Bitwa trzech serc cz 5

Ustawił muzykę, miał na tej płycie mix z lat osiemdziesiątych, same wolne kawałki. Po chwili tańczyli. Pierwszy taniec w lekkim oddaleniu, ale w drugim wtuliła się w jego atletyczny tors.
– Fajnie, że cię poznałam – szepnęła.
– Czuję to samo.
Anabell odczuła, że już czas, on natomiast wiedział, że potrzebuje od niej znaku. Delikatnie przybliżyła usta do jego. Zaskoczył ją. Zetknął swoje usta i przez prawie minutę delikatnie ocierał. Czuła jak się rozpala w środku. Nie mogła dłużej czekać i pierwsza zaczęła go całować, najpierw samymi ustami, potem z użyciem języka. Podobała się jej zapach bruneta, a zarost nie kaleczył, tylko bardziej pobudzał.

– Chcesz tego? – zapytał miękko.

– Chyba nie mniej niż ty – mruknęła i uniosła ręce.
Gerald zdjął jej bluzkę, po chwili ona pozbawiła go góry. Tors miał ładnie umięśniony, ale nie jak kulturysta. Większość mężczyzn goliła włosy na klatce, ale Gerald do nich nie należał, co prawda nie przypominał niedźwiedzia, a czarne włosy porastały jego klatkę piersiową. Delikatnie drapała go po torsie, potem po brzuchu. On nie był taki śmiały. Był podniecony, ale nie na tyle, by zdejmować z niej ubranie w szalonym tempie. Raczej rozkoszował wzrok jej widokiem. Podobnie i ona. Zdjął stanik i delikatnie położył dłonie pod jej piersiami. Zaczął całować jędrne kule. Chciała by ssał jej brodawki, ale on chyba specjalnie tego unikał. W końcu się doczekała. Jakby w podzięce, delikatnie całowała jego tors i w końcu bardzo lekko ugryzła jego sutek. On ukucnął i rozpiął jej jeansy. Ściągnął je i została w majteczkach. Koronka w kolorze brzoskwini, firmy Chantelle nie zasłaniała prawie jej złotych loczków na łonie. Nie powstawał z kolana tylko pocałował ją tam przez majteczki. Cicho westchnęła. Po chwili wstał i zaczęli już bardziej namiętny pocałunek. Dłuższy i bardziej intensywny. Odczuła, że jednej jego części jest bardzo niewygodnie. Ukucnęła i tym razem ona rozpięła pasek, potem guziczek od Wranglerów i zdjęła jego spodnie razem ze spodenkami.
Poczuła uderzenie gorąca. Może Suzan to nie pasowało. Brakowało dobry cal, by go objąć tuż za główką. U podstawy organ z pewnością był grubszy niż bagietka. Przejechał policzkiem po lśniącej od wilgoci obnażonej główce a Gerald cicho jęknął.
– Możemy tu? – zapytała.
– Jasne. Poczekaj tylko wezmę zabezpieczenie.
– Nie musisz. Jest minimalna szansa bym zaszła, poza tym ożenisz się ze mną, prawda?
Popatrzył na nią dobrymi oczami.
– Chciałbym. Nie wiem, czy jesteś bardziej kochana, czy piękna.
– Jestem bardziej kochana – szepnęła.
– Nie sądziłem wczoraj, że pomagam aniołowi – odrzekł.
Pochylił się i zdjął z niej ostatnią część ubrania.
– Śliczne są – skierował wzrok na jej złote spiralki.
– Pieść mnie, kochanie – szepnęła.
Od początku był łagodny, mimo że wcale nie musiał. Pierwszy raz siedziała na brzegu kanapy, drugi opierała się o oparcie, a on był z tyłu. Trzeci, leżeli na boku, bo kanapa się rozkładała. Rozkosz niosła ją do raju wiele razy. On miał trzy, ona pięć razy tyle szczytów. Nawet nie dotknął drugiej jamki, choć momentami tego chciała. Oczywiście nie było nic z tych rzeczy co z Samanthą. Ona nie powzięła postanowienia jak jej przyjaciółka, a od wczoraj kochanka. Chociaż tylko jednorazowa, jak ustaliły. Obiecała wyczuć czy Gerald nie będzie miał nic przeciwko pieszczotom palcami i dłońmi, chociaż to ostatnie stanowiłoby problem, bo jego dłonie były pewnie dwa razy szersze niż Samanth, lecz to mogła być przyszłość, Anabell sądziła, że nie aż tak odległa. Jej ostanie obawy rozwiał już na początku, a potem tylko utwierdzał, że zupełnie nie rozumiała jego niewiernej żony. Brunet był doskonałym kochankiem. Delikatnym, umiejącym wyczuć i moment, szybkość i głębokość.  
