Bitwa trzech serc cz 4

– On czasami tak próbował, ale... ochhhh, co taaam, aaaa! – jęknęła z lekkim bólem, ale z dozą większej rozkoszy.
W tym momencie Jenny poczuła, że jej jamka zaczyna pękać w szwach.
– Anabell, chcesz mnie rozerwać? – jęknęła w ekstazie.
– Och, nie. Pragnę ci dać rozkosz. Bigger is better, prawda? Jestem pewna, że Grant nie jest tak szeroki. Samantha odczuła, że pęka, ale to tylko trwało sekundę. Fale rozkoszy zaczęły ją pochłaniać. Usta blondynki znalazły się tam, gdzie dłoń a jej język pieścił wszystko w okolicy. Wszystko.  
   Przy piątym szczycie zaczęła odpływać, ale nadal czuła rozkosz. Blondynka znowu ją całowała w usta, ale dłoń pozostała w niej i nieustannie zmieniała położenie, choć nie tak wiele. Z powodu naturalnych ograniczeń. Anabell troszkę eksperymentowała. Rozsuwała palce i próbowała zwinąć dłoń w pięść, ale wnikliwie obserwowała reakcje swojej kochanki. Wiedziała, kiedy jest to rozkosz, a kiedy Sam czuje dyskomfort. Trwało to pewnie z pół godziny. W końcu delikatnie i powoli wyjęła dłoń z jej intymnego miejsca.
– Troszkę czytałam o tym, że tak można i ponoć jest super. Po twojej reakcji to z pewnością prawda – rzekła blondynka.
– Pozwól mi tak – szepnęła szatynka. – Patrzyła na swoją kochankę z miłością i odczuciem przeżytej rozkoszy.
– Już ci mówiłam, że wszystko możesz, kochanie.
Po małej chwili Anabell dostawała, co przed chwilą dawała. Samantha musiała dłużej i delikatniej wsuwać swoją dłoń, bo prawdopodobnie organ blondynki nie był tak elastyczny, jak Samanthy. W końcu udało się i Anabell czasami odpływała, ciskając mocno palcami, cokolwiek co było pod ręką, czasem była to druga dłoń Samanthy, jej udo lub skórzana poduszka. Potem leżały na sobie wciąż się całując, po chwili zaczęły być w popularnej pozycji sześć–dziewięć, po jakimś czasie znowu leżały na sobie i całowały delikatnie swoje usta i wszystko od czubka głowy aż do palców u nóg. Skończyły dobrze po trzeciej. Wspólny prysznic był też uroczy. W końcu zasnęły razem w łóżku Samanthy.
   Anabell obudziła się druga. Słyszała odgłosy z kuchni.  
Po chwili Samantha przyszła ze śniadaniem. Przyniosła na tacy kanapki, owoce i soki z mango. Miała na sobie tylko koszulkę.
– Poczekaj, skarbie. Muszę siusiu – szepnęła blondynka.
Po załatwieniu potrzeby umyła ręce i zęby. Samntha nie miała tak jak ona w swoim mieszkaniu bidetu, więc na chwilę odkręciła prysznic i umyła swoją cipkę. Spojrzała w lustro.
– No Anabell, trochę mnie zaskoczyłaś. Jak teraz spojrzysz w twarz Geraldowi?
Nago wróciła do sypialni. Jadły na łóżku.
Szatynka na nią patrzyła.
– Jesteś taka śliczna. Nie ubierzesz się?
– A mam?
– Nie musisz.
Anabell pogroziła jej palcem.
– Co? – zapytała zdziwiona Sam.
– Ty wiesz co. Miało być raz.
– Czy ja coś mówię? – jej buzia wyrażała kompletne zdziwienie.
– Och, nie! Powiedz mi, że nie chcesz jeszcze raz i się ubieram.
– Mówiłaś, że miał być raz.
– Mówię poważnie – Twarz blondynki spoważniała.
– A nie będziesz zła?
– Za chwile zleję ci dupsko – w jej błękitach pojawiły się błyski.
– Chcę jeszcze – powiedziała cicho Jenny.
– Nie usłyszałam – Anabell odchyliła głowę w jej kierunku i ułożyła dłoń za uchem.
