– Nie jestem odoksyjnym chrześcijaninem. Co prawda, miałem tylko jedną kobietę. Żonę.
– Jesteś rozwiedziony?
– Jestem wdowcem.
Jej twarz się zmieniła. Posmutniała.
– Wybacz. Bardzo ci współczuję.
– To nie był rak, czy atak serca. Wiesz, że po pandemii zaczęło się to zdarzać często. Zginęła w wypadku.
– Tym bardziej mi przykro. Pewnie długo nie mogłeś się pozbierać.
Gerald nie wiedząc czemu, nie chciał pozostawiać Anabell w niewiedzy.
– Widziałem Suzan ostatni raz rano. Miała podobno dodatkową zmianę w szpitalu. Zginęła razem z kochankiem, a w jej pochwie znaleziono jego spermę. To podobno trwało pół roku. Przez kilka lat uznawałem, że wszystkie kobiety są zdradliwymi sukami i, prawdę mówiąc, miałem chwilę, zanim się zatrzymałem, by ci pomóc.
Milczała, ale nie spuszczała wzroku z jego twarzy a konkretnie oczu.
– Ja cię nigdy nie zdradzę ani nie zostawię.
Nawet po usłyszeniu tylu osobistych wyznań z jej ust, poczuł się zaskoczony słysząc te słowa. Oczywiście już nie zamierzał jej sprowadzać na ziemię, że nie ma my, a to z tej przyczyny, że nie miał już co do tego pewności, że to ta właściwa.
Przez chwilę pili kawy w milczeniu i obydwoje delektowali się szarlotką. Jakby na chwile zapomnieli, że są w kawiarni, on widział tylko ją, a ona jego. Jabłecznik smakował wyśmienicie. Przypomniał sobie dzieciństwo i szarlotkę mamy. Poczuł przypływ nostalgii. Anabell to odczuła.
– Coś się stało, Gerald?
– Nic takiego. Jabłecznik mi coś przypomniał.
– Rozumiem. Czyli dokonałam dobrego wyboru. Sama piekę i właśnie szarlotka chyba mi naprawdę wychodzi.
– Co robisz w Los Angeles?
– Chodzi ci o pracę, prawda?
– Tak, oczywiście.
– Jestem asystentką w firmie przyjmującej nowe talenty. Pracuję w Hollywood. To prawda, co mówią. Bagno i dno, ale dobrze płacą. Znam się trochę na ludziach. Jedyne, na co muszę uważać, to żeby nie wpaść w oko jakiemuś zboczeńcowi. Odmowa oznacza koniec kariery, akceptacja, zgoda na dalsze sprzedawanie ciała. Jestem w trakcie szukania nowej pracy. Oczywiście te dupki, których wymieniłem poprzednio, nie miały nic wspólnego z pracą. Życie. Masz dobrą pracę w Portland?
– Bardzo. Jestem menadżerem w firmie budowlanej. Od dwóch tygodni proszą bym objął stanowisko, w zasadzie dyrektora technicznego, nowo otwartej firmy w LA.
– Och! – nie potrafiła powstrzymać emocji.
– Wiesz co, Gerald, to chyba zrządzenie losu. Tobie się nie układało i mnie, a dzisiaj tak się stało. Czy sądzisz, że możemy dać temu szansę? Wybacz, z pewnością musiały cię drażnić moje słowa. Ja nic nie planowałam. Jestem taka. Przez długi czas udaję inną, by znowu nie cierpieć, ale z tobą czuję, że mogę być szczera. Mylę się?
– Fakt, jesteś otwarta i kilka razy twoje my wyglądało na fantazje, ale teraz już tego tak nie widzę. To poważna decyzja. Znamy się trochę więcej niż godzinę. Przemyśl to jeszcze.
– Oczywiście – znowu dotknęła jego dłoni – chociaż nie bardzo mi się to udaje, jak widzisz.
