– Oczywiście. Istnieje pole elektromagnetyczne, którego nie widać, ale można je zmierzyć, a zwierzęta to czują. Miłość jest nawet większą mocą, tylko nie można jej zmierzyć, ale z pewnością można to wyczuć. Zło, poniżenie, spokój, niepokój. To wszystko można odczuć.
Od Anabell to emanowało i ja od razu odczułem. I wiedziałem, że to nie jest mężczyzna. Gdybym czuł mężczyznę, pomógłbym i odjechał.
Samantha bardzo chciała o coś zapytać Kenta, ale tego nie zrobiła. Nie dlatego, że pytanie wyglądało na niestosowne, ale głównie dlatego, że wiedziała, jaka jest odpowiedź. W chwili, gdy brunet powiedział o energii miłości i jej odczuwaniu, momentalnie odkryła, że to ma. I dlatego wiedziała od tej chwili, że Grant jej nigdy nie kochał tak, jak by pragnęła.
Wiedziała też, że brunet ma racje. Ona nigdy nie kochała Granta i to, co zostało, wkrótce rozejdzie się jak poranna mgła. Zgadzała się również z nim, że seks nie jest miłością. Ona czuła miłość. Właśnie płynęła do jej ciała z lewej i prawej strony. Nie w powietrzu. Czuła to dłońmi. Obiecała sobie nie mówić tego blondynce, aż ona sama to odkryje. Nie wiedziała, że jej miłość i kochanka dawno to odczuła. To jak w pełni zobaczyła Kenta, nie zmieniło jej postanowienia odnośnie do kochania się z Samnathą, tylko to jeszcze wzmocniło. Miała pełną wolność, ale już nie należała do siebie. Nie należała również do Kenta, ani nawet do Samanthy. Była pewna, że oni to czują również. W końcu trzymali się za ręce i trudno było tego nie czuć. Byli jednością we troje, lecz na razie trzymali te odczucia w sobie.
Poczuła się na tyle mocno, że wstała, lecz zakręciło się jej w głowie.
– Poleż sobie jeszcze. Jest już dobrze, ale ciało ma swoje prawa – powiedział troskliwie Kent.
– Mogłabym właściwie wracać do LA i czekać na was, ale jest zbyt cudownie, bym sobie tego odmówiła.
– Tak, jest dobrze. Samantha dojdzie do siebie, ale musimy dwa dni ją doglądać jak pisklę.
– Wieczorem już dam radę wstać – powiedziała szatynka.
– Pewnie tak. Zrobię dobry obiad, a ty Kent z nią pobądź. Nie chcesz spać, Sam?
– Nie. Wyspałam się dość.
– Musisz sporo pić, trochę się odwodniłaś. – Kent podał jej szklankę wody.
– Nie mogę tak pić. Może gdybym miała arbuza.
– Jasne. Teraz jest już Anabell, to mogę pojechać. Z lotniska przyjechałem Toyotą, bo została na parkingu lotniska.
– Ja mam całą listę w głowie. Zostań z nią, a ja pojadę. Daj kluczyki.
Samantha chciała zaprotestować, ale zrezygnowała. Wiedziała, że Anabell i tak się nie da przekonać. Czuła się dobrze z brunetem. Nigdy nie spotkała jeszcze tak opiekuńczej osoby. Blondynka często jej pomagała, ale szatynka czuła subtelną różnicę. Kent podał jej kluczyki. Teraz od kilku lat już nie było zwykłych, jak lata temu. Każdy samochód zapalano naciśnięciem guzika. Ucałowała Kenta w usta, a Samanthę w policzek i wyszła.
– Kiedy tylko stanę na nogi, odwdzięczę się za wasza pomoc.
