Performance cz. 6

Czułam się nieco niezręcznie... zawsze opanowana, zabiegana mama żyjąca w swoim własnym świecie w którym ogromną wartością cieszyły się nowe zera wyrastające już i tak dość sporej kwocie na naszym koncie... nie ogarniam po prostu nie ogarniam... i właśnie ta chłodna mama skąpiąca czasu swojemu własnemu dziecku teraz trzyma mnie w objęciach.. teraz to już nawet niebo może spaść mi na głowę... naprawdę- nic mnie już nie zdziwi. Delikatnie przekrzywiłam głowę nie chcąc przerywać naszego uścisku i po raz kolejny w ciągu tych kilku ostatnich minut dokładnie jej się przyjrzałam, dopiero teraz dotarło do mnie jak bardzo musi być zmęczona... pod jej oczami były widoczne ciemne cienie mocno odcinające się od jasnej skóry na której po raz pierwszy co było dla mnie ogromnym zaskoczeniem nie dostrzegłam ani grama korektora, podkładu ani jakiejkolwiek kremowej klejącej się brei a włosy po raz pierwszy od niepamiętnych czasów sterczały na wszystkie strony w jasnych niepokornych lokach. Powoli wyplątałam się z jej dziwnie wiotkich ramion i spojrzałam w zamglone zmęczeniem oczy, te jej trzydzieści dziewięć lat w końcu ukazało się na jej delikatnych rysach twarzy poprzetykanych ledwo widoczną siateczką zmarszczek. Ja patrzyłam na nią ona na mnie... może to dziwne ale po raz pierwszy od paru lat miałam ochotę się rozpłakać w jej obecności, wyżalić.. miałam ochotę mieć mamę taką zwykłą tak po prostu.. zwyczajnie. kogoś kto mnie zrozumie i wysłucha, wygospodaruje trochę czasu dla swojego jedynego dziecka, kto na chwilę przestanie być bezduszną maszyną do zarabiania pieniędzy, kto mnie po prostu przytuli i da mi odczuć że jestem mu potrzebna i mnie naprawdę kocha. Czy to tak wiele??  
-mm..mamo?-zaczęłam niepewnie.. bałam się że na powrót stanie się oschłą snobistyczną kobietą- gdzie ja jestem? co ja tu robię? coś cię stało?-dodałam widząc drobny skurcz w okolicy jej ust gdy napomknęłam jej o ojcu, czy...
-jesteś w szpitalu... obie jesteśmy, zemdlałaś.. dostałaś coś podobnego do wstrząsu wywołanego jakimiś lekami.. podobno zostały źle dobrane do twojej sylwetki, wagi i wieku... -głos powoli jej się zaczął łamać a na policzkach pojawiały się coraz to nowsze strumienie łez, widocznie było jej to potrzebne bo po chwili się odrobinę uspokoiła i mogła mówić dalej- jak się czujesz? wszystko w porządku? może pójdę zawołać lekarza..
-nie! to znaczy.. proszę.. nie idź... jeszcze nie teraz, chciałam...-nie mogłam nic więcej powiedzieć ścianki krtani w niemalże bolesny sposób się zacisnęły tamując mi dopływ powietrza do płuc i powodując wykwitający na mej twarzy delikatny rumieniec, który najwidoczniej zaniepokoił moją mamę bo przysiadła na skraju łóżka gotowa by rzucić się w stronę gabinetu lekarskiego... chyba powoli ją odzyskiwałam.. chciałam jej powiedzieć coś bardzo ważnego ale jakoś nie mogłam.. nie potrafiłam jej w tym stanie powiedzieć o tacie i... w nagłym odruchu przytuliłam się do niej i rozpłakałam się jak małe dziecko z trudem wyrzucając z siebie- proszę cię.. proszę mamo, mamusiu... zabierz mnie do domu...  
CDN...  

  Sorki że tak krótko i te błędy... makabra xd wiem że nieodpowiedni moment na zakończenie ale muszę lecieć i tylko tyle zdążyłam napisać w ciągu ostatnich dwudziestu minut :) dziękuję za miłe komentarze :3 postaram się pisać więcej częściej i szybciej :>>> jak ktoś będzie miał jakieś drobne sugestie co doi mojego stylu pisania typu postaci bohaterów albo tempa akcji... to bardzo was proszę pisać na priv albo w komkach :ppp pozdrawiam :D

betty

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 662 słów i 3729 znaków.

2 komentarze

 
  • fddc

    Cudne czekam na cdddd xD

    13 lis 2013

  • nick

    Super, wciąga!! Kiedy kolejna część? :)

    12 lis 2013