Po prostu, jedź.

Po prostu, jedź.– Ja to miałem ostatnio jazdę – rzucił, oparty o swoją nową, czarno–żółtą Nash Metropolitan, Stan do kolegów zebranych na placu należącego do firmy, w której pracowali, i zaciągnął się przez sekundę papierosem. – Ummm...

Jechałem właśnie Piątą w kierunku Cooper Square, kiedy zauważyłem jej podniesioną dłoń i usłyszałem ostre gwizdnięcie. Ciemno się już robiło. Zarobek zarobkiem, ale cizia pierwsza klasa..., no grzech byłoby się nie zatrzymać. Perfekt figura w granatowym kostiumie, kaskada blond włosów opadających trochę za ramiona, z przedziałkiem po lewej stronie oraz odsłoniętym jednym uchem, kilka rzędów pereł naszyjnika, i ta twarz bogini z czerwoną szminką na ustach... Wyglądała prawie jak Lauren Bacall w "Dark Passage". No mówię wam... – lala jak z okładki żurnala.  

Ale to nie była taka słodka idiotka, o nie... Wystarczało spojrzeć w jej pewne siebie niebieskie oczy. Nie..., nie wyglądała na zimną sukę. Ale była w niej jakaś taka... jakaś taka kategoryczność, jeśli wiecie, co mam na myśli.

Anyway, zatrzymałem się, wcisnęła się na tylne siedzenie, siadając dokładnie za mną. Wyczułem woń jej perfum. Już ją kiedyś czułem, ale za cholerę nie pamiętam gdzie. Ruszyliśmy, krążąc po tych samych ulicach. Grat podskoczył gdzieś na jakimś wyboju, rozlewając mój napój a do buta przykleiło mi się coś lepkiego. Zagapiłem się przez to i przejechałem skrzyżowanie na czerwonym świetle. Cizia, cizią, ale zaczynałem mieć jej dość.

– Miss... – odezwałem się, zgniatając kubek i wyrzucając go przez okno. – Musi mi pani wreszcie powiedzieć, gdzie chce się udać. Nie mogę przecież bez końca jeździć dookoła kwartału... – dodałem, pochylając się i zdrapując gumę do żucia z podeszwy buta i odwracając przy tym głowę w jej stronę.
A ona jedynie popatrzyła na mnie tym swoim chłodnym, badawczym wzrokiem i warknęła tylko:
– Zamknij się i patrz na drogę.
– Po prostu, jedź. – dodała.

Gdy podrapałem się w swędzącą łysinę na czubku głowy, zauważyłem przy tym, jak zaciskała swoje smukłe dłonie o czerwonych paznokciach na torbie, którą trzymała na kolanach. Już wtedy wiedziałem, że moja taryfa służy do ucieczki, ale zamknąłem pysk na kłódkę i jechałem, jak kazała.

Zająłem się jedzeniem, ugryzłem pączka, i częstując ją drugim, zapytałem:
– Czy ma pani kłopoty?
A ona wtedy sięgnęła do swojej torebki. Wyciągnęła z niej "trzydziestkę szóstkę" i rzekła:
– Zamknij się i trzymaj łapy na kierownicy. ...Po prostu, jedź.
– Okay, okay... – odruchowo podniosłem obie ręce do góry, ale momentalnie opuściłem je i złapałem kierownicę, gdy dotarło do mnie, co powiedziała.

No a potem chmury zasłoniły księżyc i zaczęło lać... Włączyłem wycieraczki, a we wstecznym lusterku zauważyłem nazwę dużego banku z Dolnego Manhattanu umieszczoną na tej torbie, co ją na kolanach trzymała.
– Nie musi się pani mną martwić – rzuciłem, włączając reflektory. –  Ale przez chwilę wydawało mi się, że widzę nas oboje, na jakiejś tropikalnej wyspie... Spacerujących piaszczystą plażą... Jedzących coś...
– Po prostu, jedź!

Wydostaliśmy się z korków, wjeżdżając w ciemną boczną uliczkę, akurat wtedy, gdy przy pomocy małego lusterka z puderniczki poprawiała swoją fryzurę. Gwałtownie skręciłem w lewo na pomarańczowym i docisnąłem gaz, prując w stronę portu.  

Wysiadła na przystani. Poruszając się z gracją, weszła na czekającą na nią łódź, i odwróciła się na moment, posyłając mi całusa. Patrzyłem, jak odpływa...
...No a potem, gdy przyjechał radiowóz, zajadając się orzeszkami, powiedziałem im tylko:  
– Niewiele pamiętam, oprócz: "Zamknij się i patrz na drogę.".

"Po prostu, jedź...".

__________________
Na podstawie: "Drive, She Said" Stana Ridgway'a  
( www.youtube.com/watch?v=i1eUwJbZsaM )

MEM

opublikowała opowiadanie w kategorii inne i kryminalne, użyła 716 słów i 4055 znaków, zaktualizowała 28 gru 2020. Tagi: #taxi #taksówka #kobieta #bank #jazda

Dodaj komentarz