Życiowa układanka, część jedenasta.

Życiowa układanka, część jedenasta.Poniedziałek, 21 Maj 2018, rano

     Po wyjściu Sylwii, Piotr zaparzył sobie kawę, zapalił do niej papierosa i niemal pół godziny spędził zamyślony nad opróżnianym kubkiem. Choć w obliczu wydarzeń ostatniego tygodnia nie czuł się wobec żony winny tego, że przespał się z jej przyjaciółką, postanowił ten fakt na razie zachować w tajemnicy, z czystej przyzwoitości nie chciał żonie o tym wspominać, dopóki jest w szpitalu. Zapowiadało się, że dopóki nie wróci do domu, nie będą mieli okazji szczerze i otwarcie ze sobą porozmawiać. Posprzątał nieco mieszkanie, wziął kolejny szybki prysznic i ogolił się przed wizytą w szpitalu. Jego ubiór również wyglądał dzisiaj zdecydowanie bardziej odświętnie: świeża koszula, spodnie w kancik i czarne mokasyny zdecydowanie poprawiały jego prezencję. Spakował rzeczy, o które Monika prosiła, zostawił torbę w bagażniku auta i przeszedł się jeszcze do pobliskiego sklepu po jakieś słodycze, paluszki, owoce, soki i wodę dla żony. Napoi wziął więcej, z myślą, że Monika może będzie chciała się podzielić z sąsiadką z sali.  

(…)

     Kiedy dotarł do szpitala, Monika wciąż nie mogła wstawać z łóżka. Miała już podniesiony mocno zagłówek i leżała w pozycji półsiedzącej. Wyglądała i czuła się zdecydowanie lepiej, Magda nadal z trudem oswajała się z jego obecnością, choć wyraźnie ucieszyła się, że pomyślał również o niej, przynosząc wodę i soki. Sąsiadka z sali nie dała im okazji porozmawiać w cztery oczy, choć Piotr chciał powiedzieć żonie o kilku sprawach, o kolejnych kilka zapytać. Zamiast tego uczestniczył w kolejnych etapach pionizacji żony. Po leżeniu z coraz wyższym podparciem było siedzenie, później siedzenie z opuszczeniem nóg poza łóżko, a na koniec próby stawania. O ile siedzenie i opuszczenie nóg przebiegało bez sensacji, o tyle próba utrzymania pionowej sylwetki wymagała kilku podejść i początkowo kończyła się zawrotami głowy. Przez cały ten czas mąż ją asekurował i gdy tylko traciła równowagę, mocno się do niego tuliła i z jego asystą wracała do poprzedniej pozycji.

     Piotr, będąc u żony przez kilka godzin, miał okazję również spotkać lekarkę, która przyjmowała Monikę do szpitala, na czas wizyty lekarskiej musiał opuścić salę i czekał na korytarzu. Kiedy wreszcie lekarka wyszła, zamienił z nią kilka słów na korytarzu, podziękował jej za opiekę nad żoną i za pomoc z adwokatem. Pani doktor przyznała, że najbardziej cieszy się, że nie pomyliła się w ocenie jego osoby, widząc jego zaangażowanie w rehabilitację żony, obiecała na kolejnym dyżurze za dwa dni znaleźć chwilę czasu, żeby porozmawiać o przebiegu leczenia z nimi. Zalecała również dużą dozę cierpliwości w stosunku do postępów żony, które mogą być spowolnione lekami, jakie dostaje. Podziękował za poświęcony czas i wrócił do żony, kontynuować wstawanie. Dopiero przy bodaj czwartej próbie Monika dała radę stać o własnych siłach przez kilka minut, nie odważyła się jednak na spacer nawet do okna i z powrotem.

     Pora obiadu przerwała dalsze próby, Monika stwierdziła, że jest już zmęczona tymi ćwiczeniami i poprosiła męża, aby również jutro przyszedł ją odwiedzić i asystował w ćwiczeniach. Na pożegnanie długo tuliła się do niego, nie chcąc go wypuścić i całując po całej twarzy. Piotr również niechętnie rozstawał się z żoną, musiał jednak zakończyć swoją wizytę i pozwolić odpocząć żonie oraz drugiej pacjentce. Po powrocie do domu napisał do Moniki wiadomość:
     „Jestem już w domu, zapomniałem ci przekazać pozdrowienia od Sylwii, nie mogła się z Tobą skontaktować i przyszła tu wczoraj wieczorem”
     „Napiszę do niej dzisiaj, ale nie chcę jej zawracać głowy w czasie pracy. Mówiłeś jej, co się stało?”
     „Powiedziałem jej tylko, że jesteś w szpitalu, że dostałaś leki przeciwbólowe, po których pewnie śpisz, bo miałaś w nocy operację.”
     „Tylko tyle?”
     „Pytała o szczegóły, ale powiedziałem, że sama jej powiesz, jak już dojdziesz do siebie.”
     „Dziękuję, jesteś kochany.”

(…)

     Sylwia zgodnie z obietnicą przyjechała do mieszkania Piotra i Moniki, a drodze z pracy kupiła składniki obiadu. Od wejścia oficjalnie oznajmiła, że to, co się wydarzyło wczoraj, było błędem i nie może się powtórzyć.  
     Zjedli oboje, zupę przygotowaną przez Monikę, później zagoniła Piotrka do obierania ziemniaków, a sama zajęła się porcjowaniem i przyprawianiem kurczaka.  
     Konsekwentnie trzymała się swojego porannego postanowienia i unikała zbyt bliskiego kontaktu. Walczyła sama ze sobą, bo wczorajszy wieczór bardzo się jej podobał, czego wstydziła się nawet sama przed sobą. Jedynie skrupuły względem przyjaciółki powstrzymywały ją, od podjęcia działań prowadzących do powtórzenia wczorajszego scenariusza. Była pewna, że gdyby teraz Piotr ją przytulił i pocałował, nie potrafiłaby mu się oprzeć i uległa przy pierwszej próbie, ale miałaby wymówkę, że „tylko” mu uległa. Dyskretnie obserwowała, jak skupiony walczy z kolejnymi bulwami.  
     Wstawiła poćwiartowanego kurczaka do piekarnika, ziemniaki się gotowały, żeby nie myśleć o Piotrku, zajęła się robieniem surówki.
     Kiedy jedli drugie danie zadzwonił jego telefon, odruchowo sprawdziła również swój, odkrywając wiadomość od Moniki, z którą zaczęła pisać, przysłuchując się rozmowie Piotra.  
     Przyzwyczajony do odbierania połączeń w trakcie prowadzenia auta, również to połączenie odebrał na głośnomówiącym, przez co i Sylwia bez trudu słyszała całą rozmowę.  

     – Witam panie Piotrze, mecenas Kabała z tej strony.  
     – Witam Panie mecenasie.
     – Dopiero wychodzę z sądu, bo rozprawa innego klienta się przedłużyła.  

     Do tego momentu podejrzewała, że Piotrek chce się rozwieść z Moniką lub w inny sposób działa przeciwko niej. Już była gotowa zrobić mu karczemną awanturę, w obronie przyjaciółki chciała rzucić się na niego z pięściami, czekała jedynie, aby dalsza rozmowa potwierdziła jej przypuszczenia.  

     – Niestety nie zdążę się już dzisiaj spotkać z Panią Moniką, aby mogła ustanowić mnie pełnomocnikiem i doprecyzowała kwestie, których Pańska wiedza nie pozwalała jednoznacznie ustalić.
     – Panie mecenasie, może to i dobrze się składa, bo żona dziś jeszcze nie może wstawać. Warunki szpitalne niestety nie pozwalają na prowadzenie swobodnej i poufnej rozmowy, do tego leży z nią na sali kobieta, która silnym przerażeniem reaguje na widok mężczyzn.  
     – Rozumiem, dobrze, że Pan uprzedził. To nie będzie pierwszy raz, kiedy będę rozmawiał z mocodawczynią poza kancelarią. Zwłaszcza w przypadku pierwszego informacyjnego spotkania rodzi to pewne utrudnienia, ale i na takie ewentualności można się przygotować… Nie musimy się zbytnio śpieszyć, dajmy Pani Monice kilka dni, aby ochłonąć… Ja też, w takim razie, potrzebuję trochę czasu, żeby wszystko łącznie z pytaniami przygotować na papierze, tak żeby pańska żona mogła się, bez obawy, że jakieś szczegóły dotrą do osób postronnych, zapoznać ze wszystkimi niuansami i zdecydować, w jakim kierunku mam państwa reprezentować… Następny wolny termin mam do południa w czwartek. Myśli pan, że pańska żona do tego czasu będzie się czuła lepiej?
     – Dziś robiliśmy pierwsze próby ze wstawaniem z łóżka, mam nadzieję, że za kilka dni będzie mogła już chodzić. To pozwoliłoby jej wyjść w jakieś dyskretniejsze miejsce i swobodniej rozmawiać na temat sprawy.
     – Dobrze, to proszę jeszcze do mnie zadzwonić i przypomnieć się w środę po południu, to wtedy umówimy się na konkretną godzinę w czwartek przed południem.
     – Dobrze, zadzwonię i dziękuję za telefon. Do widzenia.

     Teraz była kompletnie zaskoczona i zła na siebie, że podejrzewała go o coś złego, czego nie zrobił.  
     Po rozmowie z mecenasem Kabałą Piotr wymienił kilka wiadomości z Moniką, informując ją o zmianie terminu wizyty prawnika.  
     Na przemian z wiadomościami Moniki musiał odpowiadać na pytania Sylwii, która teraz dopytywała o Monikę. Kiedy opowiadał jej dość szczegółowo dzisiejsze kolejne próby wstawania z łóżka, małe sukcesy i porażki kolejnych etapów. Nadal nie powiedział jej, czemu Monika trafiła do szpitala, ani dlaczego potrzebują pomocy znanego adwokata, wymijająco kolejny raz mówiąc, że Monika sama jej powie, jak już będzie mogła i chciała o tym mówić.  
     Sylwia była coraz bardziej zauroczona nim i jego troską o żonę.

     Skończyli posiłek i zabrał się za zmywanie wszystkiego, Sylwia z zainteresowaniem przyglądała się, jak mimo braku wprawy, dzielnie walczy z brudnymi naczyniami. Kiedy jego telefon piknął kolejną wiadomością od Moniki, zrobiła mu zdjęcie, jak zmywa naczynia i wysłała Monice z podpisem: „Zrobiłam mu obiad. Nawet nie pozwolił mi pozmywać…”
     Odpowiedź przyszła niemal natychmiast:
     „Dziękuję, że mnie zastępujesz. Jesteś kochana. Ucałuj go ode mnie.”

     Rozmyślała nad tym, co się wydarzyło i zaczęła wreszcie łączyć fakty, dodawać dwa do dwóch i dopiero teraz ją olśniło. Po głowie chodziły jej różne warianty - awantura w pracy, potem wyjścia Moniki z Arturem - pewnie stary obleśny dziad zmusił ją szantażem do seksu. Piotrek pewnie nie wie wszystkiego, może coś podejrzewać, przez ten szpital, ale na pewno się domyśla, inaczej nie przespałby się ze mną tak łatwo. Jak będzie miał jakieś dowody, to pewnie będzie chciał zostawić Monikę i puścić ją z torbami… Dam mu ultimatum albo jej wybaczy i może mieć mnie na boku, albo nigdy więcej mu nie dam, jeśli się rozwiodą. Jak będzie próbował ją puścić z torbami, powiem Monice, że mieliśmy romans…
     – Nie tylko w kuchni Cię zastąpię… – pomyślała, ponownie odczytując wiadomość – Póki Ciebie nie ma, ucałuję i chętnie zaspokoję wszystkie inne jego potrzeby… – w tym momencie, tłamszone dotąd rozsądkiem, pożądanie wybuchło z nową siłą, podsycane powstałym właśnie planem ocalenia ich małżeństwa.
      Z trudem doczekała, gdy Piotr skończył zmywać, podeszła do niego i przytuliła się do jego pleców, kiedy jeszcze wycierał pochlapane blaty wokół zlewu. Pierwsze pocałunki były jeszcze niewinne, po karku, kolejne po policzku, wreszcie w usta.
     – Przecież nie chciałaś, jeszcze godzinę temu, twierdziłaś, że to był błąd – spytał nieco przekornie, lekko zaskoczony zmianą jej zachowania.
     – Dostałeś od niej wiadomość, kiedy zmywałeś. Zrobiłam ci zdjęcie i jej wysłałam. Kazała cię ucałować – na dowód tego pokazała mu swój telefon, z ostatnią wiadomością od Moniki.

     Piotr sprawdził też nieodczytaną wiadomość od Moniki. Napisała, co ma w zamrażalniku i mógłby sobie rozmrozić i odgrzać na kolejne dni…  

     – To skoro kazała ucałować, to całuj – zażartował, odkładając telefon i siadając na krześle.

     Sylwia podeszła do niego i usiadła mu na kolanach, przodem do niego, biorąc jego nogi między swoje. Już w ten sposób, sygnalizowała otwartość do bardziej intymnej bliskości. Delikatnie ujęła dłońmi jego głowę i kark, po czym zaczęła namiętnie całować.  
     Prośba przyjaciółki, była tylko pretekstem, żeby zbliżyć się do jej męża, wygodną wymówką dla namiętnych uniesień, jakie miały nadejść za chwilę. Teraz subtelnie muskała palcami jednej dłoni jego kark, palcami drugiej błądziła w jego krótkich włosach, tuląc cię do niego, całowała namiętnie, jako kochanka. Jego ramiona objęły ją mocno, odwzajemniał pocałunki, nie próbował się do niej dobierać, czy pozbawić jej ubrania, czekał, aż ona sama da znak, że jest gotowa, był cierpliwy i delikatny, choć czuła siłę jego mięśni, a jego dłonie spokojnie spoczywające na jej plecach, dawały poczucie bezpieczeństwa. Czuła ciepło jego ciała, własnym łonem ocierała się o jego krocze, czuła jak mu sztywnieje i rośnie. Była bardzo podniecona i miała wrażenie, że ten sen zaraz pryśnie. Chciała dać mu siebie całą, zrobić na nim jak najlepsze wrażenie, ale była w tych samych ciuchach od rana. Po całym pracy, musiała się odświeżyć…

     – Potrzebuję prysznica – wyszeptała, przerywając na chwilę pocałunki.
     – Ja też. Idź pierwsza, zaraz przyniosę ci świeże ręczniki – odparł, przekonany, że nic więcej nie będzie, a Sylwia tylko pogrywa sobie jego kosztem za wczorajszy wieczór.
     – Możesz dołączyć, rano było bardzo przyjemnie… – mówiła seksownym głosem, a w jej oczach tańczyły iskierki.
     – Chętnie.

     Piotr poszedł po świeże ręczniki dla niej i przyniósł je do łazienki, delikatnie pukając w drzwi.

     – Wchodź śmiało, przecież jesteś u siebie – odpowiedziała mu wesoło.

     Kiedy otworzył drzwi, była już w samej bieliźnie, właśnie rozpinała biustonosz, pokazując mu swoje piersi. Bez cienia skrępowania w zachowaniu, równie spokojnie sięgnęła do majtek i patrząc mu w oczy, zdjęła je, stojąc przodem w jego stronę.

     – A ty się nie rozbierasz? – spytała, wchodząc do kabiny.
     – Już, już – odparł zaskoczony i zaczął się rozbierać.
     – Żeby była, między nami, pełna jasność – powiedziała, kiedy dołączył do niej nagi w kabinie – Tylko zastępuję twoją żonę, do czasu jej powrotu. Później z nami koniec. Jak się komukolwiek wygadasz, to ci oczy wydrapię, jasne? – sama nie wierzyła, że przestaną po powrocie Moniki, ale chciała zachować pozory chwilowej słabości.
     – Jasne – odparł – Jesteś pewna, że tego chcesz? – spytał po chwili.
     – Bardzo chcę – powiedziała, tuląc się do jego torsu.

     Nie pytał o nic więcej, odkręcił wodę, kierując słuchawkę na ścianę kabiny, aby pierwsze chłodne krople nie drażniły skóry. Kiedy popłynęła przyjemnie ciepła woda, skierował ją na jej plecy i zaczął mydlić jej ciało.  
     Niższa o głowę partnerka poddawała się pieszczocie śliskiego dotyku i męskiej dłoni błądzącej po jej plecach, wciąż tuląc się policzkiem do jego piersi. W końcu jednak musiała się odwrócić i ocierając się pośladkami o jego przyrodzenie, pozwoliła długo pieścić swoje piersi i brzuch.  
     Ta bliskość barczystego mężczyzny delikatnie myjącego i pieszczącego jej ciało działała bardzo relaksująco i mogłaby trwać jeszcze długo, ale ona pragnęła także mocniejszych wrażeń. Wzięła od niego mydło, podmyła się dokładnie, chcąc być tam świeżą i pachnącą, po czym zajęła się myciem torsu i pleców Piotra. Mydląc go, korzystała z każdej okazji, aby ocierać się o niego. Rozkoszując śliskim dotykiem namydlonych ciał, delikatnie myła jego penisa, opuszkami palców czule zwiedzała każdy zakamarek i fałdkę, rozprowadzając mydło i zmywając ewentualne pozostałości poranka. Równie czule myła mu jądra, przedłużając tę ablucję dla własnej i jego przyjemności. Wreszcie spłukała go dokładnie i powędrowała ustami w dół, sprawdzić efekty swojej pracy i wynagrodzić mu bolesne uderzenia pędzących kropel. Chwilę pieściła go ustami i z uśmiechem zaproponowała:
     – Dokończmy szybko mycie i kontynuujmy te zabawy już poza łazienką.
     Piotr szybko dokończył mycie swojego ciała, chwilę jeszcze wzajemnie się wycierali, dodatkowo pobudzając swoje ciała, aż Sylwia odłożyła ręczniki na bok, stając przed nim naga.

     – To gdzie mnie przelecisz najpierw? – spytała, nie mogąc się już doczekać, aż poczuje go w sobie…
     Piotrowi nie trzeba było powtarzać, rozpoczęli zwiedzanie mieszkania i zaliczanie kolejnych pozycji i mebli. Pierwszy był stół w salonie, stojący niemal na wprost wyjścia z łazienki, szorstki lniany obrus intensywnie drażnił sutki leżącej przodem na blacie kochanki. Doszli oboje, choć ona pierwsza.  
     Później siedział na kanapie, początkowo pieściła go ustami, kiedy znów był twardy, jak skała, tyłem do niego nadziewała się na jego penisa, opuszczając się w swoim ulubionym tempie, aż szczytowała. Wtedy przenieśli się na podłogę, pod plecami miała tylko puszysty dywan, znów miała stopy na jego ramionach i wdzierał się w nią do samego końca. Pierwsze pchnięcia trochę bolały, kolejne były coraz przyjemniejsze, kiedy poczuła, jak w niej kończy, doszła trzeci raz. Teraz chwilę leżeli w bezruchu, czuła na sobie jego ciężar i obejmowała go mocno, wszystkim, czym mogła: nogami, rękoma i swoim gorącym pulsującym wnętrzem.  
     Muskając go delikatnie po plecach, doszła do wniosku, że brakuje jej szczoteczki do zębów, świeżej bielizny oraz ciuchów na jutro do pracy.

     – Wypuścisz mnie na godzinę? – spytała, wciąż zasapana po miłosnych zmaganiach.
     – Po co?
     – Skoczę do domu, po kilka drobiazgów i zaraz wracam…
     – Jak musisz…– odparł niepocieszony wizją rozłąki – Może cię zawiozę i przywiozę, będzie szybciej…
     – To jedźmy do mnie. Po drodze kupimy jakieś wino i będziemy się pieprzyć, tym razem w moim łóżku – zaproponowała i pocałowała go na zachętę.
     – Skoro tak wolisz…
     – Wolę. Tam nie muszę się martwić, że ktoś mnie zobaczy, albo nas usłyszy…  
     Jeszcze chwilę przytulali się do siebie, na dywanie, po czym zaczęli ubierać i szykować do zmiany lokum. Sylwia ubrała to, w czym przyszła, Piotrek założył świeżą bieliznę i świeżą koszulę, pogasił światła i wyszli.  

     Kwadrans później, w sklepiku pod domem Sylwii, kupili dwie butelki wina i poszli do jej mieszkania. Gdy tylko weszli do środka, zrzuciła buty i zaczęła szukać korkociągu i kieliszków do wina, Piotr również zdjął swoje i poszedł za nią do salonu połączonego z aneksem kuchennym.

     – Otworzysz i nalejesz? – spytała, kładąc korkociąg obok butelki i kieliszków.
     – Z przyjemnością.
     – Może weźmiemy wino i pójdziemy do wanny? – zaproponowała, rozpinając i zdejmując spódnicę.
     – Dawno nie miałem okazji zrelaksować się w wannie… – Piotr z nostalgią wspomniał czasy, kiedy mieszkał z rodzicami i miał możliwość poleżeć w wannie.
     – To dziś będziesz miał okazję… wezmę tylko świeże ręczniki i zaraz pomogę ci się zrelaksować… – po wypowiedzeniu tych słów, językiem wypychała rytmicznie policzek, dając do zrozumienia w jaki sposób.

