Nie igraj ze mną (III)

-Gdzie idziemy najpierw? - zapytał podekscytowany, kiedy przekroczyliśmy bramki.
-Nie wiem...może na razie obejdziemy całość i potem zdecydujemy na co pójdziemy - zasugerowałam.
-Skoro tak chcesz...- odparł niechętnie. - Ja bym poszedł na to - wskazał palcem rollercoster jadący z prędkością ponad stu kilometrow na godzinę, wypełniony masą wrzeszczących ludzi. Na samą myśl stanęła mi gula w gardle.
-Nigdy w życiu.
-Boisz się?
-Nie..po prostu tego nie lubię, ok?
-To tylko zabawa, nic ci się przecież nie stanie.
-Zrozum, że mnie to zwyczajnie nie kręci. - nie ma takiej siły, żeby zdołał mnie namówić na takie ustrojstwo. Nie, na pewno na to nie wejdę.
-No dobrze, nie będę cię zmuszać.
-Możesz iść sam, ja zaczekam. - zaproponowałam, bo nie chciałam zabierać mu okazji do - jak to on określa - zabawienia się.
-Nie, luz. Mogę, nie muszę. - odpowiedział - Wolę być przy tobie, żebyś mi czasem nie uciekła.
-Bardzo zabawne. -mruknęłam pod nosem.
Obeszliśmy dookoła cały teren. Zajęło nam to niecałą godzinę, także teren parku był dość duży. Staneliśmy pod kołem młyńskim.
-Może na to się skusisz? - spytał na mnie zerkając. Spojrzałam na pokaźnych rozmiarów koło. Cóż, kręciło się powoli więc czemu nie. Tylko czy nie będę panikować, jak znajdę się na górze? Mam lekki lęk wysokości, ale na coś muszę się zdecydować.
-No dobra. - zgodziłam się. Staneliśmy w kolejce, która nie była aż tak długa i po pięciu minutach zajeliśmy miejsca. Wolnym tempem zaczęliśmy kierować się ku górze.
-I jak? - spytał.
-Może być. - odparłam, choć dało się wyczuć w moim głosie cień niepokoju.
-Masz lęk wysokości? - odgadł moje myśli.
-Trochę - przyznałam.
-Mogę cię potrzymać za rękę, jak chcesz.
-Nie ma takiej potrzeby. - odparłam. Nawet robiło się przyjemnie, kiedy koło stanęło. Co prawda tylko po to, żeby wsiadli następni na dole, ale i tak zdrętwiałam kiedy zakołysaliśmy się dziesięć metrów nad ziemią. Za chwilę będziemy na samym szczycie. Mój oddech stał się nierówny, bo zaczęło trochę wiać, przez co kołysaliśmy się coraz mocniej i jechaliśmy wciąż wyżej.
-Wszystko w porządku?
-Tak - przełknęłam ślinę.
-Przeszkadza ci kołysanie?
-No wolałabym żeby przestało.
-Nie myśl o tym - chwycił moją dłoń, a ja jej nie wyrwałam. O dziwo, uspokoiło mnie to nieco. Nie chciałam, żeby ją puszczał. - Zaraz będziemy na topie, skup się na widokach. - poradził. I tak też zrobiłam. Rzeczywiście widok był cudowny. Było widać z góry cały park rozrywki, a nawet ruchliwe ulice w oddali, a za nimi kawałek lasu. I tu, w najwyższym punkcie znów się zatrzymaliśmy i znów zakołysało nami jak na huśtawce. Ścisnęłam mocniej jego rękę. Nic nie powiedział, tylko spojrzał mi pokrzepiająco w oczy.
-Dlaczego nie lubisz wesołych miasteczek? Są zbyt dziecinne dla ciebie? - zapytał po chwili.
-Nie do końca, ale budzą się we mnie przykre wspomnienia z dzieciństwa.
-Opowiesz mi o tym?
