Performance cz. 7

Szłam korytarzem, całym w bieli, ogromne okna ukazywały pochmurne niebo z nowo wykwitłą na nim tęczą równie delikatną jak ja i mój stosunek do prowadzącej mnie w kierunku wyjścia ze szpitala mamy. Starała się celowo nie przyspieszać i wyrównać swoje kroki z moimi- byłam jej za to ogromnie wdzięczna. Stukot maminych obcasów odbijał się głuchym echem w rytm naszych kroków. Już recepcja... jejku jak tu sterylnie??? tak to chyba dobre określenie, biała podłoga biały sufit białe ściany białe fartuszki lekarzy białe krzesła... powoli zaczęło robić mi się nie dobrze. Jak można tu pracować? na całe szczęście moja mama zdawała się czuć to samo bo już zaledwie parę chwil później siedziałam z nią w samochodzie. Jechałyśmy w ciszy kompletnej ciszy jedynym źródłem jakiegokolwiek hałasu była włączona klimatyzacja. Zerknęłam przez okno spodziewając się dostrzec coś innego odbiegającego do normy ale oczywiście jak na złość za szybą roztaczał się monotonny krajobraz zielonych drzew z pojedynczymi złotawymi liśćmi, zrezygnowana przeniosłam wzrok na mamę.. chciałam naprawić nasze relacje... ale jak? nic nie przychodziło mi do głowy więc..
-mamo.. nie wiem czy powinnam cię o to pytać ale.. czy coś się stało? zdajesz się być jakaś taka hm... bardziej nieobecna niż zwykle?- spytałam przerywając krępującą nas ciszę... mama popatrzyła na mnie ale nic mi nie odpowiedziała... to była ignorancja, nagle łzy napłynęły mi do oczu, z trudem je powstrzymując ciągnęłam- wiem że nie tak wyobrażałaś się swoją córkę.. powinnam być malutka chować się w koncie słuchać klasyki i ubierać się jak zakonnica.. ale nie wiem czy wiesz że ta twoja całkiem już niemała córka mająca ponad metr siedemdziesiąt też potrzebuje matki i miłości a nie kąpieli w banknotach i rodziców zgrywających idealną rodzinkę. ja też mam uczucia hello?!! rozumiesz to?? ja też mogę odczuwać ból strach niezrozumienie i bark akceptacji a nawet wyobraź sobie... potrafię kochać! niebywałe nieprawdaż!? Nadia kocha swoją wiecznie zabieganą nie mająca dla niej czasu matkę... a ona?? co ona czuje? możesz mi powiedzieć co czuje moja matka?? i gdzie ona jest? kiedy ostatnio ubierałyśmy wspólnie choinkę na boże narodzenie kiedy piekłyśmy ciasto cynamonowe kiedy byłyśmy na spacerze w parku kiedy spytałaś się mnie o coś więcej niż oceny w szkole?? kiedy?- bezwiednie mówiąc to odwróciłam twarz do okna i mocno zacisnęłam powieki aby nie wypuścić wzbierającego pod nimi potoku łez- kiedy ostatni raz powiedziałaś że mnie kochasz? czy ty w ogóle kiedykolwiek powiedziałaś że mnie kochasz? kiedy wypiłyśmy wspólną herbatę z cytryną? Kiedy?!! kiedy!!!- nie kontrolowałam się już zaczęłam krzyczeć dając upust targającym mną emocjom łzy popłynęły mi po policzkach a twarz wykrzywiła się w potwornym grymasie -kiedy kiedy kiedy.. powtarzałam jak mantrę coraz ciszej pomiędzy coraz częstszymi atakami łkania.
Nagle auto się zatrzymało, poczułam na ramionach zaciśnięcie się długich palców mojej mamy mocno do niej przywarłam i odwzajemniłam uścisk.. powoli zaczęłam się uspokajać... chciałam się delikatnie wyplątać z jej objęć ale nie mogłam poczułam spływającą mi po policzku łzę o dziwo nie moją.. łzę mamy
-kocham kocham cię córeczko ty słońce ty moje przepraszam... ja nie chciałam... ja.. ja chcę się zmienić... ja już dłużej tak nie potrafię.. nie mogę ja... ja się rozwodzę.. znaczy my się rozwodzimy ja i tato jeszcze nie ma konkretnego terminu rozprawy. ja cię przepraszam.. ja starałam się to utrzymać.. myślałam że jak popadnę w wir obowiązków i w pracoholizm to sytuacja w domu się zmieni się poprawi proszę cię... to znaczy.. przepraszam ja ja nie wiem... nie chciałam cię zaniedbać- mówiła pomiędzy kolejnymi dawkami wstrząsającego jej ciałem głębokiego szlochu- to się zmieni ja... ja nie chcę cię stracić jesteś dla mnie wszystkim i bez względu na twój wzrost czy charakter zawsze będziesz moją małą córeczka.. razem jakoś sobie poradzimy.. będzie dobrze... a co do tego ciasta to możemy je zrobić nawet jeszcze dzisiaj..- ostatnie zdanie dodała uśmiechając się przez wciąż płynące łzy
