Bitwa trzech serc cz 7

Anabell poczuła dreszcz, kiedy dosłownie za sekundę zadzwoniła jej komórka.
– Cześć – usłyszała jego głos.
– Hej, co tam u ciebie? – powiedziała miękko.
– Chcesz się spotkać o szóstej na tym molo?
– Dobrze. Będę.
– Możesz zabrać Samanthę, pewnie Grant dzisiaj nie będzie chciał się z nią spotkać. Ma sporo pracy.
– Nie wiem jak się ich sprawy mają. Byłyśmy dzisiaj na rowerze, potem robiłam jej kąpiel i masaż, bo zbyt długo byłyśmy na kolarkach, a przed chwilą zjadłyśmy spaghetti. Ona chyba nie dzwoniła do niego.
– Niech sprawdzi komórkę. Wyłączyła głos i nie słyszała sygnału. Dostała tekst od Granta. To widzimy się o szóstej, Anabell.
   Ponieważ Anabell włączyła na głośnik, Sam wszystko słyszała i wzięła komórkę, zanim blondynka z nim skończyła rozmowę. Prawie, kiedy skończył, pokazała jej ekran z wiadomością od Granta. ,,Jestem dzisiaj zajęty. Wybacz. Zobaczymy się jutro”.
Obie były w szoku, chociaż Samantha chyba w mniejszym.
– Widzę, że on też jest czarodziejem – pokazała Sam, że jej włosy na przedramionach stoją.
Mam przyjść z tobą a on mi się oświadczy i da róże?
– Tak. Nie jesteś zła, prawda?
– Nie, czemu bym miała być?
– Bo dla mnie kupi konwalie. Tyle że mi się nie oświadczy.
– To jest jakieś porąbane. To wszystko Bóg ci powiedział?
– Tak. To nie jest dla mnie, tylko dla ciebie.
– Dobra. Przestań, bo to mnie przerasta. Jestem konkretna i wysłałam prośbę. Jak tu siedzę, uwierzę bez cienia wątpliwości, jeśli się spełni.
   Powiedziała to, ale nie wiedząc czemu, czuła się zdenerwowana, jednak inaczej niż do tej pory. Faktycznie, to ją przerastało. Oczywiście Anabell nie wierzyła w wcale, we wszystko, co powiedziała Sam. Każda inna dziewczyna chciałaby być sam na sam z wybranym, kiedy ma jej się oświadczyć, wyznać miłość i dać kwiaty. Ona natomiast nawet nie myślała, że wcale jej nie będzie przeszkadzać obecność szatynki, może dlatego, że nie wierzyła w nic z jej słów. Tak naprawdę nawet nie myślała dlaczego jej nie będzie przeszkadzać obecność Samanthy, właściwie to nawet się cieszyła, że szatynka z nimi będzie.
   Ubrały się normalnie w spodnie i koszulki i pojechały. Anabell wysiadła pierwsza i nawet nie patrzyła na Sam, jak ta wychodzi z Infiniti. Musiała się przytrzymać maski samochodu, kiedy zobaczyła z daleka Geralda w czarnych spodniach, białej koszuli i krawacie. To jednak nie spowodował słabości w nogach. Co innego, to sprawiło. Bukiet róż w jednej i bukiecik konwalii w drugiej dłoni bruneta.
– Witaj Anabell. Cześć Sam. Wiem, że to nie jest romantyczne. Kocham cię i chciałem, żebyś za mnie wyszła – dał jej róże.
– To dla ciebie, Sam – podał jej konwalię – wiem, że jesteś jej częścią i dlatego poprosiłem, byś też przyszła.
– Nie pytasz, czy Grant był zajęty? – zapytała.
– Wiem, że jest, to czemu mam pytać? – zdziwił się Gerald.
Anabell miała bardzo dziwną minę i stała z otwartą buzią, w końcu odzyskała mowę.
– Jeżeli to ukartowaliście, to już was nienawidzę – powiedziała poważnie.
– O czym ty mówisz, Anabell? – Gerald bardzo się zdziwił.
– Już o nic, tylko mi powiedz, skąd wiedziałeś, że Sam zapomniała włączyć głosu w komórce i że Grant jej napisze?
– Nie wiedziałem. To przyszło w tej chwili kiedy z tobą rozmawiałem.
Blondynka odwróciła głowę w kierunku przyjaciółki.
Mam mu powiedzieć?
– Jeśli chcesz – odrzekła spokojnie Sam.