-Nie wiem czy chce do tego w tym momencie wracać... - spojrzałam w jego zaciekawione oczy, w których już zaczynał zbierać się zawód, więc powiedziałam - No dobra. Miałam czternaście lat i pojechałam na kolonię za granicę. Całe dwa dni mieliśmy przeznaczone na  ogromny park rozrywki. Dałam namówić się dzieciakom na najszybszą kolejkę, a jeden przejazd składał się z dwóch okrążeń, jeśli wiesz o co mi chodzi - pokiwał ze zrozumieniem głową. - Po pierwszym miałam już dosyć, przekonałam się, że to nie dla mnie i chciałam jak najszybciej stamtąd wysiąść. Ale to był dopiero początek tego koszmaru. W połowie drugiego okrążenia zatrzymaliśmy w najwyższym punkcie, bo nagle zabrakło prądu. Mieli jakąś awarię. Tkwiliśmy tam jakieś pięć minut i ktoś gwałtownie się wychylił, żeby sprawdzić co się dzieje na dole.
-Spadł?
-Nie, ale jego ruch przeciążył całą kolejką i bez żadnej kontroli zaczęliśmy jechać w dół. Myślałam, że zginę, chociaż potem dowiedziałam się że to było mało prawdopodobne. Cała ta sytuacja obróciła się na tyle dobrze, że mogliśmy z tego żelastwa zejść. Tamtego dnia nie weszłam już nawet na żadną karuzelę, a drugi dzień przesiedziałam na ławce przed wejściem.
-Aż tak to przeżyłaś?
-Tak. - odparłam od razu - Do dzisiaj mam traumę i boję się na cokolwiek wejść z obawy, że zaraz stanie i już z tego nie zejdę. Albo spadnę w dół, albo...po prostu coś mi się stanie.
-Przepraszam, nie sądziłem, że możesz mieć takie złe przeżycia z tym związane. Zabrałbym cię w inne miejsce.
-Nie szkodzi. W sumie od tamtego czasu nie byłam w żadnym wesołym miasteczku. Tylko mój stosunek do niego się nie zmienił.
-Możemy iść na wszystko to, co porusza się tylko po podłożu, na przykład kręcące się filiżanki albo gokarty. Albo nie...wiem, gdzie najpierw pójdziemy. - powiedział, a ja otworzyłam usta z zamiarem spytania go, co ma na myśli. - Zobaczysz, na razie ci nie powiem.
Moje opowiadanie musiało trochę zająć, bo nawet nie spostrzegłam kiedy, ale już nasz obrót na młynie dobiegał końca. Gdy wysiedliśmy, Tymon podał mi rękę.
-Chodź.
*
Poprowadził nas do budki, w krórej rzucało się rzutkami, a za trzy celne rzuty był do wyboru jeden z ogromnych pluszaków. Tymon z góry zapłacił za dwie próby. Podsunięto mi rzutki.
-Ty pierwsza - mówi.
-Co? Żarty sobie robisz? W życiu nie trafię. - powiedziałam i chciałam jeszcze dodać, że lepiej będzie jak on to wykorzysta.
-Dasz radę, a jak nie to przynajmniej będzie zabawnie.
-Mój brak zdolności uważasz za zabawny? Dobra, sam tego chciałeś. - chwyciłam rzutki do ręki i wycelowałam pierwszą. Trafiłam w róg tarczy, ale cieszyłam się, że w ogóle trafiłam w tarczę. Z drugą poszło mi lepiej, wczepiła się bliżej środka. A trzecia trafiła obok tej drugiej.
-No proszę, nie było tak tragicznie. - uśmiechnął się do mnie - A teraz patrz na mistrza. - powiedział i nie minęła minuta, a wszystkie trzy trafiły w środkowe pole. - Którego wybierasz?
Spojrzałam na sporych rozmiarów regał wypełniony przeróżnymi pluszakami. Wybrałam klasycznego misia z czerwoną kokardą zawiązaną na szyji. Pani obsługująca całe stanowisko podało nam go z ciepłym uśmiechem. Ponad metrowa przytulanka znalazła się w moich rękach. Ledwo go uniosłam z powodu tak dużego rozmiaru.
