Bitwa Literacka – Pałac Pamięci

Pustka.
     Nie widział, nie słyszał, nie czuł. Czy on w ogóle istniał? W głowie krążyło mu tylko jedno zdanie, w kółko i kółko:

     Chodź, zaprowadzę cię do Pałacu Pamięci, wszystkie twoje wspomnienia znikną, już nie będziesz czuł bólu ani rozpaczy, braciszku.

     A potem zalała go nagła fala barw, zapachów i emocji. Plątał się w tym wszystkim, to było zbyt gwałtowne, zbyt silne jak na jego słabe zmysły. Nadmiar odczuć nie pozwalał mu na rozróżnienie kształtów czy kolorów, które miał przed sobą. Jednak powoli przyzwyczajał się. Zamrugał kilkakrotnie, jakby to miało pomóc. Widok mozolnie nabierał ostrości, a do uszu chłopaka dobiegł szelest liści. Rozmazane dotychczas formy zaczęły przypominać drzewa, aż wreszcie całość mógł odbierać tak jak powinien.  
     Wstał, bo jak się okazało siedział, i otrzepał się z niewidzialnego kurzu. Ciekawy swojego położenia rozglądnął się po okolicy, niestety nie znalazł żadnego punktu orientacyjnego. Wszędzie rosły tylko wierzby, sosny, brzozy, krzewy róż i inne tego typu zielska. Pomijając ich wyjątkowo dziwne ubarwienie, wszystko wskazywało na to, że jakimś cudem znalazł się w lesie. Tylko dlaczego te liście są takie lśniące i kolorowe? Róż, błękit i srebro to zdecydowanie nie był ich normalny, zielony odcień.  
     Chwycił się za głowę. Może to jakieś halucynacje? Tak, to na pewno to, tylko co on robił, że je ma... Może uderzył się w głowę? Chwila. Otworzył z przerażenia oczy. Nic nie pamiętał. Kim był, skąd się tu wziął? Pustka.
     Postanowił iść przed siebie, bo co miał do stracenia, może czegoś się dowie albo kogoś spotka. Ziemia, w miejscu w którym stawiał stopę, zaczynała świecić delikatną, srebrną poświatą, a następnie powoli gasła. W ten sposób, pomimo coraz większego mroku, widział dokładnie wszystkie detale. Dotknął ostrożnie pnia szarobłękitnej brzozy i jej kora również zabłysła. To wyglądało wręcz magicznie.
     Zaczął biec i podskakując starał się dosięgnąć liści, gałęzi i kwiatów, aby te również świeciły. Czuł się jak małe dziecko bawiące się swoją ulubioną zabawką. Nawet nie spostrzegł, gdy las zaczął się rozrzedzać. Wkrótce znalazł się na wielkiej, porośniętej wysoką do połowy ud trawą, polanie. Z każdym jego ruchem źdźbła szeleściły cicho. Obrócił się wokół własnej osi i nagle zatrzymał. Daleko przed nim zauważył szklany, lśniący jak miliony gwiazd pałac. Z tej odległości nie mógł ocenić jaki wielki był, ale zdecydowanie nie mały ani nawet nie duży, dało się go określić tylko jednym słowem, ogromny.
     Szybko ruszył w kierunku tej budowli. Nie wiedział ile mu to zajmie, ale skoro nie miał nic lepszego do zrobienia, co mu szkodziło? Wiatr delikatnie smagał go po twarzy, a on nabierał coraz większej prędkości. Nie męczył się ani nie dostawał zadyszki.  
     Gdy w końcu znalazł się u podnóży pałacu, mógł ocenić jego ogrom. Zdecydowanie wielkość przewyższała jego przypuszczenia. Zamrugał szybko powiekami zdziwiony. Powoli położył dłoń na szkle, było zimne i nieco przypominało lustro odbijając wszystko wokół. Odsunął rękę i skierował się do stromych schodów, które zaś prowadziły do masywnych, dwuskrzydłowych, misternie rzeźbionych wrót. Z wahaniem nacisnął na klamkę i pchnął je. Otworzyły się niezwykle cicho. Chłopak spodziewał się co najmniej jakiegoś skrzypnięcia.
     Wszedł do środka i natychmiast rozglądnął się po holu. Wydawał mu się strasznie pusty, wypełniały go jedynie kolumny i kolejne stopnie prowadzące wyżej. Wspiął się po nich i przekroczył otwór w ścianie zwieńczony ostrym łukiem, w który nie wstawiono drzwi. Innych przejść nie zauważył.
     Znajdował się w pomieszczeniu pełnym piedestałów, na których za szklanymi pokrywami migały hologramy, przedstawiając rozmaite sceny. Na każdej z nich pojawiał się ten sam, jasnowłosy, chudy chłopak. Ostrożnie podszedł do najbliższej projekcji, a ta zabłysła ostrym światłem, oślepiając go. Zamknął pospiesznie oczy, a gdy je otworzył znów nie widział, nie słyszał, nie czuł.
     Pustka.
     Dopiero po chwili zmysły zaczęły wracać.