– Co masz mi powiedzieć? – podchodzili do balustrady i słyszeli delikatny szum fal.
– Sam powiedziała mi, że dzisiaj mi wyznasz miłość, dasz dwadzieścia cztery białe róże, ona dostanie konwalie i wszystko inne co się stało. Jestem w szoku.
– Nie wiem, skąd wiedziała. Czy lubisz konwalie, Sam?
– Uwielbiam. Anabell to wie, ale z pewnością ci nie mówiła.
– Nie, nigdy. Faktycznie to wszystko jest dziwne.
– Samantha dostanie ode mnie rower. Będzie chodzić na siłownię, a Grant nie będzie z tego zadowolony. Powiedział to i złapała się za buzię.
– Coś nie tak, Anabell?
– Skąd wiem, że on będzie niezadowolony.? Przecież sam jej kiedyś powiedział, że może się w ten sposób wzmocnić. Ona jest często zmęczona po pracy i bolą ją łydki.
– Już niedługo zmieni zawód – powiedział Gerald z taką pewnością, że obie spojrzały po sobie.
Przez chwilę milczeli i patrzyli na ocean.
– Czemu chciałeś, żeby przyszła? Zwykle zakochani chcą być we dwoje?
– Już ci mówiłem. Kiedy się zatrzymałem, by ci pomóc z rowerem, zanim w ogóle coś pomyślałem, odczułem, że cię ktoś kocha i nie jest to mężczyzna. Teraz wiem, że to Samantha. Nigdy nie miałem takich odczuć. Jestem naturalny do ciebie, ale widzę różnicę. A nie czuję zmiany w sobie. Wiem, że to głupie i może zrobię tym przykrość Sam, ale w niej czuje tylko twoje uczucie. Ona mówi, że kocha Granta, a on ją, ale ja tego nie czuję. Wybacz Sam, pewnie to głupota, ale chciałem to powiedzieć.
– Jest w porządku, Gerald. Czasem się mylimy. On mnie kocha. Mogę na ciebie mówić Kent? To nie twoja wina, że dali ci tak na imię i pewnie je lubisz. Sorry. Jestem dla was piątym kołem u wozu i ci to mówię. 
   Anabell poczuła nie pierwszy raz w tym dniu ciarki. Chwile wcześniej pomyślała o rozmowie w domu, kiedy mówiły o jego imieniu i właśnie jedno z wyborów było Kent. Pierwsze Scott. Chciała to powiedzieć, ale zrezygnowała, bo bardziej ją interesowało, co powie Gerald.
– Dziwne, że to ty powiedziałaś. Rodzice mi tak dali na imię. Nie lubię swojego imienia, ale nie że zaraz nienawidzę. Skoro Anabell to zaakceptuje, możecie mnie nazywać Kent.
– Wiesz Gerald, dzisiaj jest za dużo dla mnie. Zanim to Samantha powiedziała, pomyślałam o rozmowie w domu. Rozmawiałam z nią i powiedziałam, że jesteś ideałem w moim odczuciu. Jedyne, co nie jest zależne od ciebie, to imię. Teraz pomyślałam o tym i nie rozumiem, dlaczego przyszło mi, że mógłbyś mieć imię Scott lub Kent. Nie znałam żadnego Kenta. Ja swoje imię lubię, ale jeżeli chcesz, mogę zmienić imię na Kathy, Roney, Anna.
– Szczerze? Bardzo mi się podoba imię; Anabell. Samantha, również. Myślałem kiedyś, że może kiedyś zmienię imię, ale uznałem to za idiotyczne. Teraz ma to większy sens. Podobnie jak ta praca w LA. Większa odpowiedzialność i dużo większe pieniądze, ale brakowało motywów. Teraz mam.
– Mogę o coś zapytać? – Samantha nie czuła się z nimi  już jak kamień w bucie i to było dziwne ze względu na sytuację.  
– Jasne. Czemu pytasz?
– Mówię jej to samo – wtrąciła się Anabell – zawsze jak ma o coś zapytać, pyta czy może.
– Dalczego powiedziałeś, że wkrótce zmienię zawód? Ja nic nie umiem. Rodzice nie dali mi szansy, by się uczyć. Jestem kelnerką. Anabell mi powiedziała, że mam im powiedzieć, w pracy, że muszą mi dać pięć dolarów podwyżki albo odchodzę. Dziesięć więcej w barze, gdzie pracuję tylko w sobotę.