– Chcę jeszcze – powiedziała głośniej szatynka.
– Nadal jestem tylko twoja. Wiem, że to zabrzmi okropnie, ale jestem twoja do czasu, kiedy Gerald zadzwoni.
– Wiem. Po prostu chodź do mnie i mnie przytul.
Usiadły i zaczęły się tulić. Oczywiście tylko chwilę, bo wyglądało, że Anabell chce więcej niż Sam. Koło drugiej miały dość. Znacznie rozszerzyły repertuar poprzedniej nocy. Anabell zastanawiała się, czy po obiedzie będzie kolejna powtórka, niestety zadzwoniła jej komórka.
– I to wszystko – powiedziała smutno Sam, zanim blondynka odebrała.
– Cześć – powiedziała blondynka.
Przez chwilę zastanawiała się, czy włączyć głośnik, ale zrezygnowała. Poczuła się źle, lecz po raz kolejny raz w życiu została zasadniczą Anabell.
– Masz ochotę się spotkać – zapytał.
– Kiedy i gdzie?
– Mogę wpaść o szóstej jak wczoraj?
– I gdzie pójdziemy?
– Połazimy, a potem może dasz się zaprosić do mnie.
– Wiesz co Gerald. Prześlij mi adres, a ja wpadnę do ciebie o siódmej.
Nastąpiła chwila ciszy, pewnie nieco się zdziwił.
– Dobrze, jasne. Przygotuję obiad.
– Wspaniale. To do siódmej. – rozłączyła.
Jenny już była ubrana, a Anabell wciąż naga.
– Chciałam włączyć kamerę – uśmiechnęła się blondynka.
– Żartujesz sobie.
– Wcale nie. Okej, może i tak. Czemu jesteś markotna, Sam?
– Bo tak z nieba na ziemie.
– Wiedziałaś, że tak będzie.
– Wiedziałam.
Anabell zaczęła się ubierać.
– Czy zrobiłyśmy błąd?
– Nie. Dostałam, co pragnęłam i zapamiętam. Nic się z nami nie popsuje.
– To dobrze. Parę razy zapytam, czy nadal jest okej.
– Jasne.
– Sam, przestań do cholery! Mam zadzwonić, że sorry, że już się nie spotkamy? Ty zadzwoń do Granta, że zrywasz i będziemy żyć długo i szczęśliwie.
– Anabell, przestań. Mówiłaś, że mnie kochasz.
– Kocham. Gdybyś nie miała Granta, a ja nie poznała Geralda, może by tak było, ale wiesz, że tak nie jest. Jestem brutalna. Okropna. Wybacz. Nie żałuję, ale to jest popieprzone. Myślisz, że nie czuję? Życie składa się z drobiazgów. Z setek wyborów. Nigdy nie ma idealnie. Nigdy. Mamy moc tworzenia dobra. Obiecuję ci, że zrobię wszystko, by było dobrze. Posłuchaj Sam. Mówię w tej chwili najpoważniej w życiu. Powiedz, że mam zadzwonić do Geralda i wszystko odwołać, a tak zrobię i nie musisz zrywać z Grantem.
– Wiesz, że tak nie zrobię.
– Możesz.
– Nie. Chcę, żebyś z nim była szczęśliwa i będziesz. Przepraszam. Nie będę płakać. Jestem szczęśliwa, że cię kocham. I jestem szczęśliwa, że ty mnie kochasz.
   Anabell poczuła ciepło w sercu. Szatynka nie powiedział, że jest szczęśliwa, bo się kochały. Anabell zrozumiała, że Sam naprawdę ja kocha. Podeszła do niej i ją delikatnie pocałowała.
– Ja też zrobię, co będę mogła, byś była szczęśliwa. Tylko nie chce twojego szczęścia kosztem czyjegoś nieszczęścia, tak miłość nie działa – szepnęła blondynka.
– Wiem – Sam pocałowała ją w oczy.
Anabell zaczęła wtórną transformację. Zostało tylko w jej duszy wyryte mocne zdanie ,,Zrobię wszystko, co będzie w mojej mocy byś była szczęśliwa”.
Minęło kilka godzin i zbliżał się czas wyjścia. Rozmawiały o innych sprawach, lecz w głębi nich to siedziało. Samantha nadal pozostawała smutna, ale blondynka miała nadzieję, że jej to przejdzie. Ubrała się w jeansy i bluzkę.
