Cień cz.2

Światło wdarło się przez okno, oświetlając wnętrze. Inoss przeciągnął się na łóżku. Nie pamiętał, kiedy ostatnio spało mu się tak dobrze jak tej nocy. Powoli podniósł się na łokciach i rozejrzał się po pokoju. Pomieszczenie było tak małe, że łóżko na którym leżał zajmowało połowę jego przestrzeni. Obok stał mały kufer, z którego wygrzebał w nocy ubranie. Oprócz tego w zasięgu ręki miał jeszcze mały stolik, nad którym znajdowało się odsłonięte okno. I na nic innego nie pozostało miejsca. Inoss zszedł z łóżka i wyjrzał przez okno. Widział właściwie tylko skrawek błękitnego nieba i wydeptaną ścieżkę pod samym parapetem. Resztę zasłaniała mu drewniana ściana sąsiedniego budynku. Chłopak jeszcze chwilę wpatrywał się w szczeliny między deskami, starając się dostrzec co się tam znajduje, ale po chwili dał sobie spokój. Poprawił na sobie ubranie i wyszedł z pokoju do głównej izby.  
Wchodząc, poczuł uderzenie ciepła. Domyślił się, że Moster już wcześniej wstał i podłożył drew do kominka. Jednak nie spotkał go tutaj. Na stole zauważył miskę z jakąś potrawą. Domyślił się, że do dla niego i czym prędzej zabrał się za jedzenie. Kiedy już wyskrobał ostatnie resztki potrawki, zaczął się zastanawiać, gdzie podział się jego dawny przyjaciel.  
- Pewnie gdzieś wyszedł na chwilę - pomyślał. Zabrał się więc za sprzątanie. W kącie znalazł wiadro z czystą wodą. Najpierw umył naczynia, potem jeszcze kociołek, a na końcu wyszorował stół. Nie wiedział co zrobić z brudną wodą, więc ruszył do rogu, by tam odstawić wiadro. Wtedy dopiero dostrzegł małą klapkę w podłodze. Gdy ją podniósł, okazało się, że jest tam krata i odpływ do kanalizacji. Opróżnił wiadro i zadowolony z efektów pracy zasiadł na krześle. Jego wzrok wędrował pi całym pokoju, kiedy czekał na przyjaciela. W końcu wpadł na pomysł, że jest on może w swoim pokoju. Wydawało mu się to mało prawdopodobne, ale lepsze niż trwanie w tej bezczynności. Podszedł do drzwi i delikatnie zapukał.  
- Most… Jesteś Most?
Odpowiedziała mu cisza. Nacisnął klamkę i otworzył drzwi. Pokój był większy niż ten, w którym spał. Był też lepiej wyposażony. Łóżko, kilka szaf i regałów, stolik. Duże, metalowe skrzynie. Nie było okien.  
Największe zdziwienie wywołało jednak to, co ujrzał na stole. Kilka sztyletów, dwie małe fiolki i czarny pakunek. Ruszył ostrożnie, by z bliska się temu przyjrzeć. I wtedy dostrzegł list. Biały zwitek papieru wsunięty pod sztylet. Chwycił go i zaczął czytać:

Wyruszyłem z ważną misją. Ty także opuść to miasto.

