Cień cz.1

Inoss otworzył oczy. Wokół panowała nieprzenikniona ciemność. Nawet przez okno do jego celi nie wpadało żadne światło.  
- Coś mnie obudziło - pomyślał znużony.  
Powoli wstał z drewnianej pryczy przymocowanej łańcuchami do ściany i podszedł do drzwi. Przystawił ucho. Odpowiedziała mu cisza.
Stał tak przez dłuższą chwilę, ale nic nie usłyszał. Zmierzał już w stronę pryczy, gdy nagle się zorientował, że coś jest nie tak.  
- Gdzie się podziali strażnicy…
Przecież każdej nocy przechadzali się po całej fortecy, wydając nieprzerwane stukoty ich trepów o kamienną posadzkę. Błyskawicznie wrócił pod drzwi. Znów zaczął nasłuchiwać. Tym razem wiedział co chce usłyszeć. I usłyszał. Delikatne pocieranie materiału o materiał. Lekkie szuranie.
Inoss uśmiechnął się sam do siebie.
- Nie, to niemożliwe… niemożliwe.
W jego sercu ożyła iskierka nadziei.
Wymacał dłonią żelazną kratkę, zasuniętą z drugiej strony, i stuknął w nią delikatnie paznokciem. Nadal słyszał szmer, jednak jakby coraz ciszej. Stuknął znowu w kratę, tym razem trochę mocniej. Szuranie ustało. Serce przyspieszyło rytm. Tak bardzo chciał krzyknąć “Tu jestem!”, ale wiedział że nie może. Wiedział, co stało by się, gdyby któryś z pozostałych więźniów obudził się. A dookoła było ich pełno. Każda cela w tym korytarzu była osadzona. Uderzył jeszcze trzy razy, ciszej niż poprzednio. Ale i to wystarczyło.  
Znów słyszał odgłos cichego stąpania. Ktoś zmierzał w kierunku jego celi. Teraz chłopak co kilka sekund stukał w pręt. Zaniepokoił się, gdy nagle przestał cokolwiek słyszeć od dłuższej chwili. Znowu naszła go ochota żeby krzyknąć. Przecież i tak ten ktoś poszedł.  
Walczył z pokusą, gdy usłyszał oddech. Tuż za drzwiami. Serce niemal wyskoczyło mu z piersi.  
Nieznajomy zaczął powoli odsuwać kratę w drzwiach.
- Ciszej… - modlił się w myślach więzień. O to, a także o to, żeby nie ujrzał z drugiej strony całkiem obcej twarzy.  Trwało to dłuższą chwilę, ale wreszcie pojawiła się mała szpara, przez którą wpadła do celi stróżka światła. Oślepiła Inossa, który od kilku godzin był w całkowitej ciemności. Po kilku dłużących się minutach pełnych napięcia, krata została całkowicie odsłonięta. Mimo że mężczyzna miał za plecami światło, i jego twarz była słabo widoczna, Inoss rozpoznał go w pierwszej chwili. Ciemna skóra i tatuaż pokrywający znaczną część twarzy.  
- Moster… ja… jak? - spytał ledwie słyszalnym szeptem.
- Nie teraz. Wychodzimy stąd. - Przenikał więźnia uważnym spojrzeniem. Po chwili wyciągnął klucz i wsadził w zamek. Syknął, kiedy zapadka głośno zaprotestowała. Musiał poświęcić chwilę, by zamek ustąpił. Otworzył drzwi, a światło zalało ciasną celę. Nie czekając, odwrócił się i ruszył korytarzem zabierając ze sobą pochodnię ze ściany. Inoss poszedł jego śladem, chodź skradanie nie szło mu tak dobrze, jak starszemu towarzyszowi. Gdy schodzili po schodach, potknął się i przytrzymał ściany, by nie upaść. Zrobił to tak mocno, że kilka kamyków odpadło i potoczyło się po schodach. Moster przeszył go lodowatym spojrzeniem.
- Na górze nadal są strażnicy - syknął - a jak obudzisz jakiegoś więźnia to z pewnością nie będzie cicho siedział w celi.
Inoss przybrał skruszoną minę i ruszył w milczeniu w dół. Stąpał ostrożniej. Na niższym poziomie dowiedział się co stało się ze strażnikami. Dwóch leżało na posadzce opartych o siebie plecami. Z daleka można było wyczuć odór alkoholu. Inoss spojrzał pytająco na wybawiciela, ale ten skradał się dalej. Przechodząc koło strażników, więzień zatrzymał się, by podnieść włócznię jednego z nich, ale Moster powstrzymał go.
- Są ogłuszeni, mogą się w każdej chwili obudzić - szepnął.  
Inoss dopiero teraz dostrzegł czerwoną plamę na skroni jednego z nich.  
- A więc ten alkohol to zmyłka - pomyślał i uśmiechnął się - mądrze to wymyślił.  