– To lecę. Mamy jeszcze tydzień, bo Geralad pracuje. Zorganizujemy coś, kochanie.
Wyszła.
   Samantha została sama. Z jednej strony czuła się dobrze, z drugiej nie. Nie sądziła, że seks z Anabell będzie tak intensywny. Nigdy nie planowała tych spraw. Tonizowała swoje wnętrze. Kochała Granta i miała z nim rozkosz. Postanowiła sobie nie kopiować z nim, co robiła z blondynką. Nie miała wielkiego wyboru i zaakceptowała, że to był ten jeden raz. Czy w środku duszy nie chciała powtórki? Oczywiście, że tak. Nie chciała pytać, co o tym sądzi Anabell. Wówczas obie wchodziły na cienki lód. Postanowiła schować to do głębokiej pamięci i trzymać to jako najmilsze wspomnienie. Zabrała się za sprzątanie i pranie. Na dworze było ładnie, ale nie chciała iść sama na spacer. O siódmej zadzwonił Grant.
– Hejka. Nie chciałem przeszkadzać, wiem, że chcesz nacieszyć się Anabell. Nie przeszkadzam?
– Wcale. Właśnie wyszła.
– Pewnie na rower. Jest ze stali, ja bym w taki upał nie mógł pedałować. Chcesz, żebym wpadł?
– Może ja wpadnę do ciebie.
– Dobra. Coś przyrządzę. Wiem, że lubisz, jak gotuję.
– Wszystko lubię, co robisz, Miśku.
Grant nie był przy kości, raczej smukły i żylasty, ale Samanatha go tak nazywała. On ją nazywał Żabką, czasami Kicią.
– Brzmisz dziwnie, coś się stało? Nie wierzę, że się posprzeczałyście.
– Nie, nie. Chyba ci się wydaje. Wszystko dobrze, a nawet lepiej niż dobrze. Poznała kogoś i to wygląda na poważne.
– Co ty mówisz! Mam nadzieję, że nie kolejny palant.
– Nie. Fajny gość, niezłe ciacho.
– Sam!
– Co, zrobiłeś się zazdrosny? Wiesz, że cię kocham.
– Żartowałem. Czyli go widziałaś?
– Tak, sama chciałam. Wiesz, martwiłam się o nią. Może jestem głupsza od niej, ale mam wyczucie do ludzi.
– Aha. To już czuje się doceniony. Będziesz za pół?
– Tak mniej więcej. Chyba że nie zapali.
– Jak to nie zapali? Zmieliłem rozrusznik i prądnice. Bateria ma trzy lata. Nie ma prawa nie zapalić.
– Żartuję. Honda ma już ćwierć wieku, ale ją lubię.
– Dobra to się rozłączam, bo nic nie zrobię. Ma być niespodzianka czy powiedzieć?
– Lubie niespodzianki, kochanie.
– Oki doki. To pa, mała – rozłączył połączenie.
Sam podeszła do lustra i jej buzia się uśmiechnęła.
– Tylko jak będzie ruchanko, to chyba będę musiała się przestawić. Jeszcze czuję rączkę Anabell. Kurwa, było zajebiście. – posmutniała.
   Zaczęła się szykować. Nie malowała się mocno, w zasadzie czasami tylko podkreślała z zarys ust i dawała delikatną kreskę na niższe rzęsy. Wsunęła dłoń do majtek. Odrastała. Miała jeszcze chwilę i podjęła decyzję. Chce mieć znowu włoski. Wiedziała, że przez kilka dni będzie ostra jak żyletka, ale Grant zrozumie.
,,Kochany chłopak” – pomyślała.
Zaraz po telefonie brunet zabrał się za porządki. Miał wszystko poukładane, ale dawno nikogo nie gościł. Pierwsze co zrobił, to wrzucił pościel do pralki i założył nową. Wziął prysznic i ubrał wszystko świeże. Dopiero usiadł i zaczął myśleć. ,,Chce wpaść do mnie”. Wiedział podświadomie, o czym myśli. To drugi dzień znajomości. Fakt, już wczoraj chciał ją pocałować, ale czekał na znak od niej. Nie sądził, że to tak szybko pójdzie. Z pewnością była inna. Taka szczera. Dźwięczały mu wciąż w uszach jej słowa:Nigdy cię nie zdradzę.