-Dajesz radę? Może ci pomóc? Albo czekaj, odniesiemy go do samochodu.
Miś nie mieścił się w bagażniku, więc wylądował na tylnym siedzieniu.
-To, co wracamy? - wzruszyłam ramionami w odpowiedzi. Nie zależało mi na tym, żeby tam wracać, ale skoro już wygrał dla mnie wielkiego misiaka to byłam skłonna na to przystać. - Jak nie chcesz, to możemy pojechać gdzieś indziej...
-Gdzie na przykład?
-Wymyślimy coś. Pojedziemy na spontanie - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
*
Pojechaliśmy na miasto. Przespacerowaliśmy się po starówce, po czym wybraliśmy się na obiad. Co prawda bez żadnych luksusów, bo wykwintne restauracje ominęliśmy szerokim łukiem. Nasz wybór padł na małą knajpkę z kebabem, który z resztą wzięlismy na wynos. Usiedliśmy na ławce głównej ulicy i obserwując przechodniów wcinaliśmy posiłek.
Potem Tymon zaproponował, żebyśmy pojechali do parku znajdującego się na naszej dzielnicy. Zrobił się wieczór i spacerując między klimatycznie oświetlonymi alejkami poczułam się jak na najlepszej randce na świecie. Jednak po chwili przypomniałam sobie, że to nie miała być randka. A może miała? Sama już nie pamiętam.
-Dziękuję  - powiedziałam po chwili.
-Za co?
-Za cały dzień. Dawno tak dobrze się nie bawiłam.
-Miło mi to słyszeć -objął mnie ramieniem. - Chłodno się robi, wracamy?
-Jeszcze chwilkę. Wiesz, biegam często tutaj.
-Tak?
-Rano jest tu mało ludzi, prawie wcale. To pozwala oderwać się od miejskiego gwaru i na moment zatracić się pośród czystej zieleni drzew.
-Może też obiorę tutaj trasę. Właściwie do biegania nadaje się idealnie. Ostatnio byłem tutaj z Matim na rowerze. I pomyślałem, że fajnie byłoby znaleźć się tutaj z tobą.
-Domyśliłeś się, że lubię miejsca w takim stylu, co? - zaśmiałam się.
-Tak, ja zresztą też. Widzisz, nawet mamy coś wspólnego. - spojrzał mi w oczy, a mi zrobiło się gorąco. Szybko odwróciłam głowę, żeby tego nie zauważył.
-Rzeczywiście już chłodno, wracajmy.
Chwilę później znaleźliśmy sie pod blokiem.
-Widzę, że dzisiaj nie szalejecie - powiedziałam widząc ciemność w ich oknach.
-Mateusz pojechał do rodziców na weekend, a ja... no cóż. Jestem z tobą, nie potrzebuje spraszać kogo innego. Zresztą nie czepiaj się. Co ci przeszkadza, że ludzie lubią się czasem zabawić?
-No nic, chyba że robią to bez przerwy nie zważając na pozostałych mieszkańców bloku. - no i wróciliśmy do naszego stałego tematu. Chyba zawsze jesteśmy przygotowani na dyskusję o tym i to całymi godzinami. A i tak, ani on ani ja nie zmienimy zdania.
-To do mnie, czy do ciebie? - wypalił, kiedy weszliśmy na klatkę schodową.
-Słucham? - Czy ja się przesłyszałam?
-No chyba mnie nie zostawisz - zrobił minę zbitego psa - Nie jestem przyzwyczajony sam siedzieć na chacie.
-Jak mi ciebie szkoda! O niebiosa, i co ty poczniesz? - zaczęłam się śmiać. - Czyli co, teraz mam cię wybawić od katuszy chwilowej samotności?
