,, Psychopatyczna idealność"

Ok, nie wiem skąd u mnie takie pomysły, ale lubię tą dziedzinę literatury. Dobrze, że moje dzieci tego nie czytają...

,,Psychopatyczna idealność”
Mieszkaliśmy w domu jednorodzinnym. Dom miał zaledwie pięć lat, od kiedy rozpoczęliśmy nasze starania o dziecko. Wcześniej dom był starannie przygotowany na jego przyjście. Pokupowałam mu, (bo czułam, że to będzie chłopczyk) wszystko, co tylko mogło się przydać dziecku. Zabawki, grzechotki, klocki, smoczki i bardzo dużo par małych skarpeteczek, bo wiadomo, że dzieci je gubią. Ja kupiłam dodatkowo trzy pary białych stópek, aby kiedy zapłacze, móc włożyć je do jego buźki. Bo podobno wtedy dzieci nie płaczą.
Sama uszyłam mu firanki. Specjalnie dobrałam różne skrawki materiałów, aby Uszyc dla niego uspakajający wzór.
Piersi.
Wiadomo, że dzieci uwielbiają ssać piersi, więc firanka cała w piersiach powinna je uspakajać. Patrząc na nie, wiedziałby, że mamusia jest blisko. I, że go kocha.
Jego kołderka i podusia też były w piersiach, aby złudnie sądził, że zawsze będę przy nim. Bo będę, tyle, że nie zawsze. To, że będzie się mamusią, wcale nie oznacza, że przestaje się żyć. Można wszystko tak zaplanować, że i maluch nauczy się, iż czasem mamusi również należy się odpoczynek i odrobina przyjemności, w postaci gorących wieczorów z mężem.
Plany, plany, plany…
Wszystko dla dzieci.
Nigdy nie zapomnę chwili, kiedy okazało się, że jestem w ciąży. Robert o mało nie oszalał ze szczęścia. Prawie natychmiast zabrał mnie do sklepu z odzieżą ciążową, choć to był dopiero szósty tydzień. Starannie powybierał mi koszule nocne, abym nigdy nie czuła się skrępowana w jego obecności.  
I tak na pierwszy miesiąc spałam w obcisłej koronkowej koszulce do pępka i stringach. Wszystko w krwistej czerwieni. Robert chciał, abym przypominała mu striptizerkę, bo wciąż byłam szczupła. Smutno mu tylko było, że od drugiego do trzeciego miesiąca ciąży nie mogliśmy należycie spożytkować naszego cudownego czasu. Nosiłam wówczas strój kelnereczki, jednak wymioty notorycznie uniemożliwiały nam współżycie. Ale potem, gdy byłam seksowną policjantką z małym brzuszkiem, nie mógł mi się oprzeć. Do tego miałam też dużą pałę, która służyła, jako dopełniacz naszych doznań.
Na szósty miesiąc byłam ciężarną tygrysicą, z otworami na piersiach, brzuchu i między nogami. Małemu wszystko chyba bardzo się podobało, bo gdy mąż porządkował mnie od tyłu, on kopał w mój brzuszek od środka.
To było takie przyjemne.
A potem przestałam już liczyć kolejne dni, bo okazało się, że mój synuś zamierzał przywitać nas na świecie o wiele za szybko.
Tego nigdy nie zapomnę…
Gdzieś w siódmym miesiącu ciąży, kiedy akurat przebrana za seksowną pielęgniareczkę w pończoszkach za kolana, mąż oporządzał mnie na kanapie, nagle coś się stało. Aż krzyknęłam z bólu, kiedy po nogach popłynęła mi gorąca ciecz…
- Akurat teraz?!- Krzyknął mąż, kiedy nie zdążył jeszcze uwolnić swoich emocji.
- O Boże! Chyba rodzę!- Odparowałam cała w szoku, bo oznaczało to, że stroju seksownego anioła i lamparcicy nie zdążę założyć.
- Zatrzymaj to!- Krzyknął uciekając na bok.
- Sam sobie zatrzymaj! To przez ciebie urodzi się wcześniej!
- No to zrób coś!
Usiadłam na boku, bo strasznie rozbolał mnie brzuch.
- Zadzwoń po pogotowie- wymamrotałam zakleszczona przez ból.
- O kurna! Coś ci wyłazi z tyłka Wydarł się, zanim zemdlał. Przez tego ciotę musiałam czołgać się po dywanie przez cały pokój, bo telefon był w rogu pokoju na półce. To było okropne. I tak strasznie bolało…  
Złamas miał mi pomagać, a zamiast tego leżał w stroju tresera bez majtek zaraz obok fotela, koło którego przechodzili pielęgniarze. Jeden z nich najpierw przykrył jego przyrodzenie, zanim go ocucił. A ja wtedy darłam się w niebogłosy, próbując nie rozmazać sobie makijażu.  
Podobno urodziłam w karetce. Małego, bo faktycznie urodziłam chłopczyka musieli włożyć do inkubatora, bo ciężko mu się oddychało. Na szczęście potem już mu przeszło.
- Króliczku- powiedział do mnie mój mąż, kiedy w końcu odważył się przyjechać do szpitala. Lekarz, który go wtedy widział w stroju tresera wpatrywał się w niego jak urzeczony, kiedy pochylał się nade mną. Założę się, że i on miał wtedy swoje marzenia.
