Bractwo-Rozdział 13

Przenieśmy się trochę do tyłu, gdy przyjaciele rozdzielili się, Ryszard z bliźniaczkami musiał okrążyć obóz, by znaleźć miejsce do ukrycia koni, mieli więc trochę czasu na rozmowę.
– Kupiłeś już nowe odzienie na wesele? – spytała, marszcząc brwi Siwa.
– Wiesz skarbie, że nie było kiedy... – odparł lekko blady.
– Ryszardzie. – Jej przyszły mąż wiedział, że lepiej nie denerwować tej siostry, była bardziej porywcza i skłonna do używania broni, za to Basra była mądrzejsza oraz miała wybitne zdolności dyplomatyczne.
– Siostro, wierze, że nasz kochany mąż po powrocie z naszej misji, zajmie się tym, prawda? Kochanie? – Lecz pomimo jej łagodności, potrafiła uraczyć takim właśnie uśmiechem, jak teraz, który mroził krew żyłach.
– Już mam na oku idealny strój na naszą uroczystość – Przełknął głośno ślinę. Można powiedzieć, że los zmiłował się nad biednym rycerzem, pozwalając odnaleźć kryjówkę dla koni i wybrnąć z tego tematu. Zsiedli z koni i pieczętując wejście specjalnym kamieniem, ruszyli pieszo w stronę obozu. Z pewnej odległości przystanęli, lustrując dokładnie cały teren. Ich oczom ukazały się morze namiotów i masa ludzi chodzących tam i z powrotem, z tyłu słychać było jęki rannych i okrzyki konających, podłoże w tamtym miejscu stało się błotem, gdy krew zmieszała się z ziemią. Siwa jednym silnym ruchem usadziła, szykującego się do natarcia Ryszarda.
– Czyś ty do reszty zgłupiał? Porywać się na obóz pełen uzbrojonych rycerzy? Ja wiem, że nasze umiejętności dają nam wielką przewagę, ale nie jesteśmy niezwyciężeni. Powstrzymaj swe ego, jeśli chcesz, by misja zakończyła się pomyślnie – syknęła Basra.
– Niech wam będzie, choć pewnie poradziłbym sobie – Siostry pocałowały go w zarośnięte policzki, a jedna z nich szepnęła podniecająco:
– Wiem tygrysie, że sam jeden starłbyś ich na proch, jednak pamiętaj, że dawno nas nie zaspokajałeś, a my potrzebujemy naprawdę dużo, by uznać noc za udaną, twój zapas sił będzie nam potrzebny – Ryszardowi podskoczył puls i potulnie, niczym baranek zapytał:
– Co dalej? – Basra chwilę pomyślała i obserwując okolicę, znalazła to, czego szukała.
– Przede wszystkim udajemy się do tej jaskini, niedaleko namiotów. Czekamy do zmierzchu, Ryszard, jak gdyby nic wchodzi do obozu, ale przedtem my odciągamy uwagę strażników, powoli zbliżasz się do największego namiotu, my będziemy asekurować cię z cienia, przemieszczając się szybko i dyskretnie. Czekasz na nas, likwidujemy cel i spotykamy się z resztą. A teraz ruszamy – Zachowując odpowiednią odległość od zgrupowania wroga, dotarli do owej jaskini, skąd o zmierzchu zaczęli realizacje swojego planu, wszystko szło dobrze, póki w sercu Ryszarda nie obudził się duch rycerskości, wyciągnął swój dwuręczny miecz i z głośnym okrzykiem zaatakował trzech ludzi będących w kwaterze głównej oblężenia. Pierwszemu wbił miecz po nasadę w brzuch, drugiego kopnął tak, że tamten upadł, wyszarpnął broń z umierającego i dobił leżącego. Z dzikością na twarzy rzucił się na jego prawdziwy cel, mierząc od dołu, ku jego zdziwieniu odbił jego ostrze kordelasem, tylko dobry refleks pozwolił naszemu rycerzowi uniknąć zabójczego pchnięcia prosto w serce.
Hiszpan zdziwił się i spojrzawszy w drugą zaciemnioną cześć namiotu, rzekł:
– Widziałeś Fryderyku? Te małpy jednak coś tam umieją, zabił dwóch naszych gwardzistów, jakby byli pyłkami kurzu, a na dodatek uniknął mojej śmiertelnej kontry. Nie powiem, gdyby nie twoje przybycie być może już bym nie żył.
– Mówiłem, by nie lekceważyć tej nowej hałastry zwanej Bractwem – Z mroku wyszedł starszy mężczyzna, mówiący gardłowo.
– Daleko jest pan od kraju, Her Nieznajomy – rzucił po niemiecku, przyjmując postawę do obrony.
