prostu jestem zbyt wrażliwa i delikatna, a tam jest za dużo ludzi i wspólne kible, kuchnie, fu...  
     Znowu sms od Iwony. "Kupił czekoladki. Wyszliśmy”. Też miałam ochotę na coś do jedzenia, lecz niestety na tym zadupiu nie ma żadnych sklepów. Myślałam o tym czy dałabym też intelektualnie radę na tych studiach. Bo przecież nauki tam jest sporo i w zasadzie nie ma się życia towarzyskiego. A współlokatorki będą mi przeszkadzały mocno w nauce. Chyba, że zamieszkam z Michałem. Ciekawa jestem co on o tym sądzi. Na początku studiów będziemy mieli już dwa lata stażu, więc może będzie już gotów na zamieszkanie razem. Ale czy ja będę gotowa? Ale wracając do medycyny, to nie wiem czy wytrzymałabym zajęcia z trupami. Nie miałam nigdy do czynienia z nieboszczykami. Zresztą co innego patrzeć na nie, a co innego grzebać w nich; wąchać ich smród, babrać się w ich bebechach. Boję się, że to nie dla mnie, a nie chciałabym się przekonać o tym za późno.
     "Stoi na przystanku” - głosił kolejny sms. Wyjęłam z kieszeni rozkład autobusów, z którego wynikało, że do jego przyjazdu mam jeszcze czternaście minut. Zgodnie z planem, Iwona powinna przyjść do mnie okrężną drogą (aby jej nie zauważył z autobusu) i być tu za około dwadzieścia minut. Ciekawe dla kogo te czekoladki. Przecież nie dla mnie, bo niby z jakiej okazji? Jutro będzie nasza siedmiomiesięcznica, ale skoro na półrocznicę nic mi nie dał, to raczej teraz też się nie wykaże. To właśnie oddaje jego stosunek do tego związku. Miałam ochotę przyłapać go tego dnia na czymś okropnym, co stanowiłoby przyczynek do rozstania i o czym mogłabym rozpowiedzieć wszystkim dookoła, tak żeby skompromitować go w oczach moich, naszych i jego znajomych jeszcze bardziej.
     W oddali widziałam już autobus. Oddaliłam się zatem na odległość kilku metrów od przystanku i schowałam się za tą taką dużą budką z prądem. Po chwili usłyszałam dźwięk zatrzymywania się autobusu, a gdy ruszył, zaczęłam liczyć do trzydziestu, a kiedy skończyłam wyjrzałam zza budki i dostrzegłam swojego chłopaka, skręcającego w ulicę Świerkową. Ruszyłam za nim, ukrywając się przed zakrętem, dopóki nie skręcił w Modrzewiową. Stałam chwilę przed winklem, a gdy doliczyłam do dwudziestu, zajrzałam na Świerkową, lecz on wciąż tam był. Szedł wolniej niż myślałam. Po doliczeniu do piętnastu byłam pewna, że znalazł się na Modrzewiowej, co okazało się prawdą gdy rzuciłam okiem za róg. Podbiegłam najcichszym możliwym truchtem do rogu dwóch ulic o których jest mowa i zajrzałam na Modrzewiową. Właśnie przechodził przez ulicę, a z tego miejsca dobrze widać było jego dom, do którego miał już blisko. Schowałam się zatem za jakąś toyotą i czekałam na meldunek od Małej.
     Ktoś potrząsnął mną, zachodząc mnie od tyłu, przez co przeszyły mnie dreszcze. Nim się odwróciłam, wiedziałam już że to Iwona.
  -     Czy ty myślisz? - zapytałam – a gdyby on był tam na ulicy i by nas teraz zobaczył?
  -     Wyluzuj, ptaszek już dawno w klatce. Wiemy czy zamierza ją opuścić?
  -     Dzisiaj czwartek, więc pewnie tenis – odpowiedziałam – nie wiemy jednak czy pojedzie autobusem czy ktoś go zawiezie. Auta stoją przed domem, więc to drugie jest całkiem możliwe.  
  -     Na pieszą wędrówkę to trochę za daleko. Zwłaszcza, że nawet ze szkoły przyjechał autobusem leniuszek.
  -     To ja pojadę autobusem – powiedziałam, wyciągając kartkę z rozkładami – a ty pilnuj samochodów. Autobus mam dopiero za trzynaście minut.
     Iwona wyglądała jakby próbowała powiedzieć coś mądrego, gdy tymczasem na chodniku, jakieś piętnaście metrów za nią pojawił się wielki pies. Szczeknął kilka razy, powoli zbliżając się do nas. Gdy warczał, z pyska wystawał mu ogromny jęzor, a kły błyszczały mu niczym gwiazdy na niebie. Usłyszawszy to, Iwona automatycznie się odwróciła, a ujrzawszy to co ja, pisnęła i cofnęła się wpadając na mnie i szepcząc "Jezus Maria”. Pies ponownie warknął, mocniej niż wcześniej, a mi przyszło do głowy, że Michał opowiadał kiedyś o tym psie. Widocznie to nie jego pierwszy taki rajd po Modrzewiowej.
  -     Luka! Do domu! - krzyknęłam, naśladując zachowanie Michała – Luka do domu!
     Pies zatrzymał się, lecz gdy zrobiłyśmy delikatny krok w bok, Luka zrobiła dwa kroki w naszą stronę i była już bardzo blisko Iwony.  
  -     Luka! - krzyknął ktoś z oddali, po czym pies odwrócił się i wszedł na jakąś posesję.
  -     Ale najadłam się strachu – powiedziałam.
  -     Luka stara suka! - krzyknęła rozjuszona Iwona i poszła w kierunku psa, od którego oddzielał ją już płot.
     Poszłam za nią, żeby odwieść ją od tego szalonego pomysłu, bo cokolwiek teraz próbowała robić, mogło być to niebezpiecznie dla nas obu. Facet, który wołał psa, stanął na schodach i spojrzał na nas jakby z politowaniem.
  -     Zobaczysz grubasie, zadzwonię na straż miejską! - wrzasnęła ta moja wariatka. Chciałam ją stamtąd zabrać, a w tym czasie grubas się odgryzł
  -     Donosić będzie, żebym ja na twojego tatusia czasem nie doniósł!
  -     Ja tu nie mieszkam więc możesz mi naskoczyć! – odparła Iwona.
  -     Jak tu nie mieszkasz to wypierdalaj gówniaro – powiedział i otworzył drzwi – a Luka może w każdej chwili znowu wyjść – dodał i zamknął drzwi z drugiej strony.
     Poszłam zatem na przystanek, a Iwona czatowała na rogu, z drugiej strony ulicy, w oczekiwaniu na Michała. Chwilę tam siedziałam nim poczułam wibrację telefonu, lecz tym razem nie był to sms lecz połączenie od Małej.
  -     Wyszedł z domu i idzie na przystanek – powiedziała, gdy tylko odebrałam.
  -     Którędy?
  -     No czekaj... jak wyszedł z domu poszedł w prawo.
  -     W prawo? W nasze prawo czy jego prawo?
  -     Znaczy moje prawo twoje lewo – usłyszałam – no w prawo, nie wiem, myli mi się.
  -     Dobra, inaczej. Idzie Świerkową czy Jodłową?
  -     A ta co my szłyśmy to Świerkowa?
  -     Tak
  -     To nie tą. Tą drugą – odpowiedziała, ale wtedy pomyślałam, że w zasadzie to on już powinien na tym przystanku być.
     Nie wiedziałam gdzie się ukryć, a nie mogłam przejść na drugą stronę, bo jeździły w obie strony samochody. Wyglądało na to, że za chwilę zza rogu wyłoni się on, lecz ja za wszelką cenę chciałam tego uniknąć. Wtedy przyszedł mi do głowy pomysł tak szalony, że nie powstydziłaby się go nawet Iwona. Stanęłam bokiem do jezdni i pomachałam do nadjeżdżającego samochodu w nadziei, że się zatrzyma. Niestety pojechał dalej, lecz gdy już miałam stracić nadzieję, zatrzymał się kolejny. Wsiadłam czym prędzej, a gdy ruszyliśmy, ujrzałam na ulicy Jodłowej swojego chłopaka. Odetchnęłam wtedy z ulgą i odwróciłam się w stronę kierowcy, który zapytał mnie wówczas, z krzywym uśmiechem na twarzy:
  -     Dokąd jedziemy?
  -     Do centrum – odparłam.
  -     Galeria czy dworzec? - zapytał.
  -     Dworzec.
     W aucie unosił się zapach jedzenia z mac'a, po którym zresztą jakieś opakowania leżały na tylnych siedzeniach. Kierowca był koło trzydziestki, miał okulary w grubej, czarnej oprawce, granatową marynarkę i koszulę w drobną krateczkę. Koszula włożona była w beżowe spodnie, u których szczytu widniał skórzany pasek. Siedzieliśmy tak w kompletnej ciszy, bo jakoś tak głupio zagadać było do nieznajomego, zresztą mimo że wyglądał schludnie, bałam się go. Na pierwszym skrzyżowaniu uśmiechnął się dziwnie, a ja odwzajemniłam uśmieszek, choć było to dziwne. Na kolejnym skrzyżowaniu, w oczekiwaniu na zielone, zdjął rękę ze skrzyni biegów, a mnie ciarki przeszły, gdy spostrzegłam, że kieruje ją w stronę moich ud.


