Truskawki [cz.7]

-     Podasz mi krawat? - zapytał, wskazując na szufladkę w drzwiach.
  -     Jasne – odparłam i przekazałam mu go. Uf, chodziło tylko o głupi krawat.
  -     Nie wiem czy lepiej bez, czy założyć – powiedział z taką bezradnością w głosie, że aż mi się go zrobiło szkoda. Jego ton głosu i sposób ekspresji pasowałby do osoby, której właśnie wymordowano całą rodzinę i wszystkich najbliższych.
     Nie wiedziałam co powiedzieć, bo jakoś nie umiem rozmawiać z nieznajomymi i w dodatku starszymi. Nie jestem też znawczynią mody, więc nie wiem kiedy zakładać krawat a kiedy nie. Mam tylko nadzieję, że nie będzie go teraz wiązał i skupi się na dojechaniu jak najszybciej do celu, bo z dworca mam jednak kawałeczek na korty.
  -     A jaka to okazja? - zapytałam.
  -     Mój chłopak wraca z Islandii. Jadę po niego na dworzec.
  -     Z Islandii? - zapytałam ze zdziwieniem, trochę żeby odwrócić uwagę od tego, że to chłopak.
  -     Tak, dokładnie. Będę musiał go teraz porządnie rozgrzać – dorzucił i zaśmiał się ze swojego suchara, którego ja, wciąż wystraszona, skwitowałam milczeniem.
  -     Skoro długo się nie widzieliście, to radziłabym sprzątnąć ten burdel z tyłu – powiedziałam, choć po chwili stwierdziłam, że to mogło być zbyt śmiałe. Z drugiej jednak strony ten facet nie sprawiał wrażenia kogoś, kto mógłby się na mnie o cokolwiek pogniewać. Miałam nawet wrażenie, że to ja dominuję w tym aucie.
  -     Może masz rację. Chociaż przecież nie będziemy tego robić w aucie – odpowiedział i ponownie zaśmiał się ze swojego suchara, a ja ponownie to przemilczałam – jesteśmy – dodał, zatrzymując się.
  -     Dziękuję bardzo – odparłam chwytając klamkę, ale drzwi nie chciały się otworzyć. Znów przeszedł mnie dreszcz, choć przecież byłam w środku miasta a samochód stał. Kierowca wystawił rękę i rzekł swoim głosikiem:
  -     Tymoteusz.
  -     Weronika – odpowiedziałam, ściskając dłoń, po czym chwyciłam raz jeszcze za klamkę, tym razem skutecznie. Tymuś rzucił jeszcze delikatne "pa”, na które odpowiedziałam uśmieszkiem i zamknęłam drzwi.
     Byłam w połowie drogi na korty, gdy spostrzegłam, że idzie przede mną jakaś dziewczyna z rakietą tenisową na plecach. Od tej chwili patrzyłam cały czas na nią, do momentu aż się odwróciła. Wtedy stwierdziłam, że najprawdopodobniej jest to chłopak z długimi włosami. Z chłopakiem może sobie Michał grać, to mi nie przeszkadza.  
     Po dotarciu na teren obiektów sportowych, usiadłam na ławeczce między kortami a basenem, oczekując swojego chłopaka. Długo nie musiałam czekać; usiadł na pierwszej ławce przy wejściu, a ja spokojnie kryłam się za ścianką, przy której niedoszli tenisiści ćwiczą odbijając piłkę o nią. W murku tym była dziurka, przez którą pod odpowiednim kątem idealnie było widać jego ławkę. Po chwili otrzymałam sms, z którego wyczytałam, że Iwona wysiadła na następnym przystanku ni za kilka minut do mnie dołączy.
     Michaś powstał z ławeczki i przytulił delikatnie jakąś dziewczynę, po czym ruszyli w moją stronę. Udało mi się sprytnie wymanewrować tak, aby przejść na drugą stronę ścianki, gdy oni właśnie ją mijali. Usłyszałam też wówczas fragment rozmowy, w której to Michał chwalił się jakie auto planuje kupić jego ojciec. Teraz obserwowałam ich przez tą samą dziurkę lecz od drugiej strony.  
     Kilka minut później dołączyła do mnie Iwona; oni zaś zajęli kort numer trzy. Poszłyśmy do małego budynku, w którym oni byli przed chwilą. Było w nim tylko jedno pomieszczenie, które było jednocześnie biurem, sklepikiem, barem i być może pełniło jeszcze inne funkcje. Siedział w nim starszy pan, który ujrzawszy nas uśmiechnął się do nas i przywitał serdecznie. Zapytał, czy chcemy grać, a ja nie chciałam się odzywać pierwsza i myślałam, że Iwona odpowie za nas, że nie chcemy. Tymczasem ona odpowiedziała, że zagramy, ale na razie chcemy popatrzeć jak nasza przyjaciółka gra. Pan był na tyle miły, że wypożyczył nam rakiety i piłki. W oczekiwaniu na koniec gry, podglądałyśmy ich przez okno, w międzyczasie popijając kupioną w tym miejscu wodę. Zjadłyśmy też zapiekanki, a starszy pan zagadywał do nas kilka razy.
