Obudziłam się około 9:00. Oczywiście musiał zbudzić mnie Chris, bo pewnie dłużej nie wytrzymałby. Na 100% nie mógł doczekać się dzisiejszego dnia. No niestety ze względu na mnie i na to co wczoraj sę wydarzyło. -Dzień dobry śpiochu! - Zawołał budząc mnie Christian. -Która godzina? - Odparłam w połowie żywa. -Coś koło dziewiątej - wiedziałam, że akurat w tym momencie się uśmiechnie. -Błagam cie! Nie dasz mi spać? - chciałam go już wygonić, ale nagle znalazłam się na podłodze - Ała! Zwariowałeś?! - Byłam już mega wkurzona, ale przynajmniej troche się ocknęłam. -Przecież wiesz, że tak.. i to już dawno. - Wtedy zaczął się śmiać, a ja z nim. Podniosłam się, pościeliłam łóżko i załatwiłam poranną toaletę. Kiedy wyszłam z łazienki mojego przyjaciela nie było już w pokoju. Zapewne zszedł na dół, abym mogła się w spokoju ubrać, więc to zrobiłam. Zeszłam na dół, a on siedział sobie na kanapie i przeglądał jakieś notatki. Zanim otworzyłam lodówkę zauważyłam na niej karteczkę.. zapewne od rodziców.
"Kochanie wrócimy za dwa dni, musieliśmy wyjechać na delegację. Kochamy cię! Mama i Tata"
Nie zdziwiła mnie ta wiadomość. Często rodzice musieli gdzieś wyjeżdżać, ale rozumiem to. Dzięki nim mam teraz dach nad głową i mam co jeść. Otworzyłam lodówkę i wyjęłam mleko. Płatki wygrzebałam z szafki nad kuchenką i wsypałam je do miski z mlekiem. Wyjęłam łyżkę i razem z jedzeniem powędrowałam do Chrisa. -Smacznego - Uśmiechnął się do mnie. -Dzięki - Powiedziałan przeżuwając pierwszą porcję płatków. -Wiesz co? Jesteś bardzo ładna - Spojrzał w moje oczy. -Ta, zwłaszcza kiedy jem - zaczęłam się śmiać, a Christian ze mną. Skończyłam jeść i odłożyłam naczynia do zmywarki po czym razem z moim towarzyszem wyszliśmy do lasu. Kiedy dotarliśmy na miejsce zapytałam.. -Od czego zaczynamy? - Spojrzałam na Chrisa. -Chyba najbardziej chciałbym zobaczyć jak władasz magią, a akurat tak się złożyło, że dzisiaj rano znalazłem biedną małą sarenkę, która chyba ma złamaną nogę. - Zmarszczył brwi - więc z tego co mi się wydaje to skoro biała magia to ta dobra to chyba udałoby ci się pomóc temu zwierzakowi.. -Ehhh no dobra spróbuję - W tej samej chwili przyjaciel odgarnął jakieś krzaki, a moim oczom ukazało się niewielkie zwierzątko leżące i kwiczące z bólu. - Oj jakie to.. straszne.. nie wiem, czy dam radę.. - Posmutniałam. -Wiem, że dasz. - Złapał mnie za ramię w geście pocieszycielskim. Nagle znowu usłyszałam ten głos. Ten sam co wczoraj. Identyczny. "Wiesz co masz robić. Zrób to tak jak ostatnio". Tak jak ostatnio? Ale ja nigdy nie pomagałam żadnemu zwierzakowi. To było dziwne. Podeszłam do zwierzątka i zaczęłam mocno myśleć, aby kość została nastawiona i zrośnięta.. gdybym była lekarzem to pewnie moja tak zwana "moc" nie byłaby potrzebna w tym momencie, ale niestety o medycynie mam taką wiedzę tylko jeżeli chodzi o tabletki i syropy. Przeciętny człowiek ehhh. Myślałam mocniej. I wtedy wydarzyło się to czego się obawiałam. Zamiast zreperować tą kość połamałam ją jeszcze bardziej. A sarenka zaczęła jeszcze głośniej wyć z bólu. Skrzywiłam się na samą myśł jak może to boleć. Auć. -Ja się chyba wycofuję.. to raczej nie moja bajka Chris. - Spojrzałam na niego błagalnie. -Co ty właściwie zrobiłaś? -Ja chciałam tylko zreperować tą kość, a zamiast tego.. po-połamałam ją jeszcze bardziej. - Nie wiedząc czemu po policzku spłynęła mi łza. Przeze mnie to małe zwierzątko cierpi jeszcze bardziej. -Auć.. pewnie musi bardzo boleć. No dobra. Może jednak tego uleczania nie powinnaś używać na zwierzętach tej wielkości. Może spróbujemy na czymś mniejszym, ale to już jutro. Jest już 17:00, więc powinniśmy się zbierać. Wezmę tę małą serenkę do kliniki weterynaryjnej jakieś 15 minut stąd. - Spojrzał się najpierw na zwierzątko, a potem na mnie po czym podniósł je i poszliśmy w stronę mojego domu. Kiedy byliśmy już blisko domu rozdzieliliśmy się. Ja poszłam do swojego domu, a Chris do kliniki wraz z sarenką. Poszłam do swojego pokoju i usiadłam przy oknie. Otworzyłam je. Wpatrywałam się w las na przeciwko domu przez jakiś czas, a po chwili coś uderzyło w moją nogę. Obejrzałam się, a na podłodze leżał ptak. Z tego co zdąrzyłam zauważyć miał coś nie tak ze skrzydłem. było jakieś powyginane. Chyba połamane. Wzięłam go na ręce i obejrzałam. W jego oczach ujrzałam strach i ból. -Nie bój się malutki. Postaram się pomóc. - Pogłaskałam go po głowie. Znowu usłyszałam głos. "Pomóż mu. Nie bój się siebie. Uda ci się.". Tak jak dzisiaj myślałam o tym, aby mu pomóc, aby nie cierpiał i żeby skrzydło się naprawiło. Trwało to chyba z 10 minut zanim ptak nie wyfrunął z mojego pokoju. Udało mi się! Byłam taka zadowolona. W końcu to zrobiłam. Teraz wiedziałam, że nie jestem zwykłą dziewczyną. Muszę się dowiedzieć o sobie więcej. Spojrzałam na telefon i była godzina 21:00, więc poszłam pod prysznic i rzuciłam się na łóżko. Zanim jeszcze to zrobiłam zamknęłam okno. Po chwili już spałam. Śniłam o tym co będę robić jutro i czego się nauczę w następnych dniach.
Jeżeli ci się spodobało proszę o lajka i komentarz ;*
1 komentarz
nadszczesliwy
Super sie czyta Twoje opowiadanie rozwijaj dalej fabułe i pisz moze wyjsc z tego calkiem niezla ksiazka jesli sie postarasz
emilciax
@nadszczesliwy dziękuję☺ miło słyszeć, że się podoba????
nadszczesliwy
@emilciax podoba, podoba czekam na wiecej