-Coś w tym rodzaju.
Moja pierwsza myśl: za żadne skarby. Ale w sumie już u mnie był, a nawet nocował. Poza tym jakaś część mnie nie chciała rozstania z nim w tym momencie.
-Niech będzie - westchnęłam udając, że robię mu łaskę. A co, niech nie myśli, że mi zależy.- Co ja teraz pocznę z tym misiem? - wypowiedziałam na głos swoje myśli, kiedy ujrzałam ogromnego pluszaka w przedpokoju, który swoją drogą pozostał zajęty przez misia niemal w całości. Wtargałam go do sypialni i posadziłam na łóżku.  - Przez ciebie mam same problemy. Najpierw hałasy z dołu, teraz ten miś. Co ja ci zrobiłam?
-Widocznie takie nasze przeznaczenie kotku - zaśmiał się i zaszedł mnie od tyłu nagle obejmując w talii. Pisnęłam zaskoczona, zwłaszcza, że dotknął miejsca gdzie mam łaskotki. A to go zachęciło do dalszych ataków na mój brzuch - mimo moich gróźb, że tego pożałuje nie przestawał mnie łaskotać, a mi było trudno zachować powagę nieustannie zanosząc się śmiechem.
W końcu wylądowaliśmy na środku mojego łóżka kompletnie rozrzucając wcześniej idealnie ułożoną pościel. Na dodatek ja wylądowałam pod nim i teraz nasze twarze znajdowały się w niebezpiecznie bliskiej odległości od siebie, kiedy nachylał się ku mnie. Zaprzestał łaskotania mnie i zapadła między nami chwila ciszy. Chwila, która mogłaby trwać wiecznie, przemknęło mi przez myśl.
-I co teraz? - zapytał ochrypłym od śmiechu głosem.
-Nie mam bladego pojęcia - powiedziałam szczerze. - A gdzie się podział mój misiu? - odwróciłam głowę w poszukiwaniu sporych rozmiarów zguby. Oczywiście nie trwało to długo, bo trudno było go nie zauważyć, zwłaszcza że leżał na samym środku podłogi.
-Tutaj jest  - wypalił nagle Tymon i szybko mnie pocałował w usta. Zaskoczona jęknęłam, a potem zaczęłam się śmiać.
-Miałam na myśli tego drugiego misia. - znów mimowolnie, wspólnie chichotaliśmy. Jak już oddechy nam się w miarę unormowały, powiedziałam - Dziękuję. Wiem, że się powtarzam, ale naprawdę jestem ci wdzięczna.
-Daj spokój, to tylko pluszak. - odparł w uśmiechu.
-Nie o misia mi chodzi, chociaż to też...Ale dzięki tobie czuję się inaczej...to znaczy chyba lepiej. - Nie krępowałam się ze swoimi myślami, bo w istocie w mojej głowie takie się teraz przewijały. W jakimś momencie, nie wiem konkretnie w którym, Tymon stał mi się bliski. Jak przyjaciel. A może nawet ktoś więcej niż przyjaciel. - Nie umiem tego racjonalnie wyjaśnić, ale sprawiasz że przy tobie nie martwię się niczym i właśnie za to ci dziękuję.
-A ja ciebie z kolei nie potrafię zrozumieć. Ale okej, domyślam się, co chcesz mi powiedzieć. Ty natomiast z każdą chwilą intrygujesz mnie bardziej i czas upływa z tobą o wiele przyjemniej.
-Czyli co? Powtórzymy to kiedyś?
-I to nie jeden raz. Oczywiście, zakładając że nie będziesz miała żadnych smutnych wspomnień związanych z połową atrakcji tego miasta, bo nie wiem co wtedy wymyślę.
-I to ja jestem ta złośliwa. -odparłam ironicznie - Jesteś kreatywny, poradzisz sobie. O to akurat się martwię. - dodałam.