Mężczyzna znał jej sytuację. Skoro przez lata, słabo stała finansowo, szansa na to, że się to zmieni, byłaby marna, ale mieli jej sfinansować kurs mediatora. Tacy ludzie zarabiali sporo, nawet do trzystu dolarów na godzinę. Kent nie martwił się, czy Samantha znajdzie pracę, wiedział, że jego narzeczona ma wielkie znajomości, a obracała się wśród ludzi, którzy mieli dużo pieniędzy i same stresy i kłopoty z sobą. Na pierwszym miejscu stal alkohol, potem narkotyki i ogólne problemy związane z osobowością. Oczywiście powodem były pieniądze, których mieli za dużo. Ludzie zarabiali i w zasadzie im cięższą pracę wykonywali, płacono im mniej. Sporo zarabiali ludzie, którym powierzono drogie maszyny lub życie ludzkie. Dlatego lekarze zgarniali sporo forsy, a wśród nich prym wiedli anestezjolodzy. Jedna ich pomyłka i pacjent się nie budził. Oczywiście artyści i sportowcy zarabiali dużo, dużo więcej. Na szczycie drabiny stali właściciele korporacji. Ci zarabiali miliardy. Kent nigdy nie pragnął pieniędzy, ale wiedział, że dają możliwości. Miał sporo dolarów w banku. Stać go było na Ferrari czy Lamborghini. Już na Bugatti, nie, bo te samochody kosztowały dużo, ale i był cholernie drogi w utrzymaniu. Sama opona do tego samochodu kosztuje ponad szesnaście tysięcy dolarów.
Z Anabell ustalili, że Samantha nic im nie będzie musiała oddać, mimo że początkowo blondynka jej powiedział, że spłaci przez cztery czy pięć lat. Doszło jeszcze coś. Brał to pod uwagę od początku, ale teraz przybrało bardziej realne wymiary. Brunet czuł coś do szatynki. Nie tylko z powodu, że jej miłość mieściła się w Anabell. Nie musiał rozmawiać ze swoją narzeczoną, by wiedzieć, że ona to z pewnością zaakceptuje. Bez słów wiedzieli z blondynką, że w ciągu tygodni Samatha da radę i wyrzuci z siebie pozorną miłość do Granta. Ludzie latami żyją w ułudzie, że kochają lub są kochani. Czasem są z sobą całe życie i sądza, że mają miłość, ewentualnie ją otrzymują. To, co powiedziała Samantha, było prawdą. Suzan nie rozumiała miłości Geralda i zamiast wzrastać, wolała poszukać kogoś, kto był na jej poziomie odwzajemniania i dawania uczuć. Sama zamierzała mu powiedzieć, że chce rozwodu, niestety zginęła ze swoim kochankiem w wypadku. Brunet siedział z Samantha nadal w sypialni, bo Anabell już pojechała kilka minut temu.
– Już jest lepiej, prawda?
– Tak. Może to zabrzmi dziwnie, ale nie jedzenie, które mi zrobiłeś i nim karmiłeś, mnie wzmocniło, jak świadomość uczucia jakie macie do mnie.
– Też tak czuję. Człowiek się dobrze czuje, jeżeli może rezonować na tych samych falach. Odczułem to, zaraz jak ją zobaczyłem i odczułem kogoś w niej. Kiedy się poznaliśmy, już wiedziałem, że tak będzie, jak teraz, ale wówczas nie mogłem mówić. Być może byś nie zrozumiała.
– Pewnie masz rację. Czuje się z każdą chwilą lepiej. Wiesz, że dali mi tę podwyżkę? Dostałam maila z potwierdzeniem, niestety pewnie będą bardzo źli, że się zwolnię. Nie wiem, czy menadżer nie będzie się chciał zemścić. Zauważyłam, że wszyscy menadżerowie są tacy sami.
– Może nie wszyscy, ale większość.
– No tak, ty nim jesteś i stanowisz wyjątek.
– Tu w Portland mieli drugiego kandydata. Właśnie taki typ, o którym mówisz. Solidny, ostry. Typowy rekin. Bardzo chciał to stanowisko w LA, a kiedy dowiedział się, że mnie je chcą dać, zmienił się do mnie i nawet próbował mi zaszkodzić. I wiesz co? Zwolnili go. Dali mu dobre referencje, ale był tak wściekły, że nie sądziłem, iż tak można. Gdyby postąpił inaczej, miałby tu super stanowisko. Moje dotychczasowe.
– Mogę cię zapytać o coś? Wiem, że powinnam przy Anabell, ale czuję, że wszyscy sobie ufamy praktycznie bezgranicznie. Oczywiście wiesz, że nie powiem tego, żeby coś robić za jej plecami. Gdyby ona taka nie była i ty, nigdy bym o to nie zapytała.
Uśmiechnął się i dotknął jej dłoni, co sprawiło jej radość.
– Wiem, o co chcesz zapytać i odpowiedź jest: Tak. Jesteś równie ładna, jak Anabell. Inaczej ładna. Nie wierzysz jej?
