Bitwa trzech serc cz 8

– To dobrze słyszeć. Nie zaniedbuj treningu, dbaj o rower i pamiętaj o obietnicy. Podwyżka!
– Tak, zrobię to jutro. Już się nie boję. Zasnęły dobrze. Osobno. Samantha się nie obudziła w nocy.
   Wstały rano. Kolo, dziewiątej trzydzieści ucałowała mocno blondynkę w policzek. Dała jej drugą parę kluczy. Patrzyła, jak odjeżdża. Miało być odwrotnie, ale Sam zdecydowała, że Anabell pojedzie pierwsza.
   Zaczęła nowy rozdział. Ku jej zaskoczeni menadżer jej nie zwolnił i obiecał dać odpowiedź w środę. W barze miała powiedzieć w sobotę. Nie zaniedbywała treningu i wstawał wcześniej. Widywała Granta dwa lub trzy razy w tygodniu i w weekend. Powolutku stawała się z powrotem, jaka była wcześniej. Rozmawiała raz dziennie z Anabell. Kent zaczął papierkowe sprawy ze zmianą imienia, szukali z blondynką kursu. Sam polubiła rower. Ku jej zdziwieniu jej narzeczony nie był zbyt szczęśliwy, że chodzi na siłownię, skrytykował też, że jeżdzi na rowerze. Samantha to przyjęła, ale nie zmieniła zdania. Pomyślała tylko, że sama się nie poznaje. Dwa tygodnie minęły szybko. Raz dzwonił Kent i pytała o wszystko. Była mu wdzięczna, że pamięta.
   Przyszła sobota. ,,W poiedziałek minie trzy tygodnie jak Anabell wyjechała” – pomyślała.  Miał spotkać Granta około czwartej. Czuła, że dzisiaj będzie z nim blisko.  
   W zeszły weekend zaczął się jej okres. Spotkali się, ale on wyglądał na odrobinę niezadowolonego. Przypomniała sobie, że czasami miał takie humory właśnie w czasie kiedy go więcej potrzebowała. Włożyła sukienkę. Wolała spodnie, ale uznała, że jej figura się poprawiła. Faktycznie zarysowały się jej mięśnie brzucha i ramion. Nóg, troszeczkę. Sądziła, że Grantowi się spodoba. I tak się stało.
– Chcesz piwo? Mają dziś grać.  
Lubili oglądać ich drużynę baseballa.
– Dziękuję. Ponoć piwo ma dużo kalorii.
– Kolejna lekcja od Anabell? Dobrze, że już pojechała. Nie ma na ciebie dobrego wpływu.
   Samantha nie chciała kłótni, ale ledwo się powstrzymała. Pomyślała wówczas, że nie jest całkiem pewna, czy mu ma powiedzieć o niej i Anabell, kiedy nagle zapytał.
– A tak w ogóle. Mówiłaś mi dwa lata temu, że miałaś na nią ochotę. Coś z tego wyszło, bo nic nie mówisz?
– Coś ci się pokręciło. Tłumaczyłam ci dokładnie, że to ma podłoże duchowe i, że nie miałam na nią ochotę, tylko ją pragnęłam od początku znajomości. I mylisz się, nie ma na mnie złego wpływu. Raczej odwrotnie.
– Dobra, nie chcę się kłócić. Po ślubie nie chcę słyszeć, że coś ci powiedziała i to ci się podoba. Nie odpowiedziałaś na pytanie.
– Nie pytałeś, to nie mówiłam. To się stało w dzień, w którym poznała Geralda.
Samantha wiedziała, że go drażni imię Kent.
– Co powiedziałaś! – podniósł głos o dwa tony – Zrobiłaś to?!
– Tak. Tego dnia.
   Grant zmienił się na twarzy. Samantha nigdy nie widziała u niego takiej twarzy a przede wszystkim spojrzenia.  
– Puściłaś się jak zwykła szmata?