Brunet wiedział dokładnie co blondynka ma na myśli. Mimo że o tym nie myślał, zaczął odczuwać. W końcu obydwoje byli młodzi a w ich ciałach działały hormony. Stronił od wszystkich podniet przez te lata, ale teraz zobaczył, że jakby niechcący otworzył zawory. Pomyślał o czymś i znowu posmutniał. Zawsze uważał, że Suzan była zadowolona, jeżeli chodzi o te sprawy. Nie wyglądało, że udaje szczyty. Niestety nie miał szans dowiedzieć się prawdy, dlaczego znalazła innego. Anabell oczywiście dostrzegła smutek na jego twarzy, ale tym razem o nic nie zapytała. Wiedziała co pomyślał i nie myliła się w tym.
Siedzieli jeszcze koło pół godziny w kawiarni. Rozmowa szła już zupełnie gładko. Podała mu numer swojej komórki i nie wzięła jego. Uznał, że postanowiła mu zaufać. Powiedziała nawet dlaczego.
– Gdybym nawet wzięła twój numer i tak bym pierwsza nie zadzwoniła. Szansa na to, że ja lub ty zginiemy przed wieczorem, jest minimalna. Jednak jeżeli nie zadzwonisz, uznam, że zginałeś – dostrzegł, że ociera łzę.
– Nieszczęścia chodzą parami, a tak byłby to trzeci raz. Mój ojciec również zginął w wypadku.
– Mam tylko ojca. Mamę zabrał rak. Niestety tych trzech dupków, których spotkałam na swojej drodze, nie dorasta mojemu ojcu do pięt. Nawet jak umrze, a pewnie się to stanie niebawem z powodu marskości wątroby lub niewydolności nerek, nie pójdę na pogrzeb.
Geraldowi zrobiło się naprawdę przykro. Zobaczył na chwilę oczami wyobraźni jej życie. Dobrej dziewczyny, której do tej chwili los nie oszczędzał.
W końcu ruszyli z powrotem. Po prawie trzech kwadransach jazdy dotarli do centrum i tu się rozstali. Ustalili, że on zadzwoni, a szóstej pójdą tam, gdzie on wybierze. Dotarł do domu. Wziął prysznic i ubrany w szlafrok i spodenki usiadła w fotelu.
Anabell też dojechała szczęsliwie. Samantha otworzyła drzwi.
– Zaczęłam się niepokoić.
– Pękł mi łańcuch w rowerze, a nie wzięłam komórki. Minęło mnie może dziesięciu gości i żaden nie zatrzymał dupska.
– Faceci to palanty. Chcą tylko ruchanka i tyle, a jak mają już żonę, to obiadku. Mecz w telewizji, do tego piwko. Ach! W takim razie jak dojechałaś?
Ucieszona buzia blondynki odpowiedziała sama za siebie.
– Ktoś mi pomógł.
Szatynka wzięła ja za rękę i doprowadziła do salonu.
– Widzę, że twój śliczny ryjek się cieszy. Mów!
– Kocham cię Sam, ale tyle razy prosiłam, że nie mam ryjka. Daj mi zrobić prysznic.
– Jasne, jasne. Sorki. Obiecuję sobie tyle razy – zaczęła okładać się dłońmi po głowie.
– Przestań, bo sobie zrobisz krzywdę! Mów buzia. Ryj ma świnia, a jak wiesz, daleko mi do takiego stanu.
– Jestem taka prosta. Wybacz. Naprawdę się postaram. Zrobię coś do jedzenia.
– Tylko nie za dużo, bo idę na kolację o szóstej.
Przyjaciółka podążyła za nią, bo usłyszana wiadomość nie pozwoliła jej pozostać w miejscu.
– Nie mów! Skoro tak, to chyba nie jest to znowu Jeremy lub Steve?
– Nie. Jeżeli nie zadzwoni, znaczy, że umarł.
Anabell weszła do łazienki, Sam za nią.
– Co ma to znaczyć?
Blondynka patrzyła na nią chwilkę.
– Jesteś taka, wiem, ale chcę wziąć prysznic. Chyba nie będziemy się razem kąpać?
– Nie miałabym nic przeciwko – zachichotała Samantha.