Leżeliśmy ciągle w tej samej pozycji. Żadne z nas nic nie mówiło i w końcu nachylił się, żeby mnie pocałować, tym razem dłużej. A ja przyjęłam ten pocałunek z największą ochotą, ba, ja nawet czekałam na niego od kilku minut.

W końcu oderwał swoje wargi od moich. Obydwoje dyszeliśmy. Spojrzał na mnie, jakby pytał o przywolenie na coś więcej. Skinęłam głową i sama uniosłam się i musnęłam jego usta na zachętę. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale chciałam tylko więcej i więcej.
Pocałował mnie tuż poniżej ucha. Przechyliłam głowę, podczas gdy on wtopił palce w moje włosy. Schodził coraz niżej, całował szyję, ramiona, zsuwał się ustami po mojej ręce aż dotarł do paznokci i opuszków palców.

I znów to samo spojrzenie. Tym razem nie pozostało bezgłośne.
-Na pewno tego chcesz?
-Tak. - odparłam po krótkiej chwili wahania. Nie chcę tracić tej chwili, kiedy jest tak cudownie,a przecież może być tylko lepiej. Pożądanie bierze górę nad rozsądkiem i postanawiam nie myśleć o tym, jak to może wpłynąć na naszą relację. Chcę go właśnie tu i teraz. Chociaż jakiś cienki głosik we mnie próbuje wywrzeć na mnie skruchę za tak brudne myśli. Ale ja jej nie czuję. Mam wrażenie, że teraz właśnie tego potrzebuję - momentu zatracenia.

Tymon obrócił się i położył na plecach zmieniając naszą pozycję. Teraz to ja leżałam na nim. Wyprostowałam się, siadając na jego biodrach. Położyłam dłoń na jego piersi i czułam jak szybko bije mu serce. On z kolei wyciągnął ręce do zapięcia sukienki. I tak wymieniając się subtelnymi pieszczotami, pozbywaliśmy się ubrań aż zostaliśmy w samej bieliźnie.

Byliśmy wystarczająco rozpaleni, żeby posunąć się dalej. Ale nagle Tymon wstał i patrząc na mnie przepraszajco szepnął:
-Nie mogę. - na początku kompletnie nie wiedziałam o co mu chodzi.
-Co? Jak to? O co chodzi? - Zrobiłam coś nie tak? -dodałam w duchu.
-Po prostu to nie powinno było się wydarzyć. Przepraszam. - zaczął zbierać swoje ubrania.
-Dlaczego? - nadal nie byłam w stanie pojąć całej tej sytuacji. Widząc, że się ubiera, poczułam się dziwnie skrępowana i okryłam się częściowo kołdrą.
-Może kiedyś ci to wytłumaczę. Ale teraz naprawdę nie mogę - powtarzał dalej.
-Ja coś zrobiłam? O mnie chodzi?
-Nie, w żadnym wypadku nie o ciebie. To ja sam ze sobą mam problem.
-Nie chę być kąśliwa, ale takie rzeczy słyszy się zazwyczaj przy zerwaniu. - A my jeszcze nie mamy nawet czego zrywać, pomyślałam. - Tymon, proszę cię, zostań. Porozmawiajmy - zaczęłam namawiać go, żeby nie wychodził.
On jednak pozostał nieugięty. Przeprosił mnie raz jeszcze i wyszedł, pozostawiając mnie w zupełnym oszołomieniu.
Nie byłam w stanie się ruszyć. Co jak co, ale tego bym się w życiu nie spodziewała. Może nie jestem wystarczająco atrakcyjna? Nie, powód musi leżeć gdzieś indziej. Przecież nie raz dał mi znać, że mu się podobam.
To czemu tak się zachował? Pomyślałam przez moment, żeby zerwać się i pognać za nim. Ale ostatecznie stwierdziłam, że to nie ma sensu. Opadłam zrezygnowana na poduszki. Jutro z nim porozmawiam - postanawiam w duchu. Cały ten natłok emocji zostaje we mnie stłumiony przez zmęczenie i dzięki temu szybko udaje mi się zasnąć.

