Witam,
To co się stało podsumuje moje całe życie. Doznałam urazu podczas treningu 27.04, głupia jestem
bo myślałam, że gorzej być nie może. Słuchajcie! Może. Myślicie sobie... Ale co to za uraz? Zerwałam więzadło (ACL - tak to najważniejsze w kolanie) i uszkodziłam łąkotkę. Okej. Wdech wydech. Wasza pierwsza myśl, okej mogło być gorzej, przesadza przecież wyjdzie z tego silniejsza, innym się przytrafiają gorsze o wiele gorsze rzeczy, nie wiem np. umierają. No cóż, ja nie jestem inni, dla mnie to trauma. Jestem piłkarką ręczną i dla mnie granie to całe życie, oderwanie od codziennych problemów w domu, od studiów które też nie są w dobie pandemii jakieś fascynujące. Myślałam, że jak przechoruje COVID'a to będzie lepiej, wiecie wyjdę z domu i ponadrabiam zaległe sprawy. Nie było mnie tutaj miesiąc, to przecież też o covidzie nie wiedzieliście ehhh. Już sama nie wiem co tu opowiadać wam, moje życie to jest jak taka kolejka, stoję sobie i spotyka mnie wypadek, choroba czy uraz. Dobrze to wracając przeszłam artroskopie łąkotki było mi ciężko, nawet kurewsko bardzo i byłam sama. Wiem, że jestem silna i twarda. Poradzę sobie z tym jak z resztą rzeczy. Jest jedno ja się wyniszczam, czuję to coraz bardziej, czeka mnie kilka długich miesięcy cierpienia. Dlaczego? Tak, nic nie wspomniałam o więzadle, mam zaplanowaną rekonstrukcję na za trzy miesiące o ile moje kolano będzie w dobrym stanie. Nie, lekarz zdecydował, że bez sensu jest robić przeszczep, ponieważ mam stan zapalny i nie przyjąłby się ponoć tak dobrze. Sama nie wiem co o tym myśleć, po prostu drugi raz będę cierpieć. Chce mieć rekonstrukcję i wrócić do gry, boję się tego trochę ale w co ja mam iść. Nie mam jakiegoś celu. Znaczy mam ale jestem taka zagubiona i niezdecydowana. Jeszcze to, no nic miałam pisać o przemocy a piszę o czymś zupełnie innym, Żeby ten wpis choć miał najlepszy sens, dzień po tym usłyszałam z ust mojego ojca: "Dobrze jej tak", "Niech cierpi", "Ja jej nie pomogę", "Sama to sobie zrobiła, to niech teraz cierpi", "Kto nie słucha ojca, matki posłucha psiej skóry", "No i dobrze, nie będzie chodzić. Może coś zrozumie" i etc. Chyba sami się potraficie domyśleć co jeszcze mój ojciec do mnie mówił. KURWA. Dzień po urazie. Pozdrawiam. Nic innego mi nie pozostało jak ćwiczenia i rehabilitacja. Trzymajcie za mnie kciuki. Do następnego.
Dodaj komentarz