     Piotr obserwował ją, kiedy poszła do sąsiedniego pokoju, pełniącego funkcję sypialni. Sięgając po ręczniki, musiała stanąć na palcach, aby dosięgnąć do półki w szafce. Bluzka, którą miała na sobie, uniosła się w ślad za ramionami i odsłoniła pośladki. Z miejsca, w którym stał, miał doskonały widok jej zgrabnej dupeczki, niczym obietnicy kolejnych przyjemnych chwil, jakie wkrótce spędzą we dwoje. Podniecający obraz działał na niego bardzo stymulująco, uczucie ciasnoty w spodniach wyraźnie to potwierdzało.
     Sylwia, świadoma widoku, jaki mu zafundowała, specjalnie sięgała do najgłębiej schowanych ręczników, aby jak najdłużej mógł podziwiać jej tyłek. Nie miała żadnych obiekcji, co do jego wyglądu, uważała, że pośladki i nogi, to jej największe atuty. O jedno i drugie dbała regularnie ćwicząc aerobik i biegając, żałowała, że piersi nie może w podobny sposób ukształtować. Na punkcie ich rozmiaru miała pewne kompleksy. Porównując swoje „pomarańcze”, do dwu lub trzykrotnie większych „melonów” Moniki, szczególnie teraz, wchodząc w intymne relacje z jej mężem, starała się nadrobić swoje „braki” innymi atutami. Czując jego wzrok na swoich atutach, utwierdzała się w poczuciu własnej atrakcyjności i rosło jej własne pożądanie oraz chęć zaspokojenia jego chuci.  

     – Rozbierz się i idziemy do wanny – ściszonym głosem pospieszała kochanka.
     Sama zostawiła w sypialni jedynie swoją spódnicę, którą zamierzała jeszcze jutro założyć do pracy. Wzięła przygotowane ręczniki i obserwowała Piotra zdejmującego kolejne elementy garderoby. Widok jego umięśnionego ciała podniecał ją jeszcze bardziej, musiała powstrzymywać chęć rzucenia się na niego. Czuła jak robi się coraz bardziej wilgotna.  
     – Chodź – rzuciła zalotnie, gdy odkładał bokserki na resztę ubrań.  
     Kręcąc biodrami, szła pierwsza, pozwalając mu oglądać swoje ciało, prowokując i podniecając, choć widziała, że jego kutas jest już sztywny i gotowy.  
     Położyła przyniesione ręczniki na pralce, stojąc przodem do niego, rozpięła i zdjęła swoją bluzkę, wrzucając ją do pojemnika na pranie, podobnie biustonosz i majtki. W jego obecności nawet naga czuła się swobodnie. Pożądliwie spoglądał na nią, co tylko dodawało jej pewności siebie. Bez pośpiechu zapalała kolejne świeczki na półce pod lustrem i wokół wanny i odkręciła wodę.
     Piotr korzystał z okazji do lepszego przyjrzenia się ciału Sylwii. Teraz jej nagości nie zasłaniał już żaden skrawek materiału, widział ją w pełnej krasie, a za moment dodatkowo nachylając się, aby napuścić wody do wanny, kusząco się wypięła. Szum wody działał kojąco, atrakcyjne krągłości przyciągały wzrok, w jej ramionach chciał zapomnieć o wszystkich swoich troskach, a między jej udami znaleźć, chociaż chwile zapomnienia i azyl od męczących go myśli.
     – Wreszcie leci ciepła – przerwała jego zamyślenie – Wchodź do wanny i usiądź wygodnie. Tylko zgaszę światło i już się tobą zajmuję…

     Piotr rozsiadł się wygodnie w wannie. Była szersza niż standardowe i wewnątrz było dosyć miejsca dla dwojga. Gdy wyłączyła oświetlenie, w łazience zapanował przyjemny półmrok, miejscami przełamywany ciepłym blaskiem świec. Ta lekko migocząca poświata dodawała tajemniczości i pikanterii. Sylwia, dołączając do niego w wannie, w blasku świec wyglądała niczym baśniowa nimfa.
     Usadowiła się między jego nogami i szybko odnalazła drogę do jego penisa, rozpoczynając obiecane pieszczoty. Woda leniwie zapełniała wannę, po skórze rozchodziło się przyjemne ciepło i rozluźnienie, ciało ogarniało błogie rozleniwienie. Spod przymkniętych powiek obserwował jej starania, na nabrzmiałym penisie czuł jej język i wargi rytmicznie dbające o jego przyjemność. Rosnące podniecenie nie pozwalało się w pełni rozluźnić. Zbliżając się do wytrysku, spiął mimowolnie mięśnie, dając Sylwii niewerbalny znak o nadchodzącej erupcji.
     Widząc, jak jej wybranek napina mięśnie, przyspieszyła jeszcze. Walczyła nie tyle z czasem, ile z rosnącym poziomem wody. Już teraz brodą, przy każdym ruchu, dotykała jej powierzchni. Ten dodatkowy wysiłek, został wkrótce nagrodzony kolejnymi falami jego nasienia, zalewającymi jej usta. Połknęła wszystko, szybko oczyściła go z resztek spermy, nie mogła jednak poświęcić mu więcej czasu, poganiana przybierającą wodą. Przeniosła się z pieszczotami w górę jego ciała, po drodze ocierając się o niego i tuląc, dla obopólnej przyjemności. Jej wędrówka zakończyła się kolejnym namiętnym pocałunkiem i długim przytulaniem.  
     Dopiero teraz sięgnęła po wino, które stało opodal. Pierwszy łyk odurzył ją swoim bukietem, kolejne pogłębiały odczuwaną przyjemność i pozbawiały ją trosk. Romantyczne migotanie świec, muskularny, męski tors, do którego przylegała, ciepła woda otulająca ich ciała, wyborne wino i satysfakcja z doprowadzenia go ustami do orgazmu. Czyż mogła chcieć czegoś więcej?  
     Oczywiście! Własnego spełnienia! Do pełni szczęścia musiała jednak chwilę poczekać, dać sobie i jemu odpocząć chwilę, nim kolejny raz oddali się miłosnym szaleństwom. Rozkoszowała się jego bliskością, dotykiem i zapachem, odwzajemniał jej pieszczoty i pocałunki, jego dłonie wędrowały po jej ciele, ostrożnie badając, co sprawia jej przyjemność. Z radością poczuła rosnącą erekcję i na samą myśl o rychłym zbliżeniu, mruczała z rozkoszy niczym kotka. Spokojne przytulanie zmieniło się w ocieranie się o kochanka, a to z kolei płynnie przeszło w kolejne zbliżenie w chwili, gdy poczuła, jak czubek jego kutasa rozchyla jej wilgotną norkę, tak spragnioną jego uwagi.  
     Ostrożnie, lekko kręcąc biodrami na boki, opuściła się na niego i przyjęła całego w środku. Początkowe spokojne ruchy, w miarę miłosnego uniesienia, coraz gwałtowniejsze, sprawiły, że rozchlapywała wodę po całej łazience.
     Musiała na chwilę przestać go ujeżdżać, aby sięgnąć do pokrętła i upuścić nadmiar wody.
     W blasku świec i przy odgłosach rozchlapywanej wody kontynuowała miłosne zapasy. Wcześniej ustami doprowadziła go na szczyt, teraz dyktowała tempo, którym wspinała się na własny…  
     Pomieszczenie wypełniały odgłosy jej pośladków, rytmicznie uderzających w wodę oraz jej miłosne westchnienia, za pomocą których, nie dbając czy sąsiedzi będą to słyszeć, czy nie, głośno artykułowała poziom własnej satysfakcji, aż do chwili, kiedy osiągnęła swój „Mount Everest”.  
     Po tym, jak obciągnęła mu w wannie, popadł w stan zamyślenia, przyciemnione światło, szum wody, otaczające ciepło i przyjemne rozleniwienie po wytrysku, wszystko sprzyjało ogarniającym go odprężeniu. Miękkie, kobiece ciało, tulące się u boku i delikatne pieszczoty pozwalały, na żeglowanie myślami gdzieś daleko, nie absorbowały świadomości, a podświadomość karmiła się bieżącymi bodźcami dotykowymi i wzrokowymi. Nawet kiedy mu stanął ponownie i sama nadziała się na niego, wciąż błądził myślami daleko, dopiero jej głośna „Aria Orgasmica” przywołała jego świadomość.  
     Oglądanie jej drogi do spełnienia, było dość interesującym przeżyciem, zdecydowanie nie powstrzymywała ekspresji, z jaką docierała do spełnienia. Niewielkie pomieszczenie, swoim specyficznym echem, jeszcze wtórowało jej jękom.
     Kiedy skończyli, naszła go ochota zapalić, momentalnie przypomniał sobie stary żart, że seks jest dobry dopiero wtedy, kiedy po wszystkim, nawet sąsiedzi wychodzą zapalić… Nie chciał poznawać jej sąsiadów, wolał pozostać w cieniu…

     – Woda już zimna, wychodzimy, czy wymieniamy na gorącą? – nieco ochrypłym głosem spytała.
     – Wychodzimy. Chciałem zapalić, ale musiałbym cię zabrać na balkon, na dowód, że żyjesz – żartował, wstając z wanny.
     – Coś ci się nie podobało? – udawała obrażoną.
     – Podobało, tylko muszę odczekać, aż sąsiedzi skończą palić, po twoim orgazmie… – żartując, starał się ją udobruchać.
     – Już dawno, nie miałam okazji im przypomnieć, że ja też, słyszę ich nocami – odpowiedziała mu w podobnym tonie.

(…)

     Wtorek przywitał ich malowniczym wschodem słońca, które zaglądało do okien sypialni Sylwii. Pierwsze promienie, nawet przez zamknięte powieki, drażniły oczy, wdzierając się przez rozsunięte zasłony. Nie poprawili ich wczoraj, po tym, jak pieprzył ją jeszcze na stojąco, opartą rękoma o szybę w oknie.
      Chętnie jeszcze by poleżał, musiał jednak wstać i iść do toalety, wypili wczoraj po butelce wina na głowę. Odpowiednia ilość, aby dobrze się bawić, bez przykrych konsekwencji bólowych, jednak pęcherz domagał się opróżnienia…  
     Kiedy korzystał z toalety, Sylwia również wstała, obudzona intensywnym światłem przenikającym przez powieki. Weszła do łazienki zupełnie naga, kiedy jeszcze sikał, nie okazując żadnego skrępowania, ani swoją nagością w jego obecności, ani tym, że jeszcze nie skończył. Spokojnie odczekała, aż opróżnił pęcherz, opuściła deskę i sama zrobiła dokładnie to samo, co on przed chwilą.
     Po porannej toalecie nadal chodząc nago po mieszkaniu, przygotowała im obojgu śniadanie. Zawsze śmieszyło go, w tych wszystkich filmach, kiedy następnego poranka, kobieta szczelnie zasłania się kołdrą czy prześcieradłem, mimo bardzo namiętnych chwil kilka godzin wcześniej. On mógł ją oglądać, tak jak ją natura stworzyła, nagą i bez makijażu, tak też wyglądała bardzo korzystnie, wręcz widać było zadowolenie na jej twarzy. Zerkając w jego stronę, uśmiechała się za każdym razem.
     Nie przyzwyczajony do całkowitego braku ubrań, odczuwał lekki chłód na skórze. Kiedy po śniadaniu poszła się umalować, on zdążył już ubrać się w swoje ciuchy i zaparzył kawę.

     – Za pół godziny muszę wyjść na autobus do pracy – oświadczyła, wychodząc z łazienki.
     – Wypijemy kawę i spadam – powiedział, trzymając kubek z aromatycznym napojem.
     – Jak się pośpieszymy, to jeszcze zdążysz mnie przelecieć… Chyba że nie masz ochoty?
     – A już się bałem, że próbujesz się mnie pozbyć – powiedział niby żartem, choć przez chwilę tak się poczuł.
     – Głuptasie, od trzech miesięcy z nikim nie spałam – już miała mu powiedzieć, że żaden jej tak nie dogodził, jak on, w ostatniej chwili się powstrzymała, wymyślając inną wymówkę – A jak mawiają „baba bez bolca dostaje pierdolca”, więc teraz korzystam, póki mogę…
     Piotr parsknął śmiechem, przy okazji ochlapując siebie i pół stołu kawą, słysząc jej słowa. Szybkie sprzątanie zmieniło się w szybki numerek na stole, po którym musieli się rozstać, ona w biegu dobierała bieliznę i ubranie do pracy, on gotowy do wyjścia czekał na nią przy drzwiach.  
     Nie chcieli ryzykować, że ktoś zobaczy, jak odwozi ją do firmy, woleli rozstać się pod jej domem, każde ruszając w swoją drogę. Umówili się na popołudnie, znów pod pretekstem przygotowania obiadu.

(…)

     Dzień minął mu na wizycie u Moniki w szpitalu i dalszych jej ćwiczeniach. Postępy były znaczące i po kilku godzinach odważyli się na spacer, po szpitalnym korytarzu, nie opuszczając jednak oddziału.  
     Monika mocno koncentrowała się na utrzymaniu równowagi i unikała trudnych tematów, ciesząc się jego obecnością i wsparciem. Szpitalny obiad zjadła w pozycji siedzącej, co było zwieńczeniem dzisiejszych odwiedzin. Potrzebowała odpoczynku i nie miała siły na dalsze ćwiczenia.

     Sylwia, wracając z pracy, zrobiła zakupy na dzisiejszy posiłek, z którymi dotarła do mieszkania przyjaciółki.  
     Piotr, starając się odreagować negatywne emocje, które wróciły po wizycie w szpitalu, resztę dnia zaczął od sprzątania mieszkania.
     Widząc, że zastała go w trakcie odkurzania, poza powitalnym buziakiem, nie prowokowała go do niczego więcej. Poszła do kuchni szykować obiad, wciąż jednak nie mogła przestać o nim myśleć. Zaskoczył ją swoją dbałością o czystość, kuchnia była posprzątana, kiedy weszła do niej. Choć wciąż jeszcze sprzątał resztę mieszkania, żadne brudne ciuchy, nie walały się nigdzie po mieszkaniu. Będąc w łazience, zajrzała nawet do kosza na pranie, był ledwie zapełniony w połowie. Dziś jeszcze nie, ale może jutro, będzie mogła mu zaproponować pomoc ze zrobieniem prania. Z włożeniem do pralki, może by sobie poradził, tylko jak każdy facet, bez dzielenia na białe, kolory i czarne…

     „Zobacz, co robi twój mąż…” – Sylwia wysłała Monice zdjęcie Piotrka z odkurzaczem.
     „Mój Piotrek? Sprząta mieszkanie? :o”
     „Coś ty mu zrobiła? ;-)” – dopisała po chwili
     „Myślałam, że to ty mu kazałaś…”  
     „Ja tylko gotuję obiad :-P” – Sylwia wysłała jej kolejną fotkę kuchenki z garnkami i patelnią.
     „Właśnie miałam pytać, co ty robisz.”
     „Lepiej napisz, co z tobą…”
     „Powoli wracam do zdrowia...”
     „Ale dlaczego wylądowałaś w szpitalu?” – Sylwia próbowała się czegokolwiek dowiedzieć.
     „Jak sama się z tym uporam, to wtedy ci powiem…”
     „Teraz latanie trenuje ;-)” – kolejne zdjęcie Piotrka z mopem w akcji.
     „W tym tempie, za godzinę będzie robił pranie ;-)” – Monice najwyraźniej humor dopisywał.
     „A ty, nie potrzebujesz, jakiejś świeżej bielizny? Może Piotrek, by ci zawiózł jutro czyste i zabrał brudne rzeczy?”
     „Zaraz mu napiszę, co potrzebuję…”
     „To jutro, jak przyjadę zrobić mu obiad, wstawię chociaż jedną partię i powieszę przed wyjściem… Żebyś nie miała wszystkich białych rzeczy, w szaro różowym odcieniu ;-)”
     „Jak ja ci się zrewanżuję…”
     „Zaprosisz na wino, jak dojdziesz do siebie ;-)” – Sylwia starała się przekonać przyjaciółkę, że jej zaangażowanie, to drobiazg.
     „Masz jak w banku!”
     Sylwia wkrótce namówiła Piotra do zakończenia porządków, zjedli wspólnie obiad i po ogarnięciu kuchni, ponownie przenieśli się do jej mieszkania, dopiero tam, oddając się amorom i spędzając wspólnie kolejną noc.  

(…)

     Piotr wrócił do mieszkania dopiero po śniadaniu.
     Nim pojechał do żony do szpitala, wziął szybki prysznic, ogolił się i założył świeżą koszulę. Popijając kawę, spakował żonie świeżą bieliznę, zgodnie z jej wczorajszymi prośbami.  
     Każda wizyta u niej w szpitalu kosztowała go wiele emocji, oczywiście cieszył się, że wraca do zdrowia, mocno jej w tym kibicował, jednak zawsze szpitale źle mu się kojarzyły, a widok żony w tym otoczeniu, momentalnie przywoływał trudne wspomnienia, z chwili, gdy przyjechał po nią do domu Artura. Ciągle był zły na siebie, że uległ jej namowom i pozwolił jej tam jechać, że zbyt delikatnie potraktował Artura i tych dwóch bydlaków, choć wtedy jeszcze nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo skrzywdzili jego żonę.
     Monika odzyskiwała siły i dziś mogli sobie pozwolić, nie tylko na kilka rund, po oddziałowym korytarzu, ale nawet wypuścili się na spacer do sąsiedniego budynku, po kawę do bufetu, choć to Piotr niósł oba kubeczki, a wypili ją, dopiero po powrocie na oddział. Krótkie chwile, kiedy mogli rozmawiać swobodnie, zeszły im na rozmowie, o jutrzejszym spotkaniu z prawnikiem i szukaniu miejsca na swobodną z nim rozmowę.
     Jeszcze będąc w szpitalu, napisał mecenasowi wiadomość, zgodnie z umową, potwierdzając gotowość Moniki na jutrzejsze spotkanie w szpitalu.

     Sylwia, po pracy, znów przyjechała z misją robienia obiadu, dodatkowo „wspaniałomyślnie” pomogła mu podzielić i wstawić pranie.  
     Widziała, jak na każde wspomnienie o szpitalu lub Monice, milkł i momentalnie spinał wszystkie mięśnie. Przestała więc dopytywać o przyjaciółkę i o ile to było możliwe, starała się omijać ten temat. Wyraźnie jednak nadal go to męczyło i był bardzo markotny, żeby nieco poprawić mu nastrój, wymyśliła pewien fortel. Czekając na skończenie pierwszej partii prania, kiedy nastał cykl wirowania, nieco wyolbrzymiając ruchy pralki, zwabiła Piotra do łazienki.  
     Kiedy wszedł, już siedziała na pralce, niby powstrzymując ją przed rzekomą wędrówką po całej łazience, a chwilę później sami wprawiali pralkę w zdecydowanie większe drgania, niż wirujący bęben z zawartością… Mimo że pranie się już skończyło, potrzebowali jeszcze kilku minut, żeby zakończyć miłosne wygibasy. Nie przeszkadzała im nawet, piszcząca co chwilę pralka, informująca o zakończeniu prania.
     Zjedli wspólnie obiad, po którym on zmywał, a ona powiesiła wyprane rzeczy i pojechali do jej mieszkania.

(…)

Czwartkowy poranek był dla Piotra bardziej absorbujący. Wrócił od Sylwii około półgodziny wcześniej, niż w poprzednie dni, włączył kolejną porcję prania, przygotowanego jeszcze wczoraj i przygotował wszystkie dokumenty, które uznał za przydatne na spotkanie Moniki z prawnikiem. W międzyczasie poszedł jeszcze do osiedlowego sklepiku, po małe zakupy dla siebie i dla Moniki. Wszystko do zabrania do szpitala przygotował przy drzwiach, aby niczego nie zapomnieć, wypił kolejną kawę i tuż po godzinie dziewiątej, po rozwieszeniu prania, pojechał do żony do szpitala.
     Na miejscu był jeszcze przed prawnikiem. Piękna pogoda zachęcała do wyjścia na zewnątrz, tym bardziej, że szpital zajmował rozległy teren, składał się z wielu budynków, położonych w urokliwym otoczeniu zieleni, poprzecinanej alejkami niczym park, dając możliwość swobodnego porozmawiania na jednej z ławek, w szpitalnym parku.  
     Kiedy dotarł do Moniki, wręczył jej przywiezione zakupy, które dziś już sama była w stanie poukładać sobie w szafeczce, pamiętającej zapewne jeszcze poprzednią epokę. Monika ubrała spodnie dresowe i sportową bluzę, żeby zasłonić ślady na ciele, wzięła ze sobą telefon oraz dokumenty i wyszli szukać ustronnego miejsca na spotkanie.

