Materiał znajduje się w poczekalni.
Prosimy o łapkę i komentarz!

Bitwa trzech serc cz 3

Brunet dojechał do domu. Wstawił swoją kolarkę do garażu, a sam wszedł dalej. Po chwili już spłukiwał z siebie pot i lekkie zmęczenie. Wyszedł z łazienki w samym szlafroku. Spojrzał na salon. Do dzisiaj nie czuł się samotny w tym domu. Usiadł i siedział tak chwilę, nie czując żadnych myśli. Czy warto zaczynać? Nigdy o tym nie myślał, że pewnie zostanie do końca życia samotny. Czy to wszystko stało się naprawdę przypadkiem?. Oczywiście myślał o dzisiejszym dniu. Czuł, że podoba się blondynce. W głowie wciąż słyszał jej słowa: Nigdy cię nie zostawię. Nie wyglądała na idiotkę i z pewnością nie mogła tego zaplanować. Rozważał kilka razy swoje słowa. Czy nie za szybko się otworzył? Postanowił natychmiast, że dzisiaj do niczego nie dojdzie. Pomyślał o tym właśnie dlatego, że Anabell robiła wrażenie, że nie dba o zasady. Z pewnością była autentyczna. On też raczej nie udawał. Czy ma pokazać jej, że nie wszyscy mężczyźni to dupki? Nie zamierzał. Nigdy nie grał i z pewnością nie potrafił. Poczuł się uspokojony. Nie obiecywał sobie niczego, po prostu pozostawił losowi działać. 
   Zadzwonił, ale włączyła się maszyna. Nie poczuł żadnego zdenerwowania. Poznał głos Anabell i zostawił wiadomość. Ubrał się w jeansy i koszulkę, chociaż wiedział, że na pierwszą od lat randkę ubierze się lepiej. Ona uprzedziła, że nie ma nic do ubrania na wystawną kolację, lecz brunet miał swoje zasady. Zadzwonił po raz drugi po kwadransie i tym razem zaczęli rozmawiać. Nie zdziwił się, że przyjaciółka chce go zobaczyć i poznać. Wyczuł, że nie chodzi tylko by Samantha zobaczyła jak wygląda. Odczuł, że jest prawdziwą przyjaciółką blondynki i pewnie potem będzie miała o nim swoje zdanie i w razie potrzeby, podzieli się tym z Anabell. Sprawdził na komórce ile czasu zabierze mu dojechanie do miejsca, gdzie zatrzymała się Anabell. Skoro prosiła, musi wejść na górę. Zupełnie to rozumiał. Pewnie kobiety takie były. Wyjechał z domu dziesięć po piątej i punktualnie o ustalonym czasie zadzwonił już z parkingu.
– Już jestem, mam naprawdę wejść na górę?
– Tak, poproszę. To pomysł. Samanthy. Mam nadzieję, że rozumiesz.
– Dokładnie. Nie jestem kobietą, ale chyba rozumiem. Nie chodzi jej o to, jak wyglądam, raczej, jaki jestem. Będę za pięć minut.  
Wyszedł z samochodu.
   Od śmierci żony jeździł innym wozem. Starał się pozbywać rzeczy, które mu ją przypominały. Zraniła go i przez kilka miesięcy miał żal. Któregoś wieczoru jej przebaczył. Pierwszy raz w życiu poczuł łzy na policzkach tego dnia. Nie próbował tego rozdrapywać. Oczywiście wciąż pozostawało w nim pytanie, czym nie spełniał jej oczekiwań. Niestety doktor Daniel nie udzielił mu dostatecznej odpowiedzi. Brunet pogodził się z myślą, że nigdy się nie dowie prawdy. Następnego dnia odczuł różnicę. Przebaczenie przyniosło mu dużą ulgę.
   Przyjechał po Anabell Toyotą Tundrą. Kupił droższą wersję, model 1492. Potem stwierdził, że mógł kupić GMC Sierra lub Chevrolet Sileverado. Toyota miała granatowy, metaliczny kolor i przebieg trzydzieści tysięcy mil, na trzy lata to norma. Portland nie było tak wielkie, jak Los Angeles.
   Zapukał. Otworzyła Anabell. Od razu spodobała mu się sukienka, w której ją ujrzał, chociaż dziewczyna wyglądała prawdopodobnie we wszystkim dobrze.
– Witaj, Gerald. To pomysł mojej przyjaciółki – wskazała na ubranie.
– Ładnie ci w tym – odrzekł.
Weszli do salonu. Szatynka stała z uśmiechem na twarzy.
– To Gerald, a to Samantha – przedstawiła ich blondynka.
Mężczyzna wyciągnął dłoń, Sam ją uścisnęła i po chwili go przytuliła. Poczuł się lekko zaskoczony.