– Co ty mówisz – poczuła, że świat ucieka jej spod nóg. Rozmawialiśmy o tym i się zgodziłaś. Powiedziałeś, że rozumiesz i może to być raz, bo jak będzie częściej, to muszę się zastanowić, co chcę. Kocham cię i zależy mi na tobie.
– Wypierdalaj z mojego domu, kurwo – nie krzyczał, tylko syczał.
– Co? Jestem kurwą?
Podszedł do niej blisko. Gdyby jego wzrok zabijał, już by nie żyła.
– Wynocha, won. Brudna kurwo! Mam cię wyrzucić? Jesteś tak ograniczona, że nie rozumiesz po angielsku?
– Przecież się zgodziłeś – powiedział cicho.
– Mówię ostatni raz. Wy– pier– da–laj!
   Samantha wyszła. Ledwo doszła do samochodu. Przez pięć minut nie mogła trafić do stacyjki,  w końcu zapaliła. Nie wiedziała, jak dostała się do domu. Miała pustkę w głowie.
   Położyła się jak stała i zasnęła. W niedziele nic nie zjadła. Z samego rana w poniedziałek zadzwoniła do pracy, że jest chora. Znowu zasnęła. Jej komórka się rozładowała, ale o tym nie myślała. Wypiła pół szklanki wody w niedzielę, szła siusiu i kładła się na łóżko. W czwartek wyglądała źle. Nie zdawała sobie sprawy, że wypiła przez cztery dni tylko pół szklanki wody. Ledwo szła. Znalazła komórkę i włączyła ładowarkę. Kiedy jej Samsung uzyskał jeden procent mocy, sprawdziła pocztę. Osiem nieodebranych połączeń od Anabell.
Była szósta wieczór. Zadzwoniła do blondynki.
– Co się dzieje? Nie odbierasz, czy zgrubiałaś telefon. Dzwoniłam do Kenta, ale akurat miał wyjazd na wschód, wraca dziś wieczorem, bo tak już by u ciebie był. Mów.
– Zerwał ze mną.
– Co! Jak to zerwał?
– Zapytał w sobotę, co z tą sprawą, że nie mówię. Powiedziałam, że to się stało. Wyglądał jak trup i myślałam, że mnie zabije.
– Zrobił ci coś? – głos Anabell drżał.
– Wyzwał od dziwek, kurew, szmat i kazał wypierdalać.
– I od soboty jesteś w domu? Spisz? Jesz?  
– Piłam trochę wody. Nic nie jadłam.
– Przylatuję jutro rano. Jestem w trakcie cholernie ważnego spotkania. Gdyby nie to, że Kent do ciebie przyjedzie, jak tylko wróci, to jest koło dziewiątej, to bym już jechała na lotnisko. Nic sobie nie zrobisz, prawda?
– Nie wiem. Nie czuję się mocno.
– Samantha. Kent wpadnie o dziewiątej. Zjedz coś. Proszę.
– Nie chcę jeść. Chce spać. – Wyłączyła połączenie, a potem komórkę.
Anabell prowadziła spotkanie i tylko nieliczni coś wyczuli, ale dotyczyło to tych, co siedzieli bardzo blisko. Podczas przerwy próbowała ponownie się połączyć ze swoją miłością i przyjaciółką. Zadzwoniła do Kenta, ale nie odbierał. Pewnie miał włączony tryb samolotowy. Napisała widomość: Jedź z lotniska do Samanthy. Coś się stało. W razie czego wywal drzwi.
Samantha spała. Drzwi od soboty nie były zamknięte.
   Kent oddzwonił do Anabell dopiero w domu, bo zapomniał wyłączyć trybu samolotowego.
– Co się stało?
– Jedź do niej. Wiem, ale nie mogę powiedzieć. Grant ją rzucił.
– Wiedziałem. Dlaczego?
– Wiem, ale nie mogę powiedzieć przez telefon. Powiem ci, jak cię zobaczę. Może ona ci powie. Będę jutro. Pa.  
