Truskawki [cz.8]

Iwona wysłała mi link do jakiejś piosenki. Druga wiadomość pochodziła od Adama i nakazywała mi napisać do niego gdy tylko wejdę na czat. Odpisałam i porozmawialiśmy chwilę o kampanii wyborczej, po czym zmył się. Byłam tak zmęczona śledzeniem i tenisem, że zasnęłam przed dziesiątą.  
Po szóstej obudził mnie budzik. Uśmiechnęłam się zdając sobie sprawę z tego, że dziś jest piątek. Piątek, piąteczek, piątunio. Ale jeszcze większym optymizmem napawało mnie to, że był to pierwszy piąteczek z Weroniką. "Na pewno zapamiętam go do końca świata!” - pomyślałam.  
Spotkałam ją wchodząc do szkoły.
- Hej – powiedziałam obejmując ją.
- Hej – odparła – dzisiaj idziemy do kina. Spotykamy się na przystanku koło czwórki o siedemnastej trzynaście.
- Dobra – odpowiedziałam – kto będzie?
Swoją drogą myślałam, że nasz pierwszy piąteczek będzie czymś bardziej niezwykłym niż wypadem do kina. Liczyłam na to, że to tylko rozgrzewka, a na wieczór Weronika szykuje coś naprawdę grubego.
- Będzie Kacper i Szymon. I może wezmą jeszcze kogoś.
- Super, polubiłam Szymona.
- On ciebie też. Kacper zresztą też.
- Tak, pisałam z nim chwilę na fejsie.
- Mówił coś o mnie? - zapytała bardzo poważnie.
- Nie wiem... pogrzebię w archiwum. A Szymon o mnie coś mówił?
- Tak. Mówił, ale nie pamiętam a nie chcę przekręcać. Pogrzebię w archiwum i się wymienimy rozmowami.
"W dupie se pogrzeb” pomyślałam. Co to za zachowanie, żeby wysyłać komuś prywatne rozmowy. Ale w końcu mówimy sobie o wszystkim.
Na pierwszej lekcji umawiałam się smsami z Olusiem. Zgadaliśmy się na coś słodkiego. Problem mieliśmy z wyborem miejscówki. Zgodnie stwierdziliśmy, że nie powinni nas widzieć razem. Raz bo mam chłopaka, a dwa bo on nie chce by o nim plotkowano. To też jest dobry argument, nawet jeśli sztucznie wymyślony na poczekaniu lub ukrywający prawdziwe powody. Dlatego uzgodniliśmy, że pójdziemy na strych jeśli będzie otwarty. A jak nie to mamy problem.
Na długiej przerwie czekałam chwilę przy oknie na ostatnim piętrze aż w końcu się zjawił. Miał na sobie czarne rurki, vansy i koszulę w kratę – tę samą co w poniedziałek. Uśmiechnął się, podwinął rękawy i poprawił grzywkę wstępując na schody, a ja podążyłam za nim. Dogoniłam go na półpiętrze mówiąc "hej”, na co on przyłożył palec do swych usteczek, nakłaniając mnie do zachowania ciszy. Och, jak bym chciała być teraz tym jego paluszkiem! Wspinaliśmy się dalej, cicho stąpając po schodach, a nasze ramiona otarły się o siebie kilka razy. Podeszliśmy do szafy zastawiającej wejście i wspólnymi siłami ją odsunęliśmy.
- Teraz już wiem czemu to miejsce nazywają Narnią – powiedział z uśmieszkiem.
- Byłeś tu już kiedyś? Ja nigdy.
- Byłem rok temu na dniach otwartych szkoły – odparł otwierając drzwi – proszę, panie przodem.
- Nie, nie trzeba. Wejdź pierwszy, ja się boję.
To był świetny pomysł z tym strachem. Jak dobrze pójdzie to może nawet mnie przytuli! A wtedy przesiąknę zapachem jego perfum i będę go czuć już do końca dnia...
Wszedł, odwrócił się i zawołał mnie, wystawiając rękę. Chwyciłam jego prawą dłoń. Była taka chłodna i przyjazna w dotyku. Dopiero teraz poczułam, że ma dość długie palce. "Może kiedyś zrobi z nich pożytek” pomyślałam. Tymczasem wprowadził mnie do środka, a ja poczułam sensację w żołądku. Jego dotyk bardzo mnie osłabiał. Strych był w miarę jasny, jako że było tam wiele okien, choć niektóre pozbawione szyb. Stąd też panował tam konkretny chłód. Drewniane bele pokryte były grubymi połaciami pajęczyn, a po podłodze walały się podniszczone sprzęty szkolne i dekoracje ze szkolnych przedstawień. Ta mroczna sceneria sprawiła, że naprawdę zaczęłam się bać. Ścisnęłam mocno jego dłoń, a on stanął naprzeciw mnie i rzekł:
- Też się trochę boję.
To mnie pocieszył. Puścił mą rękę i wyciągnął z torby dwa wafelki. Chrupaliśmy je, podziwiając panoramę miasta widoczną z jednego z wybitych okien. Kręciło się koło nas pełno gołębi, a w dalszej części strychu były też jakieś inne ptaki. Patrzyliśmy na robotników na dachu pobliskiego basenu i na zakochaną parę idącą w stronę rynku i na autobus linii 4 wjeżdżający w zatoczkę.
- Tam chodzę na angielski – powiedział wskazując na widok po lewej stronie.
- A tam mieszkam – pokazałam na swoje osiedle – w tych wieżowcach po prawej.
- Mieszkasz w wieżowcu? Na którym piętrze?
- Na drugim. Ale mam koleżankę na ostatnim, więc parę razy oglądałam miasto z tej wysokości.
- I jak wrażenia?
- Aż mi się w głowie zawróciło jak to zobaczyłam po raz pierwszy – rzekłam uśmiechając się.
- Ja mieszkam w domku na wsi – powiedział rzucając folię na podłogę.
- Ale masz fajnie. Weź ten papierek, wyrzucimy go gdzieś.
- Chciałem pozostawić pamiątkę naszego spotkania – odparł zabierając mi papierek i rzucając go na ziemię.
- Jakbyśmy mieli mazaka to byśmy się mogli podpisać gdzieś. Narysować na przykład "S + A” w serduszku.
- Następnym razem będziemy o tym pamiętać.
Wtem spod papierka wytoczył się spory, włochaty pająk.
- Jezu, pająk! - Krzyknęłam pokazując na niego. Oluś odwrócił się i ujrzawszy go przestraszył się i nie wiedział co począć. Ruszył w stronę wyjścia mówiąc mi bym zrobiła to samo. Poszłam więc za nim, a pająk poszedł gdzieś w swoją stronę nie zważając na nas uwagi. Opuściliśmy strych, lecz gdy chcieliśmy zamknąć za sobą drzwi, wyfrunął stamtąd gołąb i zaczął latać po klatce schodowej.
- Kevin! - zawołałam – Kevin wracaj!
- Czemu Kevin? - zapytał.
- Długa historia. Poleciał na dół. Już go nie złapiemy.
- Trudno – odparł zasuwając szafę – nas tu nie było, prawda?
- Tak właśnie – odpowiedziałam i objęłam go ręką w pasie, opierając głowę na jego ramieniu, jako że nie doczekałam się z jego strony żadnego ruchu w kierunku przytulenia mnie. Pogładził mnie po plecach, po czym wypuścił z objęć i poprawił mi plecak. Rozeszliśmy się, a ja czułam po trosze jego zapach choć nie tak mocno jak bym tego chciała. Nie wiem, czy brakuje mu śmiałości by posuwać się naprzód, czy po prostu nie zależy mu tak jak mi. Jednego byłam pewna. Już dawno nie czułam przy Michale tego, co czułam teraz przy Olku. I chyba nigdy nie czułam tego aż tak bardzo. Gdy mnie złapał za rączkę, myślałam że zemdleję! Podjęłam definitywną decyzję – przy najbliższej okazji zrywam z Michałem.
Na kolejnej przerwie natknęłam się na korytarzu na Michała. O dziwo z bananem na buzi podszedł do mnie i zakomunikował, że musimy porozmawiać, bo ma mi coś ważnego do powiedzenia. Powiedziałam, że też mam coś mu do przekazania i też chciałam porozmawiać. Umówiliśmy się wstępnie na po szkole.
Po ostatniej lekcji czekałam na schodach przed szkołą na swojego chłopaka. W międzyczasie zamieniłam kilka słów z Kacprem, który był rad że się zobaczymy wieczorem. Wspominał coś o Szymonie. Swoją drogą dziwne, że przez te cztery dni jakoś nie natknęłam się na niego w szkole, a na Olusia natykam się non stop. Cóż – może to przeznaczenie. I w końcu między filarami z tornistrem na plecach i air max'ami na stopach zjawił się mój chłopak. Czas na najważniejszą rozmowę w moim życiu.


&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
przepraszam, że tak krótko. kolejna część będzie dłuższa ;) mam nadzieję, że nie zanudzę :D

omg

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 1447 słów i 7771 znaków.

3 komentarze

 
  • Użytkownik 69Misia69

    Next plooose ;*

    2 wrz 2014

  • Użytkownik :)

    Świeetne :D :D

    20 sie 2014

  • Użytkownik nika

    Boskie

    20 sie 2014