To w zasadzie przeważyło. Byłoby perfidne z jej strony, gdyby kiedykolwiek to uczyniła. Chyba sama również wiedział, jak on to zdanie odbierze, szczególnie po usłyszeniu jego historii. I to też go dziwiło. Jak tak szybko mógł jej wszystko powiedzieć?
  W końcu stanął przed lustrem. Jednodniowy zarost mu pasował. Nigdy nie uważał, że jest przystojny, a był i to bardzo. Mocne brwi delikatnie zaznaczone kości. Nos nie za duży i nie za mały. Usta jak najbardziej kształtne. Ciało miał zadbane i w bokserkach też wszystko było na miejscu.
,,Chyba nie chodziło jej o to, że jest większy niż średnia u mężczyzn” – przemknęło mu przez głowę. Oczywiście myślał o zmarłej zonie. Nie mieli tego często, ale wyglądała na zadowoloną. Czyżby jednak potrzebowała czegoś innego? Mogła powiedzieć! Och. Już tyle razy to próbował zrozumieć. W czym zawiódł! Doktor Daniel mu tłumaczył, że pewnie w niczym. Zagadki życia są nieodgadnione. Zrobiła to z jakiegoś powodu i nigdy się tego nie dowie. A nawet gdyby, to co? Jest już spalona i jej prochy są w urnie na miejskim cmentarzu, a jej dusza jest wolna. Gerald nigdy, nawet na początku nie sądził, że jest potępiona. Tak naprawdę nie wierzył w to, co mówiły religie. Nie sądził, że jest nicość, ale idea nieba, czy piekła go nie przekonywała. Sądził, że coś jest, ale nie wiedział co. Zamówił obiad. Pozostało zbyt mało czasu, bym coś sam zrobił. Co innego, gdyby coś miał w lodówce.
Mieszkał ładnie. Dom miał trzy sypialnie, salon, gościnny, duża kuchnie i trzy łazienki. Ściany w delikatnych pastelach. Na pierwszy rzut oka wyglądały na białe, ale każdy pokój miał delikatny odcień. Beż w salonie, odcienie różu w sypialniach, błękit w łazience, ale było to tak delikatne, że trzeba się było przyjrzeć, by zobaczyć, że to nie jest biel. W łazienkach i kuchni włoskie marmurowe płytki. W głównym salonie orzechowa podłoga, ładny regał i system nagłaśniający. W końcu na coś musiał wydawać forsę. Zarabiał ponad sto dwadzieścia tysięcy na rok, a w LA proponowali prawie czterdzieści więcej, plus bonusy. Sporo odkładał. Wziął też polisę na życie żony, chociaż początkowo nie chciał. Zrobił to dopiero, gdy jej przebaczył w sercu. Czuł delikatne napięcie. Ma sama do niego przyjechać. To znaczyło prawie na pewno, że będzie tego chciała. Kilka razy to rozważał. Znają się drugi dzień, a dla niego seks nie był na pierwszym miejscu, nawet i na drugim również nie. Z drugiej strony od śmierci żony nie był w takiej sytuacji. Oczywiście jako zdrowy, młody mężczyzna miał poranne erekcje i czasem sny o erotycznym zabarwieniu. Nie chciał sam się rozładowywać. Daniel rozmawiał o tym również. Polecił nie myśleć o tych sprawach i unikać podniet. To działało. Ćwiczenia na siłowni, w domu i rower. W zimę nie mieli tu dużo śniegu, dlatego czasem jechał w góry na dwa trzy dni. Umiał jeździć na nartach i desce. W lecie miał deskę i wiosło. Zamierzał nauczyć się serfingu. Zaczął też wspinanie po kamieniach, na razie w sali. Był bliski zapoznać jedną dziewczynę. Podobała mu się, ale oczywiście przypomniała sobie, że kobiety to zdradliwe suki. Kiedy zobaczył Anabell, jakby o tym zapomniał, a gdy już trochę rozmawiali, przypomniał