Umyli się. Kiedy ponownie byli ubrani dochodziła jedenasta.
– Za późno na te techno, co? – zapytała.
– Trochę. Muszę być jutro o ósmej w pracy, natomiast we wtorek zaczynam o jedenastej, to możemy się wybrać jutro, jeżeli nie masz planów.
– Super. Trzeba mieć specjalne okulary, podobno laserowe światła nie są zdrowe.
– Mam takie. Widzisz, kiedyś kupiłem dwie pary, może pół roku temu, zupełnie bez powodu.
– Super. Prześlij adres i godzinę. Będę.
– Dobrze. Popatrzymy na gwiazdy, zanim pójdziesz?
– Z przyjemnością, kochanie.
– Gerald poczuł miłe ciepło w środku.
– Miłość jest w powietrzu, tylko trzeba ją wziąć.
Anabell nie czuła potrzeby usłyszeć również,,kochanie”. Wiedziała, że to przyjdzie.

Po wyjściu przyjaciółki Samantha szybko się przygotowała do spotkania ze swoim narzeczonym.
Jej wiekowa Honda Accord zapaliła super. Mieli z Grantem super czas. I kiedy wracała kwadrans po jedenastej uznała, że to chyba był ich najlepszy seks w życiu. A tak się obawiała, jak to odbierze po rajskiej rozkoszy z Anabell. Dojechała na parking minutę wcześniej od przyjaciółki.
– Och już jesteś? – zdziwiła się szatynka.
– Zaczyna jutro o ósmej.
– Ja mam jeszcze tydzień. Wiesz, chciałam spędzić czas z tobą.
Weszły do apartamentu. Samantha jakby wiedziona przeczuciem weszła na online banking i zdębiała.  
– Dostałam pięć tysięcy, money transfer. Nie rozumiem. Kto to mógł być? – spojrzała na blondynkę.
– To nie ja, przysięgam – jej mina była szczera.
– Przysięgasz, to nie kłamiesz, Grant nie jest aż tak rozrzutny. Kto – wbiła w nią wzrok.
– Gerald.
– Gerald? Dlaczego? Jak? Podałaś mu mój adres mailowy? – weszła w pocztę.
Gerald Steel – przeczytała.
– Anabell, nie mogę tego przyjąć.
– Jeżeli nie, wyjeżdżam jutro.
– Terrorystka – Samantha nie wiedziała co zrobić z oczami – tak nie można. Mam forsę.
– To fajnie. Ja mu chciałam od razu oddać, ale kategorycznie się nie zgodził.
– Dobrze, odwdzięczę się, kiedy będę mogła. Pewnie nigdy – otarła łzę.
Jesteś głodna? – Anabell dotarła do lodówki.
– Grant zrobił boski obiad. Wiesz było mi z nim dzisiaj chyba najlepiej.
– To super. Czułam to samo z Geraldem.
Szatynka tylko szerzej otworzyła oczy.
– Jaki jest?
– Ja nie pytam o Granta.
– Bo ci wszystko mówię, co prawda nie mówisz nie.
– Nie potrafię ci odmówić – blondynka uśmiechnęła się wymownie.
– To powiesz? Obiecam zachować dla siebie.
– To nie fair, Sam.
– Dobrze, nie mów – uznała, że się nic nie dowie.
– Dobra, powiem. Delikatny, troskliwy. Ma wyczucie i popatrzyła wymownie na bagietkę z której robiła kanapki.
– Nie mów!
– Troszkę szerszy. Nie sądziłam, że takie coś istnieje. Kompletnie nie rozumiem jego zmarłej żony.
– Wiesz, że jesteśmy inne. Nigdy się tego nie dowiemy, co jej nie grało.
– Wiesz co powiedział?
– Skąd mam wiedzieć.
– Że jesteś bardzo ładna.
– Głupi czy co! Gdzie mi do ciebie?
Anabel zdjęła pasek od spodni.
– Nie chcesz powiedzieć...