– Nie bardziej niż ty Ryszardzie, Caen musi być naprawdę piękne o tej porze roku, czyż nie? – odpowiedział po hiszpańsku Niemiec. Ależ gdzież moje maniery, jestem Fryderyk von Jungingen, twoje zdumienie mnie nie dziwi, w końcu wiemy o was bardzo wiele. Może na to nie wygląda, ale wraz z moim hiszpańskim kolegą należymy do Bractwa Iluminatów, zwanego inaczej okiem bożym. Obserwujemy świat i pomagamy kreować go według własnego sposobu, tak jakby chciał to Bóg. Wasza mała organizacja sprawiła nam wiele problemów ostatnimi czasy, uniemożliwiliście pozbycie się królestw Aragonii i Kastylii, co skutkowało zmienieniem naszych ambitnych planów, zapobiegliście wybuchu nienawiści wobec muzułmanów, ratując chrześcijańskie dzieci z rąk naszych najemników. Nie dobrze, oj nie dobrze. Nasz Wielki Mistrz jest niezadowolony z takie przebiegu spraw i jest tylko jedno wyjście, ale zaprzestańcie wszelkich działań i skupicie się na własnej uprawie, albo zostaniecie zmiażdżeni przez nas – Na potwierdzenie swoich słów rozgniótł w dłoni, trzymany wcześniej owoc.
– Fryderyku to nic nie da, oni są jak zwykły gang. Wystarczy brutalna siła, by ich rozgromić na cztery wiatry. Straż do mnie! – wtrącił się jego towarzysz. W tym momencie zabijając dwóch strażników, wskoczyły siostry. Basra rzuciła:
– Musiałeś Ryszardzie? Miałeś na nas zaczekać.
– Nie godzi się inaczej. W końcu naprzeciw siebie miałem rycerza – odparł, mocniej ściskając miecz.
– Zabić szpiegów – krzyknął Fernando, będąc pewny, że z trzema przeciwnikami jego ludzie sobie poradzą. Jednak to, co się rozgrywało na jego oczach, przechodziło ludzkie pojęcie, wyglądało to bardziej, jak mroczne przedstawienie, niż walka. Dziewczyny mordowały kolejnych jego ludzi niczym w upiornym tańcu, a ciosy mężczyzny łamały miecze i odcinały głowy, zaczęli niebezpiecznie zbliżać się do niego, rozejrzał się wokół za swoim towarzyszem, lecz jego już nie było. Zaklną na tego tchórzliwego Niemca i zdążył tylko podnieść swój kordelas do góry, by zasłonić się przed potężnym zamachem Ryszarda, na próżno. Ostrze przebiło się przez wzmocnioną rzadkim kamieniem broń i przeszło z głośnym chrzęstem i fontanną krwi przez całe jego ciało, nie żył, zanim zdążył uderzyć o ziemie.
Basra podeszła do martwego i wręczyła mu do dłoni miedzianą monetę z wybitą literą "Z". Usłyszeli, że nadchodzi więcej przeciwników, Siwa wyjęła szary klejnot z torby i rzuciła nim o ziemie, wytworzył się gęsty dym, który przysłonił napastników. Gdy zasłona się rozwiała, nikogo już nie było, pozostały tylko trupy, milczące o tym, co tu się działo.
Tymczasem nasi bohaterowie zdążyli odzyskać z kryjówki konie i galopem zmierzali do miejsca spotkania, mogli odpocząć, dopiero gdy znaleźli się wśród przyjaciół. Ulokowali się w zalesionym miejscu, przy wartkim małym strumieniu. Ryszard z ciężkim hałasem legł obok Dawida, przyjaciel spojrzał na jego żony i spytał się z uśmiechem:
– Co takiego się wydarzyło, że tak późno wracacie? Jeszcze dzień dłużej i zacząłbym się martwić.
– Mieliśmy pewne komplikacje... – odparła zmęczona Siwa, zwilżając chłodną wodą swoje spragnione gardło. Twarz Mentora spoważniała, a on sam czekał na wyjaśnienia, gdy przyjaciele doszli do części o Illuminati, wstał i zaczął chodzić dookoła.
– Zanim przybyliście z Afryki, doszły mnie słuchy o tej organizacji, głównie od Vegi, którego uratowaliśmy z ich rąk. Nie będę wam tłumaczyć jego przeszłości, ale streszczę do jednego zdania, opuścił ich szeregi, stając się tym samym celem, po sprawdzeniu jego tożsamości i wierności wobec nas, wstąpił w nasze szeregi i zajęliśmy się poważnym problemem. Otóż według jego słów zostaliśmy zinfiltrowani przez agentów Oka Bożego, zgromadziłem wokół siebie najbardziej zaufanych towarzyszy i zajęliśmy się sprawą szczurów. Eh to były najgorsze dwie noce w moim życiu, z naszej ręki zginęło wielu towarzyszy, których skusiło złoto, ale dostaliśmy cenne lekcje z tego wydarzenia, rozwinęliśmy siatkę szpiegowską, dodając do tego kontrwywiad i wprowadziliśmy system rekrutacji oparty na ścisłej obserwacji nowo przejętych i testowaniu ich na wszelakie sposoby. Myśleliśmy, że na tym się skończy nasz kontakt z Bractwem Illuminati, teraz widzę, że się myliłem i nie mamy przed sobą jednostki terytorialnej, ale ogólnoświatową. Trzeba się przyszykować i rozwinąć nasze własne Bractwo. Czeka nas wiele pracy, mamy ogrom rzeczy do zrobienia, liczę na waszą pomoc – Pozostała czwórka wstała i kładąc prawą dłoń, zaciśnięta w pieść, powiedziała równym głosem:
– Niech prowadzi nas Wszechmocny Ojciec – Dawid uśmiechnął się i odwzajemnił gest, odpowiadając:
– Obyśmy nigdy nie zeszli z jego drogi – Suchy trzask ogniska kończył wzruszający moment, a okoliczny las był świadkiem początku potęgi Bractwa.