     Mecenas Kabała zadzwonił, że wreszcie udało mu się znaleźć wolne miejsce na parkingu pod szpitalem i za chwilę będzie, akurat gdy, byli już na zewnątrz budynku i zmierzali w kierunku dyskretnie umiejscowionej ławki. Piotr wytłumaczył adwokatowi, jak dotrzeć do miejsca, które wybrali z Moniką i kilka minut później prawnik dołączył do nich.  
     Piotr przedstawił żonie adwokata, adwokatowi Monikę.
     – Pan tak elegancko ubrany, a ja w dresach – Monika krępowała się nieodpowiednim strojem do takiego spotkania.
     – Tym proszę się dziś nie przejmować, jest pani teraz w szpitalu i doskonale to rozumiem, może przejdźmy do części oficjalnej – zaczął adwokat.
     – Dobrze, może usiądziemy – Monika wskazała ławkę obok której stali.
     – Nazywam się Kamil Kabała, jestem adwokatem i reprezentuję Kancelarię Adwokacką „Malinowski, Kabała i Partnerzy”. Pani mąż zwrócił się do mnie o pomoc prawną, udzielił mi również pełnomocnictwa do reprezentowania go w dalszych działaniach. Podobne pełnomocnictwo przedstawię pani do podpisu, ale najpierw zgodnie z wymogiem prawnym oraz zasadami naszej Kancelarii część informacyjna, tak aby pani decyzja o udzieleniu pełnomocnictwa była, jak najbardziej świadoma… – przedstawił kopie dokumentów potwierdzających jego wykształcenie prawnicze, zdanie egzaminu adwokackiego, wpisów do rejestru adwokatów, wymieniał obszary prawa, w jakich się specjalizuje.
     – …i na koniec kwestia kosztów moich działań. Pana Piotra przyjąłem na prośbę mojej znajomej, która skierowała go do mnie i przekonała mnie, aby zająć się tą sprawą. W trakcie ustalania szczegółów okazało się, że również nazwisko mojego wspólnika zostało użyte do uwierzytelnienia oszustwa na Pani szkodę. Po rozmowie ze wspólnikiem, zdecydowaliśmy się reprezentować Państwa bezpłatnie. Oczywiście wszystkie informacje, jakich Państwo mi udzielicie, już są objęte tajemnicą adwokacką i bez Państwa zgody, żadnej z tych informacji nie mogę nikomu ujawnić. To tyle informacji, jakie zwyczajowo przekazuje swoim klientom na pierwszym spotkaniu. – mecenas zakończył wreszcie swój długi monolog.
     – Naprawdę, nic nie będziemy musieli płacić za pańską pracę? – Monika nie mogła uwierzyć, że ktoś obcy, chce jej pomóc bezinteresownie.
     – Naprawdę nic. Ewentualne koszty pokryje Kancelaria, którą reprezentuję. Aby móc działać dalej, streszczę najpierw to, co już z Panem Piotrem udało się nam ustalić. W trakcie będę musiał Pani zadać wiele pytań, aby doprecyzować fakty i okoliczności, których nie udało się nam ustalić. Na koniec przedstawię Państwu propozycję dalszych działań i jeśli się Pani zdecyduje, to poproszę Panią o podpisanie pełnomocnictwa i wtedy zaczniemy działać. Dobrze? – otworzył kolejną teczkę z odręcznymi notatkami i przygotował sobie pióro do notowania uwag.
     – Dobrze, zamieniam się w słuch.
     – Cała sprawa, z tego, co dotąd ustaliliśmy, zaczęła się od błędnie wystawionych faktur, Pani zamiast metrów kwadratowych wpisywała metry sześcienne, pozostawiając cenę za metry kwadratowe, tak?
     – Tak.
     – Szef, zamiast kazać pani zrobić korekty tych błędnych faktur, straszył Panią rzekomą odpowiedzialnością finansowo-karną, tak?
     – Tak, korekty faktur kazał mi zrobić dopiero później…
     – Gwoli jasności, w najgorszym razie, groziła Pani utrata premii lub nagana, za niedbałe wykonywanie obowiązków.  
     – Ale Artur, przy mnie dzwonił do prawnika i ten mówił o 15 latach więzienia, dla mnie i dla Piotrka, bo to on, najczęściej woził ten towar… – Monika wciąż była przekonana o swojej winie.
     – Kontaktował się w Pani obecności z jakimś prawnikiem, pamięta Pani nazwisko tego prawnika?  
     – Malinowski.
     – Pani mąż również podał to nazwisko. Mecenas Malinowski jest moim wspólnikiem i zapewnił mnie, że nie miał takiej rozmowy, nie mógłby również udzielić takiej informacji, bo jest ona niezgodna z prawem. Pani szef dopuścił się kolejnego oszustwa, wykonując telefon do podstawionej osoby, aby uwiarygodnić przypisywane Pani winy. Przy okazji naruszając dobre imię i reputację mojego wspólnika i to jest kolejny powód, dlaczego pomożemy Państwu za darmo.

     – O Boże, jak ja byłam głupia… Ja naprawdę wierzyłam, że Piotrkowi przeze mnie grozi więzienie… Ale on później, zmusił mnie do… – Monika, zakrywając twarz dłońmi, zaczęła płakać ze wstydu.
     – Wiem Pani Moniko. Jeśli potrzebuje Pani czasu, żeby ochłonąć, proszę powiedzieć, to przerwiemy – mecenas Kabała czekał na odpowiedź klientki.  

     – Jak ja mogłam być tak naiwna? Jak ja teraz spojrzę Piotrkowi w oczy? – dopiero po chwili zaczęło do niej docierać, jak perfidnie została oszukana i wykorzystana. Siedziała ze spuszczoną głową, wciąż zakrywając dłońmi twarz, ze wstydu i zażenowania.
     – Chce Pani zrobić przerwę? – nie odezwała się, jedynie przecząco poruszyła głową.
     – Mam kontynuować? – teraz pokiwała twierdząco.

     – Wprowadzając Panią w błąd i wykorzystując trudne położenie, dopuścił się molestowania seksualnego, naruszył Pani nietykalność cielesną, a następnie zmusił do odbycia stosunku, zgadza się?
     – Tak – wyszeptała ledwie słyszalnie i znów twierdząco kiwała.
     – dodatkowo zarejestrował w postaci nagrań i zdjęć.
     – Tak – znów ledwie słyszalnie odpowiedziała.
     – Czy poinformował Panią o rejestrowaniu tych czynności?
     – Nie wiedziałam, że nagrywa… – ocierając kolejne łzy, zaprzeczyła.
     – Rozumiem…czyli nie wyraziła Pani zgodę na rejestrowanie? – odznaczył kolejny punkt i przewrócił kartkę.
     – Nie – tym razem odpowiedziała ciut głośniej.
     – Grożąc ujawnieniem tych nagrań, zmusił Panią do podpisania weksli i zawarcia umowy z całą czwórką? – spytał, trzymając kopię umowy, jaką podpisała.
     – Tak – wciąż odpowiadała schowana za dłońmi.
     – Pani Moniko, ta umowa jest nieważna. Nigdy nie była ważna.
     – Ale jak to? – zaskoczona odsłoniła twarz i spojrzała na niego zdumiona?
     – Jest sprzeczna z zasadami współżycia społecznego i jako taka jest nieważna, Art. 58 § 2 kodeksu cywilnego.

     – A dług, a weksle, a to wszystko… - głos jej ugrzązł w gardle.
     – Weksle, to jedyny kłopot w tej sprawie, mam na nie pewien pomysł, wrócimy do nich za chwilę, dobrze?  
     – Dobrze – Monika wreszcie odzyskała głos.
     – Muszę jeszcze zapytać o sobotę, Pani wizyta w domu Artura, to był warunek skasowania tych filmów i zdjęć?  
     – Tak – znów opuściła głowę ze wstydu.
     – Pamięta Pani cokolwiek z pobytu w jego domu? – zapytał, aby ustalić przebieg feralnego dnia, który doprowadził do jej pobytu w szpitalu.
     – Część pamiętam… – zaczęła smutno – ale wiedząc, że mnie oszukano, jest jeszcze bardziej wstyd o tym mówić… – znów zaniosła się płaczem.

     – Monika – Piotr dopiero teraz zabrał głos – Nie mieliśmy jeszcze okazji, porozmawiać o tym, co zaszło w sobotę. Jeśli to moja obecność utrudnia ci powiedzenie, tego, co pamiętasz, pójdę do sklepiku, po coś do picia i zaczekam z boku, aż skończycie… Żałuję, że tylko po razie im przywaliłem…

     Monika z niedowierzaniem spojrzała na męża. Nie miała odwagi przy nim opowiedzieć, nawet tego, co pamiętała, tak bardzo wstydziła się tego, do czego Artur ją zmusił. Była pewna, że zżera go ciekawość, co tam się stało, więc zaskoczył ją gotowością pozostania w niewiedzy, aby tylko ułatwić jej powiedzenie adwokatowi, co tam się wydarzyło. Jeszcze większym szokiem było, gdy usłyszała, że kogoś pobił, zawsze był taki opanowany.

     – Ty kogoś uderzyłeś? – spytała zaskoczona.
     – Jak przyjechałem po ciebie i zobaczyłem, w jakim jesteś stanie, to najpierw Artur dostał w zęby, a później tych dwóch pajaców… - to mówiąc, wyciągnął telefon i pokazał jej zdjęcia, w jakim stanie zostawił całą trójkę. Jego również nerwy nosiły i ręce mu drżały.

     Monika z trudem rozpoznała gości Artura, aż nią wzdrygnęło, gdy ich sobie przypomniała. Widok zakrwawionych gęb Artura i obu Niemców był pewną satysfakcją, że spotkała ich przynajmniej symboliczna kara za jej cierpienia. Widząc drżenie rąk męża, zdała sobie sprawę, że musiała tragicznie wyglądać, że bardzo głęboko go to dotknęło i tym większe znaczenie miało dla niej, że nadal jest obok niej i tym trudniej będzie jej mówić o tym, co tam robiła.

     – To co, mam iść po coś do picia? Chcesz coś? – głos Piotra wyrwał ją z zamyślenia.
     – Proszę, weź mi wodę – chwyciła go za dłoń i patrząc mu w oczy, chciała powiedzieć, jak bardzo go kocha, jak bardzo jej wstyd i jak bardzo chce go przeprosić, ale nie potrafiła wydusić słowa.     – Panu też coś wziąć do picia? – Piotr zwrócił się do mecenasa.
     – Kawę, jeśli można prosić – adwokat odpowiedział, sięgając po portfel do kieszeni marynarki.
     – Nie trzeba – Piotr powstrzymał go i wstał, zabierając rękę spomiędzy jej dłoni, mrugnął do niej oczami, aby dodać jej otuchy.

     Droga do szpitalnego sklepiku była zbyt krótka, aby dać żonie dość czasu na streszczenie wydarzeń całego pobytu u Artura. Mimo iż szedł bez pośpiechu, po chwili był już na miejscu. Nim wszedł do środka blaszanego pawilonu, postanowił jeszcze zapalić, dając jej dodatkowe minuty. Wciąż byli w zasięgu wzroku, choć dzieliło ich jakieś dwieście może trzysta metrów.  
     Gasząc papierosa w popielniczce, spojrzał w ich stronę. Adwokat palił na pewno, Monika chyba również miała papierosa w dłoni, bardziej interesowało go to, że mówiła coś, gestykulując, a to był kolejny postęp. Chciał, by wyrzuciła to z siebie, chciałby też wiedzieć, co tam się wydarzyło, ale nie chciał jej naciskać, kiedyś mu powie sama i wtedy będzie musiał jej wybaczyć. Miał nadzieję, że ostatni raz będzie musiał jej wybaczać.
     Z zamyślenia wyrwało go trącenie jednego z pacjentów, wychodzącego ze sklepiku. Starszy pan się zachwiał i omal nie przewrócił, pomógł mu odzyskać równowagę i wszedł do środka. Kupił Monice dwie małe butelki wody mineralnej, zamówił kawy na wynos i czekając, przyglądał się ofercie dań obiadowych możliwych do spożycia na miejscu.  
     Wewnątrz pawilonu było kilka stolików, kolejne stały na zewnątrz, teraz były puste, ale na śniadanie było już za późno, a na obiad jeszcze za wcześnie… Musi powiedzieć o tym Monice, bo narzekała na szpitalne posiłki, pewnie będzie chciała skorzystać.
     Odebrał wreszcie kawy w kubeczkach razem z tekturową podstawką, która pozwoliła mu zabrać wszystkie trzy razem. Monice z rozpędu też wziął kawę, ale dziś nie miał głowy do tego.  
     Pani za ladą widząc jego nieobecne zachowanie, nawet nie pytając, położyła w miejscu na czwarty kubeczek trzy mieszadełka i kilka saszetek z cukrem, a wody zapakowała w jednorazową reklamówkę. Wręczając mu to wszystko, z uśmiechem pokiwała głową – Oj młody tata… – nie wyprowadzał jej z błędu, odpowiedział uśmiechem i podziękował.
     Wyszedł ze sklepiku i niepewnym krokiem ruszył w stronę żony i prawnika. Nie chciał jej przerywać, na szczęście siedziała bokiem do niego i patrzyła na rozmówcę. To mecenas widział go zbliżającego się, zatrzymał się dwie ławki wcześniej i czekał na jakiś znak, czy może podejść. Postawił zakupy na ławce i zapalił kolejnego papierosa, czekając. Nim skończył, prawnik gestem dłoni przywołał go, aby dołączył.

     – Panie Piotrze, w zasadzie poznałem odpowiedzi na większość pytań istotnych dla sprawy – przywitał go, gdy dotarł do nich – Jeśli dacie mi Państwo chwilę, żebym sobie poukładał notatki, to przedstawię wam moją propozycję.
     – Dobrze – Monika odpowiedziała pierwsza.
     – Kawa, cukier z boku… – powiedział, stawiając podstawkę między nimi – Monika tobie też wziąłem kawę i wodę również – dodał, widząc zaskoczenie żony trzecim kubkiem.

     – Moi Państwo, rozumiem, że jesteście zainteresowani, jak najmniejszym rozgłosem w tej sprawie i wniesienie na wokandę jest ostatecznością, ze względu na medialny rozgłos, jakiego szybko wówczas nabierze.
     – Tak – Monika potwierdziła
     – W takim razie sugeruję zaproszenie tych czterech panów, na przedsądowe spotkanie mediacyjne. Od wyniku tego spotkania będzie zależało, czy wniesiemy sprawę do sądu i złożymy zawiadomienia do prokuratury przeciw tym panom.
     – Ale co nam da to spotkanie – Monika nie chciała oglądać ich już nigdy więcej.
     – Przede wszystkim chcę odzyskać wszystkie weksle, które Pani podpisała…
     – Jak chce Pan ich przekonać do zwrotu weksli?  
     – W stosunku do tych trzech Panów, którzy wedle tej umowy są w posiadaniu weksli, proponuję wystąpić o anulowanie weksli lub z żądaniem odszkodowawczym na sumę sześciuset tysięcy, bo taką szkodę, podpisując weksle, Pani poniosła względem każdego z nich. Z rozmowy z pani mężem wiem, że przy podpisaniu umowy, została Pani również zmuszona do zbliżeń z tymi Panami…
     – Tak – smutno potwierdziła.
     – … i z tego powodu proponuję dodatkowe żądanie o zadośćuczynienie za doznane straty moralne, tu jeszcze musimy ustalić wysokość tego żądania.  
     – Pan uważa, że oni zapłacą te odszkodowania i jeszcze zadośćuczynienie?  
     – Pani Moniko, odszkodowania nie będą musieli zapłacić, jeśli anulują weksle, więc tych pieniędzy proszę w ogóle nie liczyć… Jedynie zadośćuczynienie stanowi faktyczną kwotę, jaką Pani otrzyma od nich. Jej wysokość ma zrekompensować wszelkie szkody niematerialne, jakie od nich Pani zaznała: ból, cierpienie, wstyd, utratę godności, pogorszenie relacji małżeńskich, rozstrój zdrowia…
     – Żadne pieniądze nie wrócą tego… Nie umiem tego wycenić, nie jestem dziwką! Znaczy, nie byłam dziwką, to oni zrobili ze mnie dziwkę, ale nie wiem, jakie są stawki – wyraźnie wzburzona ledwie panowała nad głosem, aby nie krzyczeć.
     – Pani Moniko, spokojnie, nie jest Pani kobietą lekkich obyczajów, czy „dziwką”, jak to Pani ujęła, bo taka kobieta, z własnej woli, uprawia nierząd za pieniądze, Pani została podstępem zmuszona do czynu nierządnego i za to grozi im po dwanaście lat, a co najmniej po osiem, jestem gotów zagwarantować… – prawnik, widząc jej reakcję, starał się ją uspokoić – Jeśli nie potrafi Pani określić ceny, może jedna dziesiąta sumy weksli, czyli sześćdziesiąt tysięcy od każdego z nich zaspokoi Pani żądania?
     – Piotr, ty to słyszysz? – Monika, nie mogła uwierzyć, o jak wielkich kwotach mowa.
     – Monika, posłuchaj do końca, bo to dopiero początek – Piotr nieco ostudził jej emocje.
     – Pani Moniko, jesteśmy to w stanie osiągnąć, jeśli się Pani zgodzi w zamian za te zadośćuczynienia odstąpić od wnoszenia sprawy do sądu. Jeśli dojdziemy z nimi do porozumienia, wkrótce będzie Pani miała te pieniądze na koncie i nie będzie musiała Pani ich oglądać. Wiem, że pieniądze nie załatwiają wszystkiego, ale jeśli zdecyduje się Pani na wniesienie sprawy do sądu, to czeka nas długa batalia i wiele rozpraw sądowych, na których wielokrotnie będzie musiała Pani odpowiadać szczegółowo na pytania sądu i ich prawników o każdy detal. Prasa będzie nękać was kolejnymi pytaniami i sprawa szybko nabierze rozgłosu. Pomijam kilkuletnią batalię sądową, odwołania, kasacje i koszty sądowe, bo jako kancelaria jesteśmy gotowi pokryć te koszty i finalnie je odzyskamy z nawiązką, ale komornik i media zniszczą wam życie…

     – A co z Arturem? Jemu ma się zupełnie upiec? – dopiero teraz zadała pierwsze sensowne pytanie.
     – Jeśli chodzi o Pani szefa, to skala zarzutów jest większa i chciałem zaproponować odpowiednio większą skalę żądań. Jeśli przyjmiemy za wykładnik kwotę sześćdziesięciu tysięcy, tak jak w stosunku do pozostałych trzech panów, to w odniesieniu do niego takich kwot zażądałbym odpowiednio za: oszustwo i doprowadzenie podstępem do naruszenia nietykalności cielesnej w biurze i doprowadzenie podstępem do czynów nierządnych na parkingu, kolejnej za rejestrację bez zgody czynności seksualnych, następnej za doprowadzenie szantażem do zawarcia tej umowy. Jako kancelaria, w imieniu mecenasa Malinowskiego, również dołożymy swoją cegiełkę za naruszenie dobrego imienia mojego wspólnika. Natomiast nie wiem, jak bardzo mocno chce Pani wycenić jego sobotnie wyczyny i ich konsekwencje, wstępnie myślałem o podwojeniu pierwotnego żądania…
     – Czyli kolejne sto dwadzieścia tysięcy? – spytała, z obojętnością w głosie.
     – Nie Pani Moniko, pierwotne żądanie w stosunku do Pana Artura, z Pani strony, to sto osiemdziesiąt tysięcy, a za sobotę sugeruję kolejne trzysta sześćdziesiąt tysięcy, więc łącznie żądania na Pani rzecz od niego, to pięćset czterdzieści tysięcy, za to, co już się wydarzyło…  
     – Piotrek, czy mi się to śni? – weszła w słowo prawnikowi, zwracając się do męża.
     – To nie sen – odparł, kładąc rękę na jej ramieniu.
     – …bezwzględne usunięcie wszystkich materiałów z pani wizerunkiem, weksel in blanco, jako zabezpieczenie przyszłych kosztów leczenia oraz natychmiastowe rozwiązanie umowy o pracę za porozumieniem stron, z zachowaniem wszystkich poborów i premii, za ustawowo należne okresy wypowiedzenia, wraz z zadowalającymi Państwa świadectwami pracy – dokończył, gdy małżonkowie umilkli.  

     Mecenas, choć powoli kończył mu się czas, jaki mógł im dzisiaj poświęcić, spokojnie czekał na decyzję małżonków, nie chcąc ich pospieszać. Doświadczenie zawodowe podpowiadało mu, że to musi być ich decyzja, jego rolą jest tylko reprezentowanie ich woli. Wiedział jednak, że jeszcze sporo spraw będą musieli sobie wyjaśnić i będą musieli sporo pracy włożyć w odbudowę związku oraz wzajemnego zaufania, ale coś podpowiadało mu, że im się uda…

     – Przepraszam, ale chyba się w tym pogubiłam…
     – Proszę pytać, postaram się wyjaśnić.
     – Za nie zgłaszanie sprawy, Andrzej, Bogdan i Jerzy, mają zapłacić po sześćdziesiąt tysięcy?
     – Nie potrafiła Pani określić kwoty, więc zaproponowałem sześćdziesiąt tysięcy, ale jeśli Pani chce tę kwotę zmienić, proszę powiedzieć.
     – A Artur ponad pół miliona?
     – Tak, pięćset czterdzieści tysięcy, ale tę kwotę też możemy jeszcze zmienić, jeśli Pani chce.

