Miesiące malowane marzeniami - lipiec

Miesiące malowane marzeniami - lipiecObserwowałam dramat w przedpokoju, zastanawiając się, dlaczego ludzie muszą być aż tak bezmyślni. Iza obrzucała przyszłego eks męża kolejnymi przedmiotami, wydając neandertalskie okrzyki. Dobrze, niech wyrzuci gnoja. Zapracował na rozwód sumiennie. Trzeba mieć nieźle nasrane we łbie, żeby pieprzyć sprzątaczkę, kiedy żona bierze prysznic... Dopiłam kawę, zmywając filiżankę w lśniącym nowością zlewie. Kurde, niedawno kupili ten apartament jako świadectwo szczęśliwego pożycia małżeńskiego.  
- Nie dzwoń, nie przychodź, wypierdalaj z mojego życia! - zakończyła Iza swój wywód. Poza twardej, niezależnej kobiety prysła niczym mydlana bańka, gdy tylko wróciła do salonu. Przytuliłam ją, czując jak rozsypuje mi się w ramionach. - Czemu on jest takim dupkiem?  
- Nie myśl o nim. Łykniesz trochę procentów? - zaproponowałam, natychmiast żałując swojej oferty.  
- A wiesz co? Chętnie. Nie dam mu satysfakcji. ‘Nie pokazuj im, że krwawisz’. Pójdziemy do klubu. - podjęła męską, godną wojownika, decyzję. Taki ton nie wróżył nic dobrego.  
- Teraz? - dopytałam niepewnie.
- Teraz. - potwierdziła moje najgorsze obawy. Nigdy nie byłam ‘zwierzakiem imprezowym’, więc perspektywa spędzenia wieczoru w mekce tancerzy i alkoholików, nie napawała mnie zbytnim entuzjazmem.  
- Nie mam ubrań… - spróbowałam ostatniej wymówki. Iza machnęła lekceważąco.  
- Odstawimy się tutaj. Będą im stawać na nasz widok. - stwierdziła moja przyjaciółka, wybebeszając wnętrzności garderoby - Przymierz.
Wzięłam od Izy lilipuci kawałek miętowego materiału. Sukienka była śliczna, ale czułam się w niej nieswojo. Nie należę do cnotek-niewydymek, jednak kompleksy zobowiązują. Moje BMI oscyluje zwykle w górnych granicach prawidłowych wartości, więc figura stanowi dla mnie prawdziwe utrapienie. Teoretycznie, ćwiczę codziennie, zajadam również wszelakie marchewki, lecz mimo tych zabiegów nie uzyskuję oczekiwanego efektu.
- Wyglądasz zajebiście. - skomplementowała Iza mój kostium-przynętę. - Cholernie ci zazdroszczę cycków i… dupy.
- Nie ma czego. - mruknęłam skwaszona. Lustro odpowiedziało mi skrzywionym grymasem.  
- Oj weź, przestań. Kim Kardashian jest przy tobie starą babą bez choćby nutki seksapilu. - powiedziała brunetka, nakładając obłędną, beżową kreację. Obcisły krój podkreślał jej perfekcyjną sylwetkę, której nie powstydziłaby się żadna celebrytka. Uzupełniła outfit bordową torebką ze złotymi literami YSL oraz eleganckimi, także bordowymi szpilkami.  
- Będzie kretyn żałował. - zapewniłam, zachwycona jej stylizacją.  
- I o to chodzi. - Iza wyszczerzyła białe kiełki w złośliwym uśmieszku wiedźmy, podając mi miętowe sandałki. Muszę przyznać, że dzięki nim poczułam się naprawdę atrakcyjnie. Poprawiłam makijaż, uznawszy dzieło za zakończone. - Gotowa?
- Jasne. - odparłam.
Postanowiłyśmy zdobyć klub ‘Vanessa’, podświetlony niebieskimi neonami. W środku panował komfortowy, przyjazny kompleksom półmrok. Zgromadzeni mężczyźni wybałuszali na nas gałki, jakby zobaczyli wyjątkowo smaczne steki. Iza czarowała ich uśmiechami, kręceniem bioder i innymi kobiecymi sztuczkami, których ja, dzięki niebiosom, nie zdołałam opanować. Zamówiłyśmy po drinku. Piłam powoli, delektując się słodko-gorącym smakiem alkoholu.  