Wyszła i blondynka została sama. Wiedziała z pewnością, że szatynka jest hetero i uznała to za dobry żart. Miała raz w pracy pewne doświadczenie i raczej nie chciała go powtórzyć. Jej nastawienie do spraw płci i orientacji pozostawało otwarte, jednak uznawała, że hetero jest tym, czym chciałaby być zawsze. Oczywiście, więcej niż piętnaście lat temu miała myśl, żeby spróbować. Po pierwsze przyczynił się do tego ojciec. Pijak, brutal i facet naprawdę uwłaczający imieniu człowieka. Młoda dziewczynka już wówczas nie rozumiała, dlaczego matka to wszystko znosi. Tylko dlatego, że tak mówiła ta książka? Wówczas Anabell pierwszy raz zaczęła poważnie podważać istnienie dobrego Boga. Wiedziała co się dzieje na świecie i każdego dnia w jej domu. Co prawda ojciec nigdy jej nie uderzył, bo już była dawno zdecydowana dzwonić na policję, gdyby tylko spróbował, w odróżnieniu od matki, która wszystko cierpliwie znosiła. Młoda Anabell nie wiedziała, że nie jest jednak tak, jak sądziła. Pewnie tym otwarłaby szerzej bramy piekieł. Stała się silniejsza. Później próbowała nakłonić matkę do zmiany, ale ta kobieta była już złamana lub naprawdę wierzyła, że powinna pozostać dobrą żoną, znoszącą wszystko. Dokładnie jak Chrystus przed ukrzyżowaniem. Dotarła do dorosłości. Od początku miała powodzenie, ale odsuwała ten pierwszy raz jak najdłużej. Poznała Johna. Och, jaka była naiwna! Kłamliwy playboy po prostu chciał ją zaliczyć. Dla niego był to następny raz, dla blondynki zejście do ciemności. Długo goiła rany. To pierwsze bolało tylko trochę. Kiedy poznała Jeremy uznała, że jednak są porządni faceci. Przez sześć miesięcy wyglądało, że to ten. Potem zaczęły się pierwsze kłótnie. Co mu nie pasowało? Co? Potem uznała, że chyba nie dorósł. Niektórzy mężczyźni pozostają chłopcami na zawsze. Dzban przelała mamusia. Jeremy był mamusi synkiem i słuchał jej we wszystkim. Po zerwaniu nawet się zastanawiała, czy coś tam między nimi nie było. Uświadomiła sobie, że matka jej byłego patrzyła na nią zawsze, jak na rywalkę. Minęło sporo czasu kiedy postanowiła spróbować trzeci raz. Steve wyglądał w porządku. Punktualny, nie kłamał i nie słuchał mamusi. Trwało to pół roku. Tak, nawet dla niej był to szok. Zupełnie przypadkowo zobaczyła go na mieście i chciała nawet podbiec z radością, gdy zobaczyła, że na kogoś czekał. Niestety to nie była kobieta. Ich pocałunek na powitanie mało nie pozbawił jej obiadu. Oczywiście zerwała, ujawniając przyczynę. Zbadała się i na szczęście nic nie wykryto. Oczywiście zrozumiała, dlaczego zawsze to było w zabezpieczeniu, chociaż dawała do zrozumienia, że mogliby inaczej.
Odkręciła wodę i pozwoliła spłukać pot. Oczywiście myślała o Geraldzie. Czy zadzwoni? Miała minimalną obawę, że nie. Wszystko mówiło jej, że to ten. Pozostawała jednak nieracjonalna myśl, że coś nie pójdzie idealnie, chociaż nie od razu. Uciszała to, ale delikatnie powracało. Nigdy nie uważała się za posiadającą dary przepowiadania przyszłości. Gdyby tak było, to coś przestrzegłoby ją przed Jeremy lub Steve’em. Brunet spełniał wszystkie jej oczekiwania, jeżeli chodzi o wnętrze, a i ciało miał praktycznie pasujące idealnie do doskonałości w jej odczuciu. Kiedy myła swoja intymność, pomyślała, czy to się stanie już tego wieczoru. Wiedział, że wszystko szło jakby zbyt szybko, lecz nadal nie widziała niczego, by to zatrzymać. Jej palce zatrzymały się zbyt długo na tym miejscu. Z małym wysiłkiem musiała je zabrać, dopóki mogła. W końcu zrobiła to tylko raz, gdy miała trzynaście lat i uznała, że to nie jest właściwe. Czuła się naładowana tym pragnieniem, ale wiedział, że nie zrobi nic, by to przyspieszyć. On wyglądał, że nie jest to dla niego najważniejsze na świecie.