– Jeszcze raz tak powiesz, to przysięgam na Boga, że ci zleję gołe dupsko. Ile ci mam razy powtarzać, że jesteś śliczna. Grant ci nie mówi?
– Czasem mówi, że nieźle wyglądam.
– Dupek. Gdyby nie natura sprawy, to bym mu wygarnęła.
– Jest kochany, daj mu spokój.
– Jasne. Zamówił tajskie, ale mnie wymęczył, więc muszę coś zjeść.
– Widząc ile jesz powinnaś ważyć osiemdziesiat kilo – powiedziała Samantha.
– Też tak czasem myślę. Ciekawe czy bym mu się wówczas podobała.
– To i tak masz spore, chyba nie tyje.
– Zamknij się – Anabell pokazała jej swoje uzębienie – ty też jesteś tam taka.
– Nieprawda – Sam zaczęła rozpinać spodnie.
– Chcesz mnie podejść? Mówiłam, że to był raz.
– No wiesz! Wcale o tym nie myślałam – poczuła się urażona i lekko dotknięta.
– Wybacz – blondynka delikatnie ją pocałowała w policzek.
Znała szatynkę i wiedział, że jest szczera i prostolinijna.
– Dobrze, może jestem tam lekko bardziej pulchna niż ty, ale twoja jest bardziej elastyczna.
– No, dokładnie, ale przestańmy, chociaż wiem, że sama zaczęłam. Jakieś plany na jutro?
Anabell posmutniala, lecz po chwili się uśmiechnęła.
– Mamy iść na, na techno. Pójdziesz z nami?
– A ja wam po co? Jako piąte koło u wozu?
– To weź Granta.
– Po pierwsze on nie lubi techno, drugie zaczyna o siódmej.
– To idziesz z nami – zadecydowała Anabell.
– A co na to Gerald, może mu się ten pomysł nie spodoba.
– Spodoba się. Tylko kupimy ci jutro okulary. Szkoda by było takich ślicznych oczu.
– Są ładne?
– Głuptasek. Pewnie, że są. Śliczne. – blondynka patrzyła z bliska w jej oczy.
– Przeważa orzech z odrobiną zieleni i kilka punktów jest ciemniejszych. Jestem ładna, ale ty w żaden sposób nie ustępujesz mi urodą.
– Teraz to palnęłaś. Masz urodę anioła a ja jestem tylko niebrzydka.
– Dobrze, jutro zapytam Geralda. Jest szczery i ci powie.
– Nie, Proszę! Nie.
– Wolisz to, czy paskiem w tyłek?
– Wolę w tyłek.
– Jak sobie chcesz. Ściągaj. Samantha wiedziała, że błękitnooka nie żartuje. Rozpięła jeansy i opuściła do połowy uda.
– A majtki to pies? Nie mówiłam, że na gołą?
– Nie – odrzekła wystraszona szatynka.
Jednak ściągnęła. Anabell strzeliła ją solidnie.
– Aaa! Co tak mocno?
– Drugi raz będzie mocniej. Wybije ci tę niską samoocenę. I tak zapytam.
– Wstrętna kłamczucha. Nienawidzę cię.
– O tak! Wczoraj mówiłaś, że mnie kochasz.
– Bo kocham. Dostałam za darmo.
– Dostałaś, bo powiedziałaś dwa razy, pamiętasz?
– Sadystka.
– Masz szczęście, że nie zmieniam zdania, bo bym ci dała sadystkę.
– Anabell, co w ciebie wstąpiło? – Sam patrzyła w jej śliczne szafiry.
– Chyba się zakochałam. Pierwszy raz.
– To super, a on?
– Wkrótce.
– To szkoda. Najlepiej jest jak oboje razem.
– Kochasz Granta, a zakochałaś się w nim?  
Szatynka patrzyła na nią chwilę.
– Chyba nie. Można kochać i nie być zakochanym?
– Myślę, że tak. W sumie zakochanie się to proces przejściowy. Nie można być cały czas zakochanym. Człowiek by chyba umarł.
– Myślisz?
– Tak.
– Czyli tobie też przejdzie?
– Pewnie tak. Jak mi powie, że mnie kocha. Czyli prawdopodobnie jutro.
– Jesteś okropna – Sam przewróciła oczami.
– Może, ale jak widać, to nie przeszkadza dwóm osobom.
– On nie wie, że taka jesteś.
– Z pewnością wie. On wyczuwa. Wiesz co mi powiedział, że mnie kochasz.
