Psychopatyczna idelaność cz. 7

Cz. 7
- Biegnij, dziecko, biegnij- krzyczałam i znów zaczęłyśmy uciekać.
To wszystko było chyba jednym wielkim koszmarem. Brakowało mi tchu w piersi i całkiem przemarzłam. Żal mi było Ani, która nie bardzo wiedziała, co się działo. Ja sama zresztą, co rusz szczypałam się w dłonie, aby się obudzić, jednak to nie był żaden sen. Na dodatek ten głupi samochód znów za nami jechał.
- Daj w prawo!- Krzyknęłam i obie czmychnęłyśmy za przystanek autobusowy.
- Mamo… ja… ja…- dyszała Ania.
- Cicho…
Siedziałyśmy przykucnięte za murowanym przystankiem mając nadzieję, że nas nie znajdą.
- Boję się- wysapała, więc mocno ją objęłam. Mnie też było zimno, choć adrenalina buzowała we mnie bez przerwy.
- Przejechał- szepnęła Ania.
- Choć- powiedziałam.
- Gdzie?
- Tylko trzymaj się blisko mnie.
- Co ty chcesz zrobić?
- Sama nie wiem, ale po prostu zrób to!
Już się podnosiłam, kiedy nagle Ania nadepnęła nogą moją rękę.
- Ała!
- Przepraszam mamo. Nic ci nie jest?
- Nie, nic się nie stało.
Spojrzałam na swoją dłoń. Było ciemno, ale widziałam, że leci z niej krew.
- Cholera.
- Mamo, przepraszam.
Wytarłam dłoń o spodnie. Nieduże zadrapanie, choć chyba coś mi w niej utkwiło. Już miałam przekląć, po raz drugi, kiedy nagle usłyszałam jakiś dziwny dźwięk. Coś jakby drganie, jakby wibracja, jakby…
- Cicho.
Ania umilkła.
- To u ciebie.
- Co?
- Słyszysz to? Coś u ciebie draga.
Natychmiast przetrzasnęłam jej kieszenie i pobladłam, kiedy w jej spodniach znalazłam moją komórkę.
- Skąd ją masz?
- O matko. Nie wiem. To twoja komórka.
- No tak. Przez cały ten czas miałaś ją przy sobie?
- Nie wiem. Może to on mi ją tam włożył.
- Dobra, czekaj. Chyba ktoś dzwoni. Zastrzeżony numer.
- Odbierz.
- Ale nie wiem, kto to.
- No odbierz- powiedziała Ania i wyrwała mi ją z dłoni.
- Halo? Czego od nas chcesz? Nic ci nie zrobiłyśmy.
Wyrwałam jej telefon z ręki, ale kiedy przyłożyłam do ucha, ten ktoś już się rozłączył.
- Powiedział, kim jest?
- Nie…- płakała.- Powiedział, że musisz za to wszystko zapłacić.
- Ja? Ale, za co?
- Nie wiem- łkała.
- Już dobrze- przytuliłam ją.- Co ci jeszcze powiedział?
- No, że to wszystko przez ciebie, bo nie dotrzymałaś słowa.
- I coś jeszcze?
- No…
- Już dobrze, uspokój się. Póki jesteśmy razem, nic ci się nie stanie- powiedziałam i przytulając Anię za jej plecami spojrzałam na swoją zakrwawioną dłoń. – Nic ci się nie stanie.
- Mamo, co ty takiego złego zrobiłaś?
- Nie wiem. Nie mam pojęcia.
- Ale on nas zabije.
- Nie zrobi tego. Nie pozwolimy mu na to- odparłam i pocałowałam ją w policzek. Być może tylko mi się wydawało, że był mocno napięty. Zupełnie, jakby przepełniał ją nie tylko strach, co nienawiść.
Rozejrzałam się dookoła. Nigdzie nie było widać samochodu, ani nawet żywej duszy. Podniosłam się pierwsza i włożyłam telefon do kieszeni moich spodni. Bez słowa złapałam zdrową dłonią Anię za rękę i poprowadziłam do następnego domu, który chyba, jako jedyny świecił totalnymi pustkami. Wymacałam na trawniku kamień i wybiłam nim dziurę w oknie piwnicznym. Potem odbezpieczyłam je od wewnątrz.
- Przechodź- nakazałam Ani przyświecając jej drogę lampką z wyświetlacza telefonu.
- A jak na coś wpadnę?
- Nie wpadniesz. Nie jest wysoko. No dalej, już, zanim ktoś nas zauważy.
Pomogłam Ani przejść i po chwili wylądowała w piwnicy domu.
- Tu faktycznie jest nisko- powiedziała.- Poczekaj, pomogę tobie.
- Nie, odsuń się. Już schodzę.
Zsuwałam się nogami w głąb machając nimi na oślep. Faktycznie wydawało się, że nic nie stało pod stopami, więc puściłam się i pozwoliłam nogom upaść na dół, kiedy w ostatniej chwili coś nimi wyczułam. A potem spadłam przewracając się na coś, a komórka wypadła mi z ręki i zgasła.
- Ałłł…
- Mamo, bym ci pomogła. Podsunęłam ci krzesełko… Chciałam ci pomóc…
- Już dobrze, dobrze. Ałłł… Bolą mnie plecy.
Ania podeszła, aby mnie podnieść i złapała za moją skaleczoną dłoń.
- Kurrr… Zostaw mnie!- Wydarłam się.’
- Przepraszam…
Odsunęła się ode mnie.
- Chcesz mnie wykończyć?
- Co? Mamo, przestań.
- Moje plecy i ręka…
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam- powtarzała jak mantrę coraz bardziej załamanym głosem.
