Pan K. - część 1

Dizzy szedł przed siebie, po lewej miał drewniany płot, a po prawej tłum ludzi, wrzeszczących i obrzucających się wyzwiskami. Tłoczyli się, nie mogąc przekroczyć pewnej granicy. Po niebie przetaczały się chmury barwy ołowiu. Na płocie wisiały plakaty z zapowiedziami koncertów i imprez, ale na większości z nich widniała twarz Dizzy’ego, poszukiwanego przez policję.
- To niemożliwe – pomyślał i się obudził, na swoim łóżku we własnych czterech ścianach.
Wstał i wyjrzał przez okno. Zobaczył odchodzącego spod drzwi jego kamienicy człowieka, ubranego w brązowy płaszcz. Na głowie miał kapelusz, więc nie dało się zobaczyć twarzy.
- Co to za gość? – Dizzy zapytał sam siebie.
- Zostawił ci przesyłkę pod drzwiami – odpowiedział mu głos za nim. Dizzy odwrócił się. Jego dziewczyna, Rose, stała w drzwiach.
- Co ty tu robisz?
- Następnym razem zamknij drzwi. Spałam na zewnątrz, bo mnie nie zaprosiłeś.
- Teraz też cię nie zapraszałem. Dobra, wchodź. Co tam masz?
Rose podała mu paczkę. Odpakował ją, ale nie znalazł tam nic wartego uwagi. Święty Mikołaj się nie postarał. Przysłał mu tylko stary zeszyt.
- Fetysz bibliofila.
- Pokaż.
Rose zerknęła do wnętrza zeszytu i zaczęła czytać. Skoroszyt był cały zapisany koślawym pismem.
- To mi wygląda na czyjś pamiętnik.
- Serio? Gość wylewa mi swoje żale na wycieraczkę?
- Ludzie lubią się zwierzać.
- A tak konkretnie, co tam jest?
- Facet przedstawia się jako Pan K. Hmmm… Opisuje, co po kolei robi, cały swój dzień.
- Pięknie. Zaraz to spalę. Nie mam ochoty poznawać czyichś perwersyjnych wyznań.
Rose odsunęła się i nie oddała Dizzy’emu zeszytu. Nadal czytała, jakby to była jakaś powieść przygodowa.
- Czekaj. Ten facet chyba nie lubi punków. Nazywa ich dość wulgarnie. Hmmm… Chyba wiem, czemu ci to podrzucił.
- Tak?
- On ci grozi.

fanthomas

opublikował opowiadanie w kategorii kryminał, użył 343 słów i 1914 znaków.

Dodaj komentarz