– To podobnie jak z tymi kwiatami. Co do Anabell sądziłam, że lubi róże, co do ciebie wiedziałem, że konwalie to twoje ulubione. Wiem, że to wszystko wygląda nienormalnie. Oświadczam się i wyznaje jej miłość i proszę byś przyszła. Przeprasza, że zapytam. Czy Grant się zmienił od momentu, kiedy poznałem Anabell? On wie, że wybrałem ją i w żaden sposób nie zagrażam waszemu związkowi.
– Jest zajęty. W lecie ludzie więcej jeżdżą i przez to jest chyba więcej napraw. Nie rozumiem, czemu nie chce cię poznać. Ja poznałam jego kumpli z pracy.
– Nie jest mi przykro z tego powodu. Próbowałem dać do zrozumienia, że chciałbym go poznać, lecz prosić nie będę. Chyba że ty lub Anabell o to poprosicie, żebym poprosił.
   Popatrzyły po sobie. Obie odczuły coś nieodgadnionego. Tak jakby to coś, było w powietrzu, chociaż niewidoczne. Coś dobre, miłe i ciepłe, a jednak pozostawiające wybór.
– Nie uważam, by miała o to prosić. Jesteś wspaniałym mężczyzną. Ciepłym i wyrozumiałym. Nie sądzę, że dla innych jesteś odmienny. Pewnie wymagasz od siebie więcej niż od podwładnych i dlatego twoi szefowie ciebie wybrali na szefa nowej placówki. Nie rozumiem Granta. Lubi mnie, a ciebie nie zna. I chyba nie chce poznać.
– Tak. Jest w porządku. Pewnie ma swoje powody. Pójdziemy coś zjeść? Och, wy pewnie jadłyście. Tak, spaghetti, nawet to mówiłaś.
– Wiesz, Anabell jest zawsze głodna, a ja nigdy nie najadam się do syta.
Szatynka powiedział to i od razu się skarciła w duchu. To Anabell jest jego wybranką i ona powinna decydować. Chciała przeprosić, ale blondynka się odezwała.
– Samantha nigdy nie jadła tajlandzkiego jedzenia, wierzysz? Pracuje w restauracji, co prawda w amerykańskiej.
– To dobrze się składa. Jedziemy. Zostawisz tu samochód, czy jedziemy dwoma?
– Tu można stać bez limitu do dziesiątej. Pojedziemy twoim, tylko ja płacę.
– No coś ty! Nie zgadzam się. – Gerald wyraźnie się obruszył – ostatnio płaciłaś.
– Kochanie, zapłacisz następnym razem.
   Kiwnął głowa na znak zgody. Po kilku minutach dotarli do tej samej restauracji, w której już byli.  
   Rozmawiali jak równorzędni przyjaciele. Zamówili, pomogli Sam w wyborze. Spędzili dobrze czas i nie zauważyli, jak szybko upłynął.
– Prawdopodobnie w ciągu miesiąca się wyprowadzę do Los Angeles.
– Będzie mi was brakować, dobrze, że mam Granta.
– Widzisz, znowu marudzisz – tym razem Anabell starała się być łagodniejsza, chociaż w prawdzie nigdy nie karciła jej czy nie krytykowała, a tylko tak wyglądało.
– Może twój narzeczony zgodzi się wyjechać. Duże miasto, więcej pracy, a z takimi zdolnościami każdy go przyjmie.
– I jest o tyle łatwiej, że nie macie domów, tylko wynajmujecie. Zwykle jest miesiąc na wypowiedzenie i po sprawie. Opłacę przeprowadzkę.
– Razem to zrobimy – blondynka dotknęła jego dłoni.
   Zrobiło się późno. Grald, bo na razie pozostał przy tym imieniu, chociaż postanowił coś w swojej duszy, odwiózł je do parku przy wodzie. Pocałował delikatnie swoją wybrankę w usta i mocno przytulił Samantę.
   Po chwili wracały do jej apartamentu.
– Uch, dzisiaj był dzień! – Anabell odetchnęła głęboko.
Kwiaty leżały na tylnym siedzeniu, z końcem łodyg w foliowych woreczkach z wodą.
– Nie powiem mu, że dostałam kwiaty, bo nie chcę dąsów.
– Jest kapryśny? – zdziwiła się błękitnooka.
– Nigdy nie był, ale ostatnio zrobił się nieco inny. Prawdę mówiąc, go nie poznaję. I wiesz, od kiedy? Po tym wspaniałym wieczorze. Nie pamiętam, by mi było tak miło. Sam zdawał się być również bardzo zadowolony. 