     – Piotr, co ja mam zrobić?
     – Monika, to musi być twoja decyzja…
     – Ale, co Ty, o tym myślisz?
     – Żadne pieniądze nie cofną tego, co się stało, ale to, że oni pójdą siedzieć, też tego nie odmieni… Tylko czy satysfakcja z tego, że pójdą siedzieć, warta jest nagłośnienia tego, co się stało?
     – Kochanie, dość już mam tego wszystkiego, chciałabym to jak najszybciej to zakończyć…  
     – To chcesz tych mediacji?  
     – A zgodzisz się, żeby tak to zakończyć?
     – Monika, ja też chciałbym zamknąć ten rozdział jak najszybciej…
     – Dobrze. A te pieniądze? Co z nimi zrobimy?
     – Kochanie, będziesz się nimi martwić, jak będziesz je mieć – Piotr nie chciał dysponować pieniędzmi za jej cierpienie.
     – Ale to także twoje pieniądze…
     – Pani Moniko, zgodnie z Art. 449 KC roszczenia z Art. 445 § 2 należą się Pani i są niezbywalne, ale po otrzymaniu tych pieniędzy, może Pani z nimi zrobić już, co zechce – prawnik podkreślił jedynie, że wedle przepisów, to jej należą się te pieniądze.

     – Ale chyba mogę zapytać męża o zdanie?
     – Tak, oczywiście
     – Uważasz, że sześćdziesiąt tysięcy, to wystarczająca kara dla nich? – zwróciła się do męża.

     – Monika, nie wiem, czy wystarczająca, najważniejsze, żeby pozbyć się tych weksli, a licząc z nimi, to jest to nawet więcej niż od Artura – odpowiedział dopiero po chwili zastanowienia.
     – To mam tak zostawić? – spytała, oczekując potwierdzenia.
     – Pierwsza myśl najlepsza. Zostaw tak, już i tak zabraliśmy Panu mecenasowi dość dużo czasu – widząc, że prawnik coraz częściej zerka na zegarek, domyślił się, że nie mają zbyt wiele czasu.
     – Dobrze, to tak zostawimy – zwróciła się teraz do mecenasa.
     – To tylko jeszcze poproszę Panią na podpis na pełnomocnictwie i będę mógł szykować wszystkie dokumenty.

     Po podpisaniu dokumentów prawnik pożegnał się, zostawiając małżonków. Siedzieli długo w milczeniu, nim dotarł do nich zapach szpitalnego obiadu.
     – Obiad szykują – skomentowała obojętnie, zawiedziona dotychczasowymi posiłkami.
     – W tym pawilonie oprócz mini sklepiku, jest też jedzenie, kilka dań do wyboru, chodź zobaczymy, może będziesz miała na coś ochotę – omal nie zapomniał jej o tym powiedzieć.  
     – Możemy zobaczyć, a ty nie zjesz ze mną?
     – Dla mnie trochę za wcześnie na obiad, ale dotrzymam ci towarzystwa…
     – To chodź, zobaczymy, może zmienisz zdanie – wstała z jego pomocą i powoli ruszyli w stronę pawilonu, pogrążeni w milczeniu.  

     Była zmęczona tym spotkaniem z adwokatem oraz koniecznością odpowiedzi na jego pytania. Nie był wścibski z ciekawości, zadawał pytania uściślające, jedynie pytaniami o narkotyki wyprowadził ją z równowagi, jakby nie wierzył, że nigdy nie brała. Dopiero informacja, że lekarze znaleźli ślady narkotyków w pochwie oraz zgoda na dostęp do wyników obdukcji go przekonały.
     Jeszcze nie była gotowa, opowiedzieć drugi raz, tego samego mężowi, potrzebowała odpowiednich warunków, aby mu wyznać wszystko, co pamięta. Wolałaby zrobić to w domu, kiedy będą sami i będzie mógł, choć symbolicznie, ukarać ją klapsami, definitywnie potrzebowała od niego jakiejkolwiek kary, pokuty, czuła się winna. Myślała też, co zrobić z pieniędzmi, jakie dostanie, kiedy zawrą ugodę. Najchętniej oddałaby je mężowi, żeby to on zdecydował, na co je wydadzą, jedyną sugestię, jaką miała, to spłacenie kredytu, resztę mógłby wydać, na co tylko chce, byle jej wybaczył. Nie wiedziała, kiedy będzie mogła się znów z nim kochać, ale nawet jakby miało bardzo boleć, chciała jak najszybciej znów mieć go w sobie.
     Piotr z kolei zastanawiał się, czy dobrze robią, decydując się na polubowne zamknięcie sprawy. Zdawał sobie sprawę, że to ogromne kwoty, nie był do końca przekonany, czy adwokat wywalczy aż tyle dla Moniki. Był natomiast pewien jednego, nie wrócą już tam do pracy. Jeśli uda się unieważnić weksle i skończyć ten koszmar z szantażowaniem, będzie szczęśliwy, a jeśli uda się wywalczyć jeszcze jakieś pieniądze, to ile by ich nie było, będą to jej pieniądze i nie zamierza o nich decydować, choć dopóki nie znajdą pracy, każde pieniądze będą im teraz potrzebne…
     Był tak pochłonięty swoimi rozterkami, że nawet nie zwrócił uwagi, co w końcu Monika wzięła sobie do jedzenia. Sam wziął frytki, chyba bardziej, to dał się namówić ekspedientce, nie był pewien. Nie pamiętał też, czy w trakcie posiłku jeszcze rozmawiali, jedyne co zapamiętał, że żona trzymała go za rękę cały czas. Najbardziej zaś utkwiło mu w pamięci, że kiedy odprowadził ją na oddział, na pożegnanie bardzo mocno i długo go przytuliła, całując, dziękowała za wszystko.
     Wracając do domu, postanowił, że chyba już czas skończyć ten nieformalny układ z Sylwią, jednak ona nie chciała tak łatwo się poddać. Tego wieczoru nie kochali się, mimo iż robiła kilka podchodów, żeby go zachęcić. Została u niego na noc, kładąc się do łóżka, była naga i ochoczo wtulała się w niego, układając się, położyła jego dłoń na swojej piersi i zakomunikowała, że jeśli zmieni zdanie, to może ją wziąć w każdej chwili.

(…)

     Piątkowy poranek zaczęła od zrobienia mu loda, którym go obudziła. Przez chwilę próbował się jej opierać, ale nie chciała ustąpić, a poranna erekcja nie ułatwiała mu tego. Sylwia w końcu postawiła na swoim i uzgodnili, że będą kontynuować do powrotu Moniki.  
     Dla zachowania pozorów względem sąsiadów spędzili niemal cały weekend w mieszkaniu Sylwii. Piotr wracał do swojego mieszkania jedynie, żeby się przebrać, odświeżyć i ogolić.


Poniedziałek, 28 Maj 2018, rano

     Piotr był u żony w szpitalu już kilka godzin, ona sama, od co najmniej godziny, była już przebrana i spakowana, czekali już tylko na wypis, który niestety się opóźniał. Dyżurująca lekarka brała udział w jakiejś przedłużającej się operacji i musieli cierpliwie czekać, choć oboje bardzo chcieli już jechać do domu.  
     Pojawienie się pani doktor na korytarzu zwiastowało rychły koniec oczekiwania. Mimo że, czekali jako pierwsi pod gabinetem, lekarka zapowiedziała, że przyjmie najpierw dwie inne pacjentki, którym może wręczyć dokumenty wypisowe niemal od ręki, natomiast jego żonę musi jeszcze raz kontrolnie zbadać ginekologicznie przed wypisem.  
     Zdecydowali, że Piotr pójdzie z jej bagażami do samochodu i tam poczeka, a Monika po badaniu z dokumentami do niego dołączy.
     Po wyjściu ze szpitala popłakała się, jak tylko wsiadła do auta. Była załamana, czuła się niepełnowartościowa jako kobieta.  
     – Czemu płaczesz? Boli cię coś?  
     Pytanie męża skwitowała, jedynie przecząc głową.
     – Stało się coś? – dopytywał, starając się zrozumieć powód jej zachowania.
     – Ta baba powiedziała, że nie m*%&#$! Њ⅘₼₾ *%&#$ seksu – szlochała tak, że nie mógł jej zrozumieć.
     – Przestań płakać, ochłoń chwilę i popatrz na mnie – mówił do niej spokojnym tonem.

     Po dłuższej chwili uspokoiła się na tyle, żeby móc na niego spojrzeć.
     – Powtórz, co ci powiedziała lekarka, tylko spokojnie – starał się powstrzymywać, tak własne, jak i jej emocje.  
     – Powiedziała, że na razie, w ogóle nie ma mowy o seksie… – zaczęła wreszcie mówić, ocierając łzy – że tam, masz mnie nawet nie dotykać…  
     – I dlatego płaczesz? Przecież miałaś rozerwaną pochwę, to wszystko musi się zagoić i trzeba poczekać… To chyba zrozumiałe, prawda? – mówił, głaszcząc ją po twarzy.
     – Spytałam, jak mam w takim razie zaspokoić męża, to mi powiedziała, że są jeszcze ręce, usta, piersi, a w ostateczności dupa – relacjonowała, wciąż rozżalona.
     – Na razie te inne sposoby, a jak się wszystko zagoi, to powoli wrócimy do niej...
     – Jestem niepełnowartościową kobietą… – po chwili znów zaczynała histeryzować – kiepską żoną i nawet nie mogę dotrzymać obietnicy…
     – Jakiej obietnicy?
     – Obiecałam ci seks na każde zawołanie, a teraz nie mogę... – znów chlipała.
     – Nie rób ze mnie tyrana, a do tej obietnicy wrócimy, jak wydobrzejesz…  
     Nic mu nie odpowiedziała, ale miał wrażenie, że powoli się uspokaja.

     – Mówiła coś jeszcze? Wypisała ci jakieś leki, zalecenia? Kiedy jakaś wizyta kontrolna? – zapytał z troski.
     – Kazała przyjść w piątek na kontrolę, to może wtedy zdejmie szwy… – odpowiedziała, bez przekonania w głosie.
     – Chyba lepiej poczekać kilka dni, niż znów wrócić do szpitala?
     – Naprawdę poczekasz? Nie będziesz zły na mnie? – pytała z niedowierzaniem.
     – Będę zły, jak nie przestaniesz – starał się ją rozbawić, udając groźny ton.
     – Dobrze, przestanę – pomogło, zrobiła minę małej dziewczynki, jej humor się poprawił.
     – Możemy jechać do domu? – udawał poważną minę, choć omal nie pękał ze śmiechu.
     – Ale dostanę lanie? – kokietowała go, udając prowokującą, niegrzeczną dziewczynkę.
     – Zastanowię się – powiedział, siląc się na obojętny ton głosu.
     – A dostanę chociaż klapsa? – kontynuowała rolę.
     – W domu, po obiedzie – uciął szorstko, uruchamiając silnik.

     Chandra jej nieco minęła i całą drogę przez zakorkowane miasto myślała, jak zrewanżować się mężowi za jego troskę i dobroć. Była zdeterminowana, aby jak najwięcej, ze swojej obietnicy spełnić, mimo niesprzyjających okoliczności. Wymyśliła, że kiedy tylko wejdą do mieszkania, obciągnie mu, jak tylko zamkną drzwi za sobą, nie pozwoli mu dłużej czekać, natychmiast zacznie nadrabiać swoją ponad tygodniową absencję, a później zgodzi się na wszystko, co tylko będzie chciał, choćby miała nago tańczyć na stole…
     Przekraczając drzwi mieszkania, poczuła smakowity zapach obiadu.
     – Zrobiłeś obiad? – była pozytywnie zaskoczona.
     – Nie ja, Sylwia – opowiedział, jakby to było oczywiste, że w ich mieszkaniu jest inna kobieta.
     Mimo zaskoczenia sytuacją, która nieco pokrzyżowała jej plany, pod wpływem impulsu postanowiła działać, mimo przeciwności losu:
     – To chodź szybko – powiedziała, ciągnąc go za rękę do sypialni.
     Nawet nie zdążył zaprotestować, tak jak stali, w butach, poszli do sypialni, Monika przymknęła jedynie drzwi i oparła go o ścianę, tuż obok uchylonych drzwi. Zaczęła nerwowo rozpinać mu pasek i spodnie wraz z bokserkami za chwilę zjechały w dół, sama zaś sprawczyni klęknęła przed mężem i zabrała się za pieszczenie go ustami. Nie potrzebowała wiele, żeby doprowadzić go do pełnej erekcji, ale długo zajęło jej doprowadzenie go do wytrysku.  
     Spodziewała się większej porcji nasienia po tygodniu bez seksu, zaczęła się domyślać, że Sylwia, nie tylko w kwestiach kuchennych ja zastępowała. Postanowiła jednak zachować dla siebie te domysły, tym bardziej że sama pozwoliła mu sypiać z innymi kobietami. Nim skończył pulsować w jej ustach, widziała kątem oka ruch, po chwili ponownie. Tym razem jednak wzrok obu kobiet spotkał się, w odbiciu lustrzanych drzwi, stojącej w przedpokoju szafy.
     Sylwia zaniosła talerz z zupą na stół i wracając, zobaczyła odbijające się w lustrze, poczynania Moniki klęczącej przed mężem. Ten widok, tak ją podniecił, że sama zaczęła wspominać spędzone z nim chwile, mimowolnie przystanęła w drzwiach salonu, tuląc się do futryny, przygryzała wargę i podglądała ich w lustrze… Chyba trafiła na moment finałowy, bo za moment Monika przestała poruszać głową i spotkały się wzrokiem w lustrze, nawet chyba puściła jej oko, po czym przełknęła to, co zostawił w jej ustach. Nie tylko widziała, ale nawet słyszała, jak przyjaciółka przełyka, a później całuje jego kutasa.  
     Jej erotyczne fantazje przerwał głos Moniki, która wciąż przed nim klęcząc i patrząc mu w oczy, mówiła na tyle głośno, że mogła ją usłyszeć:
     – Tęskniłam za tym i kilkoma innymi rzeczami…
     – Ja też… - reszty szeptu Piotra nie dosłyszała.
     Sylwia, udając, że nie widziała, co robili, ruszyła w stronę kuchni po kolejny talerz.
     – Myjcie ręce i chodźcie na rosołek – powiedziała głośno, wchodząc już do kuchni.
     – Już idziemy – Piotr odpowiedział, podciągając spodnie.
     Po umyciu rąk i pozbyciu się obuwia poszli do salonu. Na stole stały już trzy talerze z rosołem, Sylwia jeszcze doniosła przyprawy i miseczkę z posiekaną pietruszką.
     – Nie wiedziałam, czy lubicie z pietruszką, więc każdy sobie może doprawić, ile uważa – powiedziała, stawiając to na stole.
     – Chodź wreszcie, niech cię uściskam – dodała, kiedy już miała wolne ręce.
     Dziewczyny przywitały się, jakby nigdy nic się nie stało. Obie zachowywały pozory normalności.
     – Jedzcie, bo ostygnie, a zimny rosół jest niedobry – Piotr przerwał ich uściski.
     – Ale zrobiłaś mi niespodziankę tym obiadem… – Monika starała się docenić koleżankę.
     – Nie chcieliście mi nic powiedzieć, co się stało, to nie wiedziałam, w jakim jesteś stanie. Kiedy Piotr powiedział, że dziś wracasz, to zaproponowałam, że przyjadę zrobić obiad, żebyś chora nie musiała zaczynać od szykowania obiadu i mogła spokojnie wracać do zdrowia.
     – Nie wiem, czy po tygodniu szpitalnych posiłków jestem obiektywna, ale naprawdę bardzo mi smakuje ten rosół.
     – To się cieszę, rosołek „pyrgolił” się od wczesnego popołudnia, urwałam się dziś wcześniej z pracy, twój mąż dał mi zapasowe klucze, żeby nie czekać na mnie, tylko być u Ciebie. Jak napisał, że zaraz wyjeżdżacie, to wstawiłam ziemniaki i usmażyłam kotlety… - Sylwii, jak zwykle buzia się nie zamykała.
     – To widzę, że działaliście w zmowie… No ładnie – żartowała.
     Monika skończyła jeść rosół i odruchowo chciała wstać, aby pozbierać i wynieść talerze do kuchni.
     – Siedź tutaj, dzisiaj ja to zrobię. Rosołu i kotletów na jutro też wam zostanie – Sylwia ubiegła koleżankę – Ty mi lepiej powiedz, co Ci się stało.
     – Sylwia, naprawdę doceniam twoje starania… – Monika musiała delikatnie wybrnąć z tego pytania – nie obraź się, ale pracujesz z Arturem i dużo gadasz. Na razie nie mogę nic Ci powiedzieć, żeby nawet przypadkiem nic się nie dowiedział.
     – Dziś dostał kurierem przesyłkę do rąk własnych, strasznie po tym klął i zaraz wyszedł wściekły. Dobrze, że rano z nim uzgodniłam, że dziś wcześniej wyjdę, bo później go już nie widziałam… Nie wiem, co było w środku, ale przesyłka była z Kancelarii Adwokackiej Malinowski i ktoś tam…
     – To chyba mecenas Kabała zaczął działać…
     – O właśnie Malinowski, Kabała i wspólnicy, czy jakoś tak…  
     – Sylwia, wiem, że zżera cię ciekawość, ale my sami – powiedziała, pokazując na męża – nie mieliśmy jeszcze okazji spokojnie porozmawiać o tym, co się stało…
     – Czyli dalej nic się nie dowiem… – Sylwia, była wyraźnie zawiedziona, że nie zaspokoi swojej ciekawości, zebrała talerze i wyniosła do kuchni.  

     – Zrozum, najpierw muszę się mężowi wyspowiadać, z tego, co nagrzeszyłam. Ma prawo pierwszy usłyszeć ode mnie, co się wydarzyło… – Monika wyraźnie posmutniała i dalej tłumaczyła się przyjaciółce, kiedy ta wróciła z talerzami z drugim daniem.
     – Rozumiem – powiedziała Sylwia, stawiając na stole tacę z talerzami – Byłam przekonana, że tę rozmowę macie już za sobą…
     – No właśnie jeszcze nie, tam naprawdę nie było jak pogadać i zwlekam z tym od tygodnia…
     – Zjemy drugie danie, ogarnę szybko kuchnię i zostawię was samych… – mówiła, rozstawiając przed nimi talerze, z których smakowicie pachniały kotlety mielone i buraczki na ciepło oraz ziemniaki. Widać było, że dziewczyna włożyła sporo wysiłku, aby wszystko podać jak najładniej.

     – Mhm Sylwia, one są przepyszne – Monika zmieniła na chwilę temat, zachwycając się obiadem zrobionym przez koleżankę.
     – Buraczki podobno wspomagają tworzenie nowych krwinek – Piotr, który dotąd milcząco przysłuchiwał się ich rozmowie, wreszcie się odezwał
     – Dziękuję. Chciałam wam zrobić przyjemność, rosół to był mój pomysł, a mielone i buraczki, sugestia twojego męża.  
     – Dziękuję wam obojgu, naprawdę to bardzo dużo dla mnie znaczy – Monika nie kryła wzruszenia.
     – Jak byłaś w szpitalu, Sylwia codziennie dbała, żebym nie umarł z głodu – Piotr ostrożnie również pochwalił koleżankę żony.
     – Nie wiem, jak się tobie odwdzięczę… – Monika kolejny raz dziękowała Sylwii.
     – Już ustaliłyśmy, jak dojdziesz do siebie, to zaprosisz na wino i pogaduchy…

     – Pozmywam talerze i uciekam – Sylwia chciała jak najszybciej uwolnić ich od swojego towarzystwa i dać warunki do szczerej rozmowy.
     – Zostaw, ja później pozmywam… Napijesz się z nami kawy? – Piotr przejął inicjatywę.
     – Wy musicie porozmawiać, nie chcę wam przeszkadzać…  
     – Sylwia, napij się z nami kawy. Ja zrobię, a wy sobie poplotkujcie… – Piotr zostawił je na chwilę same i wyszedł do kuchni, zabierając przy okazji talerze.

     Kiedy wracał z kawami, dziewczyny rozmawiały o nim:
     – Twój mąż naprawdę tutaj sam sprzątał i zmywał, gotować tylko mi pozwolił i trochę pomogłam mu z praniem…
     – Aż ciężko uwierzyć, zawsze ja to robiłam sama. Piotrek albo był jeszcze w pracy, albo grzebał coś przy samochodzie…
     – Obgadujecie mnie? – spytał, wchodząc do salonu.
     – Raczej chwalimy – Sylwia odpowiedziała pierwsza.
     – Właśnie mi mówiła, że nawet sam sprzątałeś, jak mnie nie było… Kochanie, jeszcze za to będę musiała ci podziękować… tylko jak?
     – Jak dziękuję to za mało, to zacznij od loda… – Sylwia powiedziała szybciej, niż pomyślała.
     – Jeden lodzik może nie wystarczyć… - Monika ze śmiechem skwitowała komentarz przyjaciółki – ale mogę od tego zacząć...
     – To jeszcze posprzątasz następnym razem, w samych szpilkach i pończochach – Piotr, korzystając z luźniejszej atmosfery, powiedział swoje oczekiwania.
     – To jeszcze kup jej strój pokojówki – Sylwia skomentowała, biorąc jego słowa za żart.
     – Jeśli mojemu mężowi to sprawi przyjemność, to dla niego będę sprzątać nawet nago z uszami króliczka na głowie i ogonkiem w dupie – odpowiedziała przyjaciółce.
     – Kochanie, cokolwiek zechcesz… – kontynuowała, zwracając się do męża i chwytając go czule za dłonie.
     – Dziękuję za kawę, nie zabieram wam więcej czasu… – powiedziała Sylwia, dopijając kawę.
     – To ja dziękuję, za opiekę nad mężem – Monika z lekkim trudem i widocznym grymasem bólu na twarzy, wstała, aby uściskać przyjaciółkę.
     – To my dziękujemy, za pomoc – wtórował jej Piotr.
     – Obiecuję ci, że będziesz następna, której Monika powie, co się stało… – dodał po chwili.