Wyszła z kabiny i wytarła swoje nagie ciało. Spojrzała na swoje włoski w kolorze dojrzałej pszenicy. Wzięła nożyki, lecz w sekundę zmieniła zdanie. Skoro to rośnie, to może tak być powinno. Samantha była z nią zupełnie szczera, chociaż blondynka nigdy tego nie potrzebowała. Dlatego wiedziała, że jej przyjaciółka się tam regularnie goli. Tak jak sama twierdziła, była z pewnością prostsza niż Anabell, ale widocznie miała szczęście. Miała przed aktualnym tylko jednego chłopaka i skończyło się pewnie z powodu braku przyszłości. Ani on, ani ona tego nie przeżyli. Aktualny jej chłopak wyglądał na zakochanego i to samo można było powiedzieć o Samancie. Planowali ślub za rok i Anabell raczej nie czuła, że się to zmieni.
Założyła bieliznę i wskoczyła w przygotowane jeansy i bluzeczkę.
– Dobrze, że jesteś w czas. Zrobiłam papuni. Nie za wiele, bo macie kolacje, ale jest dopiera druga, więc nie pozwolę byś umarła z głodu do tego czasu.
– Jesteś kochana – przytuliły się szybko.
Usiadły. Szatynka zrobiła spagethii, które szatynce super wychodziło. Zaczęły jeść i blondynka poczuła, że przyjaciółka świdruje ją wzrokiem.
– Tylko w czym pójdziesz? Facet pewne oczekuje, że zrobisz się na bóstwo. Tak pójdziesz?
– Jeszcze nie zadzwonił, poza tym mu mówiłam, że nie mam nic wieczorowego.
– Włączyłaś komórkę?
– Kurwa! – Anabell zerwała się z krzesła.
Wróciła po minucie.
– Zapomniałam włączyć, ale jeszcze nie dzwonił. Zadzwoni? Chyba bym się załamała, gdyby nie.
– Z tego, co mówiłaś i wnioskuję, zadzwoni na maksa.
Usłyszały sygnał. Przywróć mnie do życia w wykonaniu Amy Lee, oczywiście tylko motyw instrumentalny. Anabell zerwała się, ale doszła normalnym krokiem. Zdołała odebrać.
– Hej. Dzwonię – poczuła ciepło rozlewające się po całym ciele.
– Cieszę się. Jestem skończoną idiotką. Dobrze, że Sam mi przypomniała, bo moja komórka była wyłączona.
– Tak, nagrałem się, bo od razu włączyła się maszyna. To podaj adres. Wpadnę za dwadzieścia szósta.
– Poczekaj Gerald. Zapytam Samanthę o adres. Mieszkam tu i byłam ze sto razy, a nie znam adresu,
Przyjaciółka umiała działać. Przed oczami blondynki ukazała się kartka.
– Już podaję 1017, 16 street apartament 212, ale zaczekaj przed blokiem, chyba że chcesz wejść na górę – dostrzegła, że Jenny wprost o to błaga.
– Nie chcę sprawiać kłopotu.
– Rozumiem, ale Samantha nalega. Wiesz, pewnie chce cię zobaczyć. Mówiłam jej, że mnie nie zawiedziesz, ale wiesz sam. – Tym razem szatynka pokazała, że blondynka zaraz skończy życie, ale oczywiście się uśmiechnęła, więc jej śmierć została na razie oddalona.
– Jesteś bardzo szczera, Anabell. To rzadkość w tych czasach.
– Nie jestem taka dla wszystkich.
– Mam rozumieć, że to komplement?