~*~

     Stał w jakimś pomieszczeniu, do którego światło słoneczne przedostawało się jedynie przez szpary pomiędzy żaluzjami. Na dywanie siedziała drobna postać, jej postura była skrzywiona nad białym arkuszem papieru, a wokół porozrzucane zostały rozmaite przyboru. Osoba ta odznaczała się jasnymi, prawie białymi, blond włosami.
     Nagle lampa, ustawiona tuż obok regału z książkami i fotela, rozbłysła, a do pokoju weszła elegancko ubrana kobieta. Poprawiła znajdujące się na nosie okulary w czerwonych oprawkach i założyła za ucho niesforny, jasnobrązowy kosmyk. Usiadła powoli na oparciu fotela i spojrzała w kierunku osóbki rysującej na podłodze. Założyła nogę na nogę i głęboko westchnęła.  
     – Towen. – Jej ton był surowy i sztywny. – Towen! – Cisza. – Dlaczego ciągle mi nie odpowiadasz? – Przypominało to bardziej warknięcie niż melodyjny, kobiecy głos. – Słyszysz mnie? – Wstała i podeszła do chłopca, nachyliła się nad nim. – Jesteś nieznośny – mówiąc to uderzyła go w policzek.
     Nie zareagował, wyglądało to jakby był do tego przyzwyczajony. To dziwne, zważając na to, że wyglądał na jakieś dwanaście lat, może mniej. Wyprostował się, ponieważ siła kobiety odchyliła go lekko na bok, i kontynuował kreślenie linii na kartce. Kreski powoli zamieniały się w zgarbioną postać znajdującą się na pomoście. Księżyc, położony u góry obrazu, ledwo oświetlał tafle jeziora.
     Chłopak, obserwator tego zdarzenia, zbliżył się do nich powoli, a oni nie zauważali go. Spojrzał na swoje ręce, a następnie pomachał jedną z nich przed twarzą chłopca. Zero reakcji. Powtórzył tą samą czynność z drugą osoba. Nic. Może to kolejne halucynacje?  
     Nie dano mu dłużej rozmyślać, do pokoju wkroczyła dziewczyna. Twarz miała wykrzywioną przez grymas złości, chociaż nie mógł widzieć tego dokładnie, bo przez co najmniej połowę jej czoła, prawe oko i część policzka przebiegała ciemnoblond grzywka.
     – Znowu znęcasz się nad Wenem? – krzyknęła i poprawiła kucyka, zapewne odruch spowodowany zdenerwowaniem.  
     – Nie krzycz na matkę, Eileen – powiedziała chłodnym głosem kobieta, najwyraźniej jej rodzicielka.
     – Nie krzycz na syna, matko. – Nastolatka naśladowała jej głos. – Nie rozumiesz, że on jest inny?

     Chodź, zaprowadzę cię do Pałacu Pamięci, wszystkie twoje wspomnienia znikną, już nie będziesz czuł bólu ani rozpaczy, braciszku. – W umyśle chłopaka ponownie pojawiły się te słowa, a potem wszystko zniknęło.  

     Pustka, powoli się do niej przyzwyczajał.  

~*~

     Tym razem pojawił się w sali lekcyjnej, na tablicy namalowano jakieś bazgroły, które do połowy zostały zmazane. Ławki stały w czterech rzędach, a tuż przed nimi masywne, mahoniowe biurko. Siedział za nim sędziwy nauczyciel z siwymi włosami i w grafitowym garniturze. Przeglądał jakieś papiery, gdy do pomieszczenia wtargnęła kobieta ciągnąc za rękę jasnowłosego chłopca. To te same osoby z halucynacji wcześniej, ale tym razem dzieciak był o jakieś dwa lata starszy.  
     – Profesorze – zaskrzeczała matka, jej głos był zdecydowanie nieprzyjemny.
     – Pani Connel.– Kiwnął głową na przywitanie mężczyzna.
     – Wystarczy Cassia. – Uśmiechnęła się ukazując rządek białych, zapewne sztucznych zębów. Pociągnęła blondyna za rękaw koszuli. – Przedstaw się.
     Chłopiec nie odezwał się i mocniej zacisnął dłonie na rysowniku, który trzymał. Spojrzał na podłogę i zadrżał lekko. Otworzył zeszyt pełen rysunków, ale kobieta natychmiast mu go wyrwała i zgromiła wzrokiem.
     – No mów.
     Wyjąkał coś pod nosem, na co ona warknęła cicho. Nauczyciel przyglądał się wszystkiemu.
     – Spokojnie proszę pani, on jest inny, musi pani to na razie zaakceptować. Postaramy się go naprawić – oświadczył, po czym dodał dumnie: – Jesteśmy w tym specjalistami.