– Och, to nie to. Ona dla mnie jest tak cudowna. W życiu nie widziałam tak pięknej osoby. Może nie uwierzysz, ale nie to było powodem, że ją pokochałam i zapragnęłam od początku. Jej wnętrze.
– Pewnie miałaś z tym problem na początku. Preferujesz mężczyzn, że tak powiem.
– Nie od początku, cały czas. Wiesz, ile razy próbowałam, to w sobie zniszczyć? To jednak nic nie dawało. Nie rosło i nie malało.
– Chcesz mi jeszcze coś powiedzieć? – ponownie dotknął jej dłoni, lecz teraz odczuła to zgoła inaczej.
– Ty, czytasz mnie, jak otwartą księgę. Oczywiście jej to powiem, przebieg tej rozmowy. Uważam, że jesteś bardzo przystojny, ale podobnie jak i niej, widzę w tobie piękne wnętrze. To blokował Grant. Widziałam wcześniej tylko powłokę.
– Tak, szkoda, że tak brutalnie i prymitywnie cię potraktował. Niestety wszystko to spadnie na niego. Mam nadzieję, że sobie nic nie zrobi. Zazdrość i złość czasem szkodzi temu, kto ją ma więcej niż drugiej osobie. Ty tego nie widziałaś, ale ja to czułem, że w środku siedzi inna osoba.
– Czyli zmarnowałam pięć lat?
– Och, nie. Uczymy się. Niektórzy wierzą w przeznaczenie, los. Inni w Boga, chociaż i ci czasem wierzą, że jest przeznaczenie.
– Ja wierzę w Boga, ale wiem, że jestem w pewien sposób grzeszna.
– Bo ją pragniesz?
– Tak.
– Twoim głównym motorem jest miłość. Nie rozumiem, czemu tak masz, ale z pewnością cię nie potępiam.
– Anabell chyba też mnie chce, tylko dużo słabiej. Pewnie wcześniej nie myślała o tym i to też jest moja wina.
– Mylisz się, Samantho. Ona z pewnością cię chce tak samo, jak ty ją. I jak ją znam, musiała to mieć w sobie od dawna.
– A ty nie jesteś o to ani zły, ani zazdrosny.
– Bo to mi nic nie odbiera. Gdybym był, ograniczałbym nie tylko ją, ale i siebie i oczywiście ciebie. Szczerze mówiąc, czuję się z tym dobrze. Coś wiem, ale ci nie powiem. Jak się tak stanie, wówczas ci przypomnę.
– Każde z nas ma coś. Anabell wierzy, że coś się stanie mi. Ja wierzę, że coś się stanie u niej. Co do ciebie, nie wiem. Przemiana we mnie w stosunku do ciebie nastąpiła, kiedy mi dałeś konwalie, dzisiaj miałam jakby drugi poziom. Najpierw mnie myłeś, a potem pozwoliłeś się trzymać za rękę.
– Ja nie pozwoliłem, ja chciałem. Nie wiedziałaś, jak Anabell promieniowała, ona też tego chciała. Z powodu tego wydarzenie z tym człowiekiem jesteś nieco wybita, ale moim zadaniem i zdaniem Anabell zrobisz teraz wielki progres.
Szatynka poczuła ciepło w środku. Chyba wiedziała, o czym on mówi. Grant coraz mniej ją obchodził, W zasadzie sprawił jej taki ból, że przestał istnieć w momencie, kiedy od niego wyszła. Teraz liczyło się, że znajduje się z nimi. Dwoma osobami, z którymi czuła się cudownie. Pomyślał, że zarówno Kent, jak i Anabell, nie tylko nie będą źli na nią, jeżeli pokocha bruneta, ale wręcz będzie im to sprawiać radość. Nie zdawała sobie sprawy, że już go kocha. Oczywiście słyszała, że on mówił o uczuciu do niej, ale tego nie rozumiała, że on to ma.
On z drugiej strony wiedział jej rozterkę. Trzymał się jednak jednego. Wiedział, że Anabell wie i czuje, jednak chciał wszystko jej mówić. Oni nie musieli dyskutować o tym albo iść na ustępstwa. Oni byli inni niż większość ludzi. Z trójki, tylko Samantha sobie jeszcze tego nie uświadomiła. Kent i Anabell podświadomie czuli, że ona jest teraz nieco z tyłu, ale wkrótce ich nawet wyprzedzi. Co prawda tylko chwilowo, bo w ich potrójnym związku nie mogło być różnic. Jeżeli ktoś wzrastał, pozostali wzrastali. Gdyby ktoś się obniżył, natychmiast pozostała dwójka by wspierała, tak jak w tej chwili wspierali Samanthę.