sobie, że lekko atletyczna budowa u kobiety mu odpowiada. Anabell miała bardzo ładną twarz. Całkowicie naturalna blondynka nie zdarzała się często. Anabell miała złote brwi i rzęsy. Ciało zdawało się nie mieć grama tłuszczu. Rzucił spojrzenie na zegar. Wielki, prawie pięciostopowy z ciężkim wahadłem oznajmił za piętnaście szóstą. Czyli jeszcze godzina i kwadrans. Po raz dziesiąty omiótł salon. Dywan z Iranu dodawała wnętrzu uroku. Jedzenie mieli przywieść piętnaście po siódmej. Zamówił tajskie. Wcześniej kupił ciastka. Tarty ze świeżymi owocami, tiramisu, Opera i dwa czekoladowe. Sam lubił właśnie czekoladowe, nie za słodkie. Nie wiedział, co Anabell pije. Znaczy, wiedział, że wino wczoraj jej pasowało. Miał barek a w nim Johny Walker za trzy stówki, koniak, kilka win, jeden liquore Hipnosic i oczywiście Szarą gęś, wódkę uważaną za najlepszą. Rzadko pił samą, lecz uznawał smak polskiej Chopin, jednak Grey goos wydawała się bardziej delikatna. Spojrzał na swoją kolekcję płyt. W dobie internetu to była rzadkość. Miał około pięćdziesięciu płyt. Cały system do słuchania kosztował prawie pięćdziesiąt tysięcy. Najwięcej głośniki, prawie trzydzieści tysięcy. Oczywiście istniały za pół miliona, ale aż takim koneserem nie był. Lubił i klasykę, jazz, soft rock i techno. Właśnie zastanawiał się, czy blondynka by lubiła dysko gdzie muzyka gra w jednym rytmie a pary, czy grupy kiwają się w tym hipnotycznym rytmie. Sam uwielbiał cztery pory roku i niektóre solówki na wiolonczelę. Nie tylko w wykonaniu Yo–yo–ma. Na poważnie zaczął się denerwować za dziesięć siódma. Wczoraj był zrelaksowany i dlatego nie rozumiał, czemu teraz jest.
– Jest punktualna – powiedział cicho do siebie, kiedy jego komórka zadzwoniła dokładnie o siódmej.
– Jestem przed domem. Mogę wejść?
– Cześć. Idę otworzyć.
,,Kurwa, kwiaty” – poczuł się największym idiotą we wszechświecie, nie tylko w Drodze mlecznej.
Kiedy otworzył drzwi, mało nie padł z wrażenia. Anabell miała ze sobą bukiet róż.
– Pewnie zapomniałeś, dlatego przyniosłam – dała mu tuzin czerwonych róż.
Pocałowała go w policzek.
– Jesteś wróżką czy co? Przed chwilą uświadomiłem sobie, że jestem idiotą, bo wszystko sprawdzałem dziesięć razy, a o kwiatach zapomniałem.
– Pierwszy raz wybaczam – powiedziała miękko, że ponownie poczuł, że mięśnie nóg odmawiają posłuszeństwa.
– Zamówiłem tajskie. Lubisz? Powinni być za kwadrans.
– No wiesz! Sądziłam, że coś ugotujesz.
– Sorki. – musiał mieć nietęgą minę, bo się roześmiała serdecznie.
– Gerald, nie masz poczucia humoru?
– Mam, ale masz rację. Gotuje, jak na kawalera przystało, ale nic nie miałem, a sprzątałem.
– Okej. W takim razie zrobię inspekcję.
– Co! Żartujesz!.
– Wcale. Pokażesz mieszkanie?
– Jasne.
Wziął ją za rękę, co jej się spodobało i zaczęli pochód. Wszystko jej się podobało. Obejrzała nawet jego pokój do ćwiczeń. Komórka zadźwięczał motywem Letniej Burzy.
– Vivaldi, bardzo lubię. Szkoda, że nie nauczyłam się grać na skrzypcach.
– Mam klasykę, ale i inny rodzaj muzyki.
– Posłucham chętnie po obiadku. Masz słodkości? Dbam o ciało, ale czasem lubię zjeść.
– Tak. Tart, czekoladowe, taramisu.
Pokiwała przecząco głową.