   Anabell nie skomentowała. Przypomniała sobie swoich poprzednich. Już nie wchodziła w szczegóły, tylko brała ten jeden fakt pod uwagę. Każdy z nich robił wrażenie po, że dostał co chciał i miał potem wszystko gdzieś. Gerald inaczej. Zdawał się bardziej czuły niż przed. Nawet w tym wyprzedził Samantę. Oczywiście nie chciała jej tego mówić. Raczej unikała tego tematu, jak wspomina seksualne zbliżenie z Samanthą.
   Nie musiały wstać skoro świt, ale dochodziła jedenasta trzydzieści, więc szybko się umyły i poszły spać. Niestety jakiś sen obudził szatynkę. Próbowała sobie go przypomnieć, lecz nie mogła. Czytała, że są ponoć fazy snu i czasem się pamięta a czasem nie. Zostało jednak niezbyt miłe odczucie i znowu poczuła się samotna. ,,Co będzie, kiedy ona pojedzie” – pomyślała.
   Nigdy przez czas ich znajomości tak się nie czuła. Ponieważ rozmawiały już o tym, cicho poszła do drugiej sypialni i weszła bezgłośnie pod cienką kołdrę. Anabell tylko westchnęła przez sen i co ucieszyło Sam, objęła ją i przyciągnęła do siebie. To wyraźnie poprawiło nastrój szatynce i prawie natychmiast zasnęła.
   Obudziła się sama i nie słyszała przyjaciółki. Po porannych czynnościach weszła do kuchni i zastała tu kartkę ,, Pojechałam na rower. Jak wrócę, pójdziemy na siłownie, o ile chcesz”.
Małe czerwone serduszko zdobiło liścik. Samantha zrobiła śniadanie i dopiero zerknęła na zegar. Dochodziła dziewiąta. Był piątek, czyli przed ostatni dzień wizyty Anabell.
,, Może Grand się zmieni, jak pojedzie” – przeszło jej przez myśl.
   Nie mogła odszukać literalnego powodu nieznacznej zmiany u narzeczonego.   Czuła lekki ból pleców i nóg, miejsce obtarte przez siedzenie roweru miało się dużo lepiej. Zjadła lekkie śniadanie. Gofry z bita śmietaną i owocami. Sprawdziła pocztę i znalazła przypomnienie z restauracji, że zaczyna o dziesiątej w poniedziałek. Przyjęła to normalnie. Wysłała tekst do Granta z pytaniem, czy wciąż jest aktualne, że się spotkają. Ku uciesze otrzymała szybko odpowiedź, że piąta u niego. Odpisała, że będzie. Spojrzała na granatowy rower.
– Ile dla mnie robi! – szepnęła cicho.
Anabell przyjechała dziesiąta trzydzieści. Pot świecił na jej twarzy i karku.
– Hej śpiochu. Dzisiaj chyba pospałaś dobrze. O której przyszłaś, bo spałam jak zabita?
– O ile pamiętam, coś po drugiej – wybacz.
– Głuptas – przytuliła ją mocno – jak się ma twoje ciało?
– Właściwie dobrze. To miejsce otarte o siodełko, prawie dobrze.
– O, właśnie mam dla ciebie nowe – otworzyła swój plecak.
Sam pomacała nowe siodełko.
– Wygląda na dużo miększe. Jak ja ci się za to wszystko odwdzięczę.
– Już mówiłam. Nie musisz a właściwie, nie możesz.
– Ale czuje potrzebę.
– Odwdzięczysz się komuś innemu.  
Tak pewnie zrobię. Robimy jakiś pożegnalny wieczór? Może Grant się znajdzie i wpadnie.
– Może. Spotykasz się z nim dzisiaj. Coś wspominałaś, że chcesz.
– Tak, mam być u niego o piątej.
– To coś wrzucę do brzuszka i lecimy na siłownie. Chyba chcesz?
– Tak. Spodobało mi się. Ciekawe co Grant powie? Pamiętam, że kiedyś wspominał, jak to będzie, kiedy zacznę pracować?
– Zaczynasz zwykle o dziesiątej, więc wstajesz siódma, Jesteś na siłowni ósma, kończysz dziewiąta trzydzieści i tyle.
– Matko! Kończę czasem o dziesiątej.
– Wiem, to nieludzkie. Płaca ci nadgodziny?
– Nie, mówią, że mam dość w napiwkach.
– To wyzysk. Poza tymi pięcioma dolarami poproś o pięćdziesiąt procent za pierwsze dwie i sto procent za następne. To jest normalne, co ludzie dostają. Płacimy przecież podatki.