– Jest nieco ekspresyjna – Anabell chyba nie była zła, że Samantha go przytuliła, raczej dokładnie odczuła stan bruneta i dlatego to powiedziała.
– To nie tylko dlatego. Chciałam wyczuć, jaki jesteś. – Wybacz – odrzekła szatynka.
– I co ci podszepnęło wnętrze? – Gerald już pozbył się lekkiego szoku.
– Jesteś jak Grant, mój narzeczony. Sądzę, że Anabell będzie w dobrych rękach.
– Ona jest taka – blondynka wyraźnie czuła się niezręcznie.
– Nie znam Granta, ale sądzę, że też dobrze trafił. Odstawię Anabell przed północą.
Zaczęli się śmiać.
– To aż tak długo zamierzasz być ze mną dzisiejszego wieczoru? – blondynka nie wiedział, czy jej sentencja jest właściwa.
Przed północą, zostawia sporo czasu, nie sądzisz, Anabell?
– Tak. Palnęłam. Wybacz.
– Nie mam czego – Gerald nie musiał tego mówić, bo i tak atmosfera panowała tu lekka, chociaż...
Tak, coś wyczuł. One były przyjaciółkami, ale odczuł jeszcze coś głębszego. Jednak nie zamierzał tego analizować w swoim wnętrzu. Miał iść na kolację z Anabell i temu zamierzał podporządkować swoje myśli i działania, bo chciał, aby wszystko dobrze wypadło. Nie musiał udawać, nie cierpiał tego. W zasadzie czuł się komfortowo z Anabell, bo wiedział, że naprawdę jest szczera i w niczym nie udaje.
– Chcecie kawy, herbaty? Anabell zjadła moje spagethi, więc nie jest śmiertelnie głodna, ale dałam jej tyle, by zostało miejsce na solidny obiad, czy kolacje. Jakkolwiek to nazwiecie.
(W USA i Kanadzie nazwy posiłków i ich pora jest nieco inna niż w Polsce. Pierwsze śniadanie to breakfast jest spożywane rano. Drugi to brunch, około dziesiątej, trzeci lunch, czyli nasze drugie śniadanie. Zwykle jedzą go w południe. Następnie jest diner, czyli nasz obiad, około piątej. Ostatni to supper, czyli kolacja. Oczywiście może być coś pomiędzy. Snack time, czyli przekąska między lunch a dinner. Midnight snack, czyli nocna przekąska.)
– Widzę, że jesteś opiekuńcza, Samantho.
– Staram się. To wstawić wodę?
Brunet spojrzał na swoją nową dziewczynę lub raczej  
przyszłą z pytaniem w oczach.
– Chyba pójdziemy. Trzymaj się Sam – przytuliła przyjaciółkę.
Tym razem Gerald lekko przytulił Samanthę co z kolei zaskoczyło nieco szatynkę. Po chwili wyszli.
– Fajny wóz. Mój stoi tutaj – pokazała pięcioletnie Infinity Q50.
– Wygląda dobrze – ocenił.
– Nigdy nie prowadziłam trucka – wyznała blondynka.
– Chcesz poprowadzić wieczorem?
– Jasne, dziękuję. Nie planuję alkoholu.
– Jeden kieliszek nie zaszkodzi – odrzekł.
Otworzył jej drzwi do wozu i po chwili już jechali.
– Wybrałem ,,Q Restaurant & Bar". Mają dobre owoce morza.
– Wspaniale. Lubię ryby. Jem też wszystko po trochu. Zraziłam się do homarów, ale nie z powodu smaku czy ceny, tylko, że w niektórych miejscach wybierasz jeszcze żywego. Ponoć gotują na żywca. Straszne.
– Tak, to prawda. Prawdopodobnie homary cierpią inaczej niż ludzie, ale i tak jest to straszne.
   Obydwoje wiedzieli, że homar może żyć w gotującej wodzie do piętnastu minut. Dlatego coraz więcej restauracji poraża je prądem przed wrzuceniem do garnka. Jest to jedno z droższych dan, bo dobry homar potrafi kosztować do trzech tysięcy dolarów za funt. Na szczęście nie poruszali dłużej tego tematu. Dojechali prawie punktualnie o szóstej. Zamówili łososia w sosie pieczarkowym i jarzyny. Do tego po kieliszku dobrego czerwonego wina. Obiad zajął im prawie dwie godziny. Rozmowy dotyczyły ogólników, lecz oboje wiedzieli, że równie dobrze mogliby mówić o najgłębszych prywatnych sprawach. Blondynka nie pomyślała ani razu o Sam i o tym, co planuje z nią po spotkaniu z brunetem.
Anabell zapłaciła kartą.
– Chcesz pochodzić, czy wolisz potańczyć? – zapytał.
– To nie jest strój na dyskotekę – odrzekła miło.
– Och nie, nie to miałem na myśli. Jest miejsce, gdzie gra klasyczne trio: Fortepian, trąbka i kontrabas. Można potańczyć.