– Jestem już na tyle silna, że mogę wstać.
– Powinnaś do wieczora się oszczędzać.
– Pozwól mi! Mamy chyba jeszcze trochę jedzenia, które zamówiłeś. Zróbmy coś razem, do czasu jak Anabell przyjedzie. Pewnie zaraz zadzwoni.
On uśmiechnął się, bo poczuł to samo. Zadzwoniła jego komórka.
– Będę za pół godziny już prawie wszystko mam. Jak znam tę słodką osóbkę, namawia cię, byście zaczęli coś robić do jedzenia, zanim przyjadę. Pozwól jej. Jeżeli zobaczysz, że słabnie, wsadź ją do łóżka.
Samantha wszystko słyszała, bo włączył głośnik.
– Widzisz, mówiłam ci. Ona mnie zna lepiej niż ja. Szkoda tylko, że nie powiedziała mi o Grancie.
– Poczekaj. Zapytamy, jak przyjdzie. Coś czuję, że ona wiedziała. Pewnie i tak by ci nie powiedziała. Pewnych rzeczy nie można mówić. Nie dlatego, żeby się to nie sprawdziły.
– Tak, też tak wierzę lub myślę.
Poszli do kuchni. Kent patrzył na nią z uwagą. Nie miał jeszcze całkowitej siły, ale nie robiła wrażenia, że straci równowagę. Pomyślał, że jest delikatną duszą i że ten człowiek postąpił z nią okropnie. Brunet nie mógł sobie wyobrazić, jak tamten mógł to zrobić, bo zachowanie Granta nie mieściło się w granicach jego wyobraźni. Samantha popatrzyła na Kenta. On wyczuł naturę tego spojrzenia, jednak czuł, że sama mu powie.
– Mogę ci coś powiedzieć, Kent?
– Zawsze możesz. Wiem, że wiele razy pytasz o to Anabell.
– Tak, bo taka jestem. Chyba byłam wcześniej, ale to się wzmocniło, od kiedy się poznaliście.
– Poznaliśmy – poprawił ją brunet. – to powiedz, proszę. Dotknęła jego dłoni.
– Jesteś taki czuły i subtelny. Sądziłam, że tylko dla Anabell, ale jesteś dla mnie taki sam.
– Chyba wiesz dlaczego. W zasadzie jestem dla wszystkich taki, pod warunkiem, że ktoś to akceptuje. Większość tego nie rozumie, dla was mogę być taki, a nawet muszę. Może nie muszę, tylko powinienem.
– Tak, chyba powinieneś. Wiesz Kent, czuję się dobrze przy tobie podobnie jak i przy Anabell. W sferze uczuć nie czuję różnicy. Jest tylko pewna inność, w aspekcie fizyczności.
– Tylko pewna – uśmiechnął się brunet.
– No tak, bo jesteś mężczyzną. Wiesz, obie płcie różnią się nieco.
– Tak, chyba tak jest – nadal uśmiech trwał na jego twarzy.
– Jestem z Anabell zupełnie szczera, ale kiedy tak głęboko wchodzimy w dyskusje, wolę o tym mówić przy niej. – Odczuwam identycznie. To nie jest tak, że sobie nie ufamy, ale tak jest lepiej. O pewnych rzeczach musimy mówić we trójkę.
– Już to wspomniałam, ale naprawdę ująłeś moje serce, kiedy dałeś mi te konwalie, w tym samym czasie kiedy jej podarowałeś, róże.
Delikatnie posadził ją na krzesło, bo odczul, że słabnie. I tak naprawdę się czuła, lecz powód był zgoła inny.
– Jak mógłbym inaczej postąpić! Poprosiłem, byś z nami była, jej bym dał a tobie nic?
Ona delikatnie wzięła jego dłoń.
– Czy tylko dlatego dałeś mi te kwiatuszki?
– Wiesz, że nie. Anabell to rozumie, nie wierzę, że ty nie.
– Ja rozumiem, tylko mi nigdy nie powiedziałeś. Kobieta czasem potrzebuje to usłyszeć.
– Mężczyzna również – znowu na twarzy bruneta pojawił się subtelny uśmiech – lecz to, co chcesz usłyszeć, powiem w obecności Anabell, dobrze?
