The end of me cz.5

Wchodzę do ciemnego domu, uważając aby nikogo nie obudzić ale podłoga i tak delikatnie skrzypi pod moimi stopami. Dochodząc do kuchni słyszę otwierane na piętrze drzwi, prawdopodobnie od sypialni rodziców. Rodzicielska intuicja najwyraźniej wyczuła że wróciłam. Szybkie i mocne kroki zbliżają się coraz bardziej, a ja wiedząc co się wydarzy za parę sekund, głośno wzdycham i przewracam w ciemnościach oczami.
  Ledwo co moja mama zbiega ze schodów, a zapala się światło. Patrzę jak nagle zatrzymuje się w miejscu, jej oczy rozszerzają się, otwiera usta i od razu szybko je zamyka. Robi tak jeszcze kilka razy zanim udaje jej się w końcu wydukać jakieś słowa.  
- Chciałabym.. abyś w końcu powiedziała mi… gdzie.. co ty sobie robisz? – duka nieskładne pytanie, na co ja w odpowiedzi unoszę tylko brwi. – Rano wychodzisz, jakby nigdy nic, a wracasz w środku nocy i wyglądasz jakby … jakby ktoś cię napadł. I wiem że to nie jest pierwszy raz. – jej oczy szklą się od napływających łez.  
  I co ja mam jej powiedzieć? Że straciłam to co czyni mnie człowiekiem? Że znalazł mnie ktoś kto uczynił ze mnie potwora? Nie sądzę aby przyjęła to najlepiej.  
- Myślę że nie musisz wiedzieć o wszystkim co robię. Nie mam pięciu lat. Najlepiej będzie jak o tym zapomnisz. – mówię z kamienną twarzą.
  Po jej policzku spływa łza. Nie przykładając do tego wagi, mijam ją i idę na górę. Wiem że będzie tam stać jeszcze przez chwilę, aż w końcu też pójdzie do siebie i uśnie. Idę właśnie przez korytarz gdy słyszę skrzypienie otwieranych drzwi. Mała postać wyłania się zza nich i przeciera raczkami swoje zaspane oczka.
- Aila? To ty?  
- Ciiiii… nie powinieneś już spać? – pytam cicho Jamie’go.
- Usłyszałem hałas na dole.- próbuje się tłumaczyć lekko zmieszany.  
  Podchodzę do niego, kucam aby być na jego poziomie i spoglądam na malutką, zaspaną twarzyczkę.
- Wszystko w porządku, to tylko ja i mama. – uśmiecham się do niego uspokajająco.- A teraz leć do łóżeczka spać.- Odwzajemnia mój uśmiech i kiwa leciutko główką na zgodę. Wchodzi do swojego pokoju i zamyka za sobą drzwi.
  Szybko wstaję i idę do łazienki doprowadzić się do porządku. Zamykam za sobą drzwi i nie patrząc w lustro ściągam z siebie ubłocone i podarte ubrania które będzie trzeba wyrzucić. Wchodzę pod prysznic i zmywam z siebie cały brud tego dnia.  
  Chwilę później zasypiam we własnym łóżku.

                                     ***

  Stoję przed lustrem i oglądam swoje ciało. Wszędzie widać zarysowane mięśnie poruszające się przy każdym ruchu, ale i tak nie zmienia to faktu że moja skóra jest poznaczona bliznami i siniakami. Całe szczęście że przynajmniej w środku jestem czysta, a może raczej pusta.  
  Delikatnie uśmiecham się na tę myśl i kończąc to rozmyślanie zaczynam ubierać się do szkoły. Wciągam na siebie luźną koszule z długim rękawem i granatowe rybaczki. Nie ma to jak klasyczny ubiór, aby być jak najbardziej niewidzialnym. Przecież nikt nie zwraca uwagi na dziewczynę, która nie eksponuje swoich atutów a w dodatku je ukrywa. Zwłaszcza jeśli chodzi o szkołę średnią, czyli bandę dzieciaków, zgrywających dorosłych, dla których nie liczy się nic więcej niż oni sami.  
  Sprawdzam w lustrze czy aby żaden siniak czy blizna nie wystają spod mojego ubrania. Kiedy jestem już pewna, porywam z mojego łóżka plecak z książkami i wybiegam z pokoju. Schodząc na dół robię wystarczająco głośne kroki aby mama wiedziała że wychodzę do szkoły. Mijając kuchnie słyszę że Jamie woła mnie po imieniu.  
- Zobaczysz siostrę później.- słyszę cichą odpowiedź mojej mamy.  
  Prycham na to i z trzaskiem zamykam za sobą drzwi wejściowe. Nie ma to jak kolejny, doskonały dzień szczęśliwej rodzinki. Na szczęście jeszcze tylko 124 takich dni i będę dla nich martwa. Przynajmniej tak zostałam poinformowana. Ale co może się zmienić, przecież nie uda się nikomu mnie zabić. Jak na zawołanie wyczuwam za sobą czyjąś obecność.  
- Przecież mieliśmy się nie spotykać na gruncie prywatnym, a ja ledwo wyszłam z domu. Mój ogródek chyba zalicza się do takich właśnie miejsc.
- Uznajmy że to sytuacja wyjątkowa. - mówi Stigma, poczciwy staruszek moich koszmarów. Ma na sobie straszą, lnianą koszule i zielonkawe spodnie z dużą ilością kieszeni. Na ramieniu ma przewieszoną płócienną torbę z której wyjmuje kremową kopertę. Bez mrugnięcia podaje ją mi. – Tym razem chodzi o coś innego. Masz pilnować żeby żył.
  Skończywszy mówić od razu ulatnia się w całkowitej ciszy, zostawiając mnie z niemym pytaniem na twarzy. Dotychczas w mojej dwuletniej karierze wszystkie zadania wyglądały tak samo. Zbij, albo zostań zabity. Proste, klarowne, a w moim przypadku stuprocentowo skuteczne. Śmierć jest mi bliska, ale życie? Moja ciekawość czyje nazwisko z darem życia znajduje się w kopercie jest dużo większa niż zazwyczaj przy tej z wyrokiem śmierci. Kim jest człowiek który zasłużył na życie za wszelką cenę?  
   Delikatne odrywam sklejony pasek rozpakowując prezent na nudę. W myślach błagam o jakieś wyzwanie i zaglądam do koperty powoli wyciągając z niej zdjęcie. Patrzy na mnie przystojna twarz z ciemnymi oczami które znałam krótko lecz według mnie już za dobrze. Przeklinając i zarazem modląc się w myślach aby był to ktoś inny, odwracam powoli zdjęcie gdzie na drugiej stronie powinno być zapisane nazwisko.  

Heid Finlay.  

Oczywiście. Że niby przed kim mam go chronić? Przed sobą?!

Crybey

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1013 słów i 5624 znaków, zaktualizowała 11 paź 2016.

1 komentarz

 
  • Koteczka

    Super część. Okropnie mi się podoba to opowiadanie :) kiedy coś jeszcze napiszesz?

    12 paź 2016

  • Crybey

    @Koteczka jak najszybciej ale niczego nie obiecuję ☺

    12 paź 2016

  • Crybey

    @Koteczka nigdy lol

    16 lis 2019