– To cudownie, prawdę mówiąc nie byłam w takim klubie. Jest jeszcze trochę widno. Możemy pospacerować blisko morza?
– Jasne. Chcesz poprowadzić?
– Prowadzę ostrożnie, jednak jest tu za duży ruch. Nie wiem jak zareaguję na trucka.
– Popróbuj na parkingu. Nie ma prawie gości. Mózg zwykle daje sygnał już po kilku sekundach. Jeśli poczujesz się dobrze, poprowadzisz.
– Wiesz co Gerald, rozumiem cię dobrze. Czy w drugą stronę jest podobnie?
– Tak. Znamy się kilka godzin a czuję jakbyśmy byli już sporo czasu ze sobą – delikatnie dotknął jej dłoni.
Pożałowała, że dzisiaj nie będą blisko, jednak raczej nigdy nie łamała słowa. Dopiero teraz przypomniała sobie, że może być dzisiaj z Samanthą. Zaczęła się natychmiast zastanawiać czy to jest wobec niego w porządku, ale z drugiej strony nie chciała mu mówić. Miała pewność, że wówczas wszystko by zrujnowała, a bardzo tego nie chciała. Obiecała sobie kiedyś mu powiedzieć, bo czuła podświadomie, że ich przygoda dopiero się zaczyna. Zanim zapaliła silnik ustawiła siedzenie, lusterka i popatrzyła na boki, do tyłu i przodu. Zastartowała i powoli ruszyła. Gerald miał rację. Jej ciało zaakceptowało różnicę w mniej niż dwie sekundy.
– Czuje się pewnie. Mogę prowadzić. Mam prawo jazdy.
– Spodziewałam się, że masz. Jesteś dorosła.
Posłała mu miły uśmiech. Czuła się z nim tak dobrze. Po kilkunastu minutach byli nad oceanem. Zaparkowała super równo. Wyszli. Doszli na molo, gdzie zastali grupy ludzi. Prawdopodobnie większość stanowili turyści.
– Szum oceanu działa na mnie kojąco – powiedział cicho.
– Jak długo znasz Samnathe? – pytanie Geralda ją zelektryzowało.
– Dziewięć lat. Nigdy mnie nie zawiodła i zawsze była w czasie, kiedy potrzebowałam pomocy. Czemu pytasz?  
– Tak tylko. To, że jesteście przyjaciółkami, czuć w powietrzu. Może kiedyś zdąrzę poznać Granta.
– Mam jeszcze tydzień wakacji, jeżeli chcesz, zorganizujemy spotkanie. Myślisz o wyjeździe do LA?  
– Teraz mam dodatkowy powód. Widujecie się często?
– Tak, średnio dziesięć, dwanaście razy w roku. Ona jest kelnerką, więc wszędzie znajdzie pracę. Maluje i pisze wiersze. Taka wrażliwa dusza. Grant naprawia samochody. Ma super wyczucie, potrafi szybciej znaleźć problem niż maszyna. Moim zdaniem oboje się tutaj marnują.
– Tak, czasami los dziwnie się układa. Znam cię dopiero dzień, a uczyniłaś większe zmiany w moim jestestwie niż doktor Daniel przez wszystkie sesje.
– Brałeś pomoc?
– Tak. Zraziłem się do kobiet. Teraz wiem, że nie wszystkie są kłamliwymi sukami.
Uścisnęła silniej jego dłoń.
– Masz do niej nienawiść?
– Już dawno nie. Wybaczenie przyniosło mi ulgę. Wiesz, nigdy się nie dowiem, czemu. Wyglądała na szczęśliwą. Nie mogę znaleźć w sobie winy.
– Kobiety są dziwne. Z pewnością brzmi to zagadkowo w moich ustach. Nie chcę o tym teraz rozmawiać, ale może kiedyś do tego wrócimy. Skrywamy w sobie tajemnice i ukryte pragnienia. Nie mam pojęcia co w tobie jej nie pasowało, bo dla mnie jesteś super. Wiem, że nie powinnam tak mówić na pierwszej randce, ale spełniasz wszystko, czego pragnęłam.
– Może jestem okropny w łóżku – próbował zażartować.
Chyba zapomniał, jaka jest Anabell.
– A jesteś? – spojrzała na niego krótko.
– Chyba nie. Dziwne, że o tym rozmawiamy.
– Sama zacząłeś. To będzie zależeć od ciebie, kiedy to się stanie.
– A ja sądziłem, że od ciebie.
– To już ci odpowiedziałam. Pewnie wkrótce, tak sądzę.
– Nie pomyślałem, że o tych sprawach można mówić tak łatwo.
– Widocznie nam łatwo. Faktycznie z nikim tak nie rozmawiałam. Zachodzi. – wskazała czerwoną tarczę słońca.