– Jak najbardziej. Dziękuję, że zadzwoniłeś. Będę gotowa. Przed blokiem jest parking dla gości. Więc proszę wejdź na górę. Można windą lub schodami. To stary blok, wystarczyż e wystukasz numer mieszkania na interkomie.
– Skoro nalegasz. Do zobaczenia.
Rozłączył połączenie.
– Głos ma miły, niski baryton. Dzięki, że włączyłaś mikrofon. Nie pójdziesz tak. Mam bardzo ładną kieckę. Masz troszkę większe cycki, ale zobaczymy jak będzie wyglądać na tobie.
– Mówisz o tej bordowej ze złotymi paskami?
– Dokładnie. Tylko butów nieużywanych nie mam, poza tym mam większe kopytka. Sorki, stopy.
– Jest w porządku, moje sandałki będą pasować. Jesteś kochana.
– Odwdzięczysz się w naturze, innym razem.
Anabell odłożyła widelec.
– Nie mówisz poważnie, prawda?
– Nie – uśmiechnęła się trochę sztucznie.
Blondynka uspokojona zaczęła kończyć porcję.
– Mówiłam poważnie – powiedziała cicho Samantha.
Błękitnooka spojrzała na przyjaciółkę.
– Przecież kochasz swojego chłopaka i chcecie się pobrać w przyszłe lato. Nie jesteś lesbijką!
– Nie, ale od jakiegoś czasu chciałbym tego z tobą.
Anabell popatrzyła na nią dłużej.
– Od jakiego czasu.
– Jak długo się znamy. Wybacz.
– Nic z tego. Jestem hetero.
– Wiem. Chciałam tylko raz. – Samantha kręciła widelcem i wpatrywała się w makaron na nim, umazany pomidorowym sosem.
Anabell nie wiedział czemu nadal o tym rozmawiają.
– Jesteśmy przyjaciółkami, chciałbyś to popsuć? – oczywiście przestała jeść i patrzyła na przyjaciółkę.
– Nie. Wiesz, że jesteś mi droga. Trudno to określić, ale naprawdę cię kocham. Inaczej niż Granta. Już się zamykam. Jesteś zawsze szczera, więc i ja raz spróbowałam.
Samantha czuła się okropnie. Tak w prawdzie nie wiedziała czemu to ma. Próbowała wszystkiego, ale nadal to miała. Nie pociągały jej inne dziewczyny i kompletnie tego nie rozumiała. Sama nie była brzydka, ale dużo jej brakowało do bóstwa jakim była blondynka. Czuła się okropnie i uznała, że pewnie popsuła jej wieczór, ale kiedy usłyszała w końcu odpowiedź, poczuła się znacznie lepiej.
– Nie mogłaś tego powiedzieć wczoraj albo przedwczoraj? Nie jestem ślepa i też coś czułam.
– O kurwa ! – Samantha natychmiast zasłoniła usta dłonią. – Uznaj, że nie było rozmowy, Annabell.
– Wiesz, że nie mogę – blondynka pokręciła przecząco głową.
– Jak zjemy to możesz przymierzyć sukienkę. Oczywiście pokażesz się jak już będziesz ubrana.
Kończyła spagethi i czuła wzrok przyjaciółki – chciała by rozmowa zeszła na inny temat i to jak najszybciej.
– Nie. Będziesz ze mną cały czas. I coś sprawdzimy. – odrzekła blondynka i patrzyła w twarz przyjaciółki, bardzo poważnie.
– Skoro chcesz – szatynka nie miała najmniejszego pojęcia co blondynka chce sprawdzać.