  -     Młodzi fajnie grają – powiedział w pewnym momencie – często tu przychodzą. Ogólnie to ładna z nich para.
     Usłyszawszy to myślałam, że udławię się zapiekanką. Iwona tymczasem uśmiechnęła się ironicznie i ze stoickim spokojem odparła:
  -     To prawda, uwielbiają tenisa. Zresztą ona często mówi nam o tenisie – próbowała odpowiadać coś Iwona, choć nie wiedziała jak nazywać tę dziewczynę, której imienia nawet nie znamy.
     Za pięć piąta skończyli grę i zaczęli po sobie sprzątać. Podziękowali sobie za grę, ale nie było w tym niczego nagannego. Żadnych pocałunków, żadnych przytulań. Nie wiem natomiast o czym rozmawiali. W pewnym momencie wyjął z torby czekoladki i je wręczył jej. Zdaje się, że się uśmiechnęła, po czym oddała mu pudełko. Po chwili zaczęli się zbliżać do budynku w którym byłyśmy i w tym momencie poczułam, że nasza konspiracja dobiega końca. Schowałam się za drzwiami, i gdy weszli, ja wyszłam, a Iwona wyszła za mną. Zdezorientowany Michał wraz ze swoją koleżanką, nie przeoczywszy nas, wyszedł za nami, a ja odwróciłam się i udając zaskoczenie powiedziałam:
  -     Cześć, kochanie.
  -     Cześć. Nie wiedziałem, że grasz w tenisa – powiedział.
  -     Pomyślałam, że spróbuję, bo skoro ta gra sprawia ci tyle radości, to może ja też zagram.
  -     To może się poznajcie – powiedział i przedstawił nas sobie – to jest Sandra, moja dziewczyna, to jej koleżanka Iwona, a to Ula.
     Podałyśmy sobie rączki, pouśmiechałyśmy się sztucznie do siebie, Ula coś zagadała, a Iwona wdała się z nią w krótką rozmowę. Ja skupiłam się na Michale, który wyjmując z torby sportowej ręcznik odsłonił leżące w niej czekoladki, a ja zapytałam:
  -     Dla kogo te czekoladki?
  -     Dla ciebie kochanie – odpowiedział i wręczył mi je.
     Chciałam zapytać czemu wcześniej dawał je Uli, ale nie chciałam robić scenek przy ludziach; zostawiłam sobie to pytanie na wieczór lub na jutro.
  -     Dziękuję. Z jakiej to okazji, jeśli można wiedzieć? - zapytałam.
  -     Jutro mija pół roku odkąd jesteśmy razem, skarbie – odpowiedział, a ja zaczęłam liczyć to w głowie – miałem wręczyć ci to jutro, ale skoro już się ich domagasz, to proszę bardzo.
  -     Skromnie jak na półrocznicę – powiedziała Iwona.
  -     Jesteśmy razem siedem miesięcy, a nie sześć – powiedziałam upewniając się o tym uprzednio dziesięć razy – dzisiaj jest 18 marca, a jesteśmy razem od 19 sierpnia.
  -     Czyli sześć miesięcy – bronił się – wrzesień, październik, listopad, grudzień, styczeń i luty.
  -     I kawałek sierpnia i kawałek marca – powiedziała z uśmieszkiem Ula.
  -     Matfiz... - powiedziała z pogardą Iwona.
     Wróciłam do domu przed siódmą i czekało mnie sporo nauki na sprawdzian z niemieckiego. Nie jest to przedmiot przyjemny, ale przynajmniej dobrze, że nie wymagają od nas zbyt dużo. Prawdą jest, że języki nam się przydadzą bardziej niż reszta rzeczy poznanych w szkole, więc można poświęcić na to godzinkę czy dwie, choć przyznam, że wolałabym się uczyć hiszpańskiego lub rosyjskiego. Nim zabrałam się za to, przebierając się i wciskając kolację w postaci owoców (dwa kiwi, banan, gruszka), zajrzałam na fejsa. Polajkowałam nowe profilowe Kacpra i przyjęłam zaproszenie do znajomych od Nikodema. Już miałam wyjść gdy spostrzegłam, że koperta na górnym pasku jest biała i sygnalizuje, że mam wiadomości od dwóch osób. Przed sprawdzeniem kto to, jak zwykle zrobiłam zakład ze samą sobą kto to może być. Nagrodą w tych zakładach, była kostka czekolady, lecz tylko w przypadku gdy odgadłam wszystkich, co zdarzało się rzadko. Tym razem obstawiłam Michała i Iwonę, choć wolałabym, by napisał do mnie Oluś... i Weronika.

omg

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 1475 słów i 8142 znaków.

1 komentarz

 
  • Linda

    ciekawe . Pisz dalej :)

    15 sie 2014