%%%%%%%%%%
wkrótce kolejna część ;)
jak zawsze, zachęcam do komentowania i do dawania łapki w górę
pozdro ;**

omg

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 1799 słów i 9910 znaków.

6 komentarzy

 
  • Użytkownik omg

    następną część dodam dzisiaj. spoko, mam jeszcze sporo pomysłów ;) w międzyczasie piszę kolejne opowiadanie - krótsze, ok. 10 części. wkrótce i je dodam ;))

    14 sie 2014

  • Użytkownik alan

    super, czekam na kolejne części. mam nadzieję, że na blogu też będą się częściej pojawiać kolejne rozdziały, bo niedługo się zrówna. no i mam nadzieję, że oluś nie okaże się takim dupkiem jak michał  :smile:

    14 sie 2014

  • Użytkownik mshoran

    jak zwykle urwane w takim momencie...
    pisz dalej, świetnie ci to wychodzi ;)))

    14 sie 2014

  • Użytkownik omg

    mam już pomysł na etymologię tytułu, ale nie chcę go zdradzić. wyjaśni się za jakiś czas ;)) postaram się to ująć czym prędzej, bo wiem że wielu czytelników  głowi się nad tym tytułem. :D

    14 sie 2014

  • Użytkownik Elena

    Opowiadanie bardzo fajne, lekko się czyta, ale zastanawia mnie jedno... Dlaczego nosi tytuł "Truskawki"? ;)

    14 sie 2014

  • Użytkownik nika

    Cud malina:)

    13 sie 2014