Milczały i odczuć można było, że coś się zmieniło. Pewnie bezpowrotnie. Samantha zjadła, ale nie odeszła od stołu. Czekała na przyjaciółkę aż skończy. Anabell jadła wolno, a to dlatego, że myślała. Nie była zła na Sam. Czuła zawsze to coś, ale nie chciała uwierzyć. Ile czasu się znały osiem, nie dziewięć lat. Czy przyjaźń się sprawdziła? Absolutnie. Poznały się w LA, bo tam pojechała Sam z przyjaciółmi. W końcu chcieli zobaczyć miasto, które miało swoją famę. I tak całkiem przypadkiem zaczęły rozmawiać w kawiarni. Przez te lata odwiedzały się regularnie. To szatynka raczej pomagała jej podnieść się z upadku po kolejnych miłosnych porażkach. Nigdy, ale to nigdy niczego nie pokazała, poza oczywiście kilkoma żartami w tej sprawie, które blondynka w końcu odpowiednio zrozumiała.
– Wspaniale gotujesz – odrzekła Anabell i zebrała talerze.
– Dziękuję. Ta potrawa mi akurat wychodzi jak tobie jabłecznik. Ja pozmywam, a ty przymierzysz i mi się potem pokażesz.
Anabell wstawiła talerze i sztućce do zlewu i odwróciła twarz w kierunku przyjaciółki.
– Nie próbuj tego odkręcić. Będziesz asystować. To już postanowione.
– To ty postanowiłaś – szatynka chyba pierwszy raz się delikatnie postawiła.
Faktycznie blondynka lubiła czasem rządzić, ale to raczej była poza, bo w istocie w tym pięknym ciele ukrywała się wciąż dziewczynka, której nie dano miłości, kiedy dorastała.
– Prawda. Więc dobrze, mów. Jestem otwarta. Nie chcesz patrzeć jak będę w bieliźnie? Widziałaś mnie tak setki razy. Ja ciebie też.
Patrzyły sobie w oczy a Samantha topniała.
– Dobrze, będę przy tobie. Pójdę umyć ręce i zaraz wrócę.
– Czy sądzisz, że ja chcę ubrudzić kreację, w której mam wystąpić wieczorem? Też umyję. Poczekam.
Szatynka poszła do łazienki i odkręciła wodę. Ustawiła właściwą temperaturę i zamiast zacząć myć ręce, patrzyła w lustro.
– Coś ty zrobiła najlepszego, Sam – szepnęła do swojego odbicia.
Jednak w najgłębszej części swojej duszy, czuła ulgę. Wiele razy mówiła prawdę, co Anabell odbierała za żart. Teraz kości zostały rzucone. Przekroczyła Rubikon i wiedziała, że nie ma odwrotu. Poczuła, że zależy jej więcej na tym, co powiedziała. Na przyjaźni. I zaczęła modlić się w duchu, żeby to nie zostało popsute. Umyła szybko ręce, wytarła ręcznikiem i wyszła.
– Już jest wolna. Mogłyśmy pójść razem.
– Wiem, ale chciałam ci dać czas na przemyślenie. Wiem, że zależy ci, jak i mi na naszej przyjaźni.
– Znasz moje myśli. Masz rację. Dziękuję. Pójdę wyjąć sukienkę i będę czekać w sypialni.
– W porządku, zaraz tam dotrę.
Anabel szybko zaczęła myć ręce i buzię. W odróżnieniu od przyjaciółki nie musiała niczego analizować i rozmyślać nad tym delikatnym aspektem. Po chwili znalazła się w sypialni Sam. Sama spała obok, w gościnnym.
– Powinna leżeć dobrze. Mamy podobne budowy i jak słusznie zauważyłaś mam tylko nieco większe piersi. – Specjalnie zaakcentowała ostanie słowo, jakby chciała wytknąć przyjaciółce, że to nie są cycki.
Samantha może nie była tak błyskotliwa i mądra jak Anabell, ale dokładnie zrozumiała. Błękitnooka zaczęła rozpinać spodnie, a kiedy je zdjęła pozbyła się po chwili i bluzki. Miała ładny komplecik z bawełny. Jej piersi zwykle mieściły cię w kubkach C. Szatynka miał piersi o wielkości, duże B. Poczuła, że jej brodawki lekko się napięły, ale to raczej stało się z powodu różnicy temperatur.
– Powinna pasować – potwierdziła szatynka.
Anabell założyła suknię, która sięgała lekko przed kolana. Delikatnie opinały jej biust, ale w żaden sposób zbyt mocno.