- Kurrr…- syknęłam, kiedy wreszcie podniosłam się do pozycji siedzącej.- Gdzie mój telefon? Gdzieś mi wypadł! Poszukaj go. Tylko uważaj na ręce, bo mogą tu być odłamki szkła.
- Ale chciałam…
- Wiem, wybacz. Sama jestem coraz bardziej roztrzęsiona. Wszystko przez to, że niczego tu nie rozumiem. Po co u diabła ktoś kradnie moje opowieści i grozi nam śmiercią? Włamywacz? Świrnięta babcia? Przecież to niczym opowieść z moich historii.
- Są straszne- przyznała Ania.
- Ale to tylko opowieści. I to na dodatek nie moje, tylko szefa. Boże, już dawno powinnam u niego być. Szukasz tej komórki?
- No szukam. Przecież też nic nie widzę.
- Dobra, pomogę ci.
Tym razem pamiętałam, aby chorą ręką osłaniać się z góry, a zdrową macałam powierzchnię piwnicy. A najgorsze było to, że nie miałam pojęcia, w którym kierunku mi wypadła
- Szlag!
- Spokojnie mamo.
- Cholera! Nie umiem być spokojna, rozumiesz? Ciii.
Jakiś samochód przejechał ulicą i przez sekundę widziałam mały zarys piwnicy. Po lewej stronie stały chyba jakieś szafki i kartony, a po prawej był węgiel, albo coś w podobie. A potem przejechał drugi samochód i…
Zaschło mi w ustach…
Boże, to znowu była ta melodia. Ktoś puszczał ją w samochodzie być może celowo, abym ją usłyszała.
Czy pamiętasz, co wtedy zrobiłaś?
Zginiesz, bo mnie opuściłaś…
- Słyszałaś?- Powiedziałam do Ani, która od dłuższego czasu siedziała gdzieś cicho.
- Co?- Odparła dużo dalej ode mnie niż poprzednio.
- Muzykę. Jechał samochód i w nim grała ta sama muzyka, co u babki Rosy.
- Nie słyszałam. Ale wymacałam drzwi. I chyba są otwarte. Trzeba tylko wejść po kilku schodkach na górę. Idziesz?
- A znalazłaś komórkę?
- Nie. Pomyślałam, że jak znajdę drzwi, to będzie tam gniazdko i prąd.
- Ale nie świeć światła.
- Dlaczego?- Szeptała.
- Bo on tu jeździ.
- A może to inny samochód?
- Nie. To na pewno on. Ta piosenka nie była przypadkowa.
- Ja nie słyszałam żadnej piosenki.
- Nie ważne. Zaczekaj, zaraz do ciebie dołączę. Ale nuć coś, żebym poszła do twojego głosu. Tylko cicho…
- Okej.
Na na na na, na na na na               (Kochałem ciebie przez cały czas
Na na na,na na na na                      Póki sił starczyło nam
Na na na na,na na na na                 Zanim miłość przepadła gdzieś
Na na na na na, na na na na…        I nikt z nas nie wie, gdzie ona jest)
- Co to za melodia?- Spytałam będąc bardzo blisko córki.
- Nie wiem, ale tylko ona przyszła mi do głowy.
- Znam ją skądś.
- A czy to ważne? Choć, drzwi są otwarte.
Jakoś przeszłam przez piwnicę i po dziesięciu schodkach dotarłam na górę, gdzie drzwi Ania zostawiła otwarte. W domu było już nieco jaśniej, bo przez okna przebijało światło z przydrożnych latarni. Szłam małymi kroczkami, bo nie znałam tego domu. Czuło się tutaj chłód, więc nie paliło się tu w piecu, a więc spokojnie mogliśmy tutaj powęszyć.
- Gdzie jesteś?- Spytałam Anię.
- W pokoju. Szukam jakiejś lampki.
- Chyba prędzej znajdziesz jakąś w korytarzu.
- Tata zawsze chował w pokoju, pod poduszkę.
Zmroziły mnie te słowa. W ogóle wszystko, co kojarzyło się z ojcem Ani było dziwne i mroczne. Czasami nawet zastanawiałam się, czy to nie przez niego może, życie mi się tak diametralnie zmieniło, co było niedorzeczne, bo przecież go nie było.
- Znalazłam- powiedziała Ania oświetlając małą latareczką miejsce, gdzie stała. A potem nagle tak groteskowo wrzasnęła, że cała krew odpłynęła mi z twarzy.
- Aaaaaaa! Ai! Ai! Aaaa!
- Cicho, cicho, co się dzieje?
Pognałam w snop światła, gdzie stała Ania i sama chciałam się wydrzeć, kiedy ujrzałam to samo, co ona.
Na kanapie siedział starszy mężczyzna, około siedemdziesiątki i chyba nie żył. Głowę miał spuszczoną na dół, a z ust wystawała mu komórka!
- Aaaa!- Zapiszczałyśmy obie, kiedy telefon w jego ustach nagle zaczął dzwonić…

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii horror i thrillery, użyła 1656 słów i 8370 znaków.

1 komentarz

 
  • nienormaln@&

    Kiedy kolejna część? Nie mogę się doczekać!

    4 maj 2018

  • Ewelina31

    @nienormaln@& Niebawem wkleję. A myślałam, że nikogo nie interesuje :cray:

    4 maj 2018