– Wywalą mnie i tyle.
– Założyłam się z tobą, nie chce wałkować od nowa. Pośpiesz się. Po siłowni kąpiel i lekki masaż, to znaczy ja ci zrobię. Możesz być w bieliźnie. Musisz być świeżutka jak truskawka dla Granta.
– A ty?
– Ja? Dam radę. Do tej pory nikt nie nie masował. Jestem twarda.
– To akurat wiem. Kobieta stojąca na ziemi i wiedząca czego chce.
– Tak mniej więcej. Tylko do tej pory nie wiodło się jej w sprawach sercowych. Myślisz, że tęsknie do pracy? Wcale nie. Już chyba wspominałam, że czynię starania, żebym jakiemuś milionerowi–zbokowi nie wpadła w oko. Ich nie obchodzi, że masz chłopaka, narzeczonego, męża, żonę. Jak się nie zgodzisz, a trafisz na złośliwego gnoja, to spowoduje, że cię wywalą. Takie niektórzy mają wpływy.
– Radzisz sobie od dziewięciu lat, to i poradzisz nadal. Skoro wspomniałaś o dziecku, dostaniesz urlop i będziesz panią Steel.
– Tak. Wiesz jednak, jak jest. Jak masz cztery sypialnie, chcesz. zmienić na pięć. On zarabia sporo, o połowę więcej niż ja, ale samemu będzie ciężko.
– Czyli masz presję jak ja od poniedziałku?
– Nie. Ja nigdy im nie dam sobą manipulować. Raz pozwolisz, to już do końca musisz. Mogę robić dwadzieścia innych rzeczy.
– To, czemu nie odejdziesz?
– Bo na razie nie muszę. Do tej pory radziałam sobie sama, teraz mam obrońcę. Nie myślałam o tym, ale Kent na takiego wygląda.
– Kent?
Anabell wyjęła komórkę i pokazała przyjaciółce ostatni tekst od Geralda wysłany o siódmej. ,,Od przyszłego tygodnia czynię starania o zmianę imienia”.
– O cholercia, nie myślałam. Nie jesteś zła, że ja z tym wyszłam?
– Wcale. Należysz do rodziny.
– Co ty gadasz!
– Jesteś w moim sercu, a moje serce jest w jego lub na odwrót, to jakby na to nie patrzeć, należysz.
– Ja się cieszę, tylko co Grant powie?
Blondynka ponownie wzięła się pod boki.
– Coś ostatnio zbyt często słyszę to stwierdzenie. Do tej pory była wolność i uczucie a teraz jest: Co powie Grant. W związku powinien być dialog. Wytłumaczysz, zrozumie.
– A jak nie? – szatynka patrzyła odważnie i poważnie w jej oczy.
– To coś jest nie tak z jego miłością.
– Wiesz, każdy jest inny.
– Prawda. Ja jestem oddana, ale gdyby sprawa stanęła na ostrzu noża, stałabym przy swoim. Partner to nie właściciel.
– Pewnie masz rację.
– Pewne? Mam rację. Wybór, pamiętasz, co mi mówiłaś?
– Tak. Dokonujemy je codziennie i to nas opisuje.
– Mądre. Dołączę to do moich sentencji. Wiesz, że masz inklinacje być trenerem od świadomości i spraw życiowych? Tylko musisz w to uwierzyć.
– Trzeba zrobić kurs, a kosztuje sto tysięcy.
Po nim masz super pracę i zarabiasz sto pięćdziesiąt w rok. Opłacimy z Kentem.
– Zwariowałaś!
– Wcale nie. Jak mnie przekonasz, że jesteś warta inwestycji,... to brzmi okropnie. Jak uwierzysz w siebie, że możesz, tak brzmi dużo lepiej. Nie jesteś stworzona, by być do końca życia kelnerką.
– Nie jestem stworzona, by być do końca życia kelnerką. Ile razy muszę to sobie powtarzać, by to się spełniło?  
– Na dzień? Trzydzieści, może czterdzieści razy. Najlepiej przed lustrem, żebyś miała pewność, kto mówi.
– Dobrze, spróbuje od jutra.
– Nie, kochana. Od dzisiaj. Tak zrobisz i za miesiąc będziesz gotowa.
Anabell i Kent zainwestują. Oddasz w pięciu rocznych ratach. Bez procentu. Co ty na to.
– A rower i pięć tysięcy?