*
Wstałam po dziewiątej. Szybko uwinęłam się z poranną toaletą i zjadłam śniadanie. Ubrałam dżinsy i biały, luźny T-shirt i zaczęłam się szykować do zejścia na dół. A może jednak nie powinnam? Może jeszcze śpi? Nie no, ile można spać, jest prawie wpół do jedenastej.
Kręcę się w te i we w te po mieszkaniu, aż w końcu wychodzę. Chyba mam prawo żądać wyjaśnień.
Przynajmniej tak mi się wydaje...bo kto zostawia w połowie nagą dziewczynę jeszcze zanim do czegokolwiek doszło? To nawet dla najbardziej tępych facetów musi brzmieć nielogicznie.
Ostrożnie pukam w drzwi.
Nikt nie otwiera.
Pukam jeszcze raz, tym razem mocniej.
Po dłuższej chwili drzwi uchylają się i staje w nich Tymon.

-Dzień dobry - mówię starając się zachowywać spokój.
-Dzień dobry, sąsiadko - odpowiada. - Wejdź. - zaprasza mnie do środka, a ja wchodzę. Prowadzi mnie do największego pokoju, czyli salonu i siadamy na krzesłach po obu stronach stołu. Tak naprawdę pierwszy raz mogę się przyjrzeć ich mieszkaniu - nie jest jakoś specjalnie ekstrawagancko urządzone, ale ma w sobie jakiś styl. Bardziej taki studencki, niż katalogowy, ale czego można by oczekiwać po takich lokatorach. Nie mają tu żadnych zdjęć, ani obrazów, czy czegokolwiek co nadałoby temu wnętrzu jakiejś intymności. Ot, zwykły salon stworzony do spotkań towarzyskich. Nie ma czego nawet zbić czy uszkodzić, ale to zapewne z przyczyn praktycznych nie trzymają zbędnych ozdób na wierzchu, biorąc pod uwagę ich tryb życia.
-Długo będziesz jeszcze lustrować ten pokój? - wyrywa mnie z myśli Tymon.
-Słucham? - pytam, bo nie skoncentrowałam się na jego pytaniu. Dalej tworzyłam w głowie wnioski dotyczące tego pomieszczenia.
-Nic. Długo milczysz. - stwierdza.
-Bo właściwie to nie ja mam coś tutaj do powiedzenia, nie uważasz?
-O co chodzi? - pyta nie rozumiejąc mojej sugestii.
-O co chodzi? - powtarzam jego pytanie z niedowierzaniem. - I ty się mnie pytasz, o co chodzi? Nie pamiętasz zupełnie wczorajszej nocy?
-Oczywiście, że pamiętam.
-No więc słucham. Chyba należy mi się jakieś wytłumaczenie.
-Marcela, proszę nie zawracaj mi tym teraz głowy - próbuje uniknąć odpowiedzi.
-A ja cię proszę, spróbuj mi to wyjaśnić. Masz pojęcie, jak ja się czułam?
-Przepraszam.
-Nie przepraszaj, tylko powiedz, co się stało.
-Nic, ja...po prostu...nie umiem ci tego wyjaśnić.
-Spróbuj. - naciskałam.
On natomiast milczy, czym irytuje mnie jeszcze bardziej.
-W czym problem? We mnie?
-Nie.
-To w czym do cholery? - dalej się nie odzywa, więc dodaję - Myślałam, że ci się podobam.
-Bo tak jest.  - teraz oboje siedzimy pogrążeni w milczeniu. On nie jest skory do rozmowy. a ja powoli męczę się takim wypytywaniem.  -Chcesz się czegoś napić? Może kawy?
-Może być. - odchodzi i znika w kuchni parząc dla nas kawę. Po kilku minutach wraca i stawia przede mną gorący kubek. Włącza telewizor i ślepo wpatruje się w ekran. Po chwili robię to samo i zaczynam mówić o prezenterze z tvn24 za którym nie przepadam, a który właśnie przekazywał wiadomości ze świata. On również go nie lubi i dołącza do mnie w narzekaniu  na resztę znienawidzonych osobistości telewizyjnych. Potem przeszliśmy na temat polityki i okazało się, że nawet jesteśmy za tą samą partią. Ku mojemu zdziwieniu, co prawda.
Gdy znów zapadło milczenie, po tym jak wyczerpaliśmy powyższe tematy, wypaliłam:
-Tymon, wiesz, po co tu przyszłam. - spojrzał na mnie przeciągle i wzruszył ramionami, jakby nigdy nic. - Nie wiem, czemu nie chcesz mi tego powiedzieć, cokolwiek to jest. Chyba dotarliśmy już do etapu, w którym jesteśmy wobec siebie szczerzy.
-Serio? - parsknął z ironią.