Sama umiem piec szarlotkę, ale wymienione ciastka to moje ulubione. Chyba naprawdę mamy podobne gusta.
– Być może. Muszę otworzyć, bo przywieźli jedzonko. – posadził ją na skórzanej kanapie.
Po chwili zaczął wnosić zastawę. Anabell była śmiała, więc włączyła muzykę, jednak z listy, nie dotykała płyt. Oczywiście włączyła Amy Lee. Lithium. Dość głośno. W jej ciele poczuła delikatne prądy. Nie zamierzała udawać. Stawiała na szczerość. Czuła jednak to, co miała z Samathą. Wiedziała, że to mu powie, lecz nie dzisiaj. W sekundę się przestawiła. Może chciała nałożyć to nowe na to z nią? Czy chciała zapomnieć? Nie. Czy chciała porównać? Z pewnością nie.
   Gerald układał jedzenie na białe ceramiczne talerze. Zaczęło grać Lo– Hi i Anabell ściszyła. Zerknęła na niego. Nie zmienił wyrazu twarzy.
,,Boże, jaki on jest przystojny” – jej szmaragdowe oczy dotknęły jego czarnego zarostu.
On uchwycił jej spojrzenie i przez kilka sekund napełnili się elektrycznymi prądami. Poczuła, że jej brodawki twardnieją, ale delikatnie to opanowała.
– Poproszę do stołu.
Ona jednak nadal siedziała. Poszedł do niej i wyciągnął dłoń. Podała mu swoją.
– Nie jesteś głodna?
– Wybacz, zamyśliłam się, ale dziękuję, że jesteś dżentelmenem.
Zaczęło grać ,, Never go back” i Anabell zgasiła.
– Tego nie lubisz? – zapytał miękko.
– Przeciwnie, ale chcę nasycić uszy ciszą i twoim głosem. Masz niski baryton albo początek basa. Kiedy mówisz, czuję dreszcze. Wczoraj nie chciałam ci tego mówić.
Zobaczyła prawie niedostrzegalny róż na jego policzkach, więc uniosła delikatnie koniuszki warg.
– Mogę coś puścić, co może znasz? – zapytał.
Kiwnęła delikatnie głową. Wobec tego podszedł do regału i wyjął płytę, a następnie ułożył na gramofonie.
– Wygląda, że system kosztował więcej niż mój wóz.
– Lubię dobrej klasy dźwięk. To jedna z moich wad.
– Nie sądzę, że to wada.
Z głośników popłynęła piosenka grupy Within Temtation w wykonaniu długoletniej liderki grupy obdarzonej głosem artystów operowych Sharon den Adel. Anabell zatrzymała patyczki w połowie drogi między talerzem a ustami.
– Wybaczenie, co za piękny stan. Czy ty mi kiedyś wybaczysz?
– Jeszcze niczego nie zrobiłaś.
– Owszem – rzekła cicho.
Gerald utkwił w nią wzrok.
– Wczoraj powiedziałaś, że nigdy mnie nie zdradzisz, więc wybaczam. Cokolwiek by to było.
– Cokolwiek.
– Nie wiem skąd, ale wiem, że nie postąpisz jak moja żona.
– Z pewnością. Nie wiem o tobie wszystkiego, ale nie. Tak z pewnością nie zrobię. Nie uczynię tego, co zrobiła Suzan.
– Zapamiętałaś jej imię.
– Tak. Wybaczyłeś. Myślałam o tym. Nie wiem, czemu to zrobiła, nie próbuję jej wybielać, ale my kobiety jesteśmy inne i czasem same nie wiemy dlaczego. Być może gdyby nie wypadek, powiedziałaby ci w końcu.
– Byc może. Teraz jedzmy.
Anabell zrozumiała przekaz. Nie chciała, żeby przeszłość stała między nimi. Miała swój mały sekret. Jadąc do niego, myślała o tym trzy razy i za każdym razem z tym samym rezultatem. Nie żałowała i nie dlatego, że było dobrze. Podobnie jak i Samantha uważała sprawy fizyczne za drugorzędne. To nie było ofiarowanie czy podzięka. Pewnie odpowiedziała przed chwilą. W momencie, kiedy przełykała porcję dobrego tajlandzkiego jedzenia. Pomyślała o czymś. Czy gdyby mu powiedziała teraz, wszystko by zniszczyła? Jej jestestwo mówiło, że nie, ale nie chciała na początek stawiać najtrudniejszego.