– Skąd to wiedział?
– Nie wiem, powiedział, że ja ciebie też. Poczułam wówczas ciarki, bo spodziewałam się, że mi powie co robiłyśmy.
– Ale nie powiedział.
– Nie sądzę, że nawet przypuszcza. To porządny gość. Jest daleki od takich świństw.
– Świństw! Ty to nazywasz świństwami?
– A co, nie? – Anabell z trudem powstrzymywała śmiech.
– Nie mogę! Po prostu nie mogę. Najpierw mi wylizała pachnącą rybą cipkę potem wsadzała łapę tu i tam i mówi, że to świństwa.
– Większość porządnych ludzi tak nie robi.
– Nie czułam się brudna. Byłam spełniona i szczęśliwa. I nadal jestem. Zołza.
Anabell parsknęła śmiechem.
– Uwielbiam cię taką. Kurcze, że też obiecałam.
– Raz to raz. Nic z tego.
Blondynka czuła się świetnie w tym stanie i widziała, że nie rani przyjaciółki.  
– Nie mów, że nie chcesz?
– Miałam wspaniały seks z Grantem. Najlepszy z nim i w życiu. Ty podobno też.
– Nie odpowiedziałaś na pytanie – Anabell nagle spoważniała.
– Kłamałabym, gdybym powiedziała, że nie chcę.
– Żeby to się stało znowu muszą być spełnione dwa warunki. Grant cię musi rzucić i Gerald mnie musi o to poprosić.
Samanta zaczęła się histerycznie śmieć.
– Obie sprawy są bardziej prawdopodobne niż najazd Marsjan i to jutro.
– Znasz mnie. Słowo się rzekło, stanie się jak się spełni. Happy?
– Happy bym była, gdybym cię miała cały czas.
– O tego nie było w umowie, pamiętasz, miałaś szanse. Jesteś pewna, że kochasz Granta?
– Jak Boga kocham.
– No kochana, z Bogiem nie ma to tamto. Wiem, że wierzysz, nie to, co ja.
– To przyjdzie.
– Czy nie piszę w waszej książce, że tacy jak ty, nie zobaczą raju?
– Pisze. Ja to zrobiłam z miłości.
– To wtedy można? – blondynka trzymała ją za ramiona i patrzyła z bliska.
– Lubisz się nade mną znęcać. Wczoraj zaczęłaś i było mi przykro.
– No już dobrze – przytuliła ją ciepło.  
Pomyślała, że to chyba był błąd z tym wczorajszym postanowieniem. Brakowało tylko milimetr, by nie zaczęła ją ponownie kochać.  
Usiadła do stołu i zaczęła jeść.
– Jedz. Napracowałam się przy tych kanapkach. Mizernie wyglądasz. Powinnaś chodzić ze mną na siłownię i musisz kupić rower.
– Twoja siłownia kosztuje dwieście pięćdziesiąt za miesiąc.
– Kupię ci kartę wstępu, od razu na rok, bo taniej wychodzi niż na miesiąc, ale najpierw się musisz przeprowadzić.
– W LA są dwa razy droższe apartamenty.  
– Mam dom, zapomniałaś?
– Będziesz z Geraldem.
– Ludzie wynajmują. Rodziny całe a biorą czasem osobę czy dwie. Przeważnie wynajmują suterynę, ja bym ci dała na piętrze.
– Za ile? – Samantha oczywiście zaczęła mówić poważnie.
– Za dolara. Prąd i woda wliczone w czynsz.
– Nie rób sobie jaj z biedaka.
– Zakazuje ci tak mówić! Dlatego słabo przędziesz. Powiedz, że jesteś bogata.
Samantha się uśmiechała.
– Pewnie, że jestem, bo mam ciebie. Wiesz, jak fajnie kogoś kochać.
– Wiem od dawna, wariatko. – wtuliły się, tym razem czuły tylko kryształowe uczucie.
Poszły spać za mniej niż godzinę.
Anabell zaczęła dzień od roweru i kiedy wróciła, dochodziła dziesiąta.
– Zrobiłam śniadanie – Sam była w szortach z rejonu i cienkiej koszulce.
– Co masz, umieram z głodu?
– Sałatka grecka, jajecznica. Kanapki z szynką, serkiem. Jogurt z truskawkami i sok z mango.
– Dobrą wybrałam osobę na kochanie. Nigdy nie mówiłam, że cię kocham za nic.