   Brunet zapukał do apartamentu Samanthy za dwadzieścia dziesiąta. Kiedy nie odpowiadała, nacisnął klamkę. Wszedł i zamknął drzwi. Był troszkę zmęczony po podróży, ale nie miało to dla niego znaczenia. Samantha spała. Okrył ją kocem. Otworzyła oczy.
– Kent, co tu robisz?
– Kiedy ostatnio jadłaś – gładził jej włosy.
– W sobotę rano. Pić. Nie mam siły wstać. Przepraszam.
Brunet przyniósł jej szklankę wody, potem drugą.
– Dlaczego on cię rzucił? Nic ci nie zrobił?
– Nie, tylko wyzwał od najgorszych.
– Wiesz, dlaczego to zrobił?
Samantha była szczerą osobą i już chciała powiedzieć, gdy oprzytomniała na tyle, by zrozumieć, że nie może mu powiedzieć.
– Kiedy przyleci Anabell?
– Będzie jutro najwcześniejszym samolotem.
– Ona ci powie, ja nie mogę.
– Moje pytanie było zwykłą formalnością. Nic złego nie zrobiłaś. Ty nie możesz nic złego zrobić.
– Powie ci jutro, to będziesz wiedział.
– Zrobię ci jeść. Jak nic nie ma, kupię i wrócę. Masz na coś ochotę, to zamówię?
– Nie chcę jeść.
Kent już miał oficjalnie tak na imię. Napisał do Anabell ,, Co jest ulubioną potrawą Sam”? Po minucie otrzymał odpowiedź ,, Spaghetii   
   Poszedł do kuchni. Znalazł w lodówce truskawki i na zewnątrz mango. Umył truskawki, obrał i pokroił mango. Poszedł do salonu i zaczął ją karmić. Najpierw nie chciała, ale w końcu otworzyła usta.
– Wstawię wodę i ugotuję makaron. Robię dobre spaghetii, chociaż pewnie nie tak dobre, jak ty. Znalazłem w lodówce pieczarki i paprykę. Tu masz komórkę, już trochę ma mocy. Dzwoń. Będę się pokazywał co kilka minut. Albo zrobię inaczej.
   Brunet miał sporo siły. Wziął z trudem fotel, bo był ciężki i nieporęczny Wstawił go do kuchni. Wziął Samanthe na ręce i posadził na fotelu, czuł trochę mocz, ale nie zwrócił na to uwagi. Okrył ją i zabrał się za przyrządzanie. Ona patrzyła, co robi. Nadal nie była sobą.  
   Za czterdzieści minut już ja karmił. Próbował widelcem, ale nie szło to dobrze. Podwinął rękawy koszuli i zaczął ja karmić palcami. Otwierała buzię i zaczęła połykać. Patrzyła na niego i jadła. Kent zastanawiał się na czymś i podjął decyzję.
– Weźmiesz prysznic?
– Nie chcę. Chcę spać.
Dał jej napój z mango. Sprawdził, czy jest świeży, lekko podgrzał. Wziął ją na ręce.
– Będę starał się nie patrzeć.  
Poczuła, że ją rozbiera, ale nie protestowała. Nie czuła nadal nic. Kent zostawił ją w majtkach i posadził do wanny. Uregulował wodę i zaczął myć.
– Wiem, że się posikałam i śmierdzę.
– Nie myśl o tym. Pośpisz. Zjadłaś troszkę. Jutro zjesz więcej.
– Umyję się tam, tylko mnie podtrzymaj, bo nie ustanę – powiedział cicho.  
   Kent próbował ją podnieść. Posadzić było łatwiej. Podjął kolejną decyzję. Zdjął koszulę i spodnie. Skarpetki. Wszedł do wanny w samych spodenkach. Teraz z łatwością ją podniósł. Stanął z tyłu i trzymał ją w pasie. Samantha odczula, że ufa mu całkowicie. Zsunęła majtki, lecz tylko do połowy uda i zaczęła się myć samą wodą, Mogla to zrobić, bo Kent zasłoniła kotarę i ustawił prysznic i musiała go trzymać. Samantha odwróciła się do niego przodem i umyła resztę intymnego miejsca z tyłu. Zakręcił wodę. Ostrożnie, trzymając ją, odsunął kotarę. Wyszedł, nie puszczając jej pasa. Wyjął z łatwością. Zdjął z niej mokre majtki i wytarł. Założył szlafrok.