– Pozostaniemy jeszcze kilka minut, a potem zabieram cię do tego klubu. Będzie ciemno, więc poprowadzę, jeżeli się zgadzasz.
– Geraldzie, naprawdę mnie zaskakujesz.
– Pozytywnie czy negatywnie?
– Głuptas. Pewnie, że pozytywnie – pocałowała go szybko blisko ust.
Pewnie to odczuł, ale tym razem nie dał poznać. Po chwili jechali do klubu.

   Szatynka usiadła na kanapie zaraz po ich wyjściu. Czuła w głowie pustkę, ale wiedziała, że to ułuda. To siedziało w niej głęboko. Tak po prostu się zgodziła? Nigdy nie fantazjowała o tym, jak to może przebiegać z nią. Tylko z nią. Nie wyobrażała sobie być w takiej sytuacji z inną kobietą czy dziewczyną. Czyli musiała wierzyć, że się stanie. Nawet teraz nie planowała. Równie mocno zadziwił ją Grant, w tym pozytywnym aspekcie. Sądziła, że zrobi jej awanturę, chociaż nigdy tego nie czynił. W końcu uznała, że będzie z nią o tym rozmawiał, ale to też się nie stało. Zapytał tylko, czy nie daje jej satysfakcji. Rozmawiali o tym dobre dwa lata temu. Już wtedy myślała o nim poważnie.
– Nie daje ci orgazmu? – zapytał.
Spojrzała zdziwiona.
– Przecież nie udaję. Jest mi z tobą super. Uwielbiam się z tobą kochać. Zresztą wszystko z tobą lubię. Gotować, grać w piłkę, jeździć na rowerze. Tańczyć.
– To, czemu tego chcesz? Z tego, co mówiłaś i zauważyłem, jesteś z pewnością hetero.
– Gdybym umiała ci to powiedzieć... Pragnę ją od początku, sama się zdziwiłam. Wiem, że chcę tego raz. Ona jest taka zasadnicza. Tak, tak, nie nie. Zależy mi na jej przyjaźni. To dobra i wartościowa osoba. Tym dupkom co ją skrzywdzili chętnie bym porachowała kości, ale nie jestem nawet tak silna, jak Anabell.
– Powiesz jej kiedyś?
– Mówiłam kilka razy, ale obracałam to w żart. Jestem tchórzem. Czy sądzisz, że jestem zboczona, Grant?
– Nie zauważyłem. Każdy jest indywidualny. Jesteś moją drugą dziewczyną. Z tamtą mieliśmy to dwa razy, to znaczy znaleźliśmy się w łóżku. To nie było jak z tobą. Ona i ja mieliśmy szczyt, ale nie pamiętam tego jako coś wspaniałego. Wszystko inne szwankowało i chyba obydwoje wiedzieliśmy, że to nie pracuje i nigdy nie będzie. Rozstanie nie bolała żadną ze stron. We wszystkim mieliśmy jakieś niedoskonałości. Z tobą jest inaczej.
– Wiesz, że Steve okazał się gejem?
– Mówiłaś, nie wyglądał!
– Wiesz czemu mówię o tym?
Grant się uśmiechnął.  
– Nie rozumiem tego. Gdyby mi ktoś zaproponował sto milionów, pewnie bym tego nie zrobił. Z facetem, rzecz jasna.
– A dwieście? To kupa forsy.
– Niektórych spraw nie da się przeliczyć. Kocham cię i masz wolny wybór, nie znaczy, że rozumiem. Anabell jest bardzo ładna, chociaż ty mi bardziej pasujesz, że tak powiem, ale nie wyobrażam sobie być z nią w takiej sytuacji.
– A gdybyś nie był ze mną?
– Ale jestem. Dla mnie to jest proste. Nie rozważam: Co by było, gdyby było. Jest tak, jak jest. Zrozum mnie dobrze. Fizycznie to jest możliwe, żebym z nią spał, ale nie czuję pociągu. Dokładnie mniej niż miałem to z Pat.
– Ta pierwsza?
– Nie mówiłem, że miała na imię Patrycja?
– O ile pamiętam, nie. Wybacz. Grant, że zapytam, czy ty lubisz wszystko ze mną?
– Myślałem, że wiesz. Dla innych może jesteś prosta, dla mnie głęboka i wrażliwa.
– Jestem głęboka – uśmiechnęła się szelmowsko.
– Wariatka. Wiesz, że nie to miałem na myśli.
– Wiem, ale widzisz, jaka jestem. Wierz mi, próbowałam tysiąc razy sobie ją wybić z głowy.
– Mówisz, że czujesz tak od początku. Podoba ci się?
– Jest śliczna, przecież wiesz, ale nie chodzi o to. Wszystko razem. Nie potrafię określić. Bardzo ci dziękuję, że jesteś kochany. Spodziewałam się solidnej awantury.