– Oczywiście. Czy wówczas nie byłeś jeszcze gotowy?
Kent po sposobie i treści rozmowy, jaka prowadziła, coś wyczuł.
– Nie Samantho, to ty jeszcze nie byłaś gotowa, żeby to usłyszeć.
W pierwszej chwili się zdziwiła, jednak po krótkiej chwili mu przyznała rację.
– Tak, masz rację. Zrozumiałam to teraz.
Szatynka posiadała podzielność uwagi i w tym samym czasie robiła sałatkę. Niczego nie mierzyła, tylko brała na oko.
– To już wygląda smacznie, a pewnie jeszcze nie skończyłaś.
– Już prawie kończę. Pewnie za chwilkę Anabell wróci i zjemy, dobrze?
– Tak, ona jest zawsze głodna i wszyscy to wiemy.
– Głównie je jarzynki i owoce, więc jesteśmy bezpieczni – uśmiechnęła się miło.
– Całe szczęście, Samantho.
Właśnie weszła Anabell.
– Hej, kochani. Jak moja Sam się ma? – przytuliła ją pierwszą.
– Już prawie dobrze.
– Bo siedzisz – delikatnie uniosła swoje złote brwi.
– Był moment, że poczułam słabość, ale nie z powodu braku energii, a raczej z emocji.
– O! A co się stało?
– Mówiliśmy o naszych uczuciach – powiedziała ciszej.
– O waszych? – na twarzy blondynki nie zobaczyli żadnego zaskoczenia.
– Nie. O naszych, całej naszej trójki – uzupełniła.
– Och, rozumiem. Przecież się kochamy, to czuć i widać – powiedziała to tak prosto, że oboje unieśli brwi.
– Ale to nie jest zwykły trójkąt – ustosunkowała się Samnatha.
– Och, pewnie, że nie. Tamci stawiają na seks od początku i w zasadzie jest tam tylko to, my raczej mamy to na końcu.
– Nie mamy żadnego – prawie szepnęła Samnatha.
– Na razie, jesteś za słaba – dodała blondynka.
Szatynka poczuła, że jej policzki robią się ciepłe. Subtelnie, wolno przekręcając buzię, zerknęła, jak tę wypowiedź, przyjął Kent. Brunet nie zdziwił się w żadnym stopniu, co spowodowało, że Samantha wypuściła głośno powietrze.
– A co mówiliście o uczuciach?– w tej chwili Anabell usiadła na kolanach bruneta.
– Żeby to pokazać właściwie, powinienem wstać – rzekł.
Blondynka wstała i spojrzała na Kenta, a ten spojrzał na zegarek.
– Późno trochę – rzekł krótko.
– Och nie tak bardzo. Ta kwiaciarnia gdzie kupiłeś róże i konwalijki, jest jeszcze czynna.
– Ja nie rozumiem, o czym mówicie. Jestem w innych falach odbioru, czy co?
– Nie, jesteś tylko małym głuptaskiem – blondynka pocałowała jej policzek.
– Dobrze, to lecę. Wrócę za dwadzieścia minut.
Brunet wyszedł pospiesznie.
– On poszedł po kwiaty? – No a po co się idzie do kwiaciarni, Sam.
– Lubię kwiatki, ale dlaczego?
– On nie kupi tylko dla ciebie, ja też dostanę.
– Skoro tak dobrze wiesz, to co nam kupi?
– Daj pomyśleć. Kent jest oryginalny. Wie, że lubię róże, ale już dostałam. Ty najbardziej cenisz konwalie, ale też jeszcze stoją. Tym razem kupi te same i tyle samo. Sam zrozumiała, ale nie chciała w to uwierzyć. Czuła, że robi jej się ciepło, w środku.
– Lubię kalie i ty lubisz. W niektórych krajach są kwiatami na cmentarz, ale nie tu. Najbardziej śliczne są białe. Czy on wie?
– Nie mam pojęcia. Nic mu nie mówiłam. Lubię groszek pachnący i właściwie wszystkie kwiaty, lecz uwielbiam orchidei.
– Tak, są mocne i piękne. Czyli co? Dostaniemy kalie, różę, orchidei i może pachnący groszek.
– Jeszcze konwalie. To by było super. Jak tak kupi, to go pocałuję.
Samantha to powiedziała i spojrzała na blondynkę.
– Tak po przyjacielsku – dodała asekuracyjnie.