– Wczoraj lubiłaś to wino w tej restauracji. Chcesz alkohol?
– Chcesz mnie brać po pijanemu – uśmiechnęła się miło.
Brunet zrozumiał, że to żart, ale uznał, że Anabell jest niepokojąco szczera.
– Nie miałem tego na myśli.
Nie sądził, że ta wypowiedź skłoni młodą kobietę do pójścia dalej.
– Nie miałeś na myśli pierwszego czy drugiego. Tym razem się nie zarumienił.
– Aż się trochę obawiam twojej szczerości. Czujesz pewnie podobnie jak ja, że chemia między nami jest pod sufitem – spojrzał w górę. – czy musimy o tym mówić?
– Nie, masz rację. Przepraszam.
To pewnie by i tak wystarczyło, ale wstała, podeszła na druga stronę stołu i delikatnie go pocałowała go w policzek.
– Uważasz, że jestem wulgarna?
– Och nie! Przecież nie jesteś. Wiesz, że wczoraj chciałem cię pocałować? Nie wyczułem jednak aprobaty.
– Wczoraj nie mogłam – odpowiedziała szczerze.
– Przyznam ci się, że z nikim tak łatwo mi się nie rozmawiało.
– U mnie jest podobnie. Oczywiście z Samantha jest inaczej, ale znam ja dziewięć lat i jest kobietą.
– A z jej narzeczonym?
– Z Grantem? Lubię go. Żartujemy, ale nie tak jak przed chwilą. Obiecuje się poprawić. Wracając do twojego pytania, może umoczę usta. Traktuje alkohol jak dodatek. Chyba tylko raz w życiu się upiłam.
– Kiedy przekonałaś się, że Steve lubi chłopców?
Błękitnooka przekręciła delikatnie swoją piękną główkę.
– Czytasz mnie jak otwartą księgę. Czy coś jeszcze wiesz? – poczuła, jak tężeje na całym ciele, z wyjątkiem twarzy.
– Tak pomyślałem, ale nie sądzę, że jestem domyślny. Poczekaj – wstał i otworzył barek, który znajdował się blisko blatu dzielącego kuchnię i salon.
– Mogę spróbować Hipnotic z wódką, ale tylko odrobinkę i reszta sok z cytryny i pomarańcza. Masz?
– Powinienem – poszedł do kuchni i otworzył lodówkę.
– Mam. Może wolisz lime?
– Lime lubię w pie. Próbowałeś kiedyś?
– Tak, też lubię. Chcesz od razu deser, czy wolisz zrobić przerwę?
– Jestem szczupła, ale jedzenie mnie nie męczy. Chyba dobrze spalam. Odpowiedź jest tak. Widziałam, że masz maszynę do cappuccino i latte. Mogę poprosić do ciasteczek?
– Jasne.
– Gerald?
Zatrzymał się w połowie drogi do kuchni, bo wziął z barku błękitną butelkę Hipnotic i francuską wódkę.
– Tak, Anabell?
– Mogę pomóc? – Oczywiście.
Po chwili oboje działali w kuchni. Ona wyciskała soki z cytrusów, a on mieszał alkohole w specjalnym do tego stalowym kontenerze.
– Idzie ci dobrze jak Samancie.
– Pracuje w barze?
– Czasami w weekendy. W tygodniu pracuje w restauracji.
– Robi wrażenie sympatycznej. Zresztą nie mogłybyście być przyjaciółkami, gdyby była inna. Ma do ciebie uczucie – powiedział spokojnie.
– Ja do niej też. To widać?
– Ja to dostrzegłem. Jest ładna.
Anabell uznała, że Gerald jest równie szczery, jak i ona. Coraz bardziej się dziwiła Suzan. Dla niej jak na razie był doskonały. Pomyślała coś i poczuła się dziwnie. Oczywiście pomyślała o tych sprawach, ale jej kobieca intuicja szeptała, że nie jest impotentem. Po chwili nalał wszystko do dwóch kieliszków i dał po dwie kostki lodu. Wrócili do stołu. – Lubisz techno? – zapytała, widząc kilka płyt Charlotte de Witte.