– Śpisz zwykle w piżamie?
– Tylko w zimie. W lecie śpię w koszulce.
– Gdzie ta koszulka?
– W sypialni. W łóżku.  
Wziął ją na ręce. Tym razem oplotła mu kark dłonią. Posadził ją na łóżku i znalazł koszulkę.
– Dasz radę założyć sama?
– Nie wiem. Ufam ci. Możesz mnie ubrać.
   Kent znowu się krótko zastanowił. Posadził ją na łóżku i uważał, by nie poleciała do przodu. Rozchylił szlafrok i założył na nią koszulkę w misie. Miała delikatny różowy kolor i sięgała lekko za pośladki. Położył ją na łóżku i nakrył kołdrą. Usiadł na fotelu, naprzeciw łóżka.
– Śpij. Jutro przyjedzie Anabell i będzie lepiej.
– To moja wina – powiedział cicho i zasnęła.  
   Brunet uznał, że będzie już lepiej. Posiedział z nią chwilkę. Potem wziął prysznic i ubrała się z powrotem. Usiadł na fotelu i zasnął. Obudził się o szóstej, bo zwykle o tej porze wstawał. Samantha spała. Sprawdził lodówkę. Była prawie pusta.  
   Korporacyjne sklepy spożywcze otwierano o siódmej, Zrobi listę i czekał. Dwie minuty po siódmej zadzwonił do Safe-way food i zamówił produkty. Zapłacił kartą.  

Przywieźli wszystko dwadzieścia minut później. Otrzymał tekst od Anabell, że pierwszy samolot wylatuje o siódmej rano. Miała być dziewiąta trzydzieści. Doliczając odprawę i odległość, spodziewał się jej w mieszkaniu Sam przed jedenastą. Zaczął robić śniadanie. Sałatki, kanapki z indykiem i serem. Kiedy się przebudziła, pomógł jej iść do łazienki.  
   Czuła się nadal słaba. Posadził ją na muszli klozetowej i odwrócony czekał. Dała radę. Usłyszał, że bierze papier. W domu miał bidet, ale Samantha nie miała. Potrzyma ją, by umyła ręce. Zaniósł ją do łóżka. Przyniósł poduchy i posadził.
– Zrobię jajecznicę. Przygotowałem kanapki i sałatkę. Zjesz sama?
– Nie.
Przyniósł jednak na talerzu. Wróciła do kuchni i zrobił jajecznicę. Wszedł po chwili do sypialni i zaczął ja karmić. Jadła mu z reki. Patrzyła. Dał jej znowu soku. Położył i zasnęła prawie natychmiast. Siedział i patrzył. Usłyszał, że wchodzi Anabell. Pocałowała go i patrzyła na Samanthę. Ta spała.
– Wykąpałem ją i zrobiłem spaghetiii, bo miała wszystkie produkty. Dziś rano zamówiłem jedzenie i nakarmiłem. To nie jest istotne, dlaczego ten człowiek ją potraktował nieodpowiednio.
– Wiem. Wyzwał ją od kurew, szmat i dziwek.
– Dlaczego? Ona nic nie mogła zrobić złego. To dobra osoba.
Anabell usiadła i wzięła powietrze do płuc.
– Miałam ci powiedzieć, ale później. Niestety muszę teraz.
– Nie musisz. Ja wiem.
– Powiedziała ci? – Anabell otworzyła szeroko oczy.
– Oczywiście, że nie.
– To skąd wiesz i co wiesz?