- Chodźmy potańczyć. - rozkazała autorytatywnie Iza, znudzona oglądaniem pijącej mnie. Tańczyła beztrosko, jak nastolatka, pomiędzy obłapiającymi ją facetami. Podziwiałam lekkość motyla oraz swobodę, z jaką omamiała tancerzy. Osobiście, wolałam wykonywać luźne, niezobowiązujące ruchy, zręcznie unikając innych tańczących. Konsekwentnie odrzucałam przypadkowych partnerów. Tymczasem Iza rozkręcała się coraz bardziej. Zrozumiałam, że wkrótce będę musiała awansować na prywatnego bodyguarda. Gdy zaczęła wymieniać drobnoustroje z wysokim i dużo młodszym chłopakiem, postanowiłam działać. Odsunęłam szczeniaka od rozbawionej Izy. Była solidnie podpita. Nawet nie zauważyłam, kiedy zdążyła się tak urządzić.  
- Idziemy stąd, Izzy. - poinformowałam ją, zaklinając siły nadprzyrodzone, by nie wpadła w awanturniczy nastrój. Moje prośby zostały najwyraźniej wysłuchane, bo przyjaciółka pozwoliła się dobrowolnie wyprowadzić poza strefę zagrożenia. Złapałam taksówkę, zamawiając kurs do mieszkania melanżowiczki. Zasnęła na moim ramieniu, co nastręczyło sporych trudności przy wysiadaniu. Wywlokłam ją cudem, dźwigając ku klatce. Wchodzący mężczyzna przytrzymał nam drzwi.  
- Dziękuję.  
- Proszę. - mruknął głosem, od którego przeszedł mnie dreszcz. Głęboki, niski, wibrujący w kościach. Zawsze miałam słabość do takiego tembru. Kurwa, było ze mną gorzej niż przypuszczałam. Wypiłam jeden drink i (o zgrozo!) jeden za dużo, skoro rozpływałam się nad pojedynczym słowem nieznajomego. - Na które piętro panie jadą?
Znów ten cholernie seksowny głos. Że też Iza nie wspomniała o tym sąsiedzie.  
- Piąte. - odparłam, badając towarzysza mojej pielgrzymki uważnym wzrokiem. Buty z dobrej gatunkowo skóry, dopasowane spodnie oraz grafitowa koszula. Prosty, a zarazem szalenie szykowny strój. Trafiający dokładnie w mój gust. Starannie wypiłowane paznokcie również oceniłam pozytywnie. Dodatkowy, szybki fakt: nie nosił obrączki. ‘Błagam, nie bądź gejem’, pomyślałam, nim odważyłam się unieść spojrzenie wyżej. Czekało mnie tam niemiłe zderzenie z jego oczami, kryjącymi więcej lodu niż cała Antarktyda.  
- Jest pani nową lokatorką? - zapytał. Wyjątkowo, nie zabrzmiał wścibsko.  
- Nie ja. Moja przyjaciółka.  
- Izabela, prawda? - wtrącił, a ja rozdziawiłam usta niczym świeżo wyłowiona ryba.
- Skąd…?  
- Chodziłem z nią do technikum. Nie wiedziałem, że tu mieszka. - wyjaśnił rzeczowo.  
- Przeprowadziła się niedawno. Pracujemy razem. Jestem Gracja. - dodałam od siebie. Może nie powinnam zdradzać nieznajomemu takich szczegółów, lecz magnetyzm mężczyzny w połączeniu z wypitym drinkiem, skutecznie przytępiały mój instynkt samozachowawczy. Winda stanęła, rozsuwając metalowe drzwi.
- Gracja… Nazwisko Wdzięk? Przepraszam, pewnie słyszałaś to wiele razy.  
- Owszem. Słyszałam. - wydyszałam, taszcząc Izę do mieszkania. Zaledwie pięćdziesiąt kilogramów, a sapałam jak lokomotywa Tuwima.
- Filip. Mieszkam naprzeciwko.  
Uśmiechnęłam się i nagle zamarłam. Uświadomiłam sobie dwie rzeczy:
uno - klucze Izy zostały w bordowej torebce,  
dos - torebka została w klubie.
Zebrało mi się na płacz. Najchętniej bym coś rozwaliła. Niestety, nie miałam niczego pod ręką.
- Nosz kurwa… - wyraziłam swoją bezsilność za pomocą magicznie uniwersalnego słowa.  
- Jakiś problem?  
- Zapomniałam wziąć jej torebkę.  
Odpowiedział salwą śmiechu. Wściekła, pomaszerowałam ku windzie, położywszy Izę na progu mieszkania.  
- Zaczekaj! - zawołał Filip, opanowawszy wybuch radości. - Pomogę ci. Chodź, zostaw ją u mnie i pojedziemy po tę torebkę. Deal? - zaoferował. Przyznam, że propozycja sprawiła mi większą przyjemność niż powinna. Byłam wręcz bliska lewitacji ze szczęścia.  
- Przywracasz wiarę w mężczyzn. Naprawdę. - wystrzeliłam, nim zdołałam zdusić tą pieśń pochwalną w gardle.  
