Nazywali go Panem Drobniakiem, bo zawsze potrzebował drobnych. Mówiło się, że gdy ich nie dostał zjadał osobę, która mu ich nie dała. Panem Drobniakiem był młody mężczyzna, który pracował w małym kiosku z gazetami. W zasadzie nikt nie znał jego imienia, ono nikogo nigdy nie interesowało. Przez tę całą historia coraz mniej osób odwiedzało jego salonik, bo w końcu nikt nie chciał zostać zjedzony przez Pana Drobniaka. Dzieci bały się tego miejsca i na różnych ogniskach opowiadały sobie straszne historie z nim w roli głównej, a później bały się zasnąć. Do saloniku więc przychodziły tylko osoby, które posiadały przy sobie drobne, bo wtedy Pan Drobniak był zadowolony i jego przystojna twarz uśmiechała się od ucha do ucha, a trzeba przyznać, że ten jego cudowny uśmiech był zaraźliwy, więc klient zawsze wychodził z saloniku zadowolony... O ile oczywiście miał drobne.Grupka trzech mężczyzn wracających z meczu i lekko już pod wpływem alkoholu zobaczyła salonik Pana Drobniaka i zaśmiała się bardzo.
– Ej, to ten salonik – odezwał się Wojtek. Był to chłopak ogolony całkiem na łyso, słuchacz rapu, oraz samiec alfa numer jeden w towarzystwie. Miał na sobie krótkie spodenki i koszulkę z napisem „od jutra nie pije".
– No salonik i co z tego? - Michał spojrzał na kolegę zdziwiony. Wypił już dziś cztery piwa i wzrok lekko mu latał. W przeciwieństwie do Wojtka miał włosy – krótkie, ale jednak. Na nosie nosił okulary, więc był nazywany przez kolegów czterookim potworem.
– Chłopaki, ja to bym się piwka napił jeszcze... - Zbigniew nawet nie bardzo słyszał o czym koledzy rozmawiają, bo podczas meczu przepijał wódkę piwem chcąc przypodobać się dziewczynom siedzącym obok. Skończyło się jednak na tym, że został nazwany przez nie alkoholikiem i nawet chciały dzwonić na policję. On również miał krótkie włosy, ale nie nosił okularów.
– No jak to co – Wojtek całkiem zignorował Zbigniewa – Pan Drobniak... Chyba każdy słyszał tę historię.
– No ja słyszałem, więc może lepiej będzie oddalić się z tego miejsca w trybie natychmiastowym. – Co ty chłopie gadasz! - zaśmiał się Wojtek
– Nie gadaj, że peniasz, stary, człowieku – śmiał się w najlepsze.
– Jak jesteś taki mądry to idź tam i zobaczymy.
– Spoko, patrz na to. Wojtek z uśmiechem na twarzy wszedł do saloniku w którym od razu przywitał go Pan Drobniak.
– Dzień dobry – powiedział mężczyzna za ladą.
– No siema... - Wojtek wydawał się bardzo podekscytowany.
– W czymś pomóc? - zapytał sprzedawca uśmiechając się.
– Wezmę sobie pepsi – odparł Wojtek. Podszedł do lodówki i po chwili mocowania się z drzwiami w końcu otworzył ją i wyciągnął interesujący go napój kładąc go na ladzie.
– To będzie 3,99zł – powiedział Pan Drobniak uśmiechając się. Wojtek wyciągnął portfel i wtedy wydarzyło się coś strasznego. Mężczyzna wyciągnął banknot stuzłotowy i położył na ladzie. Uśmiech Pana Drobniaka zgasł jak pet na chodniku.
– Nie będzie nic drobnych? - zapytał sprzedawca grobowym głosem piorunując Wojtka wzrokiem.
– Nie – odparł Wojtek nawet nie zaglądając do portfela, chociaż drobne brzęczały mu w najlepsze. Sprzedawca patrzył na Wojtka zdenerwowany, jednak mimo wszystko wydał mężczyźnie resztę. A Wojtek uśmiechał się, jakby robił właśnie najlepszy kawał świata. Zabrał z lady resztę oraz pepsi i opuścił salonik pokazując kolegom, jakim świetnym jest kolesiem. A koledzy byli z niego dumni, przybijali mu piątki i chwalili jego świetność. Mało brakowało, a postawiliby mu pomnik, tacy byli z niego dumni. Wojtek pił swoją pepsi żałując, że to nie jest piwo, ale przynajmniej pokazał wszystkim, że nie ma się czego bać. O tej akcji jeszcze długo będzie się wspominać na różnych libacjach alkoholowych, a wiele dziewczyn na pewno poleci na takiego odważnego twardziela. Tak przynajmniej myślał sobie Wojtek, którego ego właśnie wystrzeliło w kosmos jak rakieta z nową Teslą.