     Po wyjściu Sylwii wspólnie pozanosili resztę naczyń do kuchni. Piotr zabrał się za zmywanie, dając żonie czas na wstępne rozpakowanie się.
     – Piotruś, pomożesz mi się umyć? – Monika zapytała męża, wchodząc do kuchni
     – Za chwilę, już tutaj kończę… – odpowiedział, myjąc ostatni kubek.
     – Chciałbym zmyć ten szpital z siebie, a jeszcze trochę ciężko mi się schylać – stała w samej bieliźnie oparta o futrynę i patrzyła na męża sprzątającego „jej królestwo”.
     – Zaraz przyjdę do łazienki – odpowiedział, zerkając na nią i zabrał się za wycieranie rozchlapanej na blacie wokół zlewu wody.

     Po wejściu pod prysznic, najpierw umyła włosy, po tygodniu leżenia było to jej wielkim pragnieniem. Kiedy odwróciła się do niego plecami, aby namydlić gąbkę, zabrał jej żel do ciała i nałożył na rękę, a następnie zaczął ją myć. Poczuła przyjemny, śliski dotyk jego dłoni, docierających w kolejne zakamarki jej ciała. Oparła własne dłonie o ścianę i pozwoliła jego dłoniom dokładnie badać swoje ciało. Czuła na plecach jego obecność, twardego penisa na pośladkach, a jego dłonie na piersiach. Podniecał ją jego dotyk, tęskniła za jego bliskością, bardzo chciała poczuć go w sobie, chciała dać mu spełnienie, cieszyła się, że wciąż go podnieca.
     – Tęskniłam za tobą – wyszeptała zadowolona, mocniej wtulając się w męża plecami i pośladkami drażniąc jego przyrodzenie.
     – Ja też – jego dłoń przyjemnie powędrowała w dół jej brzucha i sięgnęła stęsknionej pieszczot norki.  
     – Cholera, zapomniałem – powiedział zawiedziony, gdy palce wyczuły nitki szwów.
     – Zrobię wszystko, co tylko chcesz i ile razy zechcesz – szeptała czule, dalej drażniąc go pośladkami.  
     – Nie przerywaj – wymruczała, gdy próbował cofnąć rękę, z obawy, że zrobi jej krzywdę.
     Kilkanaście ruchów jego palców na jej łechtaczce i doszła, sama była zaskoczona, tydzień wstrzemięźliwości był tylko jednym z powodów, również nagromadzone emocje oraz pierwsza intymna chwila z własnym mężem, były nie bez znaczenia.  
     Gdy nieco ochłonęła i opanowała drżenie mięśni, odszukała dłonią jego penisa i nakierowała go na swój ciaśniejszy otwór.
     – Proszę, wejdź we mnie – szeptała wciąż podniecona – chociaż tak mogę cię poczuć…

(…)

     Po wspólnym prysznicu Monika sięgnęła po ręcznik, już wcześniej zauważyła, że Piotr je wymienił, teraz jednak, gdy wycierała włosy, poczuła delikatny zapach perfum Sylwii, ponownie poczuła ukłucie w sercu i po raz kolejny postanowiła nie okazywać, choć był to kolejny sygnał potwierdzający jej domysły.  
     Podniecenie i dobry nastrój opadły, co nie uszło uwadze męża, ale zasłoniła się tym, że przypomniała sobie odwlekanej rozmowie o poprzedniej sobocie.
     – To chodź, porozmawiamy… – powiedział smutno, ubierając bokserki.  
     Również jemu, myśl o tej rozmowie, popsuła humor.  

     Monika powędrowała za mężem całkiem naga, zamierzała podobnie jak w czwartek, przed niespełna dwoma tygodniami, położyć w poprzek jego ud, wystawiając własne pośladki na klapsy. Łatwiej jej było znieść ewentualne razy po tyłku, niż patrzeć mu w oczy, kiedy będzie mówić o tym, jak go zdradzała.
     – Znowu? – spytał, kiedy się układała na jego kolanach.
     – Ty decydujesz – odpowiedziała skruszona.
     Zaczęła opowiadać mu kolejne wydarzenia, tak jak je zapamiętała, od wejścia do domu Artura, do przyjazdu jego niemieckich gości. Ze łzami w oczach opowiadała również to, co urywkami pamiętała z wieczoru z Niemcami. Mimo że teraz już wiedziała, że podano jej wtedy narkotyk, miała do siebie żal, że doznała tych kilku orgazmów.  
     Choć samego momentu podania narkotyku nie zarejestrowała, jedynie mogła się domyślać, po coraz bardziej mglistych wspomnieniach i zmianie swojego zachowania. Ostatnich trzech godzin w domu Artura nie pamiętała praktycznie w ogóle.  
     Przez cały ten czas, jego ręka spoczywała niemal nieruchomo na jej pośladku. Nie uderzył nią ani razu, świadomie nie wykonał żadnego ruchu, w chwilach budzących jego większe wzburzenie, nieświadomie jednak zaciskał palce na jej pośladku. Dopiero pod koniec jej wyznań zdał sobie sprawę, że zaciska palce. Nie robił jej w ten sposób krzywdy, przynajmniej nie sygnalizowała, że ją to boli, ale na pewno wiedziała, które wydarzenia ubodły go bardziej.
     Znał finał wydarzeń w domu Artura i kiedy ona skończyła opowiadać, dopowiedział jej, co wydarzyło się później, od kiedy po nią przyjechał, aż do wizyty w szpitalu w niedzielne popołudnie.


Piątek, 1 Czerwiec 2018, rano

     Wreszcie wracali do domu, choć jeszcze czekała ich wizyta w szpitalu i kolejne badanie. Od kilku dni żyła nadzieją, że dziś lekarka zdejmie jej te cholerne szwy i wreszcie będzie mogła się kochać z mężem. Była lekko zniecierpliwiona, miała nawet dość pobytu u własnych rodziców.  
     Po poniedziałkowych trudnych rozmowach, spała wreszcie u boku męża w ich małżeńskim łóżku. Jej wystarczała sama jego bliskość i dotyk, ale widziała, że jemu brakuje tego, czego dać mu chwilowo nie mogła, seksu.  
     Wtorek upłynął jej w zasadzie na rozpakowaniu i praniu szpitalnych bagaży. Pomiędzy jednym a drugim praniem spędzała czas z mężem, starając się zaspokoić go w taki sposób, w jaki mogła. Kończył w jej ustach wiele razy, również tylna dziurka gościła go dwa razy. Robiła, co mogła, a jednak wciąż był spięty i nie umiała go zrelaksować.
     Kiedy we wtorkowy wieczór zaproponował, żeby skoro i tak nie chodzą do pracy, w środę przed południem pojechać do rodziców, przystała bez większych oporów. Pochodzili z tej samej miejscowości. Jedni i drudzy rodzice narzekali, że za rzadko ich odwiedzają, a wypadające w czwartek święto Bożego Ciała było dobrym pretekstem do odwiedzin. Wyjazd w środę po śniadaniu pozwalał uniknąć korków, można było jednego dnia odwiedzić jednych, a drugiego dnia drugich rodziców, aby żadnych nie wyróżniać. Jedynie przypomniała mężowi, że w piątek musi być na badaniach i najdalej w piątek rano muszą wrócić, żeby zdążyła się przed badaniem odświeżyć.
     Wyjazd w zasadzie był udany, choć nieco zaskoczyli Piotra rodziców, którzy zaczęli remontować dawny Piotrka pokój i nie bardzo mogli ich przenocować właśnie ze względu na prowadzone prace. Pozostał im nocleg u jej rodziców, choć musieli dzielić pokój, z Kaśką, jej młodszą siostrą.  
     Obecność licealistki, w tym samym pokoju, na sąsiednim łóżku, nie ułatwiała spełnienia małżeńskich potrzeb. Wracali więc jeszcze bardziej wyposzczeni, choć głośno o tym nie mówili, oboje liczyli na pozytywny rezultat dzisiejszej wizyty i pierwszy małżeński seks od dwóch tygodni.  
     Wracających w piątkowy poranek było na tyle dużo, że trudem zdążyli dotrzeć do mieszkania, aby Monika zdążyła się odświeżyć i pojechać na umówioną godzinę na wizytę kontrolną. Wysiadła pod bramą szpitala, a Piotr pojechał szukać miejsca do zaparkowania, co w okolicach południa było nie lada wyczynem.  

(…)

     Wychodząc z gabinetu, miała mieszane uczucia. Z jednej strony cieszyła się, że wreszcie zdjęto jej szwy, ale informacja, że jeszcze 48 godzin nie mogą się kochać, a później bardzo ostrożnie, była cholernie frustrująca. Lekko obolała powędrowała do toalety, usiadła na sedesie i zaczęła płakać.
     Wiedziała, że nie tylko ona liczyła na seks dzisiaj, nawet nie mogła obciągnąć mężowi przez ostatnie dwa dni, bo nie miała jak, to kolejne dwa nadal nie będzie mogła dać mu tego, na co czekają od dwóch tygodni. W akcie desperacji wyciągnęła telefon i zadzwoniła do przyjaciółki.

     – Cześć Sylwia.
     – Monika, co u Ciebie – Sylwia wesoło się przywitała.
     – Wiem, że spałaś z moim Piotrkiem, jak byłam w szpitalu… – Monika wreszcie wyrzuciła z siebie skrywane domysły.
     Zamiast odpowiedzi, z drugiej strony panowała cisza.
     – Piotrek nie wie, że ja wiem…
     Nadal cisza.
     – Jeśli chcesz się z nim dzisiaj kochać, to daj nam godzinę, żeby wrócić do domu i zadzwoń z takim pretekstem, żebym nawet ja uwierzyła, że musi do ciebie przyjść na dwie-trzy godziny…
     – Ty mówisz poważnie? – Sylwia wreszcie się odezwała.
     – Chyba trzy godziny wam wystarczą?
     – Tak, ale Monika, co się stało?
     – Dopiero ściągnęli mi szwy i jeszcze dwie doby nie mogę się kochać z mężem – Monika zaczęła płakać w telefon.
     Sylwia zaczęła ją pocieszać, przez telefon, ale nie wiele mogła zrozumieć. Jedynie urywki.
     – Od dwóch tygodni… Byliśmy u rodziców… moja wredna siostra… od trzech dni…
     – Monika, uspokój się, oddychaj i powiedz, co się stało.
     – Zrobisz to dla mnie, czy nie? – Monika wreszcie opanowała swoją rozpacz.
     – Zrobię, tylko później nie miej do mnie o to żalu…
     – Wybaczę Ci, jak go dzisiaj wydoisz do ostatniego plemnika.
     – A on w ogóle wie, po co ma przyjechać?
     – No chyba Cię pojebało! Nawet nie może się domyślić, że ja coś wiem. Musisz wziąć wszystko na siebie…
     – Jesteś pewna?
     – Taaak – znów zaczynała płakać.
     – Dobrze, tylko już nie płacz. Ogarnij się, wracaj do męża i jedźcie do domu, za godzinę dzwonię…

     Kiedy skończyła rozmawiać z Sylwią, otrzymała wiadomość od męża, że dopiero znalazł miejsce do zaparkowania, na osiedlu oddalonym o dwa kilometry i idzie do niej. Odpisała, że już jest po wizycie, żeby przyjechał po nią.  


     Wsiadając do auta, gdy pytał o wizytę, powiedziała jedynie, że wreszcie ma ściągnięte szwy. Szybko zmieniła temat, że jeszcze muszą kupić coś do jedzenia na weekend.

     Kiedy wchodzili z zakupami do mieszkania, Monika dostała rozpaczliwy telefon od Sylwii, lamentującej, że spod umywalki w łazience leje się jej woda, wcześniej pryskała z pękniętego wężyka, chciała zakręcić zawór, ale nie ma tyle siły i ciągle trochę leci…

(…)

     Monika siedziała teraz sama w domu, wręcz wygoniła Piotra, żeby pomógł Sylwii z awarią w łazience, choć zdawała sobie doskonale sprawę, że to wszystko tylko pretekst, żeby ściągnąć jej męża.  
     Była zła na Sylwię, że realizuje to, o co sama ją prosiła.
     Była zła na siebie, że wymyśliła taki plan.  
     Była zła na męża, że dał się przekonać, nie ważne, że oponował, chcąc wreszcie spędzić intymne chwile z nią.  
     Była zdołowana. Tak bardzo chciałaby się z nim pieprzyć, z tej bezsilności zaczęła mówić na głos, do siebie:
     – Jeszcze nie, jeszcze pieprzone dwa dni…
     – Przynajmniej On sobie dzisiaj porucha… – próbowała się sama pocieszać.
     – Oby tylko Sylwka się nie wygadała, że jej kazałam…  
     – Ale go przypiliło, pieprzą się już trzy godziny… – powiedziała, sprawdzając na telefonie, kiedy dzwoniła.
     – Ta ździra pewnie dochodzi kolejny raz, a ja nie mogę – na samą myśl, że Piotrek posuwa Sylwię, miała łzy w oczach.
     – Podobno wino jest jedynym przyjacielem samotnych i zdradzanych kobiet… Muszę się napić…
     – Kurwa, w tym domu nawet nie ma wina… – wkurzyła się, zaglądając do barku.
     W porywie złości napisała wiadomość:
     „Mam chęć na wino. Napijesz się ze mną?”
     Pięć minut później, kiedy ubierała się, żeby wyjść do sklepu po wino, dostała odpowiedź:
     „Chętnie, będę za pół godziny”

     Idąc do sklepu, zastanawiała się nad ilością butelek. Jedna butelka to może być za mało na ukojenie smutków… Dwie powinny wystarczyć dla mnie… Piotrek niby nie lubi wina, ale skoro napisał „chętnie”, to jemu też wezmę dwie butelki.

     Po powrocie do domu zdążyła jedynie się rozebrać i wstawić wino na chwilę do lodówki, kiedy rozległ się dźwięk domofonu, sygnalizujący otwarcie kodem drzwi od klatki. Zadowolona, pospieszyła do drzwi wejściowych, aby je otworzyć.

     Ku jej zaskoczeniu za drzwiami był nie tylko jej mąż, ale też Sylwia.
     – Sylwia? Co ty tu robisz? – zapytała wyraźnie zaskoczona jej obecnością.
     – Przecież zaprosiłaś mnie na wino – odpowiedziała, pokazując wiadomość od niej.
     – Myślałam, że piszę do Piotrka… Dobra, chodź do środka… – obie były równie zdezorientowane.

     – Piotruuś, bo ja kupiłam tylko cztery butelki… Nie przeszedłbyś się, po jeszcze dwie, skoro będzie nas trójka? – Monika poprosiła męża.
     – Wam cztery butelki chyba wystarczą, żeby się sponiewierać? – przypomniał sobie ich poprzednie spotkanie z winem, gdzie po trzech butelkach obie padły w salonie, a następnego dnia były skacowane.
     – Ja wolę napić się drinka… – dokończył, rozwiązując problem żony.
     – Ale otworzysz nam wino? – Sylwia, wsparła przyjaciółkę.

     – Monika, może zrób jakąś kolację do tego, żebyście się nie upiły jak ostatnio – nieco im wypomniał poprzednie ich picie.
     – Zaraz zrobię, idźcie do salonu – Monika poszła do kuchni.
     – Pomogę ci – Sylwia ruszyła za nią.

     Monika szalała w kuchni, Sylwia nosiła kolejne rzeczy do salonu, Piotr zaś wyciągnął kieliszki do wina dla pań i szklankę do drinka dla siebie oraz cały zestaw do otwierania win.
     Po początkowym zamieszaniu z szykowaniem zakąsek dziewczyny wróciły do stołu i zaczęły się raczyć winem.  
     Mimo wypicia połowy drugiej lampki wina Monice nie odpuszczał demoniczny nastrój. Za każdym spojrzeniem na koleżankę, widziała jej błyszczące ze szczęścia oczy, co tylko jeszcze bardziej ją dobijało.  

     Piotr, siedząc z nimi przy stole, podświadomie czuł, że potrzebują większej swobody, aby ze sobą swobodniej porozmawiać. Szczególnie Monika sprawiała wrażenie, że dusi w sobie coś, o czym przy nim nie chce rozmawiać.  
     Uzupełnił obu dziewczynom lampki z winem, zrobił sobie kolejnego drinka i obwieścił, że idzie na balkon zapalić. Wychodząc, zabrał drinka ze sobą, chciał żonie dać czas na otwarcie się przed koleżanką i wyrzucenie z siebie wszystkich żali.

     Dopiero kiedy Piotr wyszedł na balkon zapalić, mogły szczerze porozmawiać.
     – Bzykaliście się? – Monika spytała konspiracyjnym szeptem.
     – Przecież chciałaś – odpowiedziała jej równie cicho.
     – Opowiadaj.
     – Najpierw wymienił ten wężyk, potem długo się opierał. Dopiero kiedy powiedziałam, że dzwoniłaś i się żaliłaś, że zrobiło mi się go żal, bo jeszcze dwa dni nie będziecie mogli się kochać, więc specjalnie urwałam ten wężyk, dał się przekonać…
     – Ile razy?
     – Trzy razy spuścił się we mnie, a kiedy napisałaś, to jeszcze mu obciągałam…
     – Niewdzięczna ździra… – Monika nie wytrzymała – miałaś porządnie opróżnić mu jądra… – dodała z wyraźnym wyrzutem w głosie.
     Sylwia w pierwszym momencie myślała, że Monika ją obraża, dopiero z reszty wypowiedzi, zrozumiała, że ta ma żal do niej, o niewystarczającą ilość zbliżeń. Nie potrafiła sobie wyobrazić poziomu desperacji przyjaciółki, który doprowadził ją do tego, żeby prosić, aby przespała się z jej mężem.
     – Jakbyś nie poganiała mnie tym winem – mówiąc to, chwyciła za swój kieliszek i stuknęła kieliszek koleżanki, namawiając ją do wypicia – przeleciałabym go przynajmniej jeszcze raz…
     – Na drugi raz, nie śpiesz się tak… – Monika, niemal jednym haustem, wypiła zawartość kieliszka.

     – Może niewiele cię to pocieszy, ale tyle tego wlał we mnie, że jeszcze czuję, jak wypływa, a majtki już dawno mam całe w jego spermie – Sylwia, po upiciu łyka wina, odstawiła kieliszek i uniosła przód sukienki, pokazując koleżance sporą, mokrą plamę na swojej błękitnej bieliźnie.
     – Dobra, niech ci będzie – powiedziała zrezygnowana.
     – Masz podpaski?
     – Tak, zaraz ci dam – powiedziała, wstając – a ty nalej jeszcze wina – dodała, idąc nieco chwiejnym krokiem w stronę łazienki.
     Sylwia, po uzupełnieniu kieliszka Moniki, poszła za nią do łazienki, wytarła nieco bieliznę i łono papierem toaletowym i założyła podpaskę, aby wchłonęła resztę Piotrka wydzielin, sączących się nadal z jej wnętrza.  

     Piotr, siedząc na balkonie, sączył drinka i palił kolejnego papierosa, kiedy zauważył ruch wewnątrz mieszkania. Widział, jak poszły do łazienki, po chwili jednak wróciły i dalej rozmawiały. Nie chciał im przerywać tej serii wyznań, liczył, że Monice pomoże takie wygadanie się.

