Po prostu życie?? - nie (część 5)

Muzyka nagle przestała grać. Barczysty mężczyzna oderwał się od gitary, po czym podszedł wolnym krokiem do mikrofonu i ochrypłym głosem oznajmił –Panie i panowie nieubłaganie zbliża się koniec tej wspaniałej zabawy. Zagramy jeszcze pięć utworów, a wiec… Zachęcam do wspólnej zabawy!                Walentyna miała szum w uszach, stała na środku sali i obserwowała chłopaka podążającego w jej kierunku. Serce jej zamarło, nigdy w życiu nie podszedł do niej chłopak i nie poprosił do tańca. Czyżby miałby to być pierwszy raz?                                        -Hej! Wołałaś mnie? –zapytał śmiało chłopiec, wyszczerzając swoje piękne, białe zęby.                 Walentyna z szoku nie mogła wydukać żadnego słowa. Jej źrenice w oczach szybko się zwężyły, a usta śmiesznie zwinęły w trąbkę. Stało przed nią istne cudo, a ona nie wiedziała jak się zachować. Wysoko- szczupły blondyn, o nieziemsko cudnych oczach! Och, czego potrzeba więcej?                                      –Halo? Wszystko dobrze z tobą? –zadał kolejne pytanie nieznajomy chłopak, uśmiechając się jeszcze szerzej niż poprzednio.                                        –Yyyy, jaaa, no więc –tłumaczyła niezgrabnie Walentyna, błądząc oczyma dookoła sali.        –Zagalopowałam się trochę, wiesz, emocję mnie poniosły. Ech...  –Boże, co ja wygaduje?! Podszedł do mnie, , facet’’, FACET, I chce abym z nim tańczyła? To niemożliwe! –krzyczał w myślach dziewczyna. Walentyna czuła jak oblewa ją zimny pot, a policzki palą jak ogień. Pukanie jej malutkiego i tak bezbronnego serca, przeobraziło się teraz w szybkie kołatanie. Chłopiec obserwował jej zachowanie w dziwny sposób, przeszywał ją najwyraźniej na wylot. Walentyna czuła, że zna każdy zakamarek jej myśli. Wiedziała, że jeżeli nie zatańczy z nieznajomym wyjdzie na, , nienormalna’’, bo przecież jaka dziewczyna przywołuje chłopaka do tańca, po czym udaję zdziwioną, gdy ten przychodzi?                                               -Niedługo już koniec zabawy, pozostało zaledwie parę kawałków, zatańczymy?           -Yyy, bo widzisz, jest problem, ja nie umiem tańczyć –ciągnął leniwie chłopiec.           –Co takiego??? Ha, ha, ha, jak to nie umie tańczyć? To po co tak naprawdę podszedł? Aby popatrzeć na mój biust?! No nie, teraz to sam siebie pobił –śmiała się głęboko w myślach Walentyna. Miała ochotę zrównać go z ziemią, jednak to byłoby tu nie na miejscu. Postanowiła obrać inną drogę.                –To nic trudnego pokaże ci –rzuciła krótko dziewczyna, po czym pociągnęła nieznajomego za rękaw niebieskiej koszuli. –Raz, dwa, trzy... raz, dwa, trzy… -tłumaczyła zwięźle dziewczyna, gdy nagle…   -Aaaauuu! Mój palec! Uważaj trochę… -krzyczała już w niebo głosy tak, jakby to słoń stanął jej na stopę. –Przepraszam! Naprawdę nie chciałem, mówiłem, że nie umiem tańczyć. –na twarzy chłopaka zmalował się prawdziwy smutek, widać było, że żałuje tego bardzo.                    –Dobrze, już dobrze, zacznijmy od nowa.                              