     Chodź, zaprowadzę cię do Pałacu Pamięci, wszystkie twoje wspomnienia znikną, już nie będziesz czuł bólu ani rozpaczy, braciszku. – Mówiła to zdecydowanie dziewczyna, tylko kim była?
     Świat zawirował, a on znów stracił zmysły.

     Pustka, tak łatwo przychodziło mu ją zaakceptować.

~*~

     Korytarz szkolny, pełno uczniów przechodzących nim i siedzących na ławkach czy podłodze tuż obok klas, gdzie zaraz odbędą się lekcje. Chłopak szybko ruszył wzdłuż niego, chciał już zobaczyć kolejne bolesne zdarzenie z życia Towena, tak się nazywał, prawda?  
     Gdy już miał się zatrzymać zauważył go. Szedł z blokiem A3 w jednej ręce i tornistrem przewieszonym przez drugą, z kieszeni wystawały dwa pędzle i farba akrylowa. Wyglądał niesamowicie smutno, wpatrując się w dół, szedł przed siebie, a mijającego go osoby trącały go ramionami. Był niski jak na swój wiek, więc raz trafiały one w jego barki, a raz na wysokości głowy. Miał prawdopodobnie szesnaście lat i powinien zacząć już przypominać młodego mężczyznę, on jednak nadal był tym samym, drobnym chłopcem. Tylko jego twarz się zmieniała, była coraz bardziej zmęczona, zdecydowanie nie należała do małego dziecka.  
     Ktoś popchnął go mocniej i upadł. Przybory wysypały się z plecaka, natychmiast zaczął je zbierać. Gdy już miał podnieść blok, postawna osoba o mocno zarysowanej szczęce i czarnych włosach, wzięła go z podłogi i zaczęła kartkować oglądając dzieła chłopaka. Na twarzy tej postaci pojawił się złośliwy uśmieszek.
     – Hej, niemowo, to twoje? – Zaśmiał się starszy chłopak, a wraz z nim pozostali.  
     Pierwsza kartka spadła na płytki, widniała na niej dziewczyna siedząca pod drzewem, wokół niej szalała burza. Potem na podłodze znalazła się następna, samotny krzew róży pośród wysokich traw. Tak, w ślad poprzednich, kolejne strony, wypełnione rysunkami, zapełniały korytarz. Zrozpaczony chłopiec począł je zbierać, ale za każdym razem, jego oprawca, przytrzymywał je, brudnym od błota, trampkiem, a gdy zabrakło mu nóg, wspomogła go reszta uczniów.
     W końcu wszystkie obrazy skończyły potargane lub ubrudzone, ale dlaczego chłopiec miał ich winić? Byli tylko szarą masą społeczeństwa, nie rozumieli, co to znaczy być innym.

     Chodź, zaprowadzę cię do Pałacu Pamięci, wszystkie twoje wspomnienia znikną, już nie będziesz czuł bólu ani rozpaczy, braciszku. – Te słowa nabierały coraz większego sensu. Dlaczego utożsamiał się tak bardzo z Towenem?

     Pustka, nie czuł się zaskoczony, spodziewał się jej. W pewnym sensie nawet ją polubił. Gdy nie ma się zmysłów i uczuć wszystko jest prostsze. Nikt cię wtedy nie skrzywdzi.