     Przy stole, popijając wino, Monika zaczęła powoli się zwierzać, stopniowo wyrzucając z siebie ciężar ostatnich doświadczeń.  
     Sylwia z wielkimi oczami słuchała doniesień o tym, jakiego szwindla dopuścił się ich szef, żeby zmusić jej koleżankę do oddania się. I to nie tylko jemu, ale i jego kompanom. Kolejne fragmenty tej historii, budziły jej coraz większe przerażenie i niedowierzanie.
     Słuchała, przytulała, pocieszała przyjaciółkę, dolewała jej wina i coraz bardziej zaczynała jej współczuć. Nadal nie rozumiała, czym ta się kierowała, prosząc ją, o przespanie się z Piotrkiem. Nadal rozmawiały konspiracyjnym szeptem, choć w miarę upojenia Monika mówiła coraz głośniej.
     – Piotrek o tym wie? – spytała z niedowierzaniem.
     – Powieciałam mu fszystko – Monika była już wyraźnie pijana.
     – Jak on to przyjął? – wciąż nie mogła uwierzyć, w to, co opowiedziała jej przyjaciółka.
     – Zamknął się f sobie… pszepraszałam – bełkotała niewyraźnie – obiecałam mu kaszdy seks, na safołanie, a teraas niee mooogeee – ponownie się rozpłakała, próbując powiedzieć ostanie słowa.
     Sylwia znów ją przytuliła i głaskała po głowie. Chciała jej dolać wina, na pocieszenie, ale butelka świeciła pustkami.
     – Wino się skończyło. Gdzie masz kolejną butelkę? – odezwała się, gdy Monika uspokoiła się nieco.
     – F lodófce – Monika próbowała wstać, ale słabo jej to wychodziło.
     – Siedź, ja przyniosę…

     – Piotrek, otworzysz nam wino? – Sylwia, zastukała pazurkami w szybę uchylonych drzwi balkonowych i najładniej jak potrafiła, poprosiła o pomoc.
     – Już idę

     – Jest mój kochany mąsz – Monika ucieszyła się na widok Piotra wchodzącego z balkonu.
     – Kochanie, może Tobie już wystarczy? – spytał troskliwie, otwierając kolejną butelkę.  
     – Jeszcze wina – domagała się głośno – najfyszej mnie fykorzystasz…  
     – Bo Ty, się akurat nadajesz… – powiedział z politowaniem.
     – Baba pijana, dupa sprzedana – Sylwia, wyskoczyła z kolejną, ludową mądrością.
     – O! Jej tesz polej – Monika podchwyciła pretekst do wypicia.
     – Pij, pij, będziesz łatfiejsza – Monika stuknęła kieliszek Sylwii, inicjując toast.

     Piotr, po uzupełnieniu winem lampki obu pań, wrócił na balkon po swojego pustego już drinka. Korzystając z okazji, zapalił jeszcze kolejnego papierosa. Współczuł cierpiącej żonie, sam także pragnął intymnych zbliżeń z nią i miał tym większy żal do siebie, że dzisiaj ponownie uległ Sylwii. Szlag go trafiał, na samo wspomnienie dzisiejszych wydarzeń.
     Kilkudniowy całkowity post, związany z wyjazdem do rodziców, mocno wzmógł jego pożądanie, a dodatkowo, bardzo liczył na pierwsze, od dwóch tygodni, zbliżenie z żoną po powrocie do mieszkania. Zamiast tego, musiał pojechać do jej koleżanki, naprawić cieknący kran.  

     Kiedy dotarł na miejsce, ta otworzyła mu drzwi w przemoczonym, białym T-shircie. Mokry materiał, nie tylko był niemal przezroczysty, ale również doskonale dolegał do ciała, eksponując wszystkie jej kobiece walory.

     Faktycznie wciąż trochę wody wydostawało się z uszkodzonego wężyka pod umywalką i podłoga w łazience była mokra. Bez trudu zamknął rzekomo oporny zawór, tamując dalszy wyciek, więc Sylwia zabrała się za wycieranie podłogi, wypinając się przy tym, kusząco, w jego stronę, co tylko jeszcze bardziej wzmagało jego podniecenie.  

     Kiedy leżał pod umywalką, usiłując wkręcić nowy wężyk na miejsce, gospodyni stanęła nad nim okrakiem, rzekomo usuwając przed lustrem rzęsę, która podobno wpadła jej do oka, miał tym samym, doskonały widok, na jej pozbawione bielizny i zarostu łono.  
     Kusiła go, każdym możliwym sposobem. Nawet kiedy usunął usterkę i chciał wracać do żony, nadal starała się, namówić go na seks, chcąc w ten sposób zrewanżować mu się, za jego trud i pomoc, jakiej udzielił. Gdy, po raz kolejny odmówił, wyznała, że uszkodziła ten wężyk specjalnie, po tym, jak Monika zadzwoniła do niej, załamana po wizycie. Żaliła się, że choć ma ściągnięte szwy, to lekarka kazała, jeszcze kolejne dwa dni poczekać, z pierwszymi próbami współżycia… Później, kiedy Monika płakała jej w słuchawkę, że poprzednie dwa dni, jak byli u rodziców, nawet nie mogła mu obciągnąć, bo spali z Kaśką w jednym pokoju, to zrobiło się jej go tak żal, że szukała pretekstu, żeby go ściągnąć do siebie i ulżyć.
     Dopiero wtedy uzmysłowił sobie, że faktycznie nie rozmawiał z Moniką, czy będą mogli się dzisiaj kochać, a jedynie powiedziała mu, że lekarka ściągnęła jej szwy. Była smutna, ale sądził, że zdjęcie szwów było tak bolesne. Żałował, że nie był z nią w gabinecie, ale z braku wolnych miejsc w okolicy, długo szukał miejsca i zaparkował dosyć daleko od szpitala.

     Sylwia wciąż usiłowała uiścić „zapłatę w naturze”, wykorzystując jego chwilowe zawahanie, pozbyła się swojego mokrego podkoszulka, naga, w pośpiechu, rozpinała mu spodnie. Jeszcze nie ochłonął, po wiadomościach na temat żony, gdy zaskoczyła go obciąganiem, kiedy wzięła do ust, nie potrafił się już dłużej opierać i w końcu uległ niedawnej kochance, choć od niedzieli, nawet o niej nie myślał… Kiedy wszedł w nią, po kilkunastu ruchach, niczym niedoświadczony młokos, doszedł w niej, boleśnie obfitym wytryskiem.
     Sylwia wyraźnie była zawiedziona tak szybkim finałem, on bardziej zaskoczony. Nawet z niej nie wychodził, tylko po chwili, kiedy penis przestał być nadmiernie wrażliwy, zaczęli się kochać kolejny raz i tym razem doszli oboje.  
     Chciał na tym zakończyć i wracać do żony, ale kochanka nadal nalegała, aby wykorzystał okazję i zaspokoił z nią wszystkie swoje potrzeby. Obiecywała, że będzie to ich pożegnalny seks i już więcej nie będzie mu się narzucała, choć pozostanie otwarta na jego potrzeby, gotowa „uzupełniać jego domowe menu”.
     Na siebie był zły, już od chwili, gdy jej uległ. Słysząc jej słowa, wkurzył się jeszcze bardziej, ale na nią i jej zwodnicze obietnice. Chciał dać jej nauczkę i wziął ją na blacie rozdzielającym kuchenny aneks od reszty pokoju, kiedy akurat sięgając po coś do picia, nachyliła się nad nim. Nie protestowała, gdy wszedł w nią bez uprzedzenia, ani gdy wbijał się w nią coraz gwałtowniej. Przymocowana do podłogi konstrukcja, skrzypiąc, ledwie znosiła ich intensywne amory.  
     Sylwia głośnymi westchnieniami, zagłuszając odgłosy mebla i uderzających o siebie ciał, obwieszczała każde pchnięcie. Prowokowała do mocniejszego seksu, jeszcze bardziej wypinając się i pozwalając na głębszą penetrację. Tym razem ona doszła, zanim minęła mu pierwsza furia, choć do jego szczytowania było daleko i ani na moment nie zwalniał. Przez chwilę leżała bezwładnie na blacie, zmieniła się także tonacja jej westchnień, później ponownie wychodziła naprzeciw jego pchnięciom i gdy on dopiero się zbliżał do finiszu, ona znów szczytowała i silnym pulsowaniem pochwy przyspieszyła jego trzeci wytrysk.  
     Intensywny wysiłek oraz szaleńcze tempo tego zbliżenia niemal całkowicie pozbawiło go sił i musiał usiąść na pobliskim krześle. Nim odzyskał siły, blondynka z trudem odkleiła się od blatu i przyszła do niego. Klęknęła między jego nogami i zaczęła pieścić ustami, zwiotczały organ, który dał jej przed chwilą dwa, następujące po sobie, odlotowe orgazmy.  
     Początkowo nie miał siły protestować, później zabrakło mu silnej woli, aby jej przerwać. Widok jej ust obejmujących jego, rytmicznie w nich znikającego, kutasa, błękitnych oczu, stale wpatrzonych w niego, z tym wyrazem uległej wdzięczności, wywołał kolejną erekcję.  
     Po tym, jak poznał przyjemność głębokiego wnikania w usta kobiety, obecne pieszczoty nie do końca zaspokajały jego potrzeby i odruchowo położył dłonie na jej głowie. Bez cienia sprzeciwu starała się podążać za wyznaczanym w ten sposób sposobem pieszczot. Kiedy był bliski finału, zapiszczała jej komórka, sygnalizując odebranie wiadomości. Odczytała ją dopiero dwie minuty później, kiedy skończył zalewać jej usta i wszystko posłusznie połknęła.  
     Oznajmiła, że Monika zaprasza ją na wino i odpisała, że przyjedzie…

     Z dalszych wspomnień wyrwał go dźwięk przewróconej butelki. Monika, próbując wstać do toalety, przewróciła, na szczęście już pustą, butelkę.  
     Ruszył pomóc swojej żonie, która wyraźnie była już kompletnie pijana. Nie osądzał jej, każde z nich, na swój sposób, próbowało sobie poradzić z traumą wydarzeń, w których pierwsze skrzypce odegrał Artur.
  
     – Kochanie, pomogę Ci.
     – Muuusze do kibla…
     – Chodź – Piotr, zaprowadził zataczająca się żonę.

     Nadmiar wypitego wina dał o sobie znać, na szczęście zdążyli dojść na miejsce. Przytrzymał jej włosy, bo sama choć próbowała, nie była w stanie. Kiedy torsje ustąpiły, namówił ją do skorzystania z toalety, pomógł jej się rozebrać do majtek, obmył trochę jej twarz i zaniósł na wpół przytomną do łóżka. Nie protestowała ani, kiedy ją rozbierał, ani, kiedy kładł ją spać, za to, kilka razy przepraszała, że się upiła i dziękowała, że jej pomaga.

     Kiedy wrócił do salonu, Sylwia wciąż tam siedziała, przy stole, z niemal pełną lampką wina.
     – Zasnęła? – zapytała z troską o Monikę.
     – Tak.
     – Dopiję tylko wino i pójdę do siebie… – powiedziała zrezygnowana.
     – OK.
     – Usiądziesz ze mną? – spytała.
     – Ale bez żadnych gierek.
     – OK, ok.

     Piotr przyniósł swoją pustą szklankę z balkonu, zrobił sobie kolejnego drinka. Niemal w milczeniu sączyli wolno swoje trunki.  
     Kiedy skończyli, Sylwia próbowała wstać, żeby wrócić do siebie, Piotr stwierdził, że jest niewiele mniej pijana, niż Monika. Mimo że wciąż był na nią zły, nie mógł pozwolić, żeby wracała w takim stanie sama, odwieźć też jej nie mógł.

     – Może lepiej zostań u nas na noc, tylko już żadnych numerów.
     – A hhdzie mam spać?
     Nie miał siły ani ochoty rozkładać kanapy w salonie, a łóżko w sypialni było dość szerokie, aby zmieścić całą trójkę.  
     – Pfff, z nami w sypialni… – odpowiedział bez przekonania – ale Monika w środku! – zaznaczył, wykluczając wszelkie ewentualne próby kuszenia z jej strony
     – Doopsze, tylko pójde jessszcze siku…  
     – Idź, idź.

     Sylwia, będąc w łazience, skorzystała z toalety i zapominając, że nie jest u siebie, rozebrała się niemal całkowicie, zostawiając sukienkę i stanik na pralce. Obmyła się trochę i powędrowała śladem węża, w samych majtkach do sypialni.  
     Monika leżała niemal na środku łóżka na swojej połowie. Sylwia wiedziała, po której stronie śpi Piotrek, więc wcisnęła się z drugiej strony Moniki. Chwilę później Piotr poszedł do łazienki i słychać było, że bierze prysznic. Nie doczekała jego powrotu, zasnęła.
     Piotr po prysznicu ubrał świeże bokserki i przyszedł do sypialni, gasząc kolejne światła w mieszkaniu. Nim zgasił światło na przedpokoju, upewnił się, że Monika będzie rozdzielała jego i Sylwię. Położył się obok żony i wkrótce również zasnął.


     W nocy Monikę obudziły nudności. Kolejny raz musiała pilnie pójść do toalety, kolejny raz wymiotowała. Wstając z łóżka, odrzuciła kołdrę z siebie i Sylwii na stronę męża i po ciemku, na oślep poszła do łazienki, dopiero tam zapalając światło.
     Kiedy Monika była w łazience, Sylwia zdążyła zmarznąć i szukając okrycia, przesunęła się bliżej Piotra. Obudził ją dopiero powrót koleżanki do łóżka, ale ta, była tak znieczulona winem, że nie zarejestrowała jej obecności na środku łóżka, położyła się na skraju swojej części i naciągnęła kołdrę na swoją stronę.  
     Monika wkrótce zasnęła, delikatnie pochrapując, natomiast Sylwia nie mogła zasnąć i ponownie wzbierało w niej pożądanie do śpiącego tuż obok Piotra. Dotąd leżał do niej plecami, ale po przeciągnięciu kołdry przez Monikę, on również był częściowo odkryty. Nie wybudzając się, także starał się podążyć za okryciem i odwrócił się w stronę dziewczyn.
     Sylwia, czując, że ten się obraca, sama również obróciła się w stronę Moniki i kiedy Piotr leżał już na lewym boku, ostrożnie wpasowała się plecami i tyłkiem w jego ciało. Początkowo, tylko tyle, miało jej pozwolić zasnąć, jednak kiedy poczuła na pośladku, drgnięcie jego penisa, zapragnęła znów poczuć go w sobie.  
     Pragnienie pieprzenia się z nim, tuż obok jego śpiącej żony, podnieciło ją jeszcze bardziej. Ostrożnie, najpierw zsunęła swoje majtki na tyle, aby całkowicie odsłonić swoje łono, a następnie delikatnie wsunęła prawą dłoń w jego bokserki i zaczęła masować jego kutasa. Czując, jak rośnie jej w dłoni, robiła się coraz bardziej mokra i kiedy był wystarczająco twardy, zsunęła mu bokserki na tyle, żeby uwolnić rosnący organ i nakierowała go na swoją cipkę.

     Był gdzieś między jawą a snem, jednak jego ciało reagowało na bodźce. Dłoń, która najpierw wywołała erekcję, teraz naprowadzała go na wilgotną cipkę. Już nie spał, coś kojarzył, ale nie był do końca świadomy. Był przekonany, że wchodzi w cipkę żony, któż inny miałby być w ich łóżku, wciąż zaspany, pamiętał tylko o jednym, aby być delikatnym.
     – Powiedz, jeśli będzie bolało – wyszeptał.
     – Mhm – odpowiedział mu ledwie słyszalny, gardłowy głos.
     Powoli wchodził w nią coraz głębiej, cichutko pojękiwała z każdym ruchem, ale odczytywał to, jako oznakę odczuwanej przez nią przyjemności, a nie bólu.  
     Dłoń, która początkowo trzymała jego penisa, przeniosła się na jego biodro i zachęcała do głębszych pchnięć, czemu chętnie się poddawał. Długie powolne ruchy, były bardzo komfortowe dla niego, ale chciał żonie dać więcej przyjemności i sięgnął dłonią do jej łona, aby popieścić dodatkowo palcami łechtaczkę, tak, jak robił to dawniej.  
     Zaskoczył go kompletny brak owłosienia. Monika miała tam niewielki trójkącik, którego nie wyczuł. Nie pamiętał, aby wspomniała cokolwiek, o zgoleniu tam włosów… Teraz wyrwał się z leniwego letargu i szybkim ruchem dłoni powędrował na pierś. Nie była to pierś Moniki, była sporo mniejsza, obudził się całkowicie i zdał sobie sprawę, że kolejny raz zdradza żonę i to tuż obok niej.

     – Co ty znów wyprawiasz? – szepnął wściekle.
     – A nie czujesz? – odszeptała cichutko i mocniej naparła lędźwiami na jego kutasa.
     – Miałaś być z drugiej strony…
     – Tam się kładłam, ale obudziłam się tutaj… – powiedziała, bełkocąc wyraźnie wstawiona.

     Był wściekły na nią, że robi takie numery, gdy tuż obok śpi jego żona, ale bardziej był zły na siebie, że dał się tak zwieść, chciał przerwać to natychmiast i wyjść z niej.
     – Dokończ, proszę – błagała, gdy tylko zaczął z niej wychodzić.
     Walczył ze sobą, jednak przyjemnie ciasna i wilgotna cipka Sylwii, była zbyt kusząca. Zaczął ją dalej posuwać, bez uprzedniej czułości. Swoją złość rozładowywał coraz mocniejszymi pchnięciami, na co reagowała głośniejszymi stęknięciami, więc musiał nieco zwolnić, aby nie obudzić Moniki.

     Sylwia pojękiwała coraz głośniej. Zdobycie go, tuż obok jego żony, wywołało jeszcze większą euforię, niż ryzyko bycia przyłapanym. Jej pijany umysł nie potrzebował wiele, zaczęła dochodzić, jęcząc coraz głośniej, aż musiał jej zakryć usta dłonią.
     Skończył w niej chwilę później, gdy jej cipka wciąż pulsowała na jego kutasie. Gdy ostatnia salwa rozlała się po jej wnętrzu, wróciła wściekłość na samego siebie. Wyszedł z niej i poprawił bokserki. Próbowała wsunąć dłoń pod jego bieliznę i go popieścić.
     – Zabieraj łapy, bo cię wystawię za drzwi, tak jak jesteś. – warknął na nią, wkurzony.
     Niechętnie podciągnęła swoje majtki i próbowała się wtulić w niego, ale się odwrócił na drugi bok wściekły na nią i na siebie.
     Długo nie mógł zasnąć, w końcu wstał i poszedł zapalić na balkon, aby się uspokoić. Resztę nocy spędził na kanapie w salonie, przykryty pierwszym lepszym kocem, jaki tam znalazł.

(…)

     Obudził go blask porannego słońca, okna w salonie nie były zasłonięte. Poza tym, że lekko zmarzł i się nie wyspał, czuł się całkiem dobrze. W końcu wczoraj wysączył tylko dwa drinki i nie miał kaca alkoholowego, miał za to kaca moralnego, przez Sylwię. Wstał i po cichutku poszedł po jakieś ubrania do sypialni.
     Zerknął na śpiące tam dziewczyny, obie wyglądały słabo, spodziewał się, że będą dzisiaj cierpiały i pozwolił im jeszcze pospać… Starając się robić to, jak najciszej, odsunął drzwi szafy i wziął sobie spodnie, skarpetki, T-shirt i bluzę, poszedł się ubierać do łazienki, zamykając cicho drzwi sypialni, gdy wychodził.

     Umyty i ubrany, skierował swoje kroki do kuchni. Ze świeżo zaparzoną kawą wyszedł na balkon zapalić. Papierosek i kawka miały zapewnić chwilę relaksu, a jednak dręczyły go wyrzuty sumienia odnośnie do wczorajszego i nocnego seksu z Sylwią. Na to wszystko nakładał się stres przed poniedziałkowym spotkaniem w kancelarii, które miało zakończyć ich wszystkie problemy.  
     Nadal nie miał pewności, czy wszystko pójdzie z planem mecenasa Kabały. Dręczyło go przeczucie, że nie uda im się unieważnić weksli i jeszcze długo będzie ich to prześladować. W końcu stwierdził, że każdy zrealizowany element planu będzie sam w sobie jakimś sukcesem w stosunku do obecnej sytuacji i wolał nastawić się na mniejszy sukces.
     Mocno obawiał się, jak to wpłynie na relację jego żony z przyjaciółką, ale postanowił powiedzieć jej o romansie, jaki mieli, gdy była w szpitalu oraz o wczorajszej chwili słabości i nocnym numerze Sylwii. Chciał odebrać Sylwii wszelkie argumenty, jakimi mogłaby go, szantażować.
     Paląc kolejnego papierosa, postanowił poczekać z tym wyznaniem, do powrotu z poniedziałkowego spotkania. Nie uciekał przed powiedzeniem żonie prawdy, nie chciał jedynie dodatkowo obarczać jej, takimi emocjami przed mediacjami.
     Przesiedział na balkonie niemal dwie godziny, ale przynajmniej uspokoił się trochę. Zrobił się również głodny i wrócił do kuchni, zrobić sobie jakieś śniadanie. Nie zaglądał po drodze do żony i jej koleżanki w sypialni, ale uznał, że dziewczynom również przyda się coś do jedzenia.  

     W zakresie jego możliwości było zrobienie kanapek lub usmażenie jajek. Postawił na jajecznicę. Gdyby sam miał kaca, wolałby to, niż kanapki.  
     Zabrał się za szykowanie śniadania dla całej trójki. Podejrzewając, że obie będą cierpiące, zaczął od zrobienia zestawu dwóch herbat z cytryną i kawy dla każdej z pań, aby mogły zaspokoić swoje pragnienie, ciepłym, a nie wrzącym napojem. Pokroił trochę cebuli i boczku, aby wzbogacić smak szykowanego posiłku.  
     Zapach podsmażanej cebuli roznosił się po domu, na szczęście drzwi sypialni nadal były zamknięte i wczorajsze amatorki wina, nie były jeszcze świadome przygotowywanej niespodzianki.  
     W międzyczasie ukroił kilka kromek chleba i posmarował masłem, choć nie spodziewał się po nich wielkiego apetytu. Do podsmażonego boczku i cebuli dodał wreszcie jajka.  