– Kochasz ją a ona ciebie. Czułem i czuje między wami zażyłość. Znam cię i dlatego mogę powiedzieć. Popraw mnie, jeżeli się mylę. Sądzę, że ona cię pragnęła od dłuższego czasu. Kochała tego człowieka lub raczej sądziła, że go kocha, ale to w niej było. Ponieważ ty jesteś uczciwa, to się stało zaraz, jak się poznaliśmy, lub dzień wcześniej. Nie, z pewnością tego dnia. Chciałem cię wówczas pocałować, ale coś wyczułem.
– Gdyby cię wówczas pocałowała, nie mogłabym tego zrobić. Nie żałuję. To było intensywne, ale nie żądza nami kierowała. Ofiarowałam jej siebie. Chcesz znać szczegóły?
– Oczywiście, że nie. To nie ma znaczenia. Kwestia jest tego, czy on wiedział wcześniej.
– Powiedziała mu dwa lata temu, a on to zaakceptował. Miałam chwile, że chciałam do ciebie zadzwonić i powiedzieć ci, że nic z tego nie będzie. Najpierw powiedziałam jej, że musi z nim zerwać, potem zrezygnowałam i z tego.
– Ja bym ci nie pozwolił zerwać. Trudno to zrozumieć, bo właściwie jeszcze nic się nie zaczęło.
– Wiesz, co mi powiedziała? Że nie chce mi burzyć szczęścia. Ty nie jesteś nawet trochę zły?
– Dalczego mam być? Ty postąpiłaś uczciwie i ona. Miałem od początku złe przeczucie do tego człowieka.
– Kent, ja nie byłam wobec ciebie uczciwa.
– Moim zdaniem byłaś. Ja cię kocham i pokochałem cię od razu, jeszcze jak naprawiałem łańcuch. Wiem, że nie powiedziałem, kiedy ty mi wyznałaś miłość. Nie jesteś zła, że jej pomagałem się myć?
– Jak bym mogła. Było coś jeszcze poza tym jedynym kochaniem. Zabrałam ją pierwszy raz na siłownię, wcześniej jechałyśmy kilka godzin na rowerze. Robiłam jej masaż, a potem ona mi. Był moment, że chciałam ją ponownie. Jestem nieuczciwa.
– Przeciwnie. Jesteś bardzo uczciwa. Nie byłbym i o to zły, ale wiedziałam, że tego nie zrobisz. Powtarzam raz jeszcze. Gdybyś zrobiła i mi powiedziała, nie byłoby sprawy.
– Nadal ją kocham i nigdy nie przestanę.
– Nie mówisz tego, co chcesz – Kent gładził jej włosy – ty ją również pragniesz.
Nie robisz tego, bo to kłóci się z twoim sumieniem. Nie rozumiem tego. Obie jesteście hetero. Musimy coś z tym zrobić, lecz na razie jest istotne, by Sam do siebie doszła. Dawaj jej wiele uczucia. Jeżeli to ma jej pomóc, zrób to z nią.
– Kocham cię i pragnę. Nigdy nie byłam z nikim tak szczęśliwa.
– To nie ma nic do rzeczy. Nie postąpiłbym inaczej z Suzan. Gdyby mi powiedziała, dałbym jej rozwód. Nie musiała kłamać. Wiedziała, jaki jestem. Nie skrzywdziłbym jej, chociaż... może jednak nie wiedziała jaki jestem.
– Jesteś uosobieniem dobra. Jesteś bardzo przystojny, miły, delikatny i pełen wybaczania. Nie rozumiem, dlaczego ona to zrobiła.
   Samantha otworzyła oczy.
– Anabell. Przeprasza.
– Powiedziałam Kentowi wszystko.
– I nie jest zły? – popatrzyła na bruneta.
– On mnie kocha, a ja jego.
– Samantho, będziemy się tobą opiekować. To pewnie zajmie dzień czy dwa. Powinnaś sama o sobie stanowić, ale wobec zaistniałej sytuacji nie widzę sensu czekać. Wymówisz natychmiast, a ja pokryję koszt złamania umowy o wynajem. Przeprowadzę się do LA i zamieszkamy u Anabell we trójkę. Pójdziesz na kurs. Wszystko zapłacimy. Anabel powiedziała, że oddasz w ciągu lat, ale ja zadecydowałem, że nie. Jeżeli dla twojego szczęścia i zdrowia jest to potrzebne, możecie się kochać. Nie rozumiem, ale wierzę i tobie i jej.