-Coś się nie zgadza?
-Myślę, że ty sama ze sobą nie jesteś do końca szczera.
-Dlaczego ciągle mi to wytykasz? Ja tak nie uważam - odparłam w samoobronie.
-Pomyśl logicznie przez moment. A najlepiej odtwórz całą naszą znajomość od początku. Chyba parę tygodni temu w życiu byś nie przewidziała tego, co się stało wczoraj.
-No tak, ale to było parę tygodni temu. Kobieta zmienną jest, nie słyszałeś o tym nigdy? - tylko uśmiechnął się w odpowiedzi. - Zresztą nie zmieniaj tematu. Czemu wczoraj uciekłeś? Przecież nie musieliśmy się od razu kochać, wystarczyło powiedzieć, że...wszystko w porządku? - wstałam żeby poklepać Tymona po plecach, bo zakrztusił się kawą w połowie mojego zdania.
-Nic by dobrego nie wynikło, gdybym został - powiedział w końcu. - A co byśmy innego robili? Obejrzylibyśmy razem dobranockę i poszli spać jak na grzeczne dzieci przystało? Proszę cię.
-A co złego w tym, że...
-Marcela - przerwał mi. - Po prostu ja nie chcę tego tak szybko. - widziałam w jego oczach, jak waha się, żeby mi ostatecznie coś wyznać - Zależy mi na tobie - powiedział cicho. A mnie zatkało. Widząc zdziwienie malujące się zapewne teraz na mojej twarzy, kontynuował, zanim cokolwiek zdążyłam wtrącić - Nie chcę się spieszyć. Nie z tobą.
-Ja...chyba czegoś nie rozumiem. - powiedziałam.
-Mam dość krótkotrwałych romansów, wogóle nic nieznaczących. Myślę, że to czego teraz chcę to związku. Poważnego, a nie przelotnego.
-I wydaje ci się, że pozwoliłabym ci mnie ot tak zostawić z dnia na dzień? Wolne żarty! Zadręczyłabym cię prędzej...- chciałam mówić dalej, ale powaga w jego oczach mi na to nie pozwoliła. Nie chcę, żeby myślał, że z niego szydzę. - A tak na poważnie. Za kogo ty mnie masz? Ja nawet nie rozważam przelotnych romansów, są nie dla mnie. Czy ja ci wyglądam na puszczalską? Okej, poniosło mnie trochę, ale przecież obydwoje tego chcieliśmy. I ufam ci na tyle, że wiem, że dla ciebie to by coś znaczyło. - wyznałam.
-Czyli...co teraz będzie?
-Nie wiem - wzruszyłam ramionami. - Jesteś bardziej nieprzewidywalny niż mi się wydawało.
-Przynajmniej nie jest ci ze mną nudno - uśmiechnął się.
-To prawda, nie jest - przyznałam. Po chwili milczenia, wstałam od stołu i powiedziałam - Pora już na mnie.
Skinął ze zrozumieniem głową i odprowadził mnie do drzwi. Patrzeliśmy sobie w oczy nie odzywając się do siebie. W końcu położyłam dłoń na klamce, szykując się do wyjścia.
-Będziesz miał czas, żeby przemyśleć, to co ci powiedziałam. W piątek lecę razem z koleżanką na weekend do Paryża. - mrugnął kilka razy, a ja nie czekając na odpowiedź uchyliłam drzwi i chciałam wyjść. Chciałam, bo zaraz znalazłam się spowrotem w mieszkaniu, przyciśnięta do wewnętrznej strony drzwi. Tymon całował mnie teraz namiętnie. Chyba wszystko ma się ku dobrej drodze, pomyślałam.
-Będę czekał z niecierpliwością - powiedział, kiedy odkleił się od moich ust. Zdyszana nic nie mówiłam. Nie byłam w stanie, bo zaskoczył mnie tym wciągnięciem do mieszkania. Po prostu odsunęłam się od niego i w końcu wyszłam.
Kiedy tylko weszłam do siebie, od razu wzięłam się za sprzątanie. Chciałam zacząć przygotowywać wstępnie walizkę na wyjazd. Niestety kiepsko mi to szło. Nie mogłam się skoncentrować, bo cały czas myślałam o Tymonie.
Naprawdę trudno tego człowieka rozpracować. Wydaje mi się, że jest zupełnie inny od tej osoby na którą się kreuje. Przez niego mam mętlik w głowie. Najpierw zachowuje się jak rasowy podrywacz, a zaraz potem zmiana o 180 stopni na wrażliwego faceta, pragnącego poważnego związku. Przynajmniej tak teraz mówi...a skąd ja mam wiedzieć która wersja jest bliższa prawdy?