– Co ty pleciesz, wariatko. Ja cię kocham, za to, że jesteś.
– Tak tylko gadasz. Zawsze jest za co. Nie mam zalet, ale pewnie jakąś znalazłaś.
– Kompletna idiotka. Blondynka.
– Zazdrościsz?
– Nie. Jestem równie ładna i bogata jak ty. Nawet bardziej.
– O! Tak trzymaj. Dobra jemy.
– Zmiataj pod prysznic.
– Tylko trochę się spociłam i o ile wiem, nie śmierdzę.
– Myj się brudasie, bez gadania.
– No dobrze, już idę. Tylko jajecznica wystygnie, a tak w ogóle to, gdzie jest?
– Zaraz zrobię. Wszystko inne już mam. No leć, bo też jestem głodna.
Anabell wróciła za dziesięć minut. Miała jedwabny szlafroczek w jasnozielonym kolorze.
– Lubię cię w zielonym, różowym i bordowym.
– Ładnej kobiecie we wszystkim ładnie.
– Chwalipięta. Fakt. W worek po kartoflach, by cię ubrać i też byś dobrze wyglądała.
– A ty?
– Oczywiście też. Przecież jestem ładna, nie mniej niż ty.
– Grzeczna dziewczynka. Zaczynasz się uczyć. W poniedziałek poproś o podwyżkę. Pięć dolców więcej za godzinę.
– To od razu mnie wywalą.
– Ee, ee. Mówię poważnie. Prowadzę interesy, wiem, co mówię. Gdzie znajda taką drugą? Połowa gości przychodzi dla ciebie.
– Mówisz o barze?
– Nie do baru wszyscy przychodzą dla ciebie. Tam poprosisz dziesięć dolców.
– Kompletnie ci odbiło.
– Zakład? Jak cię wyrzucą, będę ci płacić przez pół roku czynsz i wszystkie opłaty. Jak dadzą, o co poprosisz, będziesz robić obiady, jak przyjedziesz następnym razem.
– Wiesz, że lubię gotować, co to za kara!
– A kto mówi o karze? Ja wiem, że mam rację. Tak głupia nie jestem, żeby trzy tysiące płacić dodatkowo, przez pół roku to będzie osiemnaście.
– Okej. Jak mnie wywalą, przenoszę się do LA, ty mi wynajmujesz za dolara, a ja szukam pracy. Jest drożej, to może tyle mi zapłacą.
– Wiem, że mam rację, skarbie.
Usiadły i zaczęły jeść.

Gerald oddał się pracy, jednak w przerwę zadzwonił do Anabell. Ponieważ była w łazience, Samantha odebrała.
– Anabell? – Gerald poznał, że odebrał ktoś inny.
Samantha miała nieco inny głos przez telefon.
– To Samantha. Anabell jest w łazience. Poczekasz.
– Jasne. Jak się masz?
– Dobrze, a ty?
– Świetnie. Mam sporo pracy, ale teraz mam przerwę na lunch. Anabell mi napisała, że idziemy do tego klubu.  
– Napisała ci, że idziemy? Nie zapytała, czy chcesz, żebym z wami przyszła?
– Wiesz, jaka jest, ale nie wiesz, jaki ja jestem. Zrobię dla niej wszystko. – przerwał na chwile – Źle powiedziałem. Cieszę się, że będziesz. Pisała, że twój narzeczony nie lubi techno i wcześnie wstaje.
– Tak. Gerald?
– Tak?
– Nie zawiedź jej. To najbardziej kochana osoba pod Słońcem.
Nastąpiła chwila milczenia.
– Sam, ja wiem. I wiesz co? Tylko cię zobaczyłem, ale sądzę, że jesteś podobna do niej.
– Nie wiem, ona jest lepsza. O już daje. Cześć – oddała komórkę.
– Hejka. Pogadałem z Sam, bo byłaś w łazience.
– Tak. Masz dużo pracy?
– Trochę, ale radzę sobie. To była dla mnie odskocznia w czasie … no wiesz. Teraz to przyjemność. Dobrze się w tym czuje. Właściciele są zadowoleni. Prawie dziennie mam delikatne naciski.
– To chyba będziesz mógł zrobić. Jesteśmy razem dwa dni, ale wiesz, że to na życie.
– Tak. To dziwne. Nigdy bym nie przypuszczał, że to tak szybko osiągnie niebo.