– Słuchaj, Sam. Kochasz go, prawda? To jaki problem pocałować go w usta.
Sam aż się cofnęła.
– No coś ty! Przecież to twój narzeczony.
– Nie tak długo. Naprawdę nie kumasz, czy udajesz?
– Wiem, że mnie kocha, mówiliśmy o tym. Ja też mam do niego uczucie.
– Przestań, Sam. Nie komplikuj. Ja wiem, że go kochasz i on ciebie. Cały ten czas od oświadczyn nad oceanem służy tobie. On wiedział, że Grant nie jest tym dla ciebie, ale nie zrobił nic. Teraz twoje serce jest otwarte dla niego.
– Wiesz, że jesteś tam – powiedziała prosto.
– Ty jesteś w moim i to wiemy. Czy sądzisz, że jestem zazdrosna?
– Nie jesteś, ale jestem zszokowana.
– Kochanie, nie czujesz, że inaczej być nie może? My jesteśmy jednością. Sądziłam, że rozumiesz.
– To rozumiem i zgadza się z tobą. Kwestia jest czy on to wie.
– Przecież mówił o tym. Zresztą zaraz sam ci powie.
– Mnie?
– Tobie, a raczej nam.
– Och to muszę się ubrać, nie mam nic ładnego na sobie.
– Nie ubiór zdobi człowieka, tylko dusza, a twoja jest piękna.
– A tam można, Anabell?
– Nie pytaj, czy wolno lub nie, tylko powiedz czy się cieszysz.
– Bardzo. Będę was miał oboje.
– Nie, to my będziemy, ciebie mieli.
– Anabell cmoknęła jej policzek.
– Wolałabym w usta – szepnęła.
– Zaraz dostaniesz, tylko on musi przyjść. Nawet nie chcę cokolwiek robić.
Od tego momentu szatynka siedziała jak na przysłowiowych szpilkach, na szczęście przybył Kent.
– Róże, konwalia, kalia i orchidea i dostał pachnący groszek. Cudowne – szepnęła uradowana Samantha.
Kent oczywiści przyniósł dwa bukiety.
– Kochanie nie klękaj, jest równość, jeżeli to zrobisz, my też uklękniemy – powiedziała Anabell i dopiero dotarło do Samanthy co się zaraz stanie.
Mężczyzna stanął przed nimi i powiedział.
Kocham cię Anabell i kocham cię, Samantho. Chciałbym, abyście zostały moimi żonami. Tu nie można, nie licząc mormońskich sekt.
– Ja szperałam. Większość gdzie to jest legalne, to afrykańskie kraje muzułmańskie a my nie chcemy być wyznawcami proroka Mohameta. Pozostają wyspy Salomona. Tam są wyspy do kupienia, na przykład Uepi.
– Och, jak zawsze szczęście kosztuje – westchnęła Samantha.
– Ja się zgadzam, bezwarunków.
– Ja oczywiście też – odrzekła Anabell.
– To cieszę się – rzekł Kent – tylko nadal jesteśmy równi. Ja jestem facetem, ale nie zamierzam i nie chce być waszym panem.
– My też nie będziemy ci ciosać kołków na głowie – odpowiedziała uszczęśliwiona Sam.
– To zabieramy się do roboty, zdobędziemy forsę i kupujemy wyspę.
Zaczęli się śmiać.
– Czyli to nie żarty? – zapytała Samantha.
Anabell i Kent popatrzyli po sobie.
– Czy to wyglądało, na żart, Sam? – zapytał Kent.
– Nie, tylko nie mogę w to uwierzyć. Rozmawialiśmy i czuję. Naprawdę się cieszę.
– Myślałam, że jesteś szczęśliwa – powiedziała blondynka.
– Pewnie, że jestem – odrzekła rozpromieniona.
– Najważniejsze, żebyś doszła do siebie. Potem organizuję przeprowadzkę i mieszkamy najpierw u Anabell.
– Super, kochanie – powiedziała Anabell. – Zrobiliśmy dla ciebie sałatkę. Teraz ci pomogę zrobić resztę, a Kent podzwoni – zaczęła szatynka.
– Jesteś już ok? Usiadłaś na chwilkę i odniosłem wrażenie, że osłabłaś.
– To był inny rodzaj osłabienie, wiesz, czasem nogi stają się jak z waty.
Samantha wzięła widelec i zaczęła karmić blondynką.
– Zjem sama – wzięła z dłoni Sam widelec i zaczęła jeść.