- Chyba tylko tobie. - prychnął, otwierając podwoje swojego apartamentu. Przekroczyłam próg nieco niepewna tego, co zastanę. Naturalnie, jak to zwykle bywa, rzeczywistość wyśmiała moje oczekiwania. Zdumionymi oczyma ogarniałam nowoczesną przestrzeń, pozbawioną śladów kobiecej obecności.  
- Mieszkasz sam? - zapytałam niedowierzająco. Głupie pytanie, ale nie potrafiłam się powstrzymać.  
- Są jeszcze szczury. - powiadomił, wnosząc nieświadomą sytuacji Izę na rękach.
- Szczury?  
- Gryzonie takie… Winston i Churchill. - podbródkiem wskazał, zajmującą pół ściany, klatkę. Wewnątrz biegały tłuste zwierzątka.  
- Gryzą? - popatrzył na mnie jak na idiotkę. - Oczywiście, że gryzą. Jakoś muszą jeść. - odparł, odkładając moją nieszczęsną przyjaciółkę. Jej ciało wyglądało pięknie, gdy nieprzytomna spoczęła wśród poduszek. Poczułam ukłucie zazdrości, kiedy mężczyzna zdejmował jej szpilki, delikatnie nachylony nad wpółrozebranymi zwłokami. - Ok, chyba możemy jechać.  
Drgnęłam, niczym wybudzona z transu. Bardzo przyjemnego zresztą. Zdejmowałam w nim koszulę Filipa. Rozpinałam guzik po guziku z bolesną pedantycznością…
Jestem nienormalna. Totalna psycholka. Fantazjuję o świeżo poznanym, cudzym sąsiedzie, który zwyczajnie próbuje być uprzejmy. Stara a głupia, jakby podsumowała moja babcia. Kolejna przejażdżka windą zabrała nas do garażu.  
- Fajny wóz. - pochwaliłam czarne audi, byle tylko przerwać męczące milczenie.  
- Dlatego go kupiłem. - odparł obojętnie, odpalając silnik. - Zapnij pasy.
- Będzie ostra jazda? - zagadnęłam, patrząc, jak wprawnie wrzuca bieg wsteczny. Kurde, zachowuję się niczym zakochana gówniara. W dodatku porządnie napalona.  
- Raczej bezpieczna. Dokąd mam jechać?
- Klub ‘Vanessa’.
- Gdzie to jest? - musiał zauważyć moje zaskoczenie, bo dodał tonem usprawiedliwienia - Nie odwiedzam takich miejsc.  
- Chwilowo prosto. Nie lubisz imprez? - zapragnęłam zinfiltrować jego umysł.  
- Nie przepadam.  
- Szkoda, miałbyś duże powodzenie… - wymamrotałam, zaskakując sama siebie. Co ja robię? Przecież nie gustuję w klubach ani końskich zalotach. A teraz nie różniłam się niczym od pospolitych gości monopoli, których sztandarowe powiedzonko stanowi kultowe ‘ruchałbym’.  
- Wśród zdzir w za krótkich kieckach? Chyba podziękuję.  
Poczułam nagły przypływ wstydu. Automatycznie podciągnęłam sukienkę najbardziej jak mogłam, czyli zakryłam większą część ud. Wyjrzałam przez szybę, chcąc przetrawić otrzymany policzek.  
- Nie jestem zdzirą. - moja duma w końcu eksplodowała. Nie miał prawa osądzać mnie po jednej kreacji.  
- Nie powiedziałem, że jesteś.  
- W prawo. - warknęłam, mimowolnie obrażona. Mój egocentryczny charakterek, który rozwalał każdy dotychczasowy związek, znów dał o sobie znać. Filip skręcił gwałtownie. Zbyt gwałtownie. Prawie obrzygałam mu wypucowaną tapicerkę.  
- Nie oceniam nikogo przy pierwszym spotkaniu, rozumiesz? - odwrócił ku mnie gniewnie ściągniętą twarz. Zdrętwiałam. Cholera, chyba jednak jestem zdzirą, gdyż myślałam wyłącznie o smaku jego ust. O dotyku pełnych, niewiarygodnie prowokujących warg. Oj, dawno moje zmysły nie przeżywały takiego treningu powściągliwości.  
- Ro… Rozumiem. - wydukałam nieśmiało niby nieprzygotowana uczennica.  
- Którędy dalej?
- W lewo na rondzie.  
Jechaliśmy w ciszy, pogłębianej pomrukiwaniem silnika. Klub ‘Vanessa’ wciąż był urokliwie podświetlony niebieskimi lampami. Filip otworzył mi drzwi, podając dłoń przy wysiadaniu. Gdybym wcześniej nie została zniewolona jego urokiem, wpadłabym po tym geście.