Dwa piętra niżej znajdowało się wyjście z więziennej fortecy. Kiedy już zeszli na prawidłowy poziom, Moster zatrzymał się. Od wyjściowych drzwi dzielił ich zakręt i niedługi korytarz Wsadził pochodnię w uchwyt w ścianie i rzekł:
- Przy bramie jest jeszcze dwóch strażników. Musimy się zakraść i ich obezwładnić. Mam nadzieję, że umiesz się tym posługiwać - Wyciągnął dwa długie sztylety z rękawów obszernej szaty. Jeden z nich wręczył Inossowi. - Spróbujmy załatwić to bez przelewu krwi.
Chłopak kiwnął głową i zacisnął dłoń na rękojeści. Ruszyli wolnym krokiem przy ścianie.  
Zanim jeszcze wyszli zza zakrętu, już słyszeli strażników. Jeden z nich głośno rechotał, drugi coś opowiadał. Gdy uciekinierzy pojawili się w świetle pochodni, nie zostali początkowo zauważeni. Starszy ze strażników siedział plecami do nich, a przodem do drzwi. Młodszy odwrotnie, ale obaj zajęci byli grą w kości i rozmową. Inoss nie znał dokładnego planu, o ile taki w ogóle był i  przykucnięty ruszył za Mosterem. Byli w połowie drogi do drzwi, kiedy młodszy wartownik uniósł wzrok i zrobił pełną zdziwienia minę. Moster ruszył biegiem w ułamku sekundy. Reakcja strażnika była mocno spóźniona i zanim sięgnął po włócznię, jego towarzysz padł na ziemię mocno uderzony w głowę. Cofnął się, i nim zdążył krzyknąć, napastnik doskoczył do niego. Próbował uderzyć go włócznią, ale był zbyt powolny i niedoświadczony. Przeciwnik zablokował uderzenie i rzucił nim o ścianę. Strażnik upadł, a włócznia wylądowała poza jego zasięgiem. Jego twarz wykrzywił grymas bólu.  
- POMOCY! - zdążył krzyknąć nim został potężnie kopnięty w brzuch. Stracił przytomność.  
- Wątpię żeby ktoś go usłyszał. Ale znikajmy stąd jak najszybciej - rzekł Moster, kiedy Inoss stanął u jego boku.
Wspólnie otworzyli ciężkie wrota i wyszli w ciemną noc. Drzwi nie dało się całkiem zamknąć od zewnątrz, więc przymknęli je najbardziej jak tylko się dało i ruszyli w pogrążone w ciszy miasto. Ulice były puste. W knajpach paliły się światła, ale nie dobiegały już stamtąd żadne odgłosy. Moster prowadził chłopaka krętymi uliczkami. Zatrzymał się dopiero w drugiej części miasta. Inoss nie wiedział gdzie są. Za dnia mógłby się zorientować, gdyż dużo czasu spędził w tym mieście, zanim trafił do więzienia, ale w takiej ciemności wszystko wyglądało podobnie i szybko stracił orientację.  
Wszedł za przewodnikiem do jakiegoś małego domu. Wewnątrz paliła się lampa, ale nie widział żadnych domowników. Oprócz głównej izby chłopak zauważył jeszcze dwie drzwi do mniejszych pomieszczeń. Rozejrzał się wokół. Kominek na jednej ścianie, obok kilka drew i kociołek z wodą, stolik po przeciwległej stronie, z dwoma krzesełkami. Pojemny kufer i małe szafki. Dywan rozłożony w narożniku. Lampa oliwna zawieszona na suficie.
- Napatrzyłeś się już? - Moster wpatrywał się w niego z uniesioną brwią. Teraz kiedy zdjął kaptur, widać było jego krótko ścięte czarne włosy. Miejscami pojawiały się już pojedyncze siwe włosy.  
- Też się cieszę, że cię widzę - odparł wesoło Inoss. - Dziękuję.
- Obiecałem - Twarz wybawiciela nadal pozostała poważna. Nigdy się nie uśmiechał.
- Po pierwszych dniach straciłem nadzieję. Dlaczego trwało to tak długo?  
- Miałem wiele spraw do załatwienia. Zleceniodawcy nie dawali mi odpocząć. - Moster przykucnął przy kominku i zajął się rozpalaniem.
- A ten dom? Jest twój?  
- Należy do gildii. Od niedawna - odpowiedział, kiedy w kominku pojawił się mały płomyk.
- Zatem nie będę pytał co się stało z poprzednimi właścicielami - Inoss usiadł przy stole.
- Podpadli niewłaściwym osobom. Ale dość o tym. Za co tam wylądowałeś? - Kiedy ogień strzelał wesoło, a woda gotowała się nad nim, gospodarz wyciągnął z jednej z szaf bochenek chleba i wędzone mięso. Położył wszystko na stole i dosiadł się do Inossa.
- Złapali mnie na kradzieży. A nie miałem za co już grzywny zapłacić.  
- Kiedy wyjeżdżałem, mówiłeś że znajdziesz pracę i sobie poradzisz.
- Taką miałem nadzieję. Ale odmawiali mi, mówiąc że jestem za młody.  
- W twoim wieku już dawno byłem samodzielny - Moster nie usłyszał odpowiedzi i po chwili wstał. Zajął się przygotowaniem herbaty.