Niestety nie pamiętam, co wtedy mówiłam do męża, bo podobno byłam w szoku poporodowym. Ale na pewno byłam na niego zła. W końcu to przez niego nasz synek musiał leżeć teraz w klatce, całkiem odizolowany od świata. A mój poharatany dół wcale nie zamierzał się od razu goić.
Byłam w totalnej rozsypce. Po tygodniu pokazywania lekarzom moich narządów rozrodczych, kiedy stwierdzili, że nadają się do ponownego użycia, w końcu mogłam wyjść ze szpitala. Jednam małego mogłam odebrać dopiero za dwa tygodnie. A do tego czasu, musiałam przyjeżdżać do niego cztery razy w ciągu dnia, aby nakarmić go piersią.
Maciuś była taki malutki, że mieścił się w jednej dłoni. Co to jest dwadzieścia osiem centymetrów i półtorej kilograma wagi? Prawie nic. Same moje dojarnie były prawie tak długie, jak on sam. Ale za to bardzo mocno go kochałam. Tak bardzo, że wszystko bym dla niego zrobiła. Chyba nawet zabiłabym, gdyby zaszła taka potrzeba. I to każdego, kto spróbowałby go skrzywdzić.  
Bo był idealny.
Mijały dni i jutro miałam odebrać naszego synka ze szpitala. Ja już całkiem doszłam do siebie i znów zaczęliśmy się zabawiać, choć wciąż tęsknie patrzyłam na dwa stroje zawieszone w szafie, których nigdy nie miałam już założyć. Nieskazitelnie biały anioł i agresywna lamparcica miały leże do znudzenia w szafie. A były takie piękne…
- W stroju lamparcicy wyglądałabyś bardzo pociągająco- powiedział do mnie mąż, kiedy tęsknie zaglądałam do szafy.
- Wiem, ale teraz nie mogę tego założyć. Jest na mnie za duże.
- A mieliśmy takie plany- wzdychał.
- Trudno. Choć…
- Czyżbyś myślała o tym, co ja?- Spytał z nadzieją w głosie.
- Sama nie wiem. Jutro odbieramy Maciusia. Teraz bardzo dużo się zmieni.
- No wiem, ale…
- Bardzo go kocham, wiesz? Nie chcę, aby cierpiał.
- Ja tez go bardzo kocham. Ale pomyśl. Mieliśmy wszystko, co chcieliśmy. Mieliśmy plany, które wciąż mogą się ziścić. Wciąż możesz czekać, tak jak wtedy, póki twoje kształty nie dostosują się do stroju lamparcicy i anioła.
- Więc zdecydowałeś? Chcesz, abym znowu była w ciąży?
- Tak. I to najbardziej na świecie chcę, aby wszystkie nasze marzenia spełniły się tak, jak sobie to zaplanowaliśmy. I zobaczysz, że tym razem w pełni się spełnią.
Nieśmiało pokiwałam głową.
- Dobrze. To spróbujmy…
Mały Maciuś zdążył skończyć trzy miesiące, zanim się okazało, że znów jestem w ciąży. Był prawie idealnym dzieckiem, w idealnym pokoju. I miałam racje, co do pościeli w piersi. Maciuś wtulał się w nie, gdy odchodziłam z jego pokoju i potem zasypiał. Był nazbyt grzecznym dzieckiem, który jednak potem zaczął mnie złościć. I coraz częściej marudził chcąc, abym go nosiła. A nie mogłam go nosić, bo tym razem byłam w totalnie idealnej ciąży, która musiała wytrwać do końca dziewiątego miesiąca ciąży.
Tym razem po prostu musiało być idealnie.
I będzie.
W miarę, jak wymioty się nasiliły, zaczęły mną targać nerwy. Bachor jęczał jak głupi co rusz dopominając się mleka, kiedy akurat nie zawsze mogłam do niego podejść.
- Zrób coś!- Darłam się do Roberta, po czym znów wymiotowałam.
- Przestań beczeć!- Darł się na niego, ale ten mały idiota nie słuchał. Pomyliłam się, co do niego. Nie był naszym prawie idealnym dzieckiem. I nawet urodził się za szybko, czego żadne z nas nie miało w planach. To przez niego mój strój seksownego anioła i zadziornej lamparcicy wisiał w szafie. A miało być tak cudownie!
- Rozprawiłem się z nim- powiedział Robert dumnym głosem idealnego ojca.- Chcesz wody?
- No- wysapałam wycierając twarz w ręcznik.- To dziecko mnie wykańcza.
- Nie przejmuj się. Już nie będzie nam przeszkadzać.
- To całe szczęście. Wiesz Misiek? To chyba nie był nasz wymarzony dzieciak.
- Wiem. Też to czułem, odkąd stwierdził, że szybciej przyjdzie na świat.
- Nawet nie pomyślał, czy my jesteśmy na niego gotowi.
- Wiem Myszko. Przez niego tyle wycierpiałaś.
Pogłaskał mnie czule po głowie.
- To już nie nasz problem.
Popatrzyłam na Roberta pytającym wzrokiem.
- Zrobiłeś mu coś?
- Ja? No coś ty. To śmierć łóżeczkowa. Więcej nie będzie nam zawracał głowy.
Po chwili cisz, rozpłakałam się.
Ze szczęścia.
- Czy to znaczy, że…
- Tak. Odtąd znów jesteśmy tylko ty i ja. I nasze cudowne dziecko, które tym razem urodzi się o idealnej porze.
Plany, plany, plany…
Czym byłby świat bez idealnych marzeń?