     Otwierając drzwi sypialni, zastał jeszcze obie pogrążone we śnie, wraz z nim do pomieszczenia wtargnęło światło z przedpokoju i zapachy z kuchni.  
     Pierwsza przebudziła się Monika.
     – Pić. O matko, moja głowa… - zachrypiała przepitym głosem.
     – Tutaj masz herbatę i kawę – Piotr spokojnie ustawiał na jej szafce nocnej trzy kubki.

     – Cicho, bo mi łeb pęknie… – odezwała się druga, cierpiąca na „syndrom dnia wczorajszego”.  
     – Tobie, tutaj stawiam herbaty i kawę – Piotr, odpowiedział jej, nieco ciszej.

     – Zbawco… – wyszeptała Monika, odrywając się, od na wpół wypitego kubka herbaty.
     – Zaraz przyniosę śniadanie…
     Obie popatrzyły po sobie, zaskoczone kompletnie.

     – Proszę bardzo, jajecznica na boczku – powiedział, wchodząc do sypialni z tacą z talerzami.
     Na myśl o posiłku, Monika wystartowała ponownie do łazienki, omal nie wytrącając mu tacy z rąk, gdy go mijała.  
     Sylwia wzięła od niego talerz, jadła jednak bez przekonania, wyraźnie nie mając apetytu.
     Siadając, opadła jej kołdra, odsłaniając jej piersi, jednak zdawała się tego w ogóle nie zauważać.
     Piotr postawił porcję żony na jej szafce nocnej i wrócił po swoją porcję do kuchni. Mijając łazienkę, słyszał wodę lecącą z odkręconego kranu w łazience.  

     – Co ty, tutaj w ogóle robisz? – Monika, spytała przepitym głosem, wracając do sypialni.

     – Chyba nie byłam w stanie, wrócić do siebie… – Sylwia odpowiedziała niepewnie, po chwili szukania w pamięci, wspomnień z zakończenia ostatniego wieczoru.  

     – Też nie pamiętam, jak trafiłam do łóżka… – Monika stwierdziła, kładąc się do łóżka.  
     – Ja cię tu przyniosłem z łazienki i położyłem – wyjaśnił Piotr, wchodząc ze swoim śniadaniem do sypialni.

     – A ona? – pytała, wciąż chrypiącym głosem.
     – Była w niewiele lepszym stanie, niż ty, więc powiedziałem, żeby została na noc… – odpowiadał, odrywając się od posiłku, jedynie jemu dopisywał apetyt.

     – Aha. A czemu jest naga?
     – Ej, majtki mam – zaprotestowała Sylwia. – Chyba – po czym odkryła kołdrę, żeby sprawdzić, czy na pewno ma majtki na sobie.
     – Sama się rozebrałaś, zostawiłaś ciuchy w łazience i przyszłaś tutaj – Piotr, tym razem zapełniał dziury w pamięci drugiej amatorki wina.

     – A ty, gdzie spałeś? – Sylwia zdawała się nie pamiętać, przebiegu ostatniej nocy.
     – Najpierw z wami, później, musiałem się przenieść na kanapę, do salonu…
     – To przeze mnie się nie wyspałeś, przepraszam…
     – Nie umrę od tego…  

     Sylwia bardziej zmęczyła, niż zjadła i tak niewielką porcję, jaką dostała. Wypiła za to, obie herbaty i pół kawy, nim poszła do łazienki ogarnąć się trochę i ubrać.  

     – Dziękuję za wszystko. Wracam do siebie, nie będę wam przeszkadzać – powiedziała, gdy wróciła z łazienki. Była już w pełni ubrana nie licząc butów.
     – Proszę bardzo – Piotr pierwszy zaczął mówić.
     – Ja też dziękuję – Monika pożegnała koleżankę.
     Sylwia dopiła kawę, odniosła swoje naczynia do kuchni i włożyła buty. Czekała na Piotra, aby ją wypuścił z mieszkania i zamknął drzwi.

     Po wyjściu koleżanki Monika, nadal bardziej modliła się nad jajecznicą, niż ją jadła…
     – Jak nie chcesz, to nie jedz… – Piotr, wracając do sypialni, skomentował z wyrozumiałością.
     – Nie obraź się, ale nie mogę. Nie mam apetytu… – odstawiła talerz na bok, wstała chwiejnym krokiem i ubrała pierwszy z brzegu T-shirt z szafy, próbowała sprzątać po śniadaniu.
     – Prześpij się jeszcze trochę, dobrze ci to zrobi…
     – Pozmywam i się położę…
     – Ja pozmywam i zrobię nam herbaty – Piotr powiedział spokojnym, ale zdecydowanym głosem i dodał – Sam też się jeszcze chętnie położę…
     – Dobrze – powiedziała zmęczona i powoli weszła pod kołdrę.

     Kiedy wrócił do sypialni z herbatami, Monika drzemała, ale odgłos kubka, stawianego na nocnej szafce, obudził ją.
     – Jesteś już, mój wspaniały mężu – powiedziała, otwierając lekko podpuchnięte oczy.
     – Tak, zrobiłem ci świeżą herbatę.
     – Kochanie, chciałabym Ci jakoś podziękować – zaczęła, starając się mówić jak najmilszym głosem…
     – Kotek, daj spokój, już to sobie wyjaśnialiśmy…
     – Ja mówię o ostatniej nocy i dzisiaj…  
     – Nic wielkiego, wypiłaś za dużo i trochę, ci pomogłem… – powiedział, kładąc się na swojej stronie łóżka.
     – Jutro, śniadanie do łóżka, masz gwarantowane. Tak, jak obciąganie i seks, ile dasz radę… Sama, nie mogę się już doczekać – mówiąc to, aż promieniała radością.  
     – Też nie mogę się doczekać – odpowiedział szczerze, stęskniony za seksem z żoną.
     – Chwilowo, mogę ci jedynie zaoferować jedynie tę tylną dziurkę… – to mówiąc, Monika odkryła kołdrę, ściągnęła majtki i odrzuciła je na podłogę – chyba że chcesz spróbować dzisiaj? – dodała, pokazując na swoje łono.
     – Monika, jak ten jeden dzień ma pomóc, to poczekajmy do jutra – mówiąc to, przytulił się do żony, a jego dłoń powędrowała między jej uda.
     – Ale ja bardzo bym chciała już dziś poczuć go w sobie…
     – Na razie, to musi ci wystarczyć… – wyszeptał jej do ucha, jednocześnie pieszcząc palcami jej łechtaczkę.
     – Mhm, to też jest przyjemne… – mruczała pod wpływem jego pieszczot.
     Kolejnych kilka minut wzdychała z rozkoszy, była tak mokra, że Piotr aż sprawdził, czy na dłoni nie ma śladów krwi.
     – Nie przerywaj! – zaprotestowała, gdy zabrał na moment rękę.
     Kontynuował pieszczoty, aż doszła, zaciskając mocno uda i chwytając jego rękę, aby pozostała jeszcze na miejscu przez chwilę, lecz nieruchoma.  
     – Dziękuję kochanie – wyszeptała, gdy ochłonęła nieco.
     – Proszę bardzo…

     – Spróbujemy na boku?  No… – Monika wciąż nie wiedziała, jak nazwać seks analny. Jeszcze nie ustalili jakiegoś neutralnego słowa, a te, które przychodziły jej do głowy, były wulgarne lub co najmniej obcesowe – …tam, z tyłu?
     – Nie musimy, jak nie chcesz…
     – A ty, nie chcesz?
     – Chcieć to chcę, tylko wolałem poczekać, aż kac ci minie…  
     – Sylwia aż tak cię wczoraj wymęczyła? – spytała żartobliwie, jednocześnie chwytając go za przyrodzenie. Dopiero po jego minie zrozumiała, że powiedziała za dużo.

     – To ty już wiesz? – był mocno zaskoczony jej słowami.
     – Jak byłam w szpitalu, zaczęłam się domyślać, bo oboje przestawaliście pisać w tym samym czasie… – mówiła spokojnie, jednocześnie masowała mu penisa, który na chwilę opadł, ale ponownie zaczął robić się twardy. – Nabrałam pewności, kiedy wróciłam do domu i zrobiłam ci loda…  

     – Czemu nic nie powiedziałaś? Miałem ci powiedzieć o tym, w poniedziałek, jak wrócimy z mediacji, nie chciałem cię wcześniej tym obarczać – czuł się winny, próbował się tłumaczyć.
     – A co miałam powiedzieć, skoro dałam ci w tej kwestii wolną rękę… Miałeś swoje potrzeby, a nie było mnie tutaj, żeby je zaspokoić – mówiła o tym, jakby to była kwestia wyprasowania koszuli.
     – Zaczęło się, kiedy wpadła tutaj, dowiedzieć się, dlaczego jesteś w szpitalu. Mieliśmy skończyć, jak z niego wyjdziesz, ale wczoraj znów nas poniosło – Piotr nadal winił siebie za wczorajszą chwilę słabości z Sylwią.

     – Wiem, kiedy wczoraj przy zdjęciu szwów lekarka powiedziała, że jeszcze nie mogę się bzykać, zadzwoniłam do Sylwii i zmusiłam, aby znalazła pretekst, żebyś do niej pojechał.  
     – Ty? Dlaczego?
     – Widziałam, jak bardzo byłeś napalony, kiedy wracaliśmy od rodziców…

     – Ale w nocy jeszcze raz z nią spałem… Jak się kładliśmy, to ty byłaś na środku. Nad ranem obudziła mnie dłoń na penisie, prowadząca do wypiętej cipki, myślałem, że to ty… starałem się być delikatny, zorientowałem się dopiero, jak sięgnąłem ręką między uda, a tam łyso, sprawdziłem biust, też nie twój…  
     – A to ździra… – Monika uniosła się – Ale to wszystko przeze mnie, niechcący zamiast do ciebie napisałam do niej, a miał być wieczór we dwoje, wino, lodzik i w tę drugą dziurkę…  Jak przyszła z tobą, to głupio mi było ją odesłać…
     – Pomyłki się zdarzają…
     – Ale ja nadal chcę, chociaż tam, go poczuć…
     – Dobrze, ale później prześpijmy się jeszcze trochę…  

     Monika zabrała na chwilę dłoń z jego penisa, aby sięgnąć po żel nawilżający z szufladki w szafce nocnej i nałożyła nieco na palce. Część wcisnęła nieco w swój odbyt, resztę rozprowadziła po jego sztywniejącym penisie i tak przygotowanego naprowadziła na swoje tylne podwoje.  
     Piotr starał się być delikatny. Musiał jednak na nowo, bardzo powoli, zdobywać jej ciasne zakamarki, które odzwyczaiły się, od takich praktyk. Kiedy wreszcie wnikał w nią na tyle głęboko, że mogła zabrać dłoń, nadal utrzymywał spokojne tempo.  
     Dla Moniki początek zbliżenia nie był zbyt komfortowy, penis męża boleśnie rozpychał zwieracz, którego nie potrafiła wystarczająco rozluźnić. Dopiero po kilku pchnięciach jej ciało przyzwyczaiło się do obecności „intruza” i dalsza część sprawiała więcej przyjemności.
     Leżąc na boku, wciąż mimowolnie napinała mięśnie, zasugerowała więc zmianę pozycji i teraz leżała na brzuchu, wypinając pupę w górę, aby mógł wchodzić w nią głębiej.  
     Podłożenie poduszki pod biodra pozwoliło jej czerpać jeszcze więcej przyjemności z tego, co robili. Gdy rozluźniła się w pełni, proponowała mężowi ostrzejszą zabawę, ten jednak pozostał przy tym relaksującym tempie, jakie mieli dotychczas.
     Pierwszy raz doświadczała tak spokojnego i powolnego seksu analnego. Rytmiczne ruchy, pośladki ugniatane jego biodrami oraz od dawna wyczekiwana bliskość szybko doprowadziły ją do orgazmu, mąż przerwał tylko na chwilę. Gdy tylko ustały szarpiące jej ciałem spazmy, kontynuował  powolne jej posuwanie, utrzymując ją w stanie ogromnego podniecenia przez kolejny kwadrans, nim kończąc w niej, doprowadził do kolejnego szczytowania.

     Leżeli oboje zmęczeni, ale szczęśliwi. Piotr, po tym, jak doszedł w niej, ze zmęczenia opadł ciałem na jej plecy i nadal mocno ją wypełniał.
     Monika, choć przygnieciona jego ciężarem, rozkoszowała się bliskością męża. Z trudem oddychając, każdą komórką ciała, na której czuła jego dotyk, czerpała przyjemność.

     Kiedy odzyskał nieco siły, zdał sobie sprawę, że przygniata żonę, która ledwie może oddychać pod jego ciężarem. Jemu również brakowało tej bliskości, jaką teraz odczuwali. Przytrzymując ją za prawe biodro, pociągnął ją ze sobą, nadal mocno w siebie wtuleni, leżeli teraz oboje na lewym boku. Jego prawa ręka teraz leniwie błądziła po jej ciele, z biodra, przez brzuch powoli sunęła w stronę piersi, wciskając się pod materiał koszulki, jedynej garderoby, jaką miała na sobie.
     Ich oddechy się uspokajały, a ich ciała ogarniała senność. Nim zasnął, wycofał z niej wiotczejącego penisa i ponownie szczelnie przywarł biodrami do jej pleców.
     Leżąc na boku, mogła w pełni cieszyć się jego dotykiem, teraz sama mocno przywierając do niego. Gdy wciąż ją wypełniał, rozmyślała nad tym, jak odmienne jest to uczucie wypełnienia, od tego, kiedy zostawał po stosunku w jej pochwie, a jednocześnie jak równie wielką przyjemność jej to sprawia. Inaczej też czuła, jak powoli kurczy się w jej wnętrzu i z żalem pożegnała jego obecność w środku. W poczuciu bezpieczeństwa i spełnienia zasnęła wtulona w niego plecami.

     Obudził ją pełny pęcherz i głód. Nic dziwnego, przecież prawie nie zjadła śniadania, za to minął ból głowy, mąż nadal ją obejmował, jego dłoń wsunięta pod jej T-shirt, spoczywała na jej piersi. Tęskniła za takimi pobudkami, gdy mąż jest obok i ją przytula. Chętnie poleżałaby tak cały dzień, ale musiała do toalety, trzy wypite rano herbaty, ugasiły pragnienie, ale to było za dużo na jej pęcherz.
     Gdy tylko się ruszyła, Piotr także się obudził.  
     – Muszę siusiu – oznajmiła, musiała jednak poczekać, nim odkleił kutasa od jej pośladka.

     Kiedy już mogła, poszła do łazienki, tak jak wstała, bez majtek, w samej koszulce. Piotr odprowadził ją wzrokiem. W pośpiechu nie zamknęła nawet drzwi łazienki, zostawiając je otwarte na oścież. Chwilę później, sam również wstał z łóżka i podążył jej śladem.

     – Też muszę, ale poczekam, aż skończysz – powiedział, wchodząc do łazienki.
     – Jeszcze momencik – wesoło odpowiedziała, w tle wciąż było słychać odgłos sikania.
     – Spokojnie, wytrzymam.

     – Będę szła pod prysznic. Wejdziesz ze mną? – spytała, wstając z sedesu.
     – Pewnie.
     – To ty sikaj, a ja przyniosę sobie ubrania…
     – A nie możesz tak zostać? – zapytał, zerkając na jej na wpół odsłonięte pośladki.
     – Ta koszulka jest przepocona, ale mogę poszukać innej… A tobie coś przynieść?
     – Weź mi jakiś świeży podkoszulek i gacie – odpowiedział, z ulgą opróżniając pęcherz.

     Nim skończył sikać, żona wróciła z ubraniami, zdjęła podkoszulek, który miała na sobie i weszli pod prysznic. Wspólna kąpiel trwała dość długo, gdyż oboje na zmianę myjąc wzajemnie swoje ciała, obdarzali się pieszczotami, nadrabiając dwutygodniowe zaległości w tej materii.
     Monika, jeszcze długo obdarzałaby męża pieszczotami i pozwalała jego dłoniom wędrować po całym swoim ciele, ale głód dawał się jej we znaki. Burczenie w brzuchu było słychać mimo szumu lecącej z prysznica wody.
     – Zrobię jakiś obiad i możemy wrócić do łóżka, jeśli chcesz – zaproponowała.
     – Nie wiem, czy wytrzymam tak długo…
     – A ja nie zamierzam się w ogóle opierać… – odpowiedziała mu zalotnie – chyba że o blat… – dodała po chwili, stanęła na palcach i pocałowała namiętnie.

     Kiedy wyszli spod prysznica i się wytarli, Piotr ubrał bokserki, T-shirt i dresowe spodnie, które żona mu przyniosła, sama zaś założyła nieco luźniejszy T-shirt, który był krótszy od tego, w jakim spała. Koszulka ledwie dosięgała do jej pośladków, pozostawiając na widoku zarówno pośladki, jak i łono wraz z niewielkim zarostem.  
     – No co? Jedyna, jaką mam, na tyle luźna, żebyś mógł swobodnie włożyć obie ręce pod spód – skomentowała, widząc lekkie zaskoczenie na twarzy męża.  
     – Nic, podoba mi się – odpowiedział zadowolony.
     – Głaskanie, macanie i dawanie klapsów, mile widziane… – powiedziała, sama dając sobie klapsa w pośladek i poszła do kuchni.  

     Piotr poszedł za nią do kuchni i korzystał z każdej okazji, żeby ją oglądać, kiedy mógł ją rozpraszać, dotykał, głaskał, łaskotał i obmacywał po całym ciele. Choć piersi i pośladki często były w centrum zainteresowania, jego dłonie również zwiedzały wewnętrzną stronę ud, wędrując od kolan w górę, chwilę muskały srom, by powędrować na jej brzuch, gdy już miały dotknąć piersi, powędrować na plecy i od karku wędrować w dół, po kręgosłupie, przyprawiając ją o drżenie nóg i wilgoć w cipce.  
     – Poczekaj minutkę, tylko skończę kroić te warzywa do zupy i zrobisz ze mną, co tylko zechcesz… – pieszczoty męża były tak obezwładniająco przyjemne, że nie mogła skupić się na krojeniu.  
     Była przekonana, że za moment mąż przełoży ją przez blat i przeleci na stole. Była tak podniecona i mokra, że bez cienia sprzeciwu pozwoliłaby mu wtargnąć również w swoją cipkę.

     Kiedy odłożyła nóż na bok, nie zdążyła nawet powiedzieć słowa, wciąż stał za nią i chwycił jej ręce, rozstawił szeroko, oparte o krawędź blatu.  
     Jego usta muskały jej kark, a jego dłonie powędrowały po jej ciele, jedna znalazła drogę pod materiałem koszulki od brzucha, do jej spragnionych pieszczot piersi, druga zaś powoli zmierzała od karku do linii pośladków, by po nagim biodrze, przenieść się na przód i dalej wędrować w dół, do jej łona.  
     Z rozkoszą przyjmowała pieszczoty, teraz mogła w całości się w nich zatracić, zwinne palce doskonale wiedziały gdzie i jak pieścić, żeby już po chwili nogi się pod nią uginały.
     – Wejdź we mnie – wyjęczała podniecona, bliska orgazmu.
     – Cśśś, jutro – wyszeptał jej do ucha.
     Nie potrzebowała nic więcej, mąż przytulony do jej pleców, dociskał swoimi, jej biodra do swojej ręki, która buszowała po jej łechtaczce, doprowadzając do obłędu i robił to tylko dla jej przyjemności. Doszła, z głośnym jękiem, tracąc kontrolę nad swoim ciałem i otoczeniem.  

     Kiedy odzyskała kontrolę, poczuła, jak po udzie popłynęły jej soki, a jego dłoń z piersi przeniosła się pod jej ramię, podtrzymując jej ciało w pionie. Uda miała zaciśnięte, więżąc jego palce.
     – O matko! To było boskie – wyjęczała, drżącym jeszcze z podniecenia głosem.
     – Cieszę się – powiedział, ostrożnie luzując ramię, którym ją podtrzymywał, gdy szczytowała.

     – A ty? – spytała po chwili, wciąż czując na pośladkach wybrzuszenie w jego spodniach.
     – Co, ja? – spytał zaskoczony, nie rozumiejąc jej intencji.
     – Ty o mnie zadbałeś, teraz moja kolej, zadbać o ciebie… – Monika mówiła to bardzo ponętnym głosem.
     – Nie wiem, czy zasługuję…– nagle posmutniał i mówił zrezygnowanym głosem.
      Przez chwilę panowała niezręczna cisza.  

     Monika pragnęła dalszej bliskości z mężem i zrobiłaby niemal wszystko, aby tę atmosferę podniecenia sprzed chwili utrzymać. Chciała zrewanżować się mężowi, namiętnymi pieszczotami, zrobić mu dobrze, pragnęła, by ją wziął w dowolną dziurkę i w dowolny sposób, teraz jednak magia uniesienia opadała. Musiała ratować sytuację, odwróciła się do niego przodem i próbowała zrozumieć powody jego reakcji.