– Trafiłeś na odpowiednią kobietę.
– Tak, to prawda. Też się staram.
– Gerald. Mówię całkiem poważnie. Jesteś idealny.
– Nie mów tak. Z pewnością mam wady.
– Nie dostrzegłam.
Samantha stała przy zlewie i czuła miłe uczucie. Ich szczęście było częściowo jej.  
Spędziła miło czas z przyjaciółką. Zobaczyła Granta na trzy godziny. Kilka minut po siódmej wróciła do domu. Mieli iść na ósmą. Żeby nie komplikować, mieli wziąć taksówkę. Brali pod uwagę kilka drinków. Klub o nazwie Xerox i mieścił się na zbiegi szesnastej ave i 24 street. Zobaczyli kolejkę. Oczywiście Samantha miała czarne okularu, bo jej wcześniej kupili. Wszyscy  
mieli prostokątne. Anabell założyła czarne rurki i świecącą bordową bluzkę. Ubranie podkreślało jej świetną sylwetkę. Samantha ubrała czarne Levi Straussy i czarną bluzkę w kolorowe paski na piersi. Gerald miał jeansy i ciemnozielną koszulkę. Temperatura oscylowała na poziomie dwudziestu jeden stopni. Pewnie by było bardziej gorąco, gdyby nie wpływ oceanu. Weszli kwadrans po ósmej.  
   Sala mieściła z pewnością kilkaset osób. Trzymali się razem. Grali wszystkich klasyków techno Jeffa Millsa ,Carla Coxa i Charlotte de Witte. Po godzinie grania prezenter przerwała i usłyszeli niespodziankę.
– Panie i panowie. Gościmy dzisiaj wschodzącą gwiazdę techno, Amelie Lens. Po owacjach na scenie pojawiła się szczupła postać przynajmniej, tak wyglądała, chociaż w rzeczywistości ma 173 cm wzrostu. Jak zawsze uśmiechnięta. Cała sala zaczęła drgać w hipnotycznych pląsach. Dla całej trójki to było nowe. Szczególnie zaskoczony był Gerald. Przyzwyczajony do barwnej i różnorodnej muzyki czuł się dobrze, słysząc jeden rytm.  
W zarządzie każdy artysta techno ma podobne utwory.  
Wyszli z klubu sporo po jedenastej.
– No i jak się czujecie? – zapytała Anabell.
– Mogliśmy wziąć jeden samochód. Nikt tam nie pił, wszyscy stali i drgali w rytmie muzyki – rzekł Gerald.
   Pożegnali się ciepło i brunet pojechał do siebie, a dziewczyny do Samanthy.
– Jest uroczy – przyznała Samantha.
– Mówiłam ci – Anabell delikatnie ją przytuliła, kiedy były już w domu.
– Jutro idziesz ze mną na siłownie – zawyrokowała blondynka.
– Jestem słaba.
– To kwestia postanowienia i grafiku. Nie musisz, zobaczysz czy polubisz. Ćwiczenie ciała ma sens. Poprawia zdrowie, o ile ktoś nie forsuje.
– Dobrze spróbuję. Po południu spotykam się z Grantem.
– To super, ja widzę Geralda. Może ich poznamy.
– Mówiłam Grantowi, ale nie widziałam entuzjazmu, szczególnie jak mu powiedziałam, że twój chłopak jest miły i przystojny.
– Czy wyglądał na zazdrosnego? To mój facet!
– Nie wyczułam. Nie będę zmuszać.
– Jemy coś?
– Jesteś ciągle głodna.
– Nie ciągle, chyba ci nie przeszkadza?
– No coś ty. Tak tylko powiedziałam. Przepraszam.
– Och, Sam, coś ty! Nie masz za co przepraszać. Zrobię sobie kanapkę.
– Wezmę przez ten czas prysznic.
– Spoko, ja po tobie.
Noc upłynęła spokojnie, poza jedną małą chwilką. Samantha obudziła się w środku nocy i poczuła się samotna. Pomyślała o Panu Stworzenia, ale to jej nie usatysfakcjonowało. Wówczas pomyślała, że chciałaby spać z Anabell. Spać, nic z tych spraw. Jednak pozostała w łóżku i wkrótce zasnęła.

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii miłość i erotyczne, użył 3584 słów i 21117 znaków, zaktualizował 30 maj o 2:41.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.