– Och!– powiedziała Anabell.
– Co się stało? – zapytał.
– Miałam z Samanthą rozmowę i nie wierzyłam, że to się stanie. Pamiętasz – spojrzała na szatynkę.
– Pamiętam.
– Nie bardzo wiem, o co chodzi, ale nie mówcie. Najważniejsze by Samantha doszła do siebie. Oficjalnie zmieniłem imię. Dzięki Samancie i tobie. Czy Ten człowiek nie groził ci – zapytał.
– Nie. Nie powiedziałeś ani razu jego imienia. Skrzywdził mnie, ale mu wybaczam. Gdybym mu nie powiedziała, byłabym winna. Tak, nie czuję się winna.
– Moim zdaniem nie jesteś, również.
– Jestem dla was kłopotem. Myślałam, że jestem silna i mądra. Chyba nie zrobię tego kursu.
– Zrobisz. Jesteś mądra i silna. Nie chcę go widzieć, bo nie ręczę za siebie. Kent, możesz mu połamać szczękę?
– Nie, kochanie. To tak nie działa.
– Masz rację, przepraszam.
– Jesteś głodna, prawda? – uśmiechnął się do niej.
– Zawsze jestem. Nawet raz się zbadałam, czy nie mam tasiemca, ale wówczas apetyt nie jest jedynym symptomem. Sporo jem i powinnam mieć nadwagę, ale nie mam. Być może po prostu muszę dużo jeść.
– Prowadzisz dość intensywny tryb życia – odrzekł Kent.
    Samantha im przyglądała.
– Powinnam iść do pracy – powiedziała słabo.
Anabell usiadła na łóżku i pogładziła jej włosy.
– Nie słuchałaś. Zostawisz tę prace i pojedziesz z nami do Los Angeles i zamieszkamy razem. Może po ślubie kupimy większy dom, a ty już będziesz sama stanowić o sobie i zadecydujesz, gdzie chcesz mieszkać.
– Będziemy zawsze blisko?
– Tak, słonko. Jesteś w moim sercu i zawsze tam będziesz.
– Będziecie mężem i żoną, Kent nie będzie o to zły?
– Nie każdy jest jak Grant, a tak naprawdę pewnie niewiele osób jest, jak Kent.
– I ty – powiedział brunet.
– Przepraszam. Powinnam być silna, wyjść i iść do pracy, ale to spadło na mnie tak nagle. Byłam z nim tyle lat. Mógł powiedzieć, że jak to zrobię, to z nami koniec.
– Ludzie są różni – wtrącił brunet.
– Wiesz Kent, ja się trochę obawiałam, jak to przyjmiesz. Praktycznie nie byliśmy jeszcze parą, lecz zależało mi na tobie.
– Gdybym to uznał za powód zerwania, pewnie nie byłbym godny twojego uczucia.
– Za podobną rzecz zerwałam ze Stevem.
– Nie sądzę, że można to porównywać. Byliście parą i on to ukrywał przed tobą.
   Siedzieli na łóżku Samanthy, a ona cały czas na nich patrzyła w milczeniu. Wyciągnęła rękę do Anabell, a ta ją uchwyciła, wówczas szatynka wyciągnęła drugą w kierunku bruneta i on również ujął jej dłoń.
– Powiem wam coś, tylko na mnie nie krzyczcie. W sobotę wieczorem jak padłam na łóżko, zasnęłam, ale kiedy się obudziłam w środku nocy, chciałam wziąć nóż i podciąć żyły, lecz wówczas przypomniałam sobie, że Anabell mnie kocha. Nawet nie myślałam, że ja ją i od razu ta straszna myśl mi przeszła. Potem tak opadłam z sił, że kilka razy zrobiłam w majtki. Wybacz, Kent, że musiałeś mnie myć. Nie dałabym rady stać. Ciebie też przepraszam, Anabell. Rozładowała mi się komórka. Nie miałam głowy o tym myśleć, szczerze miałam pustkę w głowie.
