The end of me cz.2

Mając na sobie letnią sukienkę z długimi rękawami, wędruje po szkolnych korytarzach z książkami przyciśniętymi do piersi. Raz po raz, niezdarnie wkładam kosmyki moich wyprostowanych włosów za uszy, aby nie przesłaniały mi widoku, właściwie, to moich stup. Bo to na nie patrzę udając tą nieśmiałą dziewczynę, którą już nie jestem. Teraz jestem potworem.
Za późno zdaję sobie sprawę że dzwoni dzwonek. Zawsze staram się być szybsza i iść do klasy unikając przy okazji całej tej przepychanki idiotów którzy na ostatni moment załatwiają wszystkie sprawy. Czuję się przez nich osaczona, więc przyciskam plecy do szafek i czekam wiedząc że kiedy wparuje do klasy po dzwonku, wszyscy będą patrzeć. Zamykam oczy czekając i ganiąc siebie przy okazji za nieostrożność.  
Kiedy je otwieram na korytarzu widzę tylko pojedyncze osoby ale nie to zwraca moją uwagę. Jest to biegnący chłopak, który nie zważając na innych, popycha ich próbując zrobić sobie miejsce mimo że jest go mnóstwo. Zarozumiałość trzeba leczyć. Więc kiedy zbliża się do mnie podchodzę trochę do przodu i wystawiam stopę. Moje usta wykrzywiają się w uśmiech kiedy jego nogi zahaczają o nią, a on leci do przodu i przewraca się. Nie czekając oni chwili, odchodzę w kierunku pracowni chemicznej.  


  
Dwie godziny później przeszukuję półki biblioteki w poszukiwaniu książek na głupi projekt z chemii. Muszę się śpieszyć zanim inny kujon zwinie mi jakieś z przed nosa. Jeśli masz do czynienia z tak “świetnie” zaopatrzoną biblioteką to się bardzo często zdarza. Na samą tą myśl przewracam oczami. Nie to że jest mała, ale każda książka jest tylko w jednym egzemplarzu.  
Po piętnastu minutach opieram czoło o jedną z półek i zdrową ręką pocieram obolały kark. Przymykam oczy czując zmęczenie po wycięczającym porannym treningu i lekcjach.
Wtem ktoś łapie mnie za ramię i odwraca. Przez moje ciało przenika fala bólu i krzywię się delikatnie wiedząc że właśnie jakiś debil otworzył na nowo ranę zadaną podczas treningu.  
-Co to było ? - pyta się jakiś chłopak - Tam, na korytarzu … Coś ty zrobiła ?!
Jestem pewna że moja mina wyraża czyste zdumienie. No bo w zasadzie chyba tak jest naprawdę. Jestem zaskoczona tym że wie kto mu podłożył nogę.  
-O czym ty mówisz ? - pytam lękliwie. Tak bardzo nienawidzę tego głosu. Jest pełen strachu którego ja nie mam ani trochę.  
-Przewróciłaś mnie. Podłożyłaś nogę i odeszłaś jakby nigdy nic. - jest zły. Ba, nawet bardzo sądząc po jego minie i piorunach które wysyła mi oczami.
Dopiero wtedy zauważam że jego policzek jest otarty. I teraz rozumiem oczywiście dlaczego jest zły. Zniszczyłam mu jego śliczną buźkę. Próbuję utrzymać moją twarz w strachu lecz jestem pewna że kpina wydobywa się z moich oczu. I on to widzi. Wiem to, bo jego mina robi się jeszcze bardziej zacięta. Lecz wtedy jego oczy otwierają się szeroko w zaskoczeniu. Rozluźnia ręke która ściska moje ramię i spogląda z niemym przerażeniem to na moją twarz to na ramię.  
-Co do chole…- próbuje powiedzieć lecz jego głos jest zachrypnięty.  
I wtedy ja też zauważam plamę krwi w miejscu gdzie chwilę temu trzymał mnie w stalowym uścisku.  
-Brawo geniuszu. - mówię wypranym z emocji głosem. Moja twarz przypomina nieprzeniknioną maskę co czyni mój wygląd groźny mimo kremowej sukienki i balerin.
Wyrywam swoją rękę pulsującą bólem i popycham go do tyłu. Chwieje się co daje mi przewagę kiedy przyciaskam go do półki z książkami. Mimo że jestem około dziesięciu centymetrów niższa, sprawiam wrażenie górującej nad nim.  
-Piśnij komukolwiek słowo a może ci się przydarzyć kolejny “wypadek”. Tym razem przypilnuję aby nie tylko twoja twarz ucierpiała. - dla uwiarygodnienia mojej groźby przesuwam palcem po jego odartym policzku.  
Odwracam się i przedostają się przez rzędy półek z książkami do wyjścia z biblioteki. Dopiero kiedy zamykają się za mną drzwi zaciskam rękę na ramieniu aby ukryć rozrastającą się plamę krwi i zatamować choć trochę krwawienie. Całe szczęście podczas długiej przerwy wszyscy są na stołówce więc bez problemu przechodzę przez puste korytarze do łazienki.  
Sprawdzam czy jest pusta a kiedy jestem pewna podchodzę do umywalek opuszczając dłoń z ramienia. Jest zakrwawiona więc myję ją aby nie pobrudzić nią czasem mojej kreacji.
Spogladam na siebie w lustrze. Wyglądam naprawdę zabawinie z czerwoną plamą na ramieniu. Przez chwilę na mojej twarzy widnieje uśmiech lecz zarz potem powarznieje. Muszę coś wykąbinować aby mieć spkój z tym głupim ramieniem na resztę dnia.
Odrywam powoli zakrwawiony rękaw od sukienki, uważając aby niczego nie pobrudzić. Powoli ściągam go z siebie razem z całkowicie przemokniętym bandażem. Światłu dziennemu ukazuje się nie taka płytka rana cięta. Nie jest poszarpana lecz przypomina krwawiącą pojedynczą kreskę. Kolejna blizna do kolekcji.  
Słyszę ciężkie, zbliżające się, męskie kroki które nie wrużą nic dobrego. Odwracam się zakrwawionym ramieniem do ściany aby nie było go widać kiedy ktoś wejdzie. Nie patrzę kto wchodzi aby udawać zaskoczenie.  
Drzwi się otwierają i ktoś staje w drzwiach.  
-To damska łazienka. - mówie ze spokojem
-Tak, wiem. Właśnie dlatego tu jestem.  
Odwracam się jak poparzona kiedy słyszę spokojny głos chłopaka z otartym policzkiem.  
A on uśmiecha się do mnie.

Crybey

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 993 słów i 5548 znaków, zaktualizowała 2 maj 2016.

4 komentarze

 
  • MichaelPL

    Wow... Nigdy nie czytałem takiego opowiadania... Pisz dalej!!  ;)

    5 maj 2016

  • chaaandelier

    Pojawiło się trochę błędów ortograficznych, ale ogólnie na plus. Popracuj tez nad interpunkcją. :)

    2 maj 2016

  • PannaNikt

    No no... Ciekawie ;) Nie spodziewałam się tutaj takiego opowiadania, więc masz plus za jakąś oryginalność. W ogóle mi się podoba. Czekam na next. Pozdrawiam ;)

    2 maj 2016

  • Tessiak

    Podoba mi się. Naprawdę. Zaintrygowałaś mnie, weszłaś zupełnie w moje klimaty. Dlatego czekam bardzo niecierpliwie na ciąg dalszy. Mam nadzieję, że dodasz coś już niedługo :)

    2 maj 2016