~*~

     Kolejna wizja pojawiła się dopiero po dłuższym czasie, ale to dobrze. Potrzebował odpoczynku, wiecznego odpoczynku. Rozejrzał się po pomieszczeniu, wyglądało na szkolną łazienkę. Kilka kabin stojących pod ścianą i umywalek naprzeciw, a nad nimi lustra. Jedno z nich zostało rozbite, po podłodze walały się jego odłamki, jedne większe, drugie mniejsze, ale wszystkie równie ostre.  
     W rogu, oświetlane przez nikłe promienie słoneczne, stały dwie osoby, mężczyzna i kobieta. Chociaż raczej wypadałoby powiedzieć chłopiec, ten sam jasnowłosy chłopiec co wcześniej. Pomimo męskich rys twarzy, które wskazywały, że minął rok lub dwa odkąd ostatni raz go widział, dalej wyglądał równie dziecięco, a szczególnie jego postura. Tuż przed nim była o kilka lat starsza, ale nadal młoda, Eileen. Dało się ją rozpoznać po blond włosach i grzywce na pół twarzy.
     Dziewczyna trzymała w dłoni spory kawałek rozbitego lustra, a z jej palców ciekły stróżki krwi. Uśmiechała się delikatnie, niemal uspokajająco. Towen drżał od spazmów wywołanych płaczem. Szloch niósł się echem po pokoju.
     – Spokojnie – rzekła jego siostra. – Wszystko będzie w porządku, wiesz? Tak będzie łatwiej, mnie i tobie. Spotkamy się tam, po drugiej stronie.
     Kiwnął głową przełykając gorzkie łzy.
     – Chodź, zaprowadzę cię do Pałacu Pamięci, wszystkie twoje wspomnienia znikną, już nie będziesz czuł bólu ani rozpaczy, braciszku. – mówiła tnąc białą skórę na jego nadgarstkach. Rany układały się w napis: Bo jesteś inny.
     Upadł.
     A potem po raz kolejny zniknęło wszystko, ale tym razem nie powrócił.

     Pustka, miał ją kochać czy nienawidzić?
     Pustka, dlaczego jednocześnie go raniła i ratowała?
     Pustka niejedno ma imię, ale jego Pustka nazywała się Eileen. Doprowadziła go do Pałacu Pamięci, a stamtąd nie ma już powrotu. Będzie ciągle zapominać i przeżywać te chwile od nowa, a dopiero zabliźnione rany zostaną otwarte.

     ~*~


Oto mój pierwszy tekst na Bitwę Literacką realizowaną na portalu opowi.  
Ma 1818 słów jakby kogoś to interesowało.  
Mam nadzieję, że jakkolwiek wyszło i nie popełniłam zbyt wielu błędów. ;)  Uprzedzam, że był niezbetowany, więc takowe na 99% będą występować. Jeśli jakiś zauważycie napiszcie mi o tym, ja je z chęcią poprawię.
Nie wiedziałam do jakiej to dać kategorii, więc wybrałam "Inne", może być taka czy zmienić?

Sileth

opublikowała opowiadanie w kategorii inne, użyła 2345 słów i 13487 znaków.

3 komentarze

 
  • Użytkownik AuRoRa

    Pozazdrościć wyobraźni, wymyślić tak żywe opisy świata, które wciągają czytelnika niezauważanie. Wydaje się jakby się tam znalazło razem z głównym bohaterem. Taka pułapka pamięci to ciekawy pomysł.

    27 lis 2018

  • Użytkownik Sileth

    @AuRoRa Ojeeej, naprawdę bardzo mi miło 🙈 Kiedyś zdecydowanie byłam bardziej kreatywna niż teraz

    1 gru 2018

  • Użytkownik radadu

    Bardzo ciekawa i dobrze opowiedziana historia. Masz fajną wrażliwość. Trochę mało dowiedziałam się o Eileen,ale może tak właśnie miało być. Za to w zupełności zgadzam się z Paprykową co do opisów. Napisane ładnym, wręcz poetyckim jakimś stylem, a jednocześnie nie ma w tym sztuczności i przerysowań. Tyle ode mnie.

    27 lis 2015

  • Użytkownik Sileth

    Dziękuję. Wrażliwość? Jeszcze się nie spotkałam z takim określeniem. Chciałam, aby było sporo niedopowiedzeń, w końcu to tylko takie okruchy życia. ;) Yay, naprawdę miło mi to słyszeć, pracuję nad nimi. :)
    Dziękuję za komentarz i pozdrawiam. X

    29 lis 2015

  • Użytkownik Paprykowaksiężniczka

    Przesliczne opisy. Sama historia Towena nie wprawiła mnie w taki zachwyt, ale jest poprawnie i całkiem przyjemnie się to czyta. Co ciekawe, masz łatwość we wprowadzeniu czytelnika w tworzony przez świat. Z ogromną chęcią przeczytam inne twoje teksty.

    27 lis 2015

  • Użytkownik Sileth

    Miło mi to słyszeć. :) Jeszcze jakiś rok temu moje opisy były wręcz katalogowe, o ile w ogóle były, więc cieszę się, że jest postęp.
    Mówi się trudno i płynie (pisze) się dalej. ;)
    Cieszę się z tego powodu, a raczej powodów (wprowadzania i czytania innych prac. :D
    Pozdrawiam. X

    29 lis 2015