– Myślę, że leży super – Samantha odetchnęła z ulgą.
– Też tak myślę. Postaram się zwrócić w stanie idealnym.
– Nie przejmuj się jak zaplamisz winem. To nie jest kreacja za dziesięć patyków. Istnieje pralka – uśmiechnęła się milo.
Blondynka zdjęła sukienkę i położyła ją na łóżku. Kiedy pozostała dłużej niż minutę w bieliźnie, sztynka poczuła lekki niepokój.
– Nie zakładasz spodni i bluzki? A, rozumiem. Pewnie chcesz wziąć prysznic, tylko że brałaś przed obiadem.
Anabell patrzyła na nią i szatynka miała pewność, że w ten sposób blondynka patrzy na nią pierwszy raz.
– Nie słuchałaś? Wspomniałam, że coś sprawdzimy.
Samnatha zamrugała oczami.
– Tak, pamiętam. Niestety jestem głupia i nie mam pojęcia o czym mówisz.
– Przestań kółko powtarzać, że jesteś głupia. Wiesz, że tak nie jest.
– Taka mądra jak ty to na pewno nie jestem – odpowiedziała szybko.
– Może. Chyba nigdy nie dałam ci odczuć, że uważam się za kogoś lepszego, prawda?
– O nie, nigdy! Dobrze, co chcesz sprawdzić, bo naprawdę nie wiem?
Anabell spojrzała na zegar. W sypialni przyjaciółki stał budzik koło łóżka, a na ścianie wisiał elektryczny, ze słońcem i księżycem na cyferblacie. Dochodziła czwarta.
– Możesz zdjąć ubranie – poprosiła blondynka.
Samantha miała na sobie również jeansy i bluzkę.
– Dlaczego?
– Bo cię proszę – głos blondynki miał miękki ton.
Tym razem szatynka nie pytała. Zdjęła spodnie i bluzkę, a kiedy została w bieliźnie, spojrzała na przyjaciółkę.
– I co teraz?
– Prosiłam, żebyś zdjęła ubranie – ton Anabell pozostał nadal miły.
Sam poczuła lekkie zdenerwowanie. Podobnie jak blondynka był szczera.
– Jest czwarta, jest za mało czasu. – Powiedziała to i poczuła jak jej policzki stają się ciepłe i pewnie różowe w kolorze.
– Słusznie. Nie mówiłam, że mamy to zrobić teraz, chciałam coś sprawdzić. Czekam.
Szatynka posłusznie zdjęła stanik, a potem majtki. Tak jak się spodziewała Anabell, jej łono było dokładnie wygolone. Nie zasłoniła dłońmi niczego.
– A ty? – zapytała Samantha.
– Cierpliwości. Mogę na ciebie popatrzeć? W końcu nie pamiętam, bym cię tak kiedykolwiek widziała.
– Nigdy, to prawda. Nie jestem tak zgrabna, jak ty.
– Nie sądzę, że masz rację. Grant ci nigdy nie mówił, że masz bardzo zgrabne ciało i śliczną buzię?
– No zaraz śliczną... Wiadomo, że mówił. Wiesz, jak jest. Czy już popatrzyłaś?
– Tak, można tak powiedzieć.
Uspokojona szatynka pochyliła się i wzięła majtki.
– Nie tak szybko, Sami. Możesz mnie rozebrać?
– Rozebrać? Czemu chcesz, żebym cię rozebrała?
– Proszę – takiego tonu chyba nigdy nie słyszała z jej ust.
Podeszła i zdjęła powoli jej staniczek. Piersi Anabell zakołysały się chwilkę i powróciły niemal do tej samej pozycji.
– Dół też – powiedziała łagodnie i miło.
Samantha czuła, że coś się z nią dzieje. Opanował drżenie dłoni. Ukucnęła i zdjęła majteczki z wąskich bioder Anabell.
– Śliczne loczki – zwyrokowała – masz super ciało. Jak bogini.
– Przesadzasz – rzekła blondynka, kiedy przyjaciółka już stała przed nią.
