Najemnik cz. 4

Pierwszy cios, który otrzymałem, ogłuszył mnie i upadłem. Ktoś musiał się czaić, gdzieś za zaparkowanym na ulicy samochodem. Mrok ułatwił mu ukrycie się, a coś, czym mi przyłożył pewnie było znalezioną naprędce gałęzią. Później posypały się kopniaki. Padały szybko, często. Gdy zacząłem odzyskiwać świadomość, ból stał się nad wyraz intensywny. To nie mogła być jedna osoba. Kopniaki dosięgały celu zbyt szybko. Już wiedziałem, że jest ich dwóch. Udało mi się pochwycić nogę jednego, i wykręcając, wywróciłem go na ziemię. Drugiego to chyba wybiło z rytmu, zawahał się na chwilę. To dało mi czas na powstanie. Mimo zamroczenia, wyprowadziłem cios w splot słoneczny. Skutecznie, bo napastnik zgiął się i zatoczył. Ten leżący zaczął się podnosić. W świetle latarni dostrzegłem jego twarz – szczeniak. Stara gwardia, nie odważyłaby się mnie ruszyć. Oni wiedzieli, że to niezdrowe, ja się ich nie czepiałem. Tak samo było, gdy kilkadziesiąt lat wcześniej chodziłem z psem ulicami Wrzeszcza, nie było wtedy tam gościnnie. Pies był jednak znany, dawał mi przepustkę, tak że później nawet idąc sam, już nie musiałem się obawiać. Ten system działał wszędzie. Tych dwóch gówniarzy widać tego nie rozumiało. Szanse nieco się wyrównały. Ich ciosy, moje ciosy. Szamotanina. Niewątpliwie przyjmowałem więcej, niż dawałem. Słabłem. Próbowali przy każdej okazji, jak tylko czuli moment przewagi, wydusić ze mnie, gdzie jest karta, gdyby tylko błazny wiedziały, że mam ją w kieszeni … Nie mogłem im pozwolić jej zdobyć, cały trud by szlag trafił. Muszę jednak przyznać, że nie doceniłem typa, bo umiał się szybko zorganizować. Wiedziałem, że to on ich nasłał. Młodzi gniewni są najgorsi. Żądni sukcesu, nie szanują reguł. Znów dostałem mocniejszy cios, pora będzie odstawić używki i zwiększyć dawkę ćwiczeń. Nagle przymknąłem oczy oślepiony blaskiem, a uszy przeszył dźwięk syreny. Zbawienie. Mały cud. Udało mi się. Dupsko uratował mi przypadkowy patrol. Chłopaczki zaczęli uciekać, zostawiając mnie obolałego pod płotem. Wolałbym, żeby patrol ich pogonił, ale zatrzymali się przy mnie. Stali we dwóch nade mną, bojąc się podać choćby chustkę do otarcia krwi z nosa. Jakbym miał trąd. Dwóch młodzików na patrolu. Może to i lepiej, że nikt ze starych, mogliby pytać o więcej.
- Nic panu nie jest?
- Nic, tak sobie usiadłem i k... wypoczywam – warknąłem wściekły.
- Spokojnie, bo pojedzie pan z nami.
- Już to widzę jak chce się wam sprzątać radiowóz z mojej juchy.
Spojrzeli głupio po sobie – ma pan jakieś dokumenty?
- Nie, przecież widzicie, że wyszedłem pobiegać, a tych dwóch gówniarzy mnie napadło.
Jeden zaczął skrobać i podał mi kartkę – niech pan przyjdzie jutro i złoży zeznania. Wezwać panu karetkę?
- Nie, dam sobie radę, mieszkam niedaleko.
Nie chciałem by wzywali ambulans. Mieliby do mnie dostęp, a w szpitalu pewnie chcieliby pesel i inne bzdury. Im mniej wiedzą, tym dla mnie lepiej. A nóż, któryś bystrzejszy powiązałby sprawy. Może tamten klient, albo jego kobieta zgłosili pobicie. Cholera wie. Dodatkowe pytanie były mi do niczego niepotrzebne, a mogły tylko zaszkodzić. Musiałem ich spławić.
- Jest pan pewien?
- Tak, jestem pewien. Może byście ruszyli tyłki i gonili tych gówniarzy?
- Ostatni raz ostrzegam, niech się pan uspokoi, wiemy co mamy robić.
- Wiem. Dziękuję za pomoc, ale teraz już sam dam sobie radę.