- ❤❤❤❤❤ -

Miała być przerwa, a są Walentynki. Chyba trochę udzielił mi się nastrój i tak mnie jakoś naszło. Niektórzy czytelnicy zapewne zauważą pewne nawiązania do ‘Alfabetu’, które jak najbardziej są, natomiast nie będą wymagać znajomości poprzedniego cyklu. Opowiadań stricte miłosnych nie pisałam od ładnych kilku lat, więc nie wiem, jak mi to wyszło. Tym niemniej, zapraszam do lektury (oby przyjemnej). Pozdrawiam, Sbd

5 komentarzy

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.

  • Użytkownik AuRoRa

    Przeczytałam początek, pojawił się uśmiech na mojej twarzy :) Fajny styl, a przemyślenia dziewczyny zabawne i szczere. Łapka

    15 maj 2018

  • Użytkownik Iks

    Witaj Somebody,
    Na początek nawiążę do Twojego poprzedniego cyklu i powiem krótko "A" jak apetyt. Mój głód na Twoje nowe cacko. Przyznam, że po pierwszej części czuję, że wciągnie mnie jak wir. Aż mi szkoda, że czas się kończy i muszę odejść od komputera. Trudno... czekanie tylko zaostrz apetyt. Pozdrawiam. Iks

    9 mar 2018

  • Użytkownik Somebody

    @Iks Smacznego  :D

    9 mar 2018

  • Użytkownik Black

    Dawno się tak nie szczerzyłam jak nienormalna:D To jest zajebiste!

    5 lut 2018

  • Użytkownik Somebody

    @Black Cieszę się niezmiernie :rotfl:

    5 lut 2018

  • Użytkownik Duygu

    Wow! Wspaniałe opowiadanie, z pazurkiem  ;)  Jedno z twoich lepszych opowiadań, moim zdaniem.  <3  Brawo!  :bravo:

    5 lut 2018

  • Użytkownik Somebody

    @Duygu Dziękuję, miło, że tak uważasz :yahoo:

    5 lut 2018

  • Użytkownik agnes1709

    "Cicha woda brzegi rwie...":lol2: Przepięknie!

    5 lut 2018

  • Użytkownik Somebody

    @agnes1709 Dziękuję  <3

    5 lut 2018