– Chciałam to zrobić – nieco się zasmuciła.
– Wiem , że chcesz się odwdzięczyć, dobrze.
Położyła widelec i czekała. Sam wzięła widelec i zaczęła ją karmić. Kent popatrzył na nie chwilkę, a potem wziął komórke i zaczął dzwonić. Starały się być cicho.
Samantha już się czuła idealnie. Energia ze strawionego jedzenia podziałała, a najbardziej ja wzmocniła świadomość, że mężczyzna również ją kocha. Dziwne, ale nie myślała o zbliżeniu, ani z nim, ani z nią. Oczywiście odczuwali się coraz silniej i czuli te subtelne energie i nawet nie musieli o tym mówić. Oczywiście podświadomie i Anabell i Kent myśleli jak to będzie. Niczego nie ustalali i on raczej nie myślał o klasycznym trójkącie raczej o pojedynczych kontaktach. Jednak na razie wcale o tym nie rozmawiali, bo pewnie nie czuli potrzeby. Kiedy Anabell została nakarmiona, wzięły się do przygotowania posiłku.
– Będziesz kontynuować jazdę na rowerze i siłownię?
– Może od jutra. Na razie wytężam swoje wnętrze co zrobić, by wam pomóc finansowo. Wy tyle we mnie zainwestujecie. To mi trochę przeszkadza.
– To niech przestanie. Kochamy cię i zrobimy wszystko w naszej mocy, żebyś miała dobry start. Wierzę w ciebie, skarbie. Zarobisz dobre pieniądze.
– Za dwa lata, bo kurs jest roczny – odrzekła.
– Sądzisz, że to długo czy krótko? – zapytała blondynka.
– Myślę, że to szybko.
– Dobra dziewczynka.
– Wiesz, że jestem grzeczna – odrzekła Sam.
– Nie zawsze – uśmiechnęła się blondynka.
– To było raz.
– Wygląda, że nie – odpowiedziała Anabell.
– Sądzisz, że Kent to zaakceptuje?
– Słyszałaś zasady. Równość.
– Równość, to akceptacja bez dyskutowania. My wiemy, nie wiemy, czy on wie. Jak nam powie, to będzie. Anabell spojrzała na nią z podziwem.
– Nigdy bym na to nie wpadła tak szybko. Jestem za.
– Ja to czuję, ale on chyba obie nas przewyższa w odczuciach. Cudowny facet. – mogły otwarcie mówić, bo Kent poszedł rozmawiać do drugiego pokoju.
Mieli pieniądze, ale nie uznawali ich wyrzucania. Nawet w sprawie opłaty za przeprowadzkę. Brunet sprawdził ceny. Oczywiście mogli wynająć sami U–hole i sami się przeprowadzać, ale to nie wchodziło w rachubę. Wszyscy byli silni, ale do przeprowadzek trzeba mieć więcej mocy. Ważniejsze było, że musieli załatwiać inne sprawy. W końcu Kent potrafił naprawić samochód, z wyjątkiem diagnostyki komputera, bo do tego potrzebował specjalnych narzędzi, ale nigdy tego nie robił. Teraz nie musiał, bo miał nowego trucka. Samochód Anabell był kilkuletni, ale na razie nie szwankował. Nawet nie myśleli na razie o wozie Sam. Lubiła to auto, ale zbyt mocno przypominało jej Granta. To Anabell postanowiła poruszyć, ale czekała na bruneta.
– Już załatwione. Wyprowadzam się za trzy dni. Chcesz coś zabrać stąd, Sam?
– Ubrania. Wszystko inne jest właściciela. Oczywiście drobiazgi, biżuteria.
– Rozumiem. Co z samochodem? Szatynka na chwilkę posmutniała, ale prawie natychmiast jej przeszło.
– Myślę, że zostawię. Wiecie dlaczego.
– Oczywiście. Oczywiście będziesz miała małe wspomnienia, to naturalne, ale to minie.
– Czytałam, że wyspy Salomona mają najwyższy wskaźnik przemocy domowej i seksualnej.
– To z pewnością zasługa legalnych związków monogenicznych, ale wam nic nie będzie groziło. Coś zrobię w tym kierunku, ale to na razie przyszłość. Brakuje forsy.
– Czyli na razie będziemy, jak przyjaciele? – zapytała Sam.
– Tak. Nikt nie musi wiedzieć.
Dodaj komentarz
Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.