– I co teraz? – zapytała.
Anabell zagadkowo się uśmiechnęła i powiedziała.
– Moment prawdy. Możesz zamknąć oczy?
Patrzyła chwilę na jej buzię. Duże, zielone, wpadające w brąz oczy, otaczały ciemne brwi i rzęsy, a okolice noska zdobiły delikatne piegi.
Tym razem nie zadawała pytań i zamknęła oczy. Po mniej niż pół minucie poczuła dłoń Anabell na swojej intymności, dokładniej dwa jej palce weszły delikatnie między jej płatki. Otworzyła oczy i zaczęła głebiej i szybciej oddychać, ale nie zrobiła nic więcej. Blondynka zabrała dłoń i skierowała ją do ust. Wsunęła wilgotne palce i trzymala je kilka sekund.
– Istotnie, działam na ciebie. Chcesz sprawdzić mnie?
– Wolałabym nie – szatynka robiła wrażenie nieco zdenerwowanej. – Wszystko jeszcze przemyśl. Powiedziałam prawdę, ale nie chciałam ci zrujnować randki.
– Niczego nie zrujnowałaś.
Blondynka sięgnęła majteczki, a potem stanik. Po chwili miała już na sobie spodnie i bluzkę. Samantha zaczęła się również ubierać. Wróciły do salonu.
– Wybacz, głupio wyszło. – powiedziała szatynka.
– Myślę, że ci ulżyło – odezwała się blondynka – powiem ci, co myślę.
Usiadły na kanapie.
– Jak wiesz, dość długo pościłam. Dotykałam się raz, gdy miałam trzynaście lat i nie robiłam tego więcej. Brałam pod uwagę, że nasza randka z Geraldem może się skończyć w łóżku, bo on bardzo dawno nie miał kobiety, ale twoje wyznanie wszystko zmieniło. Praktycznie nie jestem w związku, a nawet po pierwszej randce nie będę, o ile się uda. Sądzę, że powinna. Gdybym to zrobiła później, mógłby to uznać za zdradę. Dlatego, jeżeli to jest aktualne, to może się stać wieczorem. Tylko co na to Grant, kiedy się dowie? Zostawi cię jak ja Steva?
Odpowiedź przyjaciółki ją zaskoczyła.
– On wie. Mówiłam mu. Chyba mnie naprawdę kocha, bo udzielił mi pozwolenia. Zaznaczył, że raz niczego nie zniszczy, ale jeżeli chcę częściej, to powinnam wszystko przemyśleć, odnośnie nas, znaczy mnie i jego.
– Istotnie, wygląda na to, że cię kocha. To już wiesz. Od ciebie zależy, jak skończy się dzisiaj. Nie sądzę, że wrócę po północy.
– Powiesz mu? – Sam patrzyła w oczy Anabell.
– Z pewnością nie dzisiaj. – spojrzała na zegar – ale ten czas leci, już prawie piąta. Ubiorę się wpół do szóstej, dobrze?
Szatynka pokręciła głową z niezrozumieniem.
– Oczywiście, nie rozumiem tylko, czemu pytasz?
– Bo to twoja sukienka, dlatego – znowu pokazała swoje nieskazitelne uzębienie.
Obie siedziały w milczeniu, w końcu szatynka zagadnęła.
– Nie jesteś zła na mnie?
– Możesz przestać pierdolić, Samantho? Czy wyglądam na złą?
Szatynka wiedziała, że Anabell klnie bardzo rzadko i robi to tylko wówczas kiedy jest naprawdę rozdrażniona. Co miała znaczyć jej wypowiedź? Nie jest zła, a przeklęła. Przyjaciółka odczuła, że następne pytanie może spowodować wybuch, Słusznie uznała, że to, co miały, nie było zupełnie obojętne blondynce, a tak w prawdzie znaczyło dla niej więcej niż randka z Geraldem. Dokładnie o piątej trzydzieści założyła sukienkę i sandałki. Samantha milczała. Czuła od dłuższego czasu delikatne mrowienie w okolicy brzucha.
Dodaj komentarz