krajew34

opublikował opowiadanie w kategorii fantasy i przygodowe, użył 1563 słów i 9095 znaków. Tagi: #fantastyka #przygodowe #Zabójcy #Bractwo #Cel #Atak #Illuminati

3 komentarze

 
  • krajew34

    Na razie z braku pomysłów na dalszą fabułę zawieszam ten projekt, pozostaję zaprosić czytelników do innych projektów :)

    11 lis 2018

  • emeryt

    @krajew34, twoje opowiadania są wspaniałe, kolejne ich odcinki mnie zachwycają. Piszesz wspaniale, z wyczuciem dawkując nastrój tajemnicy. Oby tak dalej.  Czekam na twoje kolejne odcinki.

    9 lis 2018

  • krajew34

    @emeryt dzięki

    9 lis 2018

  • Almach99

    Siostrzyczki daja popalic Ryszardowi. Sa jednak inteligentne, sprytne I waleczne.
    Bractwo ma teraz poteznego przeciwnika - Iluminaci!!!
    Bardzo dobry opis potyczki w namiocie

    9 lis 2018

  • krajew34

    @Almach99  Dzięki za przeczytanie, pomyślałem, że Bractwo powinno mieć swojego wroga :)

    9 lis 2018

  • Almach99

    @krajew34 OD razu widac, kiedy piszesz jak masz natchnienie. Tak trzymaj

    9 lis 2018