– Chcesz, żebym była zła? To prezent. Nigdy więcej o tym nie mów, dobrze?
– Dobrze – powiedziała cicho.
– Za pięć minut wypad. Najlepiej się przebierz tu. Tylko pamiętaj, że lubią buty tylko do sali. To ma sens.
– Pamiętam.
   Jej przyjaciółka widziała już zmiany u szatynki. Duże, a pewnie sama Samantha o tym nie wiedziała.  
Za piętnaście minut już dojeżdżały do siłowni. Tym razem Sam szło dużo lepiej, tak bardzo, że dorzuciła parę funtów podczas powtórzeń.
– No, no, no. Trzy razy po dziesięć powtórzeń. Przerwy dwu lub trzy minutowe między seriami. Wówczas zwiększysz wagę. Pamiętaj o rozgrzewce i rozciąganiu. Bieg lub rowerek pięć minut, jeżeli masz mniej czasu obciążenie trzydzieści do pięćdziesięciu procent jakieś osiem razy. Rozgrzewka i technika wykonania ćwiczenia jest kluczowa. Mózg zapamiętuje. Ćwiczenia trzeba wykonywać jak najdokładniej. Przęśle ci filmiki. Jeżeli masz okres, odpoczywasz.
– Ty tak robisz?
– Ograniczam, jestem twarda. Czasami tak. Głównie brzuch odpoczywa w tym czasie, a ponieważ mięśnie brzucha pracują prawie zawsze, to unikam.
O drugiej Samantha była już po kąpieli i masażu. Miała krótki, bo mięśnie mniej bolały.
– Dzisiaj było super i nawet nie miałam problemów, no wiesz.
– Bo już przywykłaś. Człowiek to ciekawa maszyna.
– Ja tak nie uważam.
– To jest ekspresja. Sami się naprawiamy, tak nas stworzono.
– Z tym się zgodzę.
– Widzę się z Kentem o szóstej. Jutro robię małe pożegnanie. Powiedz Grantowi, że jest zaproszony.
– Przekażę.
– Tylko go nie proś. Zaproś go miło, a ja mu też o tym napiszę.
– To może nie będę mu mówić, tylko ty napisz.
– Ja myślę, że możesz powiedzieć, ale pozostawiam ci decyzję.
– Dobrze, podejmę wyzwanie.
   Kiedy szatynka wyszła, Anabell patrzyła na odjeżdżającą Hondę Accord. Jeszcze miesiąc temu nigdy by tak nie powiedziała. Przez dziewięć lat udawała idiotkę i zdawała się we wszystkim na nią, chociaż blondynka w najmniejszym stopniu nigdy nie chciała jej skrzywdzić, ani podejmować za nią decyzji.
   Spotkanie z Kentem przebiegło podobnie jak pierwszym razem, kiedy go odwiedziła w domu. Uznała, że dzisiejszy intymny kontakt był nawet nieco bardziej intensywny.
– A ja obawiałam się, czy on jest w tym dobry! Co ta Suzan chciała! Boże, ten facet nie ma wad – powiedziała cicho do siebie, kiedy już wracała.
Dojechała o jedenastej i Hondy jeszcze nie było.
– Nadrabiają zaległości – mruknęła do siebie.
Sam wróciła za pięć dwunasta. Blondynka stała z pięściami na biodroch.
– O której to się wraca?
Szatynka tylko się uśmiechnęła.
– Chyba wraca do normy. Powiedziałam mu, ale już wysłałaś zaproszenie. Będzie.
– Wiem, bo mi odpisał. Wygląda, że było miło.
– Owszem. Myślałam, że ostatni raz był rekordem świata, ale dzisiaj został pobity. Kurcze, było fajnie.
– Byłaś grzeczną dziewczynką?
– Tylko z tobą byłam niegrzeczna. Wierzę, że podobnie jest i u ciebie.
– Na razie tak. Zamierzam wprowadzić pewne poprawki, ale najpierw delikatnie wyczuję, czy by chciał.
– U mnie tak nie będzie. Uznałam to za wyjątkowe i zostawię jako pamiątkę.
– Cieszę się. Powiedz, że mam tak samo zrobić i zrobię.
– Nigdy. Daje ci wybór.
– Jesteś cudowna. Tak cię kocham, że bym cię zjadła.
– Kanibal.
– Nie robię tego z czystego egoizmu. Brakowałoby mi ciebie.
– Tak, wszystko jasne. Jadłaś coś po przyjściu?