***
W Paryżu miałam bawić się świetnie, a tak naprawdę było średnio. Fakt, fajnie poczuć klimat tego miasta. Pomijając te wszystkie miłosne pierdoły, w tym mieście zwyczajnie przyjemnie jest usiąść choćby na kawie. Byłyśmy już w pierwszym dniu na zakupach, ale nie szalałyśmy za bardzo, bo ceny były znacząco wygórowane jak na mój gust. No ale to Paryż. Spodziewałam się, że będzie drogo. Zrobiłyśmy sobie zdjęcia pod wieżą Eifla, weszłyśmy na nią i również sfotografowałyśmy panoramę miasta.
Mimo zarażającego wręcz entuzjazmu mojej koleżanki, nie byłam w stanie w pełni cieszyć się z tego wyjazdu.
A to dlatego, że moje myśli krążyły wciąż wokół Tymona.
Cały czas nie mogę go rozgryźć...Mam nadzieję, że jak wrócę do Polski, to go w końcu zrozumiem. Musimy przecież sobie wyjaśnić pewne rzeczy.
-Wrócimy się jeszcze do tamtego sklepu? - wyrywa mnie z rozmyślań przyjaciółka.
-Którego? - otrząsam się.
-Tego z tą śliczną niebieską sukienką, którą obie się zachwycałyśmy. Nie mogę przestać o niej myśleć.
-Dobra, to się wróćmy. Skoro aż tak ci się podoba. Chociaż musisz przyznać, że cena jest kosmiczna.
-Wiem. Ale za miesiąc idę na ślub brata, a gdzie dorwę pięknięjszą kreację niż w samym Paryżu? Poza tym już jutro wyjeżdżamy, a ja nie chcę potem żałować, że się na nią nie zdecydowałam.
-W sumie masz rację - przyznałam jej rację.

W istocie, kiedy przymierzyła ową suknię, wyglądała cudownie. Jakby była szyta właśnie na nią. Widziałam pewne wahanie w jej oczach jak wydawała ostatnie pieniądze przy kasie. Ale przynajmniej wyjeżdża stąd zadowolona. Moje myśli z kolei są o wiele za bardzo odległe od tego miasta. Chyba nawet cieszę się, że już wracam do Polski.
Chociaż zdaję sobie sprawę, że przede mną kolejna dosyć skomplikowana rozmowa z Tymonem...

BerryMuffin

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 4773 słów i 25643 znaków.

6 komentarzy

 
  • -***-

    Ahh Tymon *-*

    27 maj 2016

  • BerryMuffin

    Następną część wstawię jutro po południu :)

    26 maj 2016

  • Naciulka❤

    Meeega  :rotfl: kiedy kolejna?   :question:

    26 maj 2016

  • Klaudii

    Świetna część!  :rotfl:  kiedy kolejna?

    25 maj 2016

  • mm

    fajna czesc czekam na kolejna

    25 maj 2016

  • Beno

    super  :bravo:

    25 maj 2016