Spojrzał na nią dłużej.
– A nie spodziewałaś się warunku?
– Warunku? Ty taki nie jesteś i pewne dlatego cię kocham. Nie pozwalasz mi na wszystko, bo to by mogło znaczyć, że nie masz zdania, albo, że ci na mnie nie zależy. Tylko się nie wygadaj, proszę.
– Raczej nie jestem taki. Nikomu nie powiem, nawet na torturach – uśmiechnął się szeroko.
– Grant?
– Co?
– Wiem, że to źle zabrzmi...
– Chcesz powiedzieć, że chcesz?
– Od kilku minut.
– Dla mnie to nie brzmi źle. Jedziemy do mnie? – zapytał.
– Gdzie wolisz. Może powinniśmy zamieszkać razem?
– Któregoś dnia. Tak jest dobrze.
– Chcesz powiedzieć, że dopiero po ślubie? – Sam troszkę się zdziwiła.
– Tak chcę powiedzieć.
– Kłamczuch. Wiem, że chodzi o Anabell. Odwiedza mnie średnio sześć razy w roku i ja jadę do niej tyle razy. Tak byłoby niezręcznie, gdyby z nami mieszkała.
– I ty mówisz, że jesteś głupia? Sam bym na to nie wpadł.
– Wariat. Zamorduję cię
.
   Samantha do tej pory pamiętała tamten raz. Zawsze było jej dobrze, ale tamtego popołudnia doszli do raju. Przez dwa tygodnie sądziła, że tamto zbliżenie wywiało jej pragnienie Anabell, ale to wróciło.
   Patrzyła na zegarek. Ile mogą być razem? Czuła, że Gerald jest sumienny i zobaczy przyjaciółkę najpóźniej przed północą. Kilka razy brała komórkę, ale rezygnowała. To z pewnością nie byłby dobry pomysł.
,,Super chłopak” – pomyślała. Już na zapas cieszyła się jej szczęściem. O dziesiątej zaczęła się denerwować. Nie o Anabell, tylko o to. Zaskoczyła ją z tym testem. A gdyby była sucha? Tak, Grant ma racje. Gdybanie nie ma sensu. Nie mogła się skupić na niczym. Piętnaście po jedenastej uświadomiła sobie, że powinna się była umyć. Weszła do łazienki, kiedy usłyszała otwieranie zamka.
Gerald odprowadził ją pod drzwi do klatki. Delikatnie pocałował jej policzek.
– To do następnego razu. Tym razem ty zadzwoń, kiedy będziesz się chciała spotkać. Dziękuję za wspaniały czas i w restauracji i klubie. Tańczyło się nam również dobrze.
– Tak, ja ci też dziękuję. To był udany wieczór. Zadzwonię wkrótce, pa.
  Patrzyła jak odchodzi. Bardzo chciała, żeby się odwrócił i spojrzał. Zrobił to, zanim doszedł do swojej Tundry. Odjechał.
   Teraz blondynka miała dopiero czas na transformacje. Osobowość miała ukształtowaną już wiele lat wstecz i dlatego nigdy nie miała wątpliwości, jeżeli coś postanowiła. Zastanawiała się tylko czy jest w porządku wobec Geralda. Wiedziała jedno, gdyby między nimi doszło do czegoś fizycznego, wówczas już byłaby to zdrada. Tak oceniała. Szczerze mówiąc przez dziewięć lat znajomości i prawie od początku przyjaźni z Sam nigdy nie odczuła, że tamta ją pragnie. Jak udało jej się to ukryć? Nie próbowała rozmyślać o tym, dlaczego Sam ją chce, miała swój problem. Czemu tak łatwo się zgodziła? Z pewnością nie miało to nic wspólnego ze spróbowaniem. Z całą pewnością nie pociągały ją kobiety. Czy zatem Samantha ją pociągała? Z pewnością nie. Miała tylko kilka minut, bo wiedziała, że kiedy przekroczy próg jej apartamentu nie będzie chwili na myślenie. Aby nie komplikować sobie, uznała, że jest to dar z jej strony. Ofiarowanie siebie. Oczywiście miała setki powodów, by być jej wdzięczną. Pomagała jej zawsze w trudnej chwili i nigdy nie zawiodła.  
   Blondynka szła schodami i robiła to wolno. Dosłownie przed samymi drzwiami pomyślała o czymś. O Steve. Wtedy odkryła, że ma faceta i to był dla niej wystarczający powód, by zerwać. Oczywiście zdrada jest zdradą, bez względu na to, czy to facet, czy kobieta. Tak to wówczas odczuła, nie myślała o nim gorzej z powodu, że zdradził ją z facetem. Po prostu ją zdradził. Czy powie kiedyś Geraldowi? O tak, z pewnością!  