     – Kochanie, chodzi Ci o seks z Sylwią? – spytała z troską.
     – Tak, bo to, nie było w porządku, wobec Ciebie…
     – Piotr, przecież sama ją wczoraj namówiłam… – z czułością ujęła jego twarz dłońmi.
     – Ale ja mówię o tym, co się stało w nocy…
     – A jaka to różnica?  
     – Że nie przestałem jej pieprzyć, jak już wiedziałem, że to ona, a nie ty…
     Monika głośno wypuściła powietrze. Poirytowana nieco jego rozterkami, przerwała jego dalszą wypowiedź, kładąc mu palec na ustach. Mówiła najmilszym głosem, na jaki było ją stać, wkładając w to całą swoją miłość do męża.
     – Kochanie, nie będę skakać z zachwytu, że spałeś z inną, ale doceniam, że mi powiedziałeś… Umówiliśmy się, że możesz rżnąć każdą, gdzie i kiedy chcesz. Nie musiałeś mi się tłumaczyć, tym bardziej szanuję twoją szczerość. Jeśli potrzebujesz usłyszeć, że wybaczam, to wybaczam – to mówiąc, pocałowała go – chociaż nie mam czego wybaczać…  
     Piotr przyjął z pewnym zaskoczeniem reakcję żony i poczucie winy zaczęło ustępować, jednak wciąż stał oniemiały.

     Myślałam, że obiad zacznę od zupy, ale chyba zacznę od deseru… – powiedziała po chwili, klękając przed mężem i opuszczając jego spodnie i bokserki.
     Nie protestował, poddawał się jej pieszczotom, jego przyrodzenie powoli odzyskiwało rozmiar i nabierało sztywności…

(…)

     Obudziły go delikatne pieszczoty żony. Leżał na plecach, jej głowa znikała pod kołdrą, a jej usta dokładnie zwiedzały cały jego nagi tors.  
     Gdy tylko się obudziła, przypomniała sobie o złożonej wczoraj obietnicy, jednak po wczorajszym wieczorze pragnęła jeszcze bardziej umilić mu poranek. Postanowiła, zacząć od loda, następnie zrobić i podać mu śniadanie do łóżka, kochać się z nim wreszcie, a później spełnić wszelkie jego zachcianki…

     Powolna wędrówka jej warg, muskających jego skórę, skłaniała do przywołania wspomnień wczorajszego dnia. Jeszcze przed obiadem pieściła go namiętnie ustami. Po obiedzie, sprzątnęli nieco mieszkanie i wrócili do łóżka, oddając się wielu pieszczotom, na przemian z rozmowami.  
     Wybaczyli sobie wzajemnie chyba wszystkie winy. Postanowili wrócić w swoich relacjach, jak najbliżej tego, co było przed dniem, w którym Monika podpisała umowę. Dokładniej to on zaproponował, a żona przystała na jego propozycję. Odwdzięczyła mu się, niemal natychmiast,  kolejnym namiętnym obciąganiem, w ich dawnym stylu, bez głębokiego gardła. Robiła to jednak z takim pietyzmem i z taką radością w oczach, że doszedł nadspodziewanie szybko. A może stęsknił się za delikatniejszymi pieszczotami i seksem.

     Kiedy wczoraj skończyła mu obciągać, zaznaczyła, że podtrzymuje wszystkie swoje wcześniejsze obietnice, jakie mu złożyła w ostatnich tygodniach, że będzie spełniać w łóżku i nie tylko, wszelkie jego zachcianki: seksualne, kulinarne i inne. Przypomniała też o przyzwoleniu, jakie mu dała, w kwestii innych kobiet.  
     Nie chciał się z nią sprzeczać, spędzili cały wieczór w łóżku i zasnęli mocno wymęczeni. Mimo kilkukrotnych propozycji z jej strony powstrzymał się ze złamaniem zalecenia lekarki.

     Teraz gdy dotarła wreszcie ustami do jego penisa, przestał wspominać wczorajszy wieczór, skupiając się na bieżących doznaniach. Znów zaczęła delikatnie, obdarzając każdy fragment jego nabrzmiałego kutasa rozmaitymi pieszczotami, całowała, lizała, wreszcie ssała, jednocześnie muskając językiem. Jej usta coraz głębiej gościły jego oręż, dostarczając coraz to nowych doznań.  


(…)

     Poranny seks nie przyniósł im oczekiwanej radości i ukojenia, wręcz przeciwnie. Ich pierwsza próba zbliżenia, po dwutygodniowej przerwie, zakończyła się bólem i frustrującym niepowodzeniem.
     Mimo delikatnych prób Monika odczuwała spory ból, bo rana nadal okrutnie ciągnęła, łzy stanęły jej w oczach, gdy tylko zaczął w nią wnikać. Chociaż bardzo pragnęła poczuć go w sobie, teraz musiała prosić, by wyszedł.
     Piotr starał się być bardzo delikatny dla żony, miał jednak dziwne przeczucie, że dzisiejsza próba niekoniecznie musi się udać, tym bardziej bardzo uważnie obserwował jej reakcje. Wiedział, że bardzo tego pragnęła, sam również tęsknił za tą formą miłości, nie zamierzał jednak zadawać jej cierpienia. Długo ją pieścił, nim zaczęli próbę, chciał mieć pewność, że będzie bardzo wilgotna, żeby było to dla niej jak najprzyjemniejsze.  
     Kiedy przesuwał czubkiem penisa po jej sromie, wyczuwał zgrubienia i coś go jeszcze drapało. Pomyślał się, że w miejscu rany, mogły zostać jeszcze jakieś strupki, które zapewne z czasem znikną.
     Rozpalona żona błagała, aby w końcu w nią wszedł i wreszcie delikatnie zaczął się w niej zagłębiać. Nie zdążył jednak dobrze włożyć główki penisa, gdy zobaczył na jej twarzy grymas bólu i łzy w oczach. Wycofał się natychmiast i już dalej nie próbował. Przytulił się tylko do niej i pozwolił wypłakać. Zastanawiał się jedynie, czy leżąc między jej udami, nie sprawia jej dodatkowych cierpień, jednak przytulała go bardzo mocno, a po chwili objęła również nogami, założył więc, że nadal płacze z powodu nieudanej próby.

     – Kochanie, spróbujmy ponownie – prosiła, kiedy już trochę ochłonęła z płaczu, ale jej głos wciąż był daleki od normalnego.
     – Nie chcę, abyś cierpiała. Poczekajmy do jutra. Spróbujemy, jak wrócimy z tego spotkania… Dobrze? – w odpowiedzi na jego słowa, jedynie pokiwała twierdząco głową.

     – To może chcesz w tę drugą dziurkę? – szukała innych sposobów zaspokojenia męża.
     – Kochanie, nic na siłę. Nie szukaj niczego w zamian. Poczekamy… – szeptał jej czule do ucha.
     – Chcę znów poczuć się prawdziwą kobietą… – zaczęła znów mówić tonem świadczącym, że jest ponownie na krawędzi płaczu – czuć jak dochodzisz we mnie i nieważne czy w ustach, czy w… pupie – szukając odpowiedniego słowa, przerwała na chwilę, ale też nieco uspokoił się jej głos.

     – A możemy się po prostu poprzytulać? Wczoraj miałaś okazję dwukrotnie poczuć, jak kończyłem w twojej pupie, w buzi kolejne cztery, a dziś rano jeszcze raz, więc krzywda mi się nie stanie, jak razem poczekamy, aż znów będziemy mogli się normalnie kochać…  
     – Ale ja ci obiecałam dzisiaj… – zaczęła mówić, jednak przerwał jej, nim skończyła.
     – A ja chcę poczekać razem z Tobą. Rozumiesz?  
     – Naprawdę chcesz poczekać? Kochany jesteś – Monika zaczęła obcałowywać męża.

     – Ciężki jesteś – westchnęła, z trudem biorąc oddech.
     Zamienili się miejscami i teraz Monika leżała na mężu, nadal tuląc się do niego i całując go po całym torsie.  
     – Ale, jak będziesz miał chęć na loda, to powiedz...

     Jeszcze jakiś czas leżeli przytuleni, opierała głowę na jego ramieniu. Leniwy początek dnia, jednak nie mógł trwać wiecznie… W końcu musieli wstać i zająć się przyziemnymi sprawami dnia codziennego.  
     Monika, chcąc zrobić mężowi dodatkową przyjemność, zabrała się za domowe obowiązki, będąc wciąż kompletnie naga.
     Chociaż chętnie spoglądał na jej ciało, to wkrótce poprosił, żeby się ubrała, bo nieco chłodniejszy dzień wywoływał gęsią skórkę na jej ciele.
     Wróciła ubrana w spodnie dresowe i rozpinaną bluzę do kompletu, jednak zamek bluzy był ledwie zapięty, odsłaniając spory dekolt i zdradzając brak bielizny pod spodem.
     – Majteczek też nie zakładałam – powiedziała, widząc jego minę, gdy wróciła z sypialni – możesz to sprawdzić, kiedy tylko chcesz i wykorzystać w dowolny sposób…


     Mimo usilnych prób odsuwania problemu jutrzejszego spotkania i budowania sielankowego nastroju, ich myśli coraz częściej krążyły wokół niepewności, jaką odczuwali oboje. Całe popołudnie i wieczór małżonkowie byli mocno poddenerwowani jutrzejszym spotkaniem mediacyjnym.  

     Próbowali sobie znaleźć zajęcie, które pozwoli im choć na trochę oderwać się od myśli o nadchodzącym dniu.  
     Monika kilka razy zmieniała przygotowany zestaw ubrań, chcąc wyglądać odpowiednio na spotkaniu, jednak po namyśle każda z kreacji wydawała się jej zbyt odważna, choć każda kolejna była coraz bardziej skromna, wręcz purytańska.  
     Przez chwilę była gotowa włożyć garnitur ze spodniami, byle tylko jej ubiór był jak najmniej wyzywający. Dopiero opinia męża, że spodnie, które przymierzyła, bardziej podkreślają atrakcyjność jej pośladków i figury, przekonały ją do pozostania przy poprzedniej kombinacji: czarna spódnica za kolano, delikatnie rozkloszowana, ale jedyna z tych, które miała, która nie posiadała rozcięcia z tyłu ani z boku, na górę zaś biała bluzka koszulowa zapięta niemal pod szyję, a na to marynarka - nawet bieliznę dobrała najmniej atrakcyjną, jednocześnie najbardziej kryjącą, jaką miała, do tego czarne rajstopy i czółenka na płaskiej podeszwie.

     – Nie wiedziałem, że idziemy na pogrzeb – próbował nieco rozluźnić atmosferę.
     – A ty, którą koszulę jutro założysz? – spytała, stając przed szafą z jego rzeczami.
     – Jeśli mam iść w marynarce, to chyba tą białą, a jak bez, to wolę tą błękitną…  

     Oboje starali się tego nie okazywać, ale oprócz stresu przed jutrzejszą konfrontacją z czwórką przedsiębiorców, męczyła ich gorycz porażki porannej próby powrotu do normalnego współżycia.
     Piotr łapał się na tym, że chwilami mimowolnie zaciskał pięści. Każdemu z tej parszywej kompanii miał ochotę obić gębę, ale szczególnym wkurwieniem, napawała go sama myśl o spotkaniu się z Arturem, któremu najchętniej połamałby kolejno wszystkie kości, dla pewności każdą dwa razy. Nie mógł przeboleć, że wtedy w domu Artura nie poprawił każdemu z oprawców żony, ale nie miał jeszcze świadomości rozmiaru krzywd, jakie jej wyrządzili.
     Monika również denerwowała się jutrzejszym spotkaniem. Przerażała ją wizja siedzenia  twarzą w twarz z facetami, z którymi zmuszona była zdradzić męża. Nie wiedziała, jak sama zareaguje i obawiała się, jak zareaguje Piotr, kiedy będą poruszane kwestie tego, do czego ją zmusili podstępem i szantażami. Była tak pochłonięta myślami o jutrze, że po raz siódmy prasowała tę samą koszulę…


Koniec części jedenastej.

Niepozorny

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 23994 słów i 140134 znaków. Tagi: #mąż #żona #szpital #przyjaciółka #zdrada #adwokat

7 komentarzy

 
  • Niepozorny

    Kochani,  
    wiem, że kazałem wam bardzo długo czekać i dziękuję Maćkowi za motywację mimo, że praca zawodowa pochłania niemal cały mój czas, to z przyjemnościom oświadczam, że dwunasta część została napisana.  
    Tekst oczywiście wymaga jeszcze korekty, jednak wkrótce powinien się ukazać i mam nadzieję, że nie rozczaruje was...

    24 wrz 2023

  • trantolo

    @Niepozorny super pisz dalej.

    26 wrz 2023

  • Christo

    Zabierając się za to opowiadanie myślałem, że jest już skończone patrząc po datach publikacji. Wiedząc, że jednak nie, pewnie bym się a nie nie zabrał:)
    Jest to chyba jedno z lepszych opowiadań o tego typu tematyce, jakie czytałem, a czytałem już sporo, a ta część to po prostu gigant, jeśli chodzi o długość.
    Całość czyta się dobrze i potrafi trzymać w napięciu, jedyne co mnie zbytnio nie przekonuje to zachowanie pary głównych bohaterów. Monika po tym wszystkim, jakoś dziwnie łatwo to po niej spłynęło, było co prawda trochę płaczu, ale po takich przejściach traumatycznych spodziewałbym się czegoś bardziej intensywnego, a póki co wychodzi obraz taki z tego, że gdzieś podświadomie wcale tak bardzo ją ta sytuacja nie dotknęła i nie wszystko jej się nie podobało. W pierwszych częściach reakcja Piotra na poczynania żony została dość dobrze przedstawiona i spodziewałem się, że relacja z weekendu to będzie już zbyt wiele, a wygląda na to, że kryzys w małżeństwie zostanie szybko naprawiony bez żadnych większych i trwalszych problemów między nimi. Oczywiście wiem, że to opowiadanie jeszcze nie jest skończone, ale tak to póki co wygląda. Prywatnie nie widziałbym szans na naprawę relacji między tymi postaciami po tych przejściach, no ale na to akurat każdy będzie miał inne spojrzenie.
    Czekam na kolejną część, szkoda tylko, ze tak długo:(

    27 cze 2023

  • Niepozorny

    @Christo Dziękuję za miłe słowa, z przyjemnością przeczytałem również twoje uwagi - postaram się wziąć je pod uwagę pisząc kolejne części...
    Ciebie jak i pozostałych czytelników bardzo przepraszam, za zwłokę i konieczność czekania na dalsze części, ale perturbacje zdrowotne i rodzinne absorbowały cały mój czas przez ostatnich kilka miesięcy...  
    Sytuacja powoli się klaruje i od niedawna udaje mi się wygospodarować choć chwilę dziennie na pisanie.
    Dwunasta część nie jest jeszcze gotowa do publikacji, ale zapewniam, że powstaje...

    28 cze 2023

  • Rumcajs

    @Niepozorny Hej, świetnie udało Ci się budować napięcie i grać na emocjach czytelników i po 11 częściach również żałuję, że nie ma kontynuacji, jednak wiadomo rodzina i zdrowie muszą stać na pierwszym miejscu:)
    Zgadzam się z kolegą powyżej, im więcej realizmu w takich opowiadaniach tym lepiej a Tobie w tej historii udało się świetnie to prowadzić. Nie przekonuje mnie jednak "rys" psychologiczny głównych postaci, a przynajmniej nie do końca się to klei.
    Pruderyjna Monika od początku jest dość nieśmiała, naiwna i głupiutka, kocha swojego męża, jednak łatwo daję się wkręcić w szantaż szefa oraz do zdrady. Oczywiście wszystko w trosce o męża, aby uchronić go przed kłopotami itd. Tutaj nie mam żadnych zastrzeżeń, aż do momentów "spotkań". Wiele razy były podkreślane, że robi to tylko ze względu na szantaż, że jest zmuszana itd, jednak mimo wszystko często podczas tych spotkań nie była bierna, wręcz przeciwnie poddawała się ochoczo, chociażby podczas "sesji" z Bogdanem. Kłóci się to z opisem tej postaci, jak i jej zachowaniem w obecności męża, same spotkania nie wpłynęły zbytnio na jej  późniejsze zachowanie i wydaje się, że wszystko dość łatwo przetrawiła.
    Z drugiej strony jest Piotr, który początkowo jest wściekły i załamany, któremu żona wszystko opowiedziała w pierwszych częściach, jednak sporo ukryła, co widzi później na zdjęciach i filmach od szefa, więc jest tu kolejne kłamstwo, gdzie widzi, że żona czerpała sporo satysfakcji. Po czymś takim nie powinno to już zmierzać do Happy Endu> Fajnie że pojawiła się postać Sylwii i na tej relacji powinie skupić się mąż. Monika zresztą przyjęła Sylwie mimo wszystko trochę zbyt potulnie.  
    Nie wiem jak ostatecznie całość dalej się z szantażystami potoczy, jednak gdzieś tam widzi mi się powrót Bogdana, który nie szantażem, ale podstępem wbije przysłowiowy ostatni "gwóźdź" w to małżeństwo;)

    Oczywiście na nic nie nalegam i nie zmuszam, może te uwagi w czymś okażą się Tobie pomocne:)
    Pozdrawiam!

    30 cze 2023

  • Niepozorny

    @Rumcajs Dziękuję za miłe słowa, cieszę się, ze ktoś zauważa i docenia wysiłek włożony w utrzymanie choć namiastki realizmu...  
    Fakt, nie jestem psychologiem i nie wszystkie elementy tej układanki pasują idealnie, ale z puzzlami tak jest, że początkowo wydaje się, że dany element pasuje tutaj, a po czasie widać, że lepiej pasuje w innym miejscu...  
    Co do twojego odbioru charakterów postaci, pozwól, że nie będę rozwijał tematu, gdyż nie chciałbym wyprzedzać pewnych zdarzeń, które zawarłem bądź planuję w kolejnych częściach...

    Naprawdę pracuję nad kontynuacją choć ledwie znajduję na to czas w natłoku obowiązków, kolejna część ma już rozmiar połowy poprzedniej, ale potrzebuję czasu, aby dokończyć pewien wątek oraz dopracować całość do poziomu, w którym będzie wystarczająco dobra, aby wam - Czytelnikom przedstawić.  
    Proszę was o jeszcze o trochę cierpliwości...

    1 lip 2023

  • Iga21

    Kiedy coś nowego?

    6 kwi 2023

  • Niepozorny

    @Iga21 Ponieważ nie lubię składać pustych obietnic, odpowiadam dopiero teraz, tuż po tym, jak skończyłem inny projekt, który absorbował mnie przez ostatnie kilka tygodni...

    Kolejna cześć jest na warsztacie, ale będę musiał ją przeczytać ponownie i dokończyć, więc trochę to zajmie...
    Jak będzie gotowa z przyjemnością zamieszczę - chciałbym, aby miała odpowiedni poziom...

    13 kwi 2023

  • Witia

    Opowiadania napisane w bardzo ciekawy sposób . Nie ma w nich brutalności , nie przyzwoitych wyrazów. Jednym słowem bardzo dobrze czyta się każdy z kolejnych opowiadań, Dziękuję autorowi za świetne teksty

    27 gru 2022

  • Niepozorny

    @Witia  
    Dziękuję za miłe słowa, staram się unikać wulgaryzmów i zostawić trochę miejsca wyobraźni czytelnika.

    Zwyczajowo połowę pochwał zostawiam dla osób, które wspierają mnie w ulepszaniu tego tekstu, tak przed, jak i po publikacji kolejnych części.  
    Za wszystkie merytoryczne uwagi serdecznie im dziękuję.

    28 gru 2022

  • Znawca

    Co za syf. Postacie bez głębi, realizmu za grosz, styl toporny. Jeśli idzie o erotykę to poziom przedszkola.

    15 gru 2022

  • Niepozorny

    @Znawca  
    Kolego, na razie nie wykazałeś się żadną twórczością, więc jak dotąd jesteś jedynie samozwańcem...
    Pokaż co potrafisz, a uchylę kapelusza...
    Jeśli ci się nie podoba, to po prostu nie czytaj, nikt cię nie zmusza...

    15 gru 2022

  • Luki82

    @Niepozorny czekamy na dalsze części

    23 gru 2022

  • izabela

    SUPER opowiadanie bardzo realistycznie napisane, jak dla mnie nawet zbyt realnie opisana scena w szpitalu (musiałam przerwać czytanie z powodu osobistych złych wspomnień) Całe opowiadanie to właściwie gotowy scenariusz na film. Koleżanka Sylwia z początku zły charakter ale po przeczytaniu chyba dobra koleżanka. Mam nadzieję że oprawców spotka odpowiednia kara i Monika z Piotrem będą mogli się na nowo sobą cieszyć.

    7 gru 2022

  • Wojtek11

    Zajebiste opowiadanie.Dobrze dobrane dialogi akcja trzymajaca w napieciy.Daje 10.Czekam na kolejna czesc

    7 gru 2022

  • Niepozorny

    @Wojtek11 Dziękuję za miłe słowa... To jedyna nagroda za pracę włożoną w to opowiadanie.
    Jednak połowa tego "miodu" należy się również mojemu pomocnikowi - Maćkowi, za wytrwałe wyszukiwanie i poprawianie moich pomyłek oraz drugie spojrzenie na tekst.
    Tomek

    7 gru 2022