Z każda sekundą nauka tańca, stawała się coraz bardziej owocna. Walentyna ukradkiem spoglądała na nowego towarzysza i coraz bardziej żałowała, że zbliża się koniec zabawy. Wiedziała, że za parę minut powróci do domu, do zwykłej rzeczywistości, gdzie będzie szarą, potulną myszką nic nie znaczącą w tym wielkim świecie. Koniec. Muzyka przestała grać. Do mikrofonu podszedł ponownie atletyczny mężczyzna, po czym podziękował za udaną zabawę, jego głos wskazywał najwyraźniej zadowolenie i ulgę, jakby dziękował Bogu, że nareszcie skończyła się ta zabawa. Ludzie zaczęli się rozchodzić do swych domów, a orkiestra pakować swój sprzęt. Walentyna patrzyła na to, nie zdając sobie całkowicie sprawy, że stoi na środku sali, z nowo poznanym chłopakiem. Z głębokich refleksji wyrwał ją znajomy głos.                                           –Szkoda, że to już koniec. Bardzo przyjemnie tańczyło się z Tobą, chciałbym to powtórzyć. –oznajmił stanowczo nieznajomy, po czym ucałował delikatnie prawą dłoń dziewczyny.            Walentynę przeszyło dziwne mrowienie w okolicach brzucha, ale nie było to takie silne uczucie, które towarzyszyło jej zawsze podczas rozmów z Piotrkiem przez gadu-gadu, to uczucie było o wiele, wiele słabsze.  
-Wiesz, w zasadzie jest już bardzo późno, muszę już iść –próbowała wykręcić się delikatnie Walentyna, by nie dać po sobie poznać, że coś jest nie tak.                           –Nr telefonu podaj, proszę! –zawył jej wprost do ucha.                              –Dobrze. 788-455-602 –rzuciła na odchodne dziewczyna. Nie chciała się wykręcać więcej, nie miała na to siły, poza tym czuła, że owy chłopiec nie napisze do niej nigdy.  
Noc była ciepła. Na niebie mrugały małe urocze gwiazdki, pilnujące księżyca, który spał w najlepsze. W oddali, pośród najskrytszych zakamarków traw i zieleni, dobiegała grana pianissimo aria przez pasikoniki. Walentyna przycupnęła na chwile, by posłuchać tego koncertu, był on tak niesamowicie piękny. Raz po raz, niestety te harmonicznie wydobywane dźwięki, zagłuszały samochody, przejeżdżające tamtędy z impetem. Miało się wrażenie, jakby robiły to specjalnie. Walentyna postanowiła nie zważać na to, zaciągnęła się głęboko nocnym powietrzem. Zatopiła się głęboko znów w swoich marzenia. Na ziemie ściągnął ją znajomy głos. Gdy się odwróciła jej oczy dojrzały nieznajomego chłopaka, z którym jeszcze nie tak dawno bawiła się na sali.                         -Uh, w. . końcu. . Ci. . e zna. . la. . złem, -sapał przeraźliwie owy chłopiec.                      –O, to znowu Ty? A co to tutaj robisz? –zadała krótkie pytanie, przyglądając się uważnie towarzyszowi. –Hmm, a jak on chce mi wyrządzić krzywdę? Co ja zrobię! Jestem tutaj sama! Ratunku!! –wołała w myślach Walentyna a jej ciało zadrżało.  –Bo widzisz, jaaaa, z tego wszystkiego zapomniałem się przedstawić. i. . Sebastian jestem. –odrzekł chłopiec, po czym wyciągnął przed siebie prawą dłoń. Walentyna popatrzyła na towarzysza, po czym wybuchła mocnym śmiechem. Nie mogła zapanować nad sobą i nad swoimi emocjami. Z wielki trudem podając prawą dłoń Sebastianowi, ucisnęła zwinnie przeponę lewą ręką, jakby się bała że umrze ze śmiechu. Przebiła się w końcu przez stertę swojego rechotu, po czym wydukała przeciągle –Walen. . ty. . na je. . stem.  
[koniec czesci5]
Chcecie wiedzieć, co wydarzyło się dalej? Komentować

toccata

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1119 słów i 6382 znaków.

3 komentarze

 
  • Użytkownik !

    jak mozesz to dodawaj czesciej, bo masz talent!:)

    8 lis 2012

  • Użytkownik mala

    wiecej

    8 lis 2012

  • Użytkownik trololo

    no chcemy!:)

    7 lis 2012