Zanim dotknęła klamki uśmiechnęła się do swoich myśli. Pierwszy raz w życiu miała pewność, że ten związek się uda, a przecież praktycznie jeszcze się nie zaczął.
– Jestem – Samantha usłyszała głos Anabell od drzwi.
Po kilku sekundach tam dotarła.
– Pewnie mieliście dobry czas.
– Znakomity. Wierz mi, gdybym nie obiecała tego tobie, pewnie by się to stało dzisiaj.
– O czym ty mówisz, Anabell?
Po jej minie wiedziała, że chyba pierwszy raz w życiu udał jej się żart.
– Nie chcesz powiedzieć, że ci odeszło! – głos blondynki zabrzmiał niepewnie.
Samantha uwielbiała tę minę u niej. Zastanawiała się sekundę czy to dalej przeciągnąć. Zaryzykowała.
– Tak. Przemyślałam wszystko jeszcze raz i uznałam, że nie chcę wam psuć związku.
– Zaraz cię zamorduję! – Anabell ciskała błyskawice ze swoich pięknych oczu.
– Czyli musimy to zrobić – szatynka uznała, że dalej nie pójdzie o milimetr.
– Prawie mnie nabrałaś – Anabell się rozluźniła.
– Uwielbiam jak się złościsz. Jesteś wtedy jeszcze piękniejsza.
– Aha, czyli jednak z powodu urody. Rozumiem.
Sam nie miała teraz pewności czy blondynka żartuje, czy mówi poważnie. Podeszła blisko i ją przytuliła.
– Zapewniam cię, że nie dlatego, albo lepiej nie tylko dla tego. Naprawdę nie rozumiem. Odczułam ulgę, kiedy ci powiedziałam, ale teraz mam stracha. To może być kompletna klapa.
– Przestań narzekać. Myślałam, że będą świece, wino i muzyka.
– Och wybacz. Jak widzisz nie jestem romantyczna.
– Żartuje. Też nie wiem jak wyjdzie. Jeżeli mnie chcesz, to zacznij. Też pewnie nie jestem romantyczna. Niczego sobie nie układałam w głowie podczas spotkania z Geraldem.
Szatynka poczuła się dziwnie. Z pewnością nie tak sobie to wyobrażała. Anabell podchodziła do tego, jak do pracy domowej albo zwykłej pracy, którą trzeba wykonać. Chyba nie udawała i to nie miał być kolejny test. Zwykle nie narzekała przed przyjaciółką, ale teraz poczuła się bardzo źle.
– Anabell, to nie jest w porządku.
– O co ci chodzi, Sam?
– Czekałam na to dziewięć lat, prawdę mówiąc z jednej strony wierzyłam, że kiedyś się stanie, z drugiej już przywykłam, że jednak nic z tego nie będzie. Zgodziłaś się, podobno zdałam test i teraz mówisz o tym, jak o zrobieniu czegoś. Nawet jak się wspólnie przygotowuje obiad, jest w tym więcej uczucia. Dlaczego tak?! – odczuła, że chyba się rozpłacze.
Powiedziała to i była przygotowana na wszystko. Dosłownie na wszystko, ale złe. Anabell podeszła do niej i delikatnie ja przytuliła.
– Wybacz, pewnie cię zraniłam i chyba pierwszy raz. Obiecuję, że nigdy się to nie powtórzy.  
Delikatnie starła łzę z jej policzka i nadal patrzyła.
– Teraz jesteś inna. Tak, poczułam się zraniona, ale ci od razu wybaczyłam. Jeżeli mnie nie chcesz, może tego nie być i nigdy już nie dam znaku, że cię pragnę. I nigdy o tym nie wspomnę ani w żartach, ani na poważnie.
– Do tej pory też nie dałaś żadnego znaku – błękitnooka nadal mówiła miękko i czule.
– Bo nie chciałam zepsuć naszej przyjaźni.
– Dobrze, kochanie, to co cię skłoniło do tego wyznania właśnie dzisiaj?
Szatynka nie musiała się zastanawiać, bo to doskonale wiedziała.
– Bo z Geraldem ci się uda. Będziesz szczęśliwa. Gdybyś chociaż się z nim pocałowała, nie mogłabyś być ze mną blisko, bo ty nie zdradzasz.
– Masz rację. Czuję, że to ten i dlatego tak się zachowałam. Jak zimna suka i to do ciebie. Nie wiem i tak, czy to nie zniszczy tego, co jeszcze nie ma, ale podjęłam to ryzyko. Dla ciebie.
– Chcesz powiedzieć, że robisz to dla mnie?
– Może byś tak wolała, ale niezupełnie. Uznałam, że to nie zniszczy naszej przyjaźni. Mam rację?
– Z pewnością. Kocham Granta, ale zależy mi na tobie więcej. Nie chcę obracać liczbami. Nie na tym, by się z tobą kochać, tylko na tobie. Czy kobieta może kochać i pragnąć drugą kobietę i wciąż pozostać hetero?
