Cz. 4
Ktoś ciągle był u nas w domu…
Chyba coś spadło, najwyraźniej w moim pokoju. Brzmiało jak upadająca książka, czy coś podobnego. Natychmiast zatkałam Ani usta ręką, aby nie krzyknęła, choć sama chciałam się wydrzeć.
- Zostań- powiedziałam szeptem.- I nie krzycz. Schowaj się za pralką i czekaj, póki nie przyjdę.
- Ale ja się boję- powiedziała cicho łkając.
- Cii. Idź za pralkę, słyszysz? Choć raz zrób coś, o co cię proszę.
Cała roztrzęsiona poszła w kąt, gdzie pralka ją zasłaniała. Dodatkowo zarzuciłam jej na głowę suchy ręcznik, aby w razie, czego nie rzucała się w oczy. A sama małymi kroczkami zaczęłam iść w stronę hałasu.
Wyszłam z łazienki i prawie bezszelestnie przeszłam pokój zmierzając do kuchni. Spojrzałam na stół, gdzie leżała moja torebka. Nie było w niej mojej opowieści. Ktoś ją wyciągnął, ale, po co? Bez sensu. Przecież, gdyby moje opowiastki były warte coś więcej, mój szef nie traktowałby mnie jak konia. Wsiada na plecy i myśli, że zwycięży w galopie życia. I najlepiej wszystko, co piszę, żeby było na wczoraj. Nie rozumie, że opowieści nie biorą się same. Do tego potrzeba pokręconego mózgu, czego mu najwyraźniej brakuje.
Byłam już w drodze do mojego pokoju, kiedy nagle coś głośno zapiszczało. To był tak okropnie przeraźliwy pisk, jakby kota rozrywano na pół. A ja głupia ze strachu zamiast wiać, to wparowałam z ręcznikiem w ręku, jak gdyby mógł się zmienić w złoty sztylet, albo, chociaż kuchenny nóż. I pomyśleć, że to ja pisałam powieści grozy.
Żenada…
Jednak, gdy już znalazłam się w moim pokoju gotowa do boju, aby zaatakować kogokolwiek ręcznikiem, ujrzałam tylko zarys postaci, która zwiewała przez moje okno. Aby lepiej ujrzeć, kto to był, natychmiast podbiegłam w stronę okna, lecz tuż przed nim przewróciłam się o coś, co leżało na dywanie.
- O kurwa! O kurwa!- Zdążyłam wykrzyknąć, zanim zwymiotowałam na głowę kota.
Skrwawioną głowę kota, która zastygła z przerażeniem na twarzy. Jego usta były szeroko otwarte, a z oczu nie zdążyła spłynąć łza.
Ktoś go przeciął na pół.
Boże, jego flaki zdawały się łączyć głowę z tułowiem! To nie mogła być prawda! Zaraz potem Ania przybiegła mi na ratunek. W dłoniach trzymała suszarkę do włosów, co pewnie miało być jej tarczą obronną.
- Mamo! Mamo! Nic ci nie jest?
Jak mogłam jej odpowiedzieć, kiedy nie mogłam przestać wymiotować? Fale żółci wylewały się ze mnie niczym piana z butelki z piwem, kiedy wsypało się do niej sól. I chyba nigdy bym nie skończyła wymiotować, gdyby nie Ania. Biedactwo odciągnęło mnie na bok wciąż trzymając suszarkę w dłoni.
- Mamo, mamo…- łkała Ania.- Co się dzieje? Dlaczego ktoś nam to robi?- Pytała, lecz nie miałam w głowie najmniejszej odpowiedzi. Dopiero, kiedy przyniosła mi szklankę wody z kranu, opłukałam gardło i pozwoliłam, aby cały strach wylał się ze mnie w postaci łez.
A potem ktoś mocno pociągnął mnie do tyłu…
1 komentarz
AnonimS
No można narobić w majtki że strachu jeśli ktoś Ci w domu kota morduje....
Ewelina31
@AnonimS Tyle, że oni nigdy nie mieli w domu kota...