Gdy znów siedzieli i jedli, Inoss odezwał się:
- Wybacz Most. Mogę odejść. A nawet muszę. Strażnicy od rana będą przeszukiwali miasto.
- Nie. Zostaniesz ze mną tu przez kilka dni. Mam tu jeszcze parę rzeczy do zrobienia.
- A co potem? - Spojrzeli sobie w oczy.
- Wiesz, że nie mogę cię tu zostawić. Nie drugi raz. Masz już wystarczająco lat by do nas dołączyć - Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Weźmiesz mnie ze sobą? - Inoss był wyraźnie zdziwiony.  
- Gildia poszukuje nowych ludzi. A ty masz już szesnaście lat.
- Dziękuję Most. Naprawdę dziękuję - chłopak był wyraźnie zadowolony.
- Dość już tych podziękowań. Idź spać. Możesz się rozgościć w pokoju po lewej. I pozbądź się tych łachów jak najprędzej. W skrzyni znajdziesz pewnie coś czystszego i bardziej odpowiedniego.
Inoss skinął głową. Wstał i ruszył do wskazanego pokoju. Po jego wyjściu Moster siedział jeszcze chwilę przy stole, po czym wstał, zaryglował drzwi i udał się do drugiego pokoju.  

Proszę o komentarze :) Jak się podoba i czy dalej pisać :)

Fanatysta

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy, użył 1725 słów i 9635 znaków.

2 komentarze

 
  • Użytkownik Fanatysta

    Dziękuję :)
    Narazie szkoła całe dnie mi zajmuje, ale w weekend postaram się napisać ;)

    9 wrz 2016

  • Użytkownik Zaciekawiony

    Super opowiadanie.  Będzie następna część?

    6 wrz 2016