Cogito ergo... - rozdział 1

Poczułem, że jestem. Jestem? Ale gdzie? Nie wiedziałem. Nie widziałem. Usłyszałem głos:

- Otwórz oczy - rzekł donośnie.

Oczy? Tak, mam je. Mogę nimi poruszać. To znaczy, iż jestem tu fizycznie? Ciałem składającym się z miliardów atomów? Tak, tak, poczułem ją. Swoją fizyczność. Podążyłem za radą fali akustycznej rozchodzącej się w powietrzu i docierającej do moich bębenków. Otworzyłem oczy.
Ujrzałem ogromną przestrzeń i piasek pod stopami. Pustynia. Pustka. Całkowity bezkres. Nie widać początku ani końca. Spojrzałem za siebie i w końcu ją dostrzegłem. Postać mężczyzny. Przyjrzałem mu się dokładniej. Wyglądał, jak filozof żywcem wyjęty ze starożytnych Aten. Starzec z bujną brodą i błękitnymi jak niebo oczami. Miałem wrażenie, że nawet skupiając na czymś wzrok, patrzył jakby w dal. Nie rozmyślając długo, odezwałem się:

- Kim jesteś? To ty do mnie przemawiałeś? To ty jesteś głosem?
- Tak, to ja. Kim jestem, pytasz? Jestem po prostu Filozofem. Nikim mniej i nikim więcej. Tyś zapewne Sceptykiem się zwiesz?
- Tak, to prawda. Skąd wiesz? - spytałem zdziwiony, chcąc wiedzieć.
- Obserwowałem cię, kiedy nie byłeś.
- Kiedy nie byłem?
- Teraz jesteś.
- Gdzie jestem?
- W miejscu, w którym wszystko jest ukryte, niewiadome.
- Po co tu trafiłem?
- Nie wiem. Nie znam odpowiedzi. Może to dlatego? Może to dlatego, że nie znam odpowiedzi? Że jej nie znamy?

Nie wiedziałem, o czym mówi. Bo w końcu, co można znaleźć na pustyni? W pustce? Przecież to tylko miliardy drobinek piasku. Żar leję się z nieba za sprawą płonącej gwiazdy znajdującej się w centrum naszego kosmicznego układu. Centrum? Czy Ziemia też jest w centrum czegoś? Czy ja jestem na Ziemi. Nie znałem odpowiedzi. Musiałem zadać mu to pytanie, musiałem być pewny. Z mych ust wydobył się dźwięk:

- Filozofie, czy ty też nie wiesz?
- Nie wiem, dlatego cię ściągnąłem. Bowiem to, czego nie wiemy, a chcemy wiedzieć, musimy odnaleźć wspólnie. Potrzebujemy dwóch spojrzeń, dwóch par oczy. Tych, które widzą i tych, które patrzą.
- Ja widzę tylko to, co widzę - zapewniłem go.
- I jesteś pewny, że jest to wszystko, co chcesz zobaczyć?
- A co mam zobaczyć, poza tym, co widać?
- A co widzisz?

Co widzę? Nie jest to skomplikowane pytanie. Raczej banalne.

- Widzę piasek, ogrom pasku. Niebo, horyzont i ogniste słońce.

Starzec zamyślił się:

- Hmm, ja z kolei widzę dotyk piasku, który wdziera się pod stopy i palce w sandałach. Widzę podmuch lekkiego wiaterku muskającego moją twarz. W końcu widzę żar, który rozpala moje ciało.
- Co to znaczy?
- Nie wiem - odpowiedział Filozof.

Obaj spojrzeliśmy po sobie, nieznacznie kiwając głowami. W naszych oczach pojawił się błysk. Wiedzieliśmy, co to oznacza.

Chcieliśmy wiedzieć.

Wyruszyliśmy więc w drogę, gdyż tylko to nam pozostało.

