Po prostu życie?? - nie (cześć 2)

Po prostu życie? – nie [cześć 2]
Kolejne dni mijały w dość szybkim tempie, Walentyna z powodu ogromu nawału prac domowych nie miała czasu na rozmowy z nowo poznanym kolegą. Zbliżał się termin egzaminów gimnazjalnych. Walentyna chodziła cała spięta i zdenerwowana mimo, że uczyła się na samych 4 i 5 czuła, ze coś może pójść nie tak. . – Spalanie całkowite metanu powstaje poprzez połączenie… - Powtarzała głośno w myślach. Uwielbiała chemie i biologię, wiedziała, ze trzyma z tych przedmiotów asa w rękawie. Polski i matma były dla niej prawdziwą udręką, zawsze musiała sama siedzieć po kilka godzin w domu aby zrozumieć dany temat, nadrabiała ile tylko mogła aby wymusić 4 na szynach z sprawdzianów. Kiedy w końcu zbliżył się termin egzaminów gimnazjalnych Walentyna cała drżała w głowie kłębiły się same czarne myśli – Boże, a jak napisze naprawdę słabo? Nie dostanę się do żadnego liceum. . […]
Zbliżał się czerwiec a wraz z nim koniec szkoły i upragnione wakacje. Walentyna miała dylemat jaką szkołę powinna wybrać, co by dało jej najlepsze możliwości w późniejszym życiu. W końcu postanowiła złożyć podanie do Liceum Ogólnokształcącego. Dlaczego? Być może dlatego, że ta szkoła była najbliżej jej miejscowości albo może i dlatego, że tam wybrała się jej najlepsza przyjaciółka Agnieszka.  
- Dostałam się mamo do tego liceum – wyraziła swoje zadowolenie w sposób nieco subtelny.        – Widzisz, a tak bardzo się martwiłaś – skwitowała mama. Walentyna aby pochwalić się nowo szkołą napisała do Piotrka, była to ich pierwsza dłuższa rozmowa od niepamiętnych czasów. Były bowiem sprawy ważniejsze. Kolejne dni powróciły do normalności, regularne rozmowy i późne chodzenie spać. Ich znajomość na nowo rozkwitła pełna parą, zwierzali się ze wszystkiego, czuli się tak dobrze przy sobie. Zostali para na odległość. Nie liczyło się nic innego i pomimo ze się nigdy nie widzieli nie przeszkadzało im to. Walentyna czuła że kocha Piotrka i że to jest coś wyjątkowego. Nie chciała rezygnować z niego.  
Zaczął się lipiec. Zboże na polach coraz bardziej dojrzewało. Pojawiały się pierwsze prace na polu związane ze żniwami. Walentyna nie lubiła tego okresu. Wiedziała, ze nie ominie ją ta robota i że będzie musiała jak co roku zwalać ziarna, a potem kiedy słoma będzie sprasowana, podjeżdżać ciągnikiem po snopki. Widziała jak jej koleżanki wyjeżdżają na wakacje, bawią się z rodzicami i swoimi sympatiami. A ona? Nie miała wyboru, wiedziała, że jest to koniecznie. Jedynym wybawieniem jej z tej nieciekawej opresji jedynie mógłby być wyjazd z orkiestra dęta na biwak. Tak. Walentyna od dłuższego czasu grała na saksofonie altowym w pobliskiej straży pożarnej. Kochała ten instrument, który nieraz już stroił sobie z niej żarty. Gdy była małym dzieckiem często oglądała teleturniej, , Jaka to melodia’’ i mówiła do rodziców : - Chce na tym grać! Nie znała jeszcze nazwy tego instrumentu a już widziała siebie jak dotyka zmysłowo opuszkami delikatne klapy instrumentu. Keyboard zdecydowanie nie dawał jej takiej satysfakcji. Pożądała coraz bardziej tego nowego cacka.                                                                             Jednakże wyjazd na biwak odbył się w nieco poźniejszym terminie a dokładnie miesiąc po żniwach. W sierpniu. Poznała tam nowe koleżanki z którymi świetnie się dogadywała, uważała się za jedną z nich. 3 dni, które spędziła z nimi były czymś wyjątkowym. Przeżyła wspaniałe wewnętrzne uczucie towarzyszące z graniem. Nie wyobrażała sobie życia bez prób i codziennym chociażby krótkim ćwiczeniu. Dyrygent był z niej dumny wiedział bowiem, ze posiada ogromny talent, który musi tylko dobrze wykorzystać. Po powrocie do domu tuż przed nowym rokiem szkolnym Walentyna otrzymała od Piotrka szokującą wiadomość. Sparaliżowała ją ona. Czuła, że grunt usuwa jej się spod stóp, czuła że umiera… [koniec części 2]

toccata

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 735 słów i 4044 znaków.

Dodaj komentarz