– Nigdy nie byłaś.
– Dziwne, że i to wiesz. Moglibyśmy się wybrać.
– Zrobimy to, ale może nie dzisiaj. Jeżeli chcesz, możemy potańczyć po deserze.
– Dobra myśl. Wracasz do LA w przyszłym tygodniu.
– Tak. Samanata wzięła wolne i pewnie trochę straci, dobra dziewczyna, ale nie miała lekko, inaczej by pewnie skończyła college lub studia. Staram się jej trochę pomagać, ale nie pozwala mi za wiele. Mówiłam jej, że gdyby zamieszkała z Grantem miałby prawie dwa tysiące więcej na miesiąc, ale powiedziała mi, że często się odwiedzamy i jak bym się czuła, mieszkając u niego.
– Tak, pewnie ma trochę racji. Dwie kobiety i mężczyzna budzi pokusę. Uśmiechnął się, dlatego wiedziała, że żartuje, ale podobnie jak on wiedziała, że w każdym żarcie jest trochę prawdy.
– Traktuję go jak kumpla, a on, mimo że uważa, że jestem ładna, nie czuje tego do mnie.
Gerald wpatrywała się w jej śliczną twarz.
– Interesujące. Nie do pojęcia!
– O czym ty mówisz? – otworzyła szerzej oczy i uniosła brwi.
– Jak można tego nie czuć. Jesteś zniewalająco pociągająca.
Poczuła delikatne mrowienie i prądy w dole brzucha.
– Jeszcze wczoraj uznałbym cię za głaz.
– Sam nie rozumiem. Rozmawiamy szczerze, więc nie udaję. Wczoraj wahałem się, czy się zatrzymać. Nie zrobiłem tego jednak z powodu twojej urody. Wiesz dlaczego.
– Tak, strasznie ci nagrabiła i chciałeś pogrzebać całą babską rasę. Ja sądzę, że faceci są gorsi. Nie mam w głowie liczb, ale zwróć uwagę, że mężczyźni prowadza wojny i gwałcą. Piją i biją. Pewnie jest jeden do dziesięciu lub więcej.
– Tak, może wszystko dzieje się z ustalonego powodu, zapisanego w gwiazdach.
– Nigdy nie myślałam o tym, czy jest przeznaczenie. Dasz ciasteczka? Koktajl jest wspaniały.
– Twoja zasługa.
– Uznaję jedną trzecią. Nie podlizuj się.
– Jesteś okropna – roześmiał się szczerze i wstał.
Po dwóch minutach jedli ciastka. Anabell wzięła tart z truskawkami i oczywiście czekoladowe ciastko.
– Gdzie to kupiłeś? Mam na myśli te czekoladowe. Niebo w gębie.
– Jak będziesz grzeczna, to ci powiem.
– Och, to szkoda, bo bardzo mi smakuje a Samantha też lubi.
On popatrzył na nią ponownie.
– Planujesz coś zbroić? Nie mogę sobie wyobrazić, że potrafisz być niegrzeczna.
– Ja myślę, że jestem cały czas niegrzeczna – odrzeka szczerze.
– To mamy pierwszą sprzeczkę. Dobrze. Włączę coś i potańczymy.
Spojrzała na niego.
– Masz może nową szczoteczkę do zębów?
Nawet się nie zdziwił.
– Mam wodną z wieloma wkładami i ultrasonic Philipsa też z kilkoma wkładami.
– To tak jak ja. Podpiszę swoją.
– Raczej się nie pomylę, a jeżeli to chyba nie będzie koniec świata.
Obydwoje wiedzieli, dlaczego blondynka chce umyć zęby, zresztą brunet też to planował. Poszli do łazienki, pokazał jej i wybrała. Miał trzy kolory, co było unikalne, bo zwykle w komplecie mieli identyczne. Wybrała czerwone, on uzywał żółte. Kiedy wyszedł, zaczęła myć zęby. On zrobił to samo, kiedy wróciła do salonu. Usiadła na tej wygodnej kanapie z jasnej, cielęcej skóry.

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii miłość i erotyczne, użył 4794 słów i 27475 znaków.

Dodaj komentarz