***

Nie wiedziałem, jak długo wędrowaliśmy.
Za to jednego byłem pewny. Nie było tu czasu. Słońce bowiem, przez cały czas było w zenicie. Nie poruszało się. Skoro więc ono się nie poruszało, to czy my się przemieszczamy. Do tej pory nie widzieliśmy żadnej oazy. Żadnego punktu odniesienia, dla naszego ruchu. Po prostu piasek. Pustynia. Tyle i aż tyle. To nie dawało mi spokoju. Musiałem zapytać:

- Filozofie, sądzisz, że się poruszamy?
- Nie wiem. Wiem tylko tyle, że nawet jeśli się nie przemieszczamy, to nasze myśli i duszę się poruszają.
- Myśli i dusze się nie poruszają.
- A więc czym są? - spytał Filozof.
- Myśli to impulsy elektryczne wytwarzane w mózgu i transportowane z jednych neuronów do drugich. Dusza natomiast to tylko wymyślony na potrzeby wiary koncept.
- Jeśli nie dusza, to co tworzy człowieka?
- Mózg, mózg definiuje to, kto, jakim jest człowiekiem. Nic innego.
- Mózg stwarza rzeczy, koncepcje. Dlaczego nie miałby stworzyć duszy?
- A po co mu dusza, skoro jest on. Po co mu konkurencja?
- Może potrzebuje równowagi, a może po prostu jest samotny?
- Mózg nie może być samotny. W końcu jest to tylko narząd ośrodkowego układu nerwowego.
- Ale przecież myśli. Poza tym sterowanie człowiekiem to zapewne żmudna, a do tego smutna praca. Może sobie wymyślił kogoś do pomocy, aby mu pomógł sterować?
- Nie, zdecydowanie nie. Nie oddałby władzy za coś takiego, jak lek na samotność. To z logicznego punktu widzenia niemożliwe.

Im dłużej myślę o tym, co mówi filozof, tym dziwniejsze się to wydaje. Narządy, ciało, biologia, stają się samotne? Potrzebują kompana? Toż to nieżywe w sensie emocjonalnym, bo żywe w sensie biologicznym. Specyficzny to człowiek do rozmowy, specyficzny - pomyślałem.

Dyskutowali ze sobą jeszcze sporo czasu, gdy natrafili na mgłę. Była ogromna i gęsta. Nie sposób było ją obejść. Z tego powodu, że ciekawość pchała ich do przodu, dlatego, iż chcieli wiedzieć, postanowili pójść dalej przez niespotykane na pustyni zjawisko atmosferyczne.

Przez z góry nieokreślony czas, wszystko było w porządku. Do czasu, gdy się rozdzielili i nawzajem zgubili. Nie mogli siebie dostrzec. Nawoływali, nawoływali i słyszeli tylko swoje stłumione przez gęstą mgłę głosy. Sceptyk błąkał się samotnie. Nie wiedział co się z nim dzieje, gdyż po raz pierwszy w życiu dostrzegł strach. Bał się o to, że już nigdy nie spotka Filozofa. Będzie chodził we mgle, nie znając wyjścia. Strach był dla Sceptyka nowym polem widzenia, nowym obrazem. Nie wiedział jak zareagować. Podjął najbardziej logiczną w jego mniemaniu i na ten moment, decyzję. Przestał się obracać wokół własnej osi. Obrał we mgle jeden konkretny kierunek. Ruszył. Nie zmieniał drogi. Uparcie szedł przed siebie, wyczekując momentu, gdy opuści mgłę.

Udało mu się. Wyszedł z dziwnego zjawiska. Ujrzał Filozofa stojącego ze złożonymi za plecami rękami i podziwiającego widok przed sobą. Zobaczył dziwną ulgę, nie wiedział, co to oznacza, ale widział, że było dobre. Sceptyk również spojrzał w tym kierunku. Okazało się, że przed nimi, na ich dalszej drodze rozciąga się olbrzymi zielony gaj. Czy to w ogóle możliwe? Najpierw pustynia, pustka, a teraz gaj? Co to znaczy. Po raz kolejny spojrzał na starca mającego uśmiech na twarzy. Znów myśleli o tym samym.

Ciekawość przemówiła ponownie.

Chcieli wiedzieć.

Ruszyli więc w dalszą drogę, razem.

Szukając odpowiedzi.

Johnny2x41

opublikował opowiadanie w kategorii inne, użył 1177 słów i 6466 znaków, zaktualizował 7 maj 2020.

2 komentarze

 
  • Kocwiaczek

    Brawo, baardzo mi się podoba :) Mamy w końcu bohaterów – coś namacalnego, czego można się uczepić i do czego przywiązać. Do tego wkradła się akcja – motyw wędrówki. Dobrze mi się czytało i jest chęć do dalszej lektury. Ciekawe czy się dowiedzą? I czego? :)

    7 maj 2020

  • Johnny2x41

    @Kocwiaczek Się zobaczy :D

    7 maj 2020

  • AHopeS

    Bardzo ciekawe.  
    Pozdrawiam.

    7 maj 2020