– W sumie dobrze, że się teraz skończyło, chociaż tak brutalnie, pewnie nie byłabyś szczęśliwa – zawyrokował Kent.
– Ja jestem szczęśliwa, wiesz dlaczego, ale masz racje. Tylko również jak wy nie lubię gdybać. Nie wiem, czy znajdzie dziewczynę. Nikt nie chce być własnością, a on chyba to ukrywał, że taki właśnie chce być dla mnie. Może i byłam głupia, ale zawsze gdzieś w środku ceniłam sobie wolność.
– To najcenniejsza rzecz. Nie można kupić tego za pieniądze. Podobnie jak prawdziwej miłości.
Obie popatrzyły na bruneta.
– Wiesz Kent, pomyślałam sobie coś teraz. Wyznałam ci prawdę i oczekiwałam, że mi wybaczysz, ale ty robisz wrażenie, że nie czujesz, że ja zrobiłam coś złego.
– Bo nie zrobiłaś. Po pierwsze zrobiłaś to z miłości i było to, jak sama nazwałaś, ofiarowanie.
– Tak, ale chce powiedzieć coś jeszcze. Ty nie zaznaczyłeś, że to nigdy się nie może powtórzyć, chociaż sama o tym wiem.
– Anabell. Nie będę cię pouczał, co jest miłością, bo każdy to inaczej odbiera. Dla mnie miłość jest wolnością wyboru. Z drugiej zaś strony, gdybyś ty, na przykład wciąż chciała być ze mną i wciąż to z nią robiła, to byłby konflikt, lecz tylko wówczas gdyby moje jestestwo tego nie akceptowało. Z drugiej strony czy nie jest to wówczas egoizmem? Że ty jesteś moja i tylko moja. To inna forma własności. Jeżeli obie strony nie stawiają drugiej stronie żadnych zakazów, jest najlepiej. Dobry człowiek nie zabija dlatego, że nie wolno albo że za to spotyka kara, tylko nie robi tego, bo to jest coś, czego nie może zrobić. To nawet nie jest wybór. Ja nigdy ci niczego nie zabronię. To od ciebie będzie zależało, co z tą wolnością zrobisz.
– Czy nie jest tak – Samantha nadal trzymała ich dłonie i włączyła się do rozmowy – że ludzie z jakichś powodów wybierają kogoś i wówczas chcą by ta osoba była ich? Nie mówię jednak o ograniczaniu. Bo kochająca osoba powinna dawać wybór drugiej, a nie być jej strażnikiem i panem.
– Mówię o tym, Samantho.
– Tak, ale z tego, co mówiłeś, Anabell będzie mogła robić cokolwiek, jakby ciebie nie było.
– Oczywiście. Ja jestem, ale nie stanowię dla niej listy zakazów, od niej zależy, co zrobi. To działa na obie strony. Wierzę i czuję, że ona również nie będzie mnie w żaden sposób kontrolować i stawiać zakazów. Nie możesz tego i tamtgo. Jeżeli zrobisz, to... Tak to nie działa. Nawet prosić nie można o nic, a co dopiero żądać. To nie jest miłość.
– Wiesz co, Kent – odezwała się Anabell – wybacz, że to powiem. Zastanawiałam się cały czas, czemu Suzan tak postąpiła, że znalazła kogoś innego. Inna sprawa, że cię oszukiwała. Miałam pierwszego dnia małą myśl, że może w łóżku jesteś słaby. Masz jakąś wadę, czy jesteś impotentem, chociaż tak nie czułam. Dlatego teraz, skoro to powiedziałeś, pomyślałam, że ona nie mogła być z kimś tak dobrym. Nie zrozum mnie źle. Nie twierdzę, że na ciebie nie zasługiwała. Ona chyba nie mogła być z kimś takim. Być może potrzebowała tego, co normalni ludzie robią. Trochę niedoskonałości, trochę kontroli, trochę zazdrości. Nie potrafię określić.