– Dobra ziomeczki, ja wracam do domu – powiedział Wojtek, bo w zasadzie do domu miał niedaleko to co będzie się szlajał bezsensu po mieście.
– No narazka – odparł Michał przybijając koledze piątke. Zbigniew nic nie odpowiedział, bo ledwo trzymał się na nogach, ale Wojtek poklepał go po plecach życząc koledze dobrej nocy. Wojtek wszedł do domu i położył się do łóżka. Był bardzo zmęczony, bo dzień był ciepły i męczący. W końcu kibicowanie drużynie, picia piwa i zakupy w sklepie zmęczyłyby każdego. Z uwagi na upał Wojtek ściągnął bluzkę oraz spodenki i do łóżka położył się w majtkach. Nawet się nie umył, nie chciało mu się. Zanim zasnął zaśmiał się jeszcze z Pana Drobniaka i wszystkich tych, którzy bali się wejść do jego saloniku. Zasnął szybko i miał bardzo przyjemne sny. Obudził się koło pierwszej w nocy słysząc dziwne szuranie po podłodze. Nie wiedział zupełnie o co chodzi, ale był bardzo niezadowolony, że coś przerwało mu sen. Szuranie dochodziło zza drzwi jego pokoju, więc Wojtek patrzył uważnie w tamtym kierunku.
– Kto tam jest? - zapytał, ale nikt mu nie odpowiedział. Poirytowany ułożył się wygodnie i próbował zasnąć, ale szuranie cały czas mu przeszkadzało.
– E! - krzyknął znowu – kto tam jest? Jak nie odpowiesz to zaraz wyjdę i obije ci mordę, bo mi się spać chce! - krzyczał Wojtek nie wiedząc kto mógł znajdować się za drzwiami jego pokoju, bo w końcu mieszkał sam. Nie bał się jednak, nie bez powodu nazywany był przecież Samcem Alfa. Znów odwrócił się do ściany próbując zasnąć, ale tym razem usłyszał skrobanie o drzwi. A brzmiało to tak, jakby ktoś skrobał o nie pazurami.
– Człowieku! - krzyknął Wojtek zrywając się z łóżka – idę do ciebie! Za chwilę tak ci przywalę, że łeb poleci na Grenlandię, a zęby do Miami! Wstał z łóżka i ruszył w stronę drzwi, które powoli się otworzyły. Wojtek zamarł. Za drzwiami znajdował się Pan Drobniak, ale nie wyglądał jak wtedy w saloniku. Teraz miał długie dłonie zakończone ostrymi pazurami, a twarz... Przypominała ludzką, ale usta były dużo większe niż u człowieka zakończone ostrymi kłami. Pan Drobniak zbliżał się powoli w stronę Wojtka, który stał sparaliżowany niezdolny wydusić z siebie żadnego słowa.
– Nie dałeś mi dzisiaj drobnych – powiedział Pan Drobniak swym grobowym głosem.
– Proszę, nie zabijaj mnie – odparł Wojtek ze strachem w głosie i były to jego ostatnie słowa, bo zaraz po nich Pan Drobniak chwycił go swoimi szponami, a następnie ostrymi kłami pożarł jego głowę. Jednak nie zjadł Wojtka całego. Następnego dnia znaleźli go kumple i byli w totalnym szoku. Wojtek był do połowy zjedzony, a jego pokój był praktycznie cały we krwi. Z kawałka jego brzucha wychodziły flaki, całe ciało było poszarpane. Policja na miejscu zjawiła się dość szybko, a lekarz patolog, który oglądał ciało, nie mógł uwierzyć w to co widzi. Koledzy Wojtka czekali na jakiś werdykt na zewnątrz nie rozmawiając ze sobą. Byli przerażeni. W końcu patolog wyszedł z budynku, a dwójka mężczyzn podeszła do niego od razu
– Co mu się stało? - zapytał Michał.
– Będzie sekcja zwłok – mówił Lekarz – ale myślę, że musiało go zjeść jakieś zwierzę – dodał.
– Zwierze? W środku miasta? - Zbigniew był tym zaskoczony.
Lekarz wzruszył ramionami.
– Mówię tylko co widzę – odpowiedział Lekarz Po chwili ciało Wojtka zostało wyniesione w czarnym worku. Koledzy patrzyli na to przerażeni i wciąż nie mogli uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. W tym samym czasie Pan Drobniak właśnie otwierał swój salonik uśmiechając się tym swoim zaraźliwym uśmiechem. Był zadowolony, dlaczego miałby nie być? Przecież pożywił się kolejną osobą, która nie chciała dać mu drobnych.
Dodaj komentarz