– Wiesz, że tak. Ja nie rozumiem, że jestem szczupła. Powinnam być grubą babą. Pewnie po dziecku mi przybędzie i wtedy zobaczę czy mnie dalej kocha.
– Nie lubisz grubych ludzi?
– Nie o to chodzi. Wiem, że jedzenie w Ameryce jest słabe, ale to też słabość i wybór ludzi. Ja bym nie mogła mieć trzech podbródków i dupy jak szafa. Wiem, że czasem są choroby. Brak woreczka żółciowego i inne. Zdrowy człowiek powinien być szczupły. Jutro odpoczynek od treningu, poza tym trzeba kupić kilka rzeczy. Kent chciał zrobić pożegnanie u niego, ale mu to wyperswadowałam. Wiesz, o kogo chodzi.
– Tak. On wraca na ścieżkę. Może miał trudny okres.
– Tak. Dokładnie cię rozumiem. Idziemy spać?
– Tak.
– Chcesz od razu spać ze mną?
– Wiesz, co Anabell? Dzisiaj będzie dobrze. Dzisiaj mam wybór a od poniedziałku już nie – nie zabrzmiało to jednak smutno, raczej zwiastowało nadzieję.
Blondynka znowu poczuła radość.
   Od rana razem robiły przygotowania. Niedziela zapowiadała się miło. Mieli plan pójść nad wodę. Grant obiecał wpaść o piątej. Wspomniała czy chce z nimi spędzić więcej czasu, ale napisał, że ma coś ekstra w pracy. Anabell nie bardzo wierzyła, ale nie robiła śledztwa. Mieli się spotkać w południe. Dlatego do tego czasu wszystko musiało być gotowe. Zrobiła jabłecznik, Sam, spaghetti. Do tego dokupiły różne smakołyki. Wyrobiły się w czasie. Przeprosiła Kenta, że będzie piętnaście minut później. Czekał już, kiedy przyjechały.
– Lubię tu plażę i park. Jest inaczej. W LA też można znaleźć taki rejon, ale trzeba szukać dalej. – powiedziała Anabell.
– Jest sporo ładnych miejsc na Ziemi. Przeważnie kosztują, ale nie wszędzie. Rejon Azji jest wciąż tani. Wietnam, Singapur nie jest taki drogi, jak sądzą ludzie. Niektóre wysepki Indonezji są dziewicze.
– Szkoda, że ludzie wciąż kochają wojny – odezwała się Sam.
– To rządy bardziej tego chcą, a sami nie walczą. Ponoś jest jakiś ukryty rząd i oni faktycznie zarządzą tymi rządami.
Nie wiem – skwitował Kent. Umówili się, że będą tam na niego mówić.
Samantha powiadomiła o tym Grantowi na ostatnim spotkaniu. Zaskoczyła ją wypowiedź Granta.
– Ten Gerald musi być mięczakiem. Ja mam imię i nikt by mi nie próbował zmieniać. Że też się zgodził na sugestię Anabell.

Szatynka ukryła, że to był jej pomysł. Czuła, że otworzyłaby tym bramy piekła, a tego nie chciała.
   Zgodził się iść, na pożegnanie Anabell, ale wciąż nie był tym ukochanym Grantem sprzed choćby miesiąca. Samantha wierzyła, że dojdzie do tego stanu po wyjeździe przyjaciółki. Nie zapomniała o mantrze, że nie jest stworzona, by być do końca życia kelnerką. Prawie się już nie bała poniedziałkowej rozmowy z głównym menadżerem . Wiedział, że będzie się musiał zapytać właściciela. Tego człowieka widziała może trzy razy. Pochodził z Europy. O ile pamiętała, z Belgii. Co go skłoniło tu mieszkać? Podobno Europa upadała, przez chybiona politykę emigracyjną. Trump walczył z rzekomymi nielegalnymi emigrantami, ale bardziej to wyglądało na szopkę.
   Kent odnosił się do Anabell z miłością, ale dla Samanthy był bardzo miły. Uznała, że jest ciepły i delikatny. Jednak ani na chwilę, nie zapominała, że kocha Granta. Jej narzeczony przybył ale prawie się nie odzywał. Wrócili do niej i zaczęli wszystko przygotowywać, by ułożyć na stół. Grant ją zaskoczył ubiorem. Pierwszy raz go widziała tak eleganckiego. Ciemnogranatowe spodnie i fioletowa koszula sprawiał, że wyglądał dobrze. Miał nieco drobniejszą figurę niż Kent. Pewnie liczył rok więcej od narzeczonego Anabell. Zachowywał się trochę sztywno, ale bardzo poprawnie. Oczywiście Anabell zauważyła róznicę, do tej pory Grant nigdy taki nie był.    