– I ja tak myślę – odezwała się Samantha – Kent jest doskonały.
– Przesadzacie – zrobił dziwną minę. – A tak z innej strony, co byś zrobiła Anabell, gdybym był impotentem?
– Nie jesteś. To znowu gdybanie.
– Tak, ale mnie to ciekawi. Widzicie, że nie jestem doskonały. Ciekawi mnie, chociaż zgadzam się z tym, że gdybanie nie ma sensu.
– Będziesz zły, kiedy powiem?
Samantha się domyśliła, co chce powiedzieć blondynka i nieświadomie poczuła, że jej mięśnie się napinają.
– Raczej nie czuję, żebym był zły. Nawet w pracy nie jestem.
– To powiem. Jakiś mądry człowiek powiedział, chociaż to brzmi jak żart, że mężczyzna jest wtedy impotentem, jeżeli jego organ nie staje, nie ma języka ani kończyn.
Kent się uśmiechnął.
– Większość kobiet by tego nie zaakceptowała. To tak jakby kobieta nie miała tego organu.
– O nie, to nie to samo. Ludzie się kochają. Dzieci pewnie też kochają i starsi po przejściu przekwitania...
– Nie zgadzam się z tym, co chcesz powiedzieć – rzek Kent – seks to nie miłość. Seks to w najlepszym razie forma wyrażenia fizycznego pożądania do danej osoby. Facet z normalną erekcją może kochać się z każdą kobietą, jednak powinien tylko z tą, którą kocha. Być może sama seksualna przyjemność jest podobna, lecz i w to wątpię. To się zazębia.
– Uważasz Kent, że seks nie jest miłością? – Samantha ponownie się włączyła do rozmowy.
– Tak. Jednak nie jesteśmy zwierzętami i nasze działanie nie jest wynikiem fizycznego pociągu albo nie tylko tego.
– Czyli gdyby Anabell mnie nie kochała a ja jej, byłbyś zły, o to, co było?
– Och nie! Już wspomniałem, że nie byliśmy jeszcze w związku. To raz. Drugie to nie byłby możliwe, żebyście to zrobiły, nie będąc w miłości. Nie wiem, czy mnie rozumiesz. To rezonuje na obie strony. Mój wybór w tym momencie był i jej wyborem. My podejmujemy decyzję nie tylko czy z kimś się umówimy, ale czy go kochamy. To się dzieje w tej samej chwili. Nasze wewnętrzne ja to wie już wtedy, mimo że ani umysł, ani ciało, ani serce o tym jeszcze nie wie. Nie wiem jak Anabell, ale ja ją pokochałem, zanim zatrzymałem rower.
– W takim razie czemu nie powiedziałeś, że mnie kochasz, kiedy ja ci wyznałam miłość? – zapytała Anabell, jednakże czuła, dlaczego i to ją dosłownie napełniało rozkoszą.
– Bo Samantha jeszcze nie była gotowa – spojrzał na szatynkę.
– Co takiego? – szatynka poczuła napływ energii i to praktycznie wypełniło jej osłabienie brakiem wody i jedzenia – co ja miałam do tego? Ty wówczas nie wiedziałeś o moim istnieniu.
– Moje wewnętrzne ja, miało. Widzisz Samantho... Czy rozumiesz, dlaczego w dzień, kiedy się oświadczyłem Anabell i wyznałem jej miłość, chciałem, żebyś ty tam była?
– To było romantyczne, ale czułam się jak piąte koło u wozu.
– Teraz już się tak nie czujesz, prawda?
– Nie, bo trzymam jej i twoją rękę i to akceptujecie.
– To nie tak, Samatho. My tego chcemy i potrzebujemy – rzekł Kent.
– Ja nie mogłam ci powiedzieć, bo się bałam i nie byłam tą, która ma ci powiedzieć, ale ty wiedziałeś – głos szatynki drżał.

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 4638 słów i 25950 znaków.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.