– Mamy chyba to samo pytanie.
– Wiem, jesteś hetero....zaraz, co chciałaś powiedzieć?
– Chyba wiesz.
– Powiedz, proszę.
– Wiesz, że jestem zasadnicza i krańcowa. Tak, jesteś moją przyjaciółką i nigdy mnie nie zawiodłaś, ani w wielkiej, ani w małej sprawie, ale też cię kocham. Właśnie sobie to uświadomiłam, kiedy mi wyznałaś, że mnie pragniesz. Wiesz, czasem się mówi. Kochana, kocham cię. Ale to jest inne kocham. Rozumiesz – pogładziła Samanthę po policzku, a szatynka odczuła, że najmilszy pocałunek Granta tyle dla niej nie znaczył i nie sprawił takiej rozkoszy.
– Kilka razy rozmawiałyśmy o tym i zawsze uważałaś, że miłość fizyczna nie jest miłością.
– Nadal tak twierdzę. Ty nie wiesz czemu mnie chcesz i to od początku, ja wiem, że twoje wyznanie uświadomiło mi, że też cię kocham. Nigdy bym z tobą tego nie chciała, gdybym nie miała tego uczucia do ciebie.
Twarz Samnathy przybrała błogi wygląd jakby znalazła się w jakimś cudownym miejscu.
– Wybacz, że cię o to zapytam. Zakochałaś się w Geraldzie?  
Szatynka odczuła, że nie powinna o to pytać i trochę się wystraszyła, że tym pytaniem wszystko zrujnuje, ale z miny blondynki wynikało, że nic takiego się nie stanie.
– Pomyśl. Zapytałaś, ale wiesz, prawda?
– Myślę albo bardziej czuję, że jeszcze nie. Nie mogłabyś tego zrobić ze mną, gdybyś się zakochała.
– Dokładnie. I wiesz co, próbowałam go odczytać. On ma identyczny stan jak ja, tylko z tą różnicą, że jest teraz sam i rozmyśla. W pewien sposób jestem nieuczciwa wobec niego, ale jak już wspomniałam, biorę na siebie wszelkie konsekwencje, ze zniszczeniem tego przyszłego związku, włącznie.
– Och! – Samantha położyła swoje dłonie na jej policzkach i patrzyła na nią jak na boginię.
– Ty mnie cały czas pragniesz, prawda? – blondynka zadała to pytanie, chociaż czuła.
– Tak, ale to jest dla mnie tak ważne, że boję się, by nie zniszczyć tej świętości.
– Tak właśnie czuję, dlatego jako przyjaciółka muszę ci ułatwić.
Zanim Samantha się zorientowała co się dzieje, poczuła usta Anabell, na swoich. Potem jak przez cudowną, różową mgłę o zapachu fiołków uświadomiła siebie, że blondynka ją rozbiera. Powoli i dokładnie. Chciała dłuższego pocałunku, bo był słodki i namiętny, ale krótki, ale nie miała sił, by zaprotestować. O nie! Nie znaczyło to, że tego nie chciała. Chciała i to bardzo. Anabell nadal miała na sobie jej suknię, a Samantha już nic. Blondynka uklękła przed nią, położyła dłonie na jej biodra i zaczęła całować jej intymność.
– Nie umyłam się – zdołała wyjąknąć.
– Ci. Nic nie mów.
Anabell dawno, a może nigdy, nie była tak podniecona. Odczuwała, że to wciąż narasta i wcale nie tak wolno. Wcześniej sądziła, że Samantha ją weźmie, a ona będzie się zgadzać. Nigdy nie przypuszczała, że tak to przebiegnie. Popchnęła szatynkę na kanapę, delikatnie rozsunęła jej uda i pieściła coraz intensywniej jej rajską dolinę. Samantha poddawała się temu coraz bardziej i wiedziała, że prze do szczytu z ogromną prędkością. Zaczęła cicho jęczeć i nie mogła dłużej kontrolować ciała. Czuła dłonie Anabell na piersiach i nadal usta i język tam niżej. Ku jej zaskoczeniu błękitnooka nie ograniczyła się tylko do jej jamki. Lizała i dotykała wszystko w okolicy. Dopiero kiedy Sam złapała oddech, sama zaczęła się rozbierać. W pierwszej chwili szatynka chciała wspomnąć, że chciała to zrobić sama, ale Anabell była luż nago.
– Jesteś piękna jak bogini – szepnęła Samantha.
– To potraktuj mnie tak – powiedziała miękko.  
Wyciągnęła dłoń w jej kierunku i Samantha wstała.
– Chciałbym się z tobą długo całować, mogę?
– Wszystko możesz. Jestem teraz tylko twoja.
Sam czuła łzy szczęścia. Przywarły do siebie piersiami i Samantha zaczęła ją całować.  