   Samantha próbowała kilka razy się w niego wtulić, ale delikatnie się usuwał. Czyżby mu nie pasowało? Samantha nie robiła tego na pokaz, ale trochę ją zdziwiło jego wyjątkowo chłodne zachowanie. Nie tańczyli, tylko słuchali różnych kawałków. Grant wyszedł pierwszy, oczywiście miał wymówkę, że idzie wcześniej do pracy. Faktycznie zaczynał o siódmej. Kent o dziesiątej, podobnie jak i Samantha. Anabell miała ruszyć w drogę zaraz po wyjściu szatynki. Zostali we trójkę.
– Wszystko się zmieniło w moim życiu – stwierdził.
– W moim też – blondynka patrzyła mu w oczy.
– Ja nie zostałam stworzona, by być kelnerką do końca życia. Jestem gotowa by zacząć ten kurs.
Blondynka i brunet popatrzyli po sobie.
– Jesteśmy gotowi to sfinansować – rzekła.
– Wraz z Anabell będziemy szukać kursu.
– Tutaj w Portland?
– Może nie? Widzisz. LA ma możliwości. Rozmawiałem z Anabell. Chcielibyśmy, byś się tam przeprowadziła.
– Mam tu narzeczonego. On nie chce wyjeżdżać. Lubi tu być. Ma tutaj rodziców.
– Których widuje na Boże narodzenie. Kent szukajmy i tu. Zostawimy jej wybór.
– Tak, Samantho. Pomożemy ci jakkolwiek.
– Boże, jacy wy jesteście kochani – zaczęła płakać.
   Nie trwało to długo i wyglądało to na łzy szczęścia. Samantha wytarła łzy i pocałowała Anabell w policzek. Spojrzała na Kenta i po chwili zastanowienia, też go tak pocałowała.
– Widzisz! Mówiłam ci, że mi cię chce odbić. – Powiedziała to poważnie, ale tylko Kent zrozumiał, że to żart i w momencie się odezwał.
– Anabell, kochanie. Wiem, że żartujesz, ale Sam tego nie wie. Powinnaś czasem się zastanowić co powiesz. Ona jest wdzięczna i tak uznała, że tym to okaże.
– Dobrze, przepraszam. To było ostatni raz.
Samanta ochłonęła.
– To pocałunek w policzek jest już zabroniony? Co prawda nie pocałowałaś nigdy Granta, ale kilka razy go przytuliłaś.
– No już dobrze. Przyznałam się do błędu. Obiecuję już tak nie żartować. Wybacz, Sam – przytuliła ją mocno i sama zrobiła się mokra na policzkach.
– Ty płaczesz? – zdziwiła się Sam.
– Nie dlatego. Zostawiam was. To to jest prawdziwy powód łez.
Kent też się zdziwił, ale wyglądało, że pozytywnie. W końcu wstał i pocałował delikatnie Anabell w usta.
– Do zobaczenia, kochanie. Potem podszedł do Samanty i ją przytulił. Zawahał się i ją również pocałował, tyle tyle, że w policzek.
– Gdybyś potrzebowała pomocy, a Grant by nie mógł, znasz do mnie numer.
Szatynka poczuła się zaskoczona.
– Jest spoko. Wiem. Rozmawialiśmy o tym z Anabell.
– Na pewno nie wyczułaś, że Kent cię bardzo lubi. Za wszystko, a głównie za to, jaka jesteś.
Szatynka spojrzała krótko na przyjaciółkę i zwróciła się do bruneta.
– Ja też cię bardzo lubię, Kent. Wiem, że Anabell jest szczęśliwa i ty masz w tym udział.
Spojrzał na nią i nic nie odpowiedział. Posiedział jeszcze chwilkę i w końcu wyszedł.
– Pewnie nie będę go potrzebować, ale dziękuję. Myślałam, że jestem szczęśliwa wystarczająco, ale czuję, że mogłabym być więcej.
Anabell mocno i długo trzymała Samanthę w ramionach. Kochała Kenta, ale Sam była jej równie bliska. I wówczas pierwszy raz pomyślała, że kocha równolegle dwie osoby. Pełną czysta miłością.

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii miłość, użył 5131 słów i 29056 znaków, zaktualizował 3 cze o 7:24.

Dodaj komentarz

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.