Zatkało go. Przeczytał wiadomość kilka razy. W pierwszej chwili pojawiło się niedowierzanie. W następnej złość. - Jak mogłeś… znowu mnie zostawiłeś… a gildia… - dziesiątki myśli przebiegały przez jego głowę. Usiadł ciężko na łóżku i schował twarz w dłoniach. Kiedy już się uspokoił, wstał.  
- Mam szesnaście lat, poradzę sobie. Jestem już dorosły - mówił sam do siebie.  
Zerknął na stół. Pięć sztyletów.
Obejrzał każdy z nich uważnie. Wyglądały podobnie, ale różniły się długością. Dwa były dłuższe, i dwa krótsze. Ostatni był tak długi, że sprawiał wrażenie małego miecza.
Dwie fiolki, zielona i czerwona. Były podpisane. Na czerwonej widniało trucizna, na zielonej natomiast balsam. Inoss nie był pewien do czego ma mu to służyć. To, co początkowo wyglądało mu na jakąś paczkę, okazało się torbą. Wyspał jej zawartość na stół. Skórzany pas, z pochwą na sztylet. Skórzane paski różnej długości. Czarne buty oraz szata w tym samym kolorze. Chłopak od razu ją skojarzył. Moster chodził w takiej samej. Domyślił się, że to szata gildii. Ale dlaczego mu ją zostawił?  
Przyjrzał się jej dokładnie, i odniósł wrażenie, że jest nowa.  
- Zatem naprawdę chciał mnie ze sobą zabrać - pomyślał smutno. Złość na dawnego przyjaciela trochę ostygła.
Z zamyślenia wyrwało go pukanie do drzwi. Inoss szybko wrzucił przedmioty do torby, zastanawiając się, kto to może być i czego chcieć. Uśmiech pojawił się na jego twarzy, kiedy przyszło mu na myśl, że Moster jednak wrócił po niego. Zanim dobiegł do drzwi, te się otworzyły, a w nich stanęło dwóch strażników. Na sobie mieli skórzane zbroje w kolorze ciemnego błękitu. W prawych dłoniach mieli pałki, a przy pasach długie miecze. Inoss stanął jak wryty na ich widok. Nie kojarzył żadnego z nich, gdyż nie była to straż więzienna, ale przecież musieli wiedzieć kogo szukają. Chłopak starał się zachować spokój, ale wiedział, że strażnicy zauważyli jego zdenerwowanie.  
- Mamy nakaz przeszukania… - zaczął jeden z nich. Rozglądał się wokół, nie patrząc na chłopaka.  
- Hej, to przecież on - przerwał mu towarzysz, który wyciągnął zza pasa portret zbiega. Przekazał go temu pierwszemu i ruszył w stronę Inossa z pałką w dłoni. Chłopak błyskawicznie odwrócił się i wbiegł do pokoju. Zatrzasnął za sobą drzwi i zamknął od wewnątrz. Już po chwili strażnicy zaczęli uderzać w drzwi, nakazując mu opuścić pokój. Inoss wiedział, że drzwi nie wytrzymają długo uderzeń ciężkich, dębowych pał. Podszedł do stolika i wyciągnął dwa sztylety. Torbę zarzucał na ramię, kiedy dobiegł go głos:
- Będzie próbował uciec przez okno - Mówił jeden ze strażników. Uderzenia na chwilę ustały.  
- To ty rozwal drzwi, a ja już tam idę.
Inoss uśmiechnął się do siebie. Strażnicy nie wiedzieli, że w tym pokoju nie ma okien. Kiedy pochodził do drzwi, usłyszał uderzenie w drzwi. Odblokował je, odczekał chwilę, i po kolejnym grzmocie, otworzył drzwi, naciskając na nie całym ciężarem ciała. Strażnik zaklął głośno, kiedy dostał drzwiami w twarz i upadł. Inoss przebiegł koło niego ze sztyletem w dłoni. Spodziewał się natrafić na drugiego przeciwnika kiedy wybiegał z domu, ale tego jeszcze nie było. Chłopak biegł najszybciej jak tylko potrafił przez uliczkę, a potem skręcił gdzieś między domy. Tam błądził jeszcze przez dłuższy czas. Zatrzymał się dopiero, kiedy miał pewność, że nikt go nie goni. Wcisnął się między beczki w przybudówce jakiegoś domu. Nie wiedział co dalej robić. Małe miał szanse wydostać się z miasta, gdyż obie bramy były strzeżone. Nie miał żadnych pieniędzy i jedzenia. Był poszukiwany w całym mieście. Łzy pojawiły się w jego oczach. Był sam.  
- Sam kontra całemu światu - szepnął do siebie. Zacisnął dłoń na sztylecie. Drugą dotknął twarzy. Wyczuł delikatny zarost nad górną wargą. Ostrożnie zaczął przesuwać ostrzem z dołu do góry. Nigdy wcześniej tego nie robił. Syknął, kiedy przeciął skórę. Z rany zaczęła sączyć się mała strużka krwi. Inoss zacisnął zęby i kontynuował golenie. Kiedy skończył, zabrał się za włosy. Sięgały mu poniżej ramion. Skrócił je, tak że nie były dłuższe niż jego palce. Kiedy skończył, pogładził je dłonią. Zastanawiał się jak teraz wygląda. Sądził, że strażnicy mogą go już nie poznać, ale nie chciał ryzykować. Znów uniósł sztylet. Wbił czubek kawałek nad lewą brwią. Powoli ciągnął go w dół, przyciskając najbardziej jak tylko mógł. Przerwał, gdy dotarł do oka. Po policzkach ciekły mu łzy, a sam ból był nie do zniesienia. Całą lewą stronę twarzy miał we krwi. A jeszcze nie skończył. Znów przytkał sztylet do twarzy. Tym razem poniżej oka. I jednym płynnym ruchem rozciał twarz do samego dołu. Najszybciej jak potrafił, zdjął swoją bluzę i docisnął do twarzy, by zatamować krwawienie. Zęby bolały go od zaciskania. Nagle zaczął słabnąć. Pomyślał, że umiera. Uśmiech pojawił się na jego twarzy, zanim zalała go ciemność.

Fanatysta

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy, użył 1429 słów i 7950 znaków.

Dodaj komentarz