Wchodzę do ciemnego domu, uważając aby nikogo nie obudzić ale podłoga i tak delikatnie skrzypi pod moimi stopami. Dochodząc do kuchni słyszę otwierane na piętrze drzwi, prawdopodobnie od sypialni rodziców. Rodzicielska intuicja najwyraźniej wyczuła że wróciłam. Szybkie i mocne kroki zbliżają się coraz bardziej, a ja wiedząc co się wydarzy za parę sekund, głośno wzdycham i przewracam w ciemnościach oczami.
Ledwo co moja mama zbiega ze schodów, a zapala się światło. Patrzę jak nagle zatrzymuje się w miejscu, jej oczy rozszerzają się, otwiera usta i od razu szybko je zamyka. Robi tak jeszcze kilka razy zanim udaje jej się w końcu wydukać jakieś słowa.
- Chciałabym.. abyś w końcu powiedziała mi… gdzie.. co ty sobie robisz? – duka nieskładne pytanie, na co ja w odpowiedzi unoszę tylko brwi. – Rano wychodzisz, jakby nigdy nic, a wracasz w środku nocy i wyglądasz jakby … jakby ktoś cię napadł. I wiem że to nie jest pierwszy raz. – jej oczy szklą się od napływających łez.
I co ja mam jej powiedzieć? Że straciłam to co czyni mnie człowiekiem? Że znalazł mnie ktoś kto uczynił ze mnie potwora? Nie sądzę aby przyjęła to najlepiej.
- Myślę że nie musisz wiedzieć o wszystkim co robię. Nie mam pięciu lat. Najlepiej będzie jak o tym zapomnisz. – mówię z kamienną twarzą.
Po jej policzku spływa łza. Nie przykładając do tego wagi, mijam ją i idę na górę. Wiem że będzie tam stać jeszcze przez chwilę, aż w końcu też pójdzie do siebie i uśnie. Idę właśnie przez korytarz gdy słyszę skrzypienie otwieranych drzwi. Mała postać wyłania się zza nich i przeciera raczkami swoje zaspane oczka.
- Aila? To ty?
- Ciiiii… nie powinieneś już spać? – pytam cicho Jamie’go.
- Usłyszałem hałas na dole.- próbuje się tłumaczyć lekko zmieszany.
Podchodzę do niego, kucam aby być na jego poziomie i spoglądam na malutką, zaspaną twarzyczkę.
- Wszystko w porządku, to tylko ja i mama. – uśmiecham się do niego uspokajająco.- A teraz leć do łóżeczka spać.- Odwzajemnia mój uśmiech i kiwa leciutko główką na zgodę. Wchodzi do swojego pokoju i zamyka za sobą drzwi.
Szybko wstaję i idę do łazienki doprowadzić się do porządku. Zamykam za sobą drzwi i nie patrząc w lustro ściągam z siebie ubłocone i podarte ubrania które będzie trzeba wyrzucić. Wchodzę pod prysznic i zmywam z siebie cały brud tego dnia.
Chwilę później zasypiam we własnym łóżku.
***
Stoję przed lustrem i oglądam swoje ciało. Wszędzie widać zarysowane mięśnie poruszające się przy każdym ruchu, ale i tak nie zmienia to faktu że moja skóra jest poznaczona bliznami i siniakami. Całe szczęście że przynajmniej w środku jestem czysta, a może raczej pusta.
Delikatnie uśmiecham się na tę myśl i kończąc to rozmyślanie zaczynam ubierać się do szkoły. Wciągam na siebie luźną koszule z długim rękawem i granatowe rybaczki. Nie ma to jak klasyczny ubiór, aby być jak najbardziej niewidzialnym. Przecież nikt nie zwraca uwagi na dziewczynę, która nie eksponuje swoich atutów a w dodatku je ukrywa. Zwłaszcza jeśli chodzi o szkołę średnią, czyli bandę dzieciaków, zgrywających dorosłych, dla których nie liczy się nic więcej niż oni sami.
Sprawdzam w lustrze czy aby żaden siniak czy blizna nie wystają spod mojego ubrania. Kiedy jestem już pewna, porywam z mojego łóżka plecak z książkami i wybiegam z pokoju. Schodząc na dół robię wystarczająco głośne kroki aby mama wiedziała że wychodzę do szkoły. Mijając kuchnie słyszę że Jamie woła mnie po imieniu.
- Zobaczysz siostrę później.- słyszę cichą odpowiedź mojej mamy.
Prycham na to i z trzaskiem zamykam za sobą drzwi wejściowe. Nie ma to jak kolejny, doskonały dzień szczęśliwej rodzinki. Na szczęście jeszcze tylko 124 takich dni i będę dla nich martwa. Przynajmniej tak zostałam poinformowana. Ale co może się zmienić, przecież nie uda się nikomu mnie zabić. Jak na zawołanie wyczuwam za sobą czyjąś obecność.
- Przecież mieliśmy się nie spotykać na gruncie prywatnym, a ja ledwo wyszłam z domu. Mój ogródek chyba zalicza się do takich właśnie miejsc.
- Uznajmy że to sytuacja wyjątkowa. - mówi Stigma, poczciwy staruszek moich koszmarów. Ma na sobie straszą, lnianą koszule i zielonkawe spodnie z dużą ilością kieszeni. Na ramieniu ma przewieszoną płócienną torbę z której wyjmuje kremową kopertę. Bez mrugnięcia podaje ją mi. – Tym razem chodzi o coś innego. Masz pilnować żeby żył.
Skończywszy mówić od razu ulatnia się w całkowitej ciszy, zostawiając mnie z niemym pytaniem na twarzy. Dotychczas w mojej dwuletniej karierze wszystkie zadania wyglądały tak samo. Zbij, albo zostań zabity. Proste, klarowne, a w moim przypadku stuprocentowo skuteczne. Śmierć jest mi bliska, ale życie? Moja ciekawość czyje nazwisko z darem życia znajduje się w kopercie jest dużo większa niż zazwyczaj przy tej z wyrokiem śmierci. Kim jest człowiek który zasłużył na życie za wszelką cenę?
Delikatne odrywam sklejony pasek rozpakowując prezent na nudę. W myślach błagam o jakieś wyzwanie i zaglądam do koperty powoli wyciągając z niej zdjęcie. Patrzy na mnie przystojna twarz z ciemnymi oczami które znałam krótko lecz według mnie już za dobrze. Przeklinając i zarazem modląc się w myślach aby był to ktoś inny, odwracam powoli zdjęcie gdzie na drugiej stronie powinno być zapisane nazwisko.
Heid Finlay.
Oczywiście. Że niby przed kim mam go chronić? Przed sobą?!
1 komentarz
Koteczka
Super część. Okropnie mi się podoba to opowiadanie kiedy coś jeszcze napiszesz?
Crybey
@Koteczka jak najszybciej ale niczego nie obiecuję ☺
Crybey
@Koteczka nigdy lol