-mmamo.. jak mi ciebie takiej brakowało.. strasznie..- mocniej się w nią wtuliłam wciągając delikatny zapach jej włosów- a ten rozwód to...-nie zdążyłam dokończyć bo mi przerwała..
-wiem wiem.. nawaliłam na całej linii.. przepraszam tak bardzo cię przepraszam..
-nie! to znaczy nie przepraszaj bo wiesz no... ja nie mogłam ci tego wcześniej powiedzieć bo.. jakiś czas temu znalazłam u taty dziwny liścik z numerem telefonu.. był od jakiejś Elki a może Anki? sama już nie wiem kiedy się go spytałam kto to, zaczął coś dziwnie kręcić i unikać odpowiedzi więc zadzwoniłam na ten numer i.. ona.. to znaczy on się wściekł że użyłam jego telefonu a ona jak odebrała zaczęła mówić takie rzeczy... do niego... ona myślała że ja to on i... tak tak tak on mówił że to jego jakaś kuzynka czy ktoś tam... ale czy tak się zwraca do siebie kuzynostwo... kotku? skarbie? to o której w tym hotelu??  
-co? czyli że ja... że on... że mnie zdradzał? nie... ale to..
-niemożliwe? tak... wierz mi że też tak myślałam.. łudziłam się że to jakieś denne nieporozumienie.. ale on potem powiedział że jak komuś coś powiem to.. to zrobi coś...-czułam jak po zaczerwienionych policzkach płyną nowe pojedyncze krystaliczne krople  
-co??? czy on jest niepoważny... Czy on ci zrobił cokolwiek uderzył... ?-spytała a ja wiedziałam że pyta się nie tylko o to...
-nie... nie.. naprawdę. skończyło się tylko na groźbach
-już ja mu pokaże rozstanie bez orzekania o winie!!! wyjdzie tego nagi.. no ewentualnie puścimy go w skarpetkach co ty na to?-powiedziała, z oczami miotającymi błyskawice i potarganymi oczami wyglądała jak prawdziwa wiedźma.. po prostu magicznie. no cóż.. wygląda na to że odzyskałam mamę.
-jestem za... ale mam jedną prośbę.. a mianowicie już nigdy się nie zmieniaj.. kocham cię taką jaka jesteś... z tym twoim figlarnym uśmiechem na ustach i nie chcę żadnej innej mamy.. -powiedziałam dając jej całusa w ciągle jeszcze mokry od łez policzek
-postaram się... a teraz jedźmy do domu.. tato jest w delegacji.. ma wrócić za pięć dni... może zrobimy mu taką malutką niespodziankę...-wyszeptała z złośliwym błyskiem w oku
-taak? jaką?-spytałam wyczuwając niezłego psikusa
-będziemy musiały się bardzo szybko spakować... dasz radę w ciągu dwóch dni opakować w kartony wszystkie swoje rzeczy?-powiedziała celowo unikając odpowiedzi, jakby się ze mną drocząc, z delikatnym uśmiechem na ustach
-tak... czy my się...-mówiłam ale mi przerwała
-.. wyprowadzamy, nie zamierzam mieszkać w tym kupionym przez niego domu, jak myślisz... zdążymy go sprzedać przed jego powrotem?
-powinnyśmy ale.. co zamierzasz zrobić z pieniędzmi??
-z jego pieniędzmi?? coś na co on nigdy by nie wpadł... wesprzeć schronisko dla zwierząt! ale jednego jestem pewna... Będzie zachwycony!
-i chyba o to chodzi- mruknęłam i obie wybuchłyśmy szczerym śmiechem... pierwszym w naszym nowym życiu- po tych słowach mama odpaliła zaparkowany przez nią w pośpiechu na środku polnej drogi samochód i ruszyłyśmy realizować nasz niecny plan :D radość ogromnie rozsadzała mi wnętrzności boleśnie napierając na żebra... w końcu nie codziennie dostaje się w prezencie coś w rodzaju "nowego życia"...



mam nadzieję że was nie zawiodłam tą częścią bo włożyłam w nią całe swoje serce i wolny czas który w innym wypadku został by przeznaczony na fizykę albo inny ścisły przedmiot :>>> tak więc pozdrawiam :ppp zgodnie z obietnicą piszę więcej szybciej i więcej :D paaa... :***

betty

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1455 słów i 8012 znaków.

6 komentarzy

 
  • Użytkownik Misia

    w koncie ? Konto to jest w banku. :x Kącie się pisze...
    Ehh, ładna scena "pojednania" z mamą ale tak strasznie bełkotliwie napisana niestety.

    26 lut 2014

  • Użytkownik gbfhj

    Zaje***** xDDD

    14 lis 2013

  • Użytkownik gbfhj

    Cudowneeeee, piszpiszpisz

    14 lis 2013

  • Użytkownik Misiaa

    Dobree :)

    13 lis 2013

  • Użytkownik nati :)

    swietne to opowiadanie :) juz czekkam na cd :)

    13 lis 2013