Najpierw w usta, bardzo namiętnie potem całowała jej policzki, nos i uszy. Następnie piersi i paszki. W końcu delikatnie posadziła ją prawie w tym miejscu, gdzie siedziała chwilę wcześniej i zaczęła pieścić jej śliczną pusię. Czuła zapach jej włosków i lizała ją, po złotych loczkach.
– To jest urocze, co robisz – szepnęła blondynka.
– Mogę cię tak całować, jak ty mnie? Czy to był sygnał dla mnie, co mam robić?
– Nie głuptasku. Mówiłam ci, że jestem cała twoja. Możesz mnie kochać, jak chcesz. 
Samantha zmieniła się na twarzy. Anabell odebrała to słusznie, jako przypływ zwierzęcego pożądania.
– Czyli mogę cię prosić o wszystko i będziesz posłuszna?
– Dokładnie. Wiem, że mnie nie skrzywdzisz. Nie musisz mnie prosić, jestem twoja. W tej chwili, tylko twoja.
– Nigdy bym cię nie skrzywdziła, ale bardzo cię chcę pieścić i podniecam się nadal. Nie o to chodzi, że kiedy mnie całowałaś tam, nigdy mi nie było tak dobrze, tylko teraz jakby nadal wzrastam. Połóż tu biodra, wyżej niż oparcie kanapy.
Błękitnooka zrozumiała w mig, w końcu była bardzo inteligentna. Czuła, że wie, czego pragnie Sam. Położyła plecy na oparciu, a tam, gdzie zwykle spoczywa tyłek, leżała jej głowa. Uda miała ponad oparciem, a łydki zwisały w dół. Zgodnie z oczekiwaniem Jenny uniosła udo nad jej krokiem i po chwili ich intymności się spotkały. Szatynka miała zmienioną buzię, jakby była inną osobą. Anabell szybko się to udzieliło. Dotykały się płatkami i co jakiś czas stykały najmilszymi punktami. Jenny całowała jej kolana i uda. Obie zaczęły mieć szczyt rozkoszy, potem drugi i trzeci. W końcu uspokojone usiadły obok siebie na kanapie.
– To było cudowne – szepnęła szatynka.
– To zabrzmiało, jakbyś już chciała skończyć.
– Och nie. Teraz twoja kolej.
– Okej. Zaczyna być interesująco. Miałaś buzię, jakbyś była zmaterializowanym pożądaniem.
– Tak się właśnie czułam, kochanie.
– Musimy obie pamiętać tę noc, skarbie.
– Będę pamiętać – Samantha delikatnie pocałowała ją w usta.
– Och, jestem pewna – blondynka zaczęła ją namiętnie całować w usta.
Ich języki delikatnie się ocierały o siebie. Szatynka na sekundę wspomniał, że do tej pory uważała, że jej narzeczony jest mistrzem w całowaniu. Właśnie stracił w tym prym. Anabell dotykała jej język, jakby go lizała, a przecież to się działo w środku jej buzi. Blondynka miał dość długi język, o czym Samantha nie zdołała się do tej pory przekonać. Literalnie oplotła swoim, koniuszek jej języka i go ścisnęła. Szatynka wycofała swój język głęboko, co dało Anabell możliwość penetracji całej buzi w środku. Napięła swój język, który stał się teraz nieco krótszy, lecz za to grubszy, a Samantha zaczęła go ssać od koniuszka, aż tyle, ile mogła, swoimi ustami. Nagle Anabell wepchnęła swoje różowe mięsko prawie do jej gardła, co Samantha odczuła jak pieszczotę oralną ze swoim chłopakiem. Przestała porównywać. Oddała się rozkoszy. Blond-bóstwo dotykało jej piersi i znowu robiła to cudownie. Jej palce błądziły wkoło sutka, ale jakby specjalnie go unikały. Nagle Sam poczuła, że blondynka wsuwa dwa palce drugiej dłoni do jej intymności, a potem chyba trzy. Kciuk Anabell pieścił jej twardą fasolkę, która znacznie się powiększyła od czasu, gdy ją tam pierwszy raz całowała. Anabell nie widziała teraz, lecz poprzednio, gdy ją tam całowała, pieściła ją również palcami i dlatego miała pewność, że ten wyjątkowo wrażliwy organ, literalnie zwiększył się dwókrotnie u Samanthy. Teraz nie tyle pocierała ją kciukiem, po tym wrażliwym na dotyk miejscu, ile zsuwała skórkę, by zwiększyć doznania u Samanthy.
– Och, jest cudownie – jęknęła szatynka.
– Jestem pewna, że Grant też tak ci robił, ale tego pewnie nie.

Sapphire77

opublikował opowiadanie w kategorii miłość i erotyczne, użył 5526 słów i 31530 znaków, zaktualizował 19 maj o 19:31.

Dodaj komentarz