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii horror i thrillery, użyła 1695 słów i 9063 znaków.

2 komentarze

 
  • agnes1709

    Poczemu ja tego nie widziałam wcześniej? Kurde, jednego nie mogę dokończyć, bo wciąż coś wypada, a już bym się za to wzięła, gatunek bardzo korzystny:D Chyba czas zarwać nockę:kiss::przytul: :whip:

    26 kwi 2018

  • Ewelina31

    @agnes1709 Nie wiem kochana. Masz zbyt wiele na głowie, aby widzieć maleńkie kiełkujące ziarenka, heh. Dzieki, że wpadłaś :)

    26 kwi 2018

  • agnes1709

    @Ewelina31 Tak? To czemu, jak widzę Kaśkę to lecę na złamanie karku?:lol2::kiss:

    26 kwi 2018

  • Ewelina31

    @agnes1709 heh, jesteś boska. Kolejna częśc Kaśki jest już w zeszycie. Niebawem znów zawita ;)

    26 kwi 2018

  • AnonimS

    "mąż oporządzał mnie na kanapie" kojarzy mi się z gospodarstwem gdzie się potocznie mówi re więc idę oporządzić bydło czy świnie. Jednam powinno być jednak. Ciekawy powód do zajścia w ciążę...wykorzystanie nieużytych ubrań. Jak przeczytałem zakończenie to na głos mi się wyrwało o k..rwa, mimo że na co dzień nie używam przekleństw. I ta ewolucja uczuć matki od " Ale za to bardzo mocno go kochałam. Tak bardzo, że wszystko bym dla niego zrobiła. Chyba nawet zabiłabym, gdyby zaszła taka potrzeba. I to każdego, kto spróbowałby go skrzywdzić.  " Po " To śmierć łóżeczkowa. Więcej nie będzie nam zawracał głowy.  
    Po chwili cisz, rozpłakałam się. Ze szczęścia." Ciężko..?

    23 lut 2018

  • Ewelina31

    @AnonimS Kurcze, jest tego ciąg dalszy. Z braku napisania części pierwszej wyszło, że jest tylko jedna. A z tym oporządzaniem, to było specjalnie. Przeczytaj cz. 2, to się wyjaśni. ;)

    23 lut 2018