Wiedziałem, że muszę zmienić ton, bo jak nie to faktycznie mnie zwiną na 48, choćby po to by wyrobić statystykę. Na moje szczęście, wsiedli jednak do wozu z rezerwą, czujnie mi się przyglądając. Odjechali. Spróbowałem wstać. Ból potłuczonych żeber był przeszywający. Z trudem udało mi się osiągnąć pozycję zbliżoną do pionu. Mieszkałem przecież na drugim końcu miasta. Tu przybiegłem, ale wtedy byłem w nieco lepszym stanie, a teraz? Żaden taryfiarz mnie nie weźmie, bo zafajdam mu auto. Do tego nie mam czym zapłacić. Rewelacja, po prostu zajebiście. Pozostało wybrać, człapać całą noc do domu, licząc się z zaczepką każdego patrolu, czy wrócić do domu pani Dominiki. To też porażka. W końcu zatrudniła mnie dla ochrony, a tu dwóch chłopaczków stłukło mi mordę. Chyba jednak nie miałem wyjścia.  Powoli, zaciskając z bólu zęby dotarłem do drzwi, które w sumie, tak niedawno przekroczyłem w odwrotną stronę. Nacisnąłem dzwonek, trzymając się futryny. Otworzyła mi drzwi całkiem szybko i bez pytania, choć tyle razy kazałem jej uważać. Na jej twarzy mogłem obserwować zmiany zachodzące z prędkością światła. Od rozbawienia, które zastygło w słowach – Czegoś pan zapomniał – przez grymas przerażenia.
- Tośka! Tośka!
- Co jest, czego tak się drzesz … mamo?
- Nie pyskuj, chodź natychmiast.
- No idę, idę – po chwili stanęła obok niej – o ja pier …
- Nie wyrażaj się. Pomóż mi.
Złapał mnie mocno pod ramiona. Z jednej strony miło było się na nich wesprzeć, z drugiej zafundowały mi zestaw dodatkowego bólu. Syknąłem głośno. Zignorowały mnie jednak i wlokły w głąb domu. Posadziły w kuchni.  
- Przynieś jakieś plastry, wodę, coś do odkażania, cokolwiek – pani Dominika strzelała słowami z prędkością karabinu. Młoda już bez dyskusji zniknęła, by pojawić się za chwilę z pokaźną apteczką.
- Wzięłam wszystko. Wodę mamy przecież tu – dodała nalewając wody do miseczki.
Zaczęły systematycznie oczyszczać moją głowę i twarz z brudu. Zorientowały się jednak, że większość to jednak tylko powierzchowne zadrapania i stłuczenia. Najbardziej ucierpiała moja duma, ale o tym nie miałem ochoty im mówić.
- Przyklejanie plastrów teraz nie ma sensu. Musi się pan wykąpać. Później założymy opatrunki. Tośka szykuj kąpiel. Wanna, letnia woda, nie dość, że upał to ma jeszcze chyba potłuczone żebra, może to mu nieco ulży.
Cholera dyrygowała, jakby mnie tu nie było. Szefowanie miała chyba w genach. Córka zniknęła, zdążyłem jedynie zauważyć, że nadal biegała w bieliźnie. Znalazła sobie strój na przyjmowanie gości … Na szczęście kolejne dotknięcie i wywołany tym ból wyrwało mnie z głupich rozmyślań.
- Niech pan spróbuje wstać. Idziemy do łazienki na piętrze.
Schody były męczarnią. Próbowałem grać twardziela, ale jej pomoc okazała się nieodzowna. Za to w łazience czekała znów niespodzianka. Piękny, młody, wypięty tyłeczek, przecięty pasmem majteczek, którego właścicielka rękoma próbowała zrobić nieco piany w wannie. Maluch mimowolnie zaczął się unosić. Nie teraz przyjacielu, nie teraz – ganiłem go w duch. Facet jednak zawsze pozostanie facetem, choćby leżał na dechach.
- Dziękuję. Zejdź proszę jeszcze do kuchni i przenieś apteczkę do mojej sypialni. Tam go opatrzymy później.
Zamknęła drzwi, i bez skrępowania zaczęła mnie rozbierać.  
- Widzę, że Antosia się panu spodobała – rzuciła na widok małego rycerza prężącego się do boju, w czasie gdy pozbawiała mnie slipek.
- Przepraszam, tak jakoś naturalnie wyszło – pojawiająca się już powoli opuchlizna na szczęście zakryła rumieniec.
- Już poczułam, że ma pan zdrowe zainteresowania. Choć niektórzy mówili dziwnie o pana zainteresowaniach, gdy próbowałam się coś o panu dowiedzieć. Wieczny singiel, może gej?
- Nie mogę sobie pozwolić na pewne luksusy …
- Cicho już. Proszę wejść do wanny.
Ledwo letnia woda zakryła moje ciało. Z początku wywołała dreszcz, jednak później dała ukojenie. Chłód podziałał też na małego, dając mu szansę na powrót do przyzwoitego zachowania. Obmywała mnie delikatnie dłonią. Teraz starając się sprawić jak najmniej bólu. Czułem jak zmęczenie i troski odpływają gdzieś w niebyt. Czas przestał się liczyć. Świadomość przywróciła stygnąca woda. Pomogła mi wyjść z wanny, otuliwszy płaszczem kąpielowym odprowadziła do sypialni. Wygląda, że spędzę tu kolejną noc, jednak znów w innym charakterze. Wskazała miejsce i kazała się położyć.
- Proszę się spać. A to panu zrobi najlepiej na sen – dodała podając kieliszek z koniakiem.
Ogrzałem go w dłoni, pozwalając uwolnić się aromatowi. Zaciągnąłem głęboko, przypominał mi się aromat pewnego kazachskiego trunku. Pełny, z nutą rodzynek i południowego wiatru. Już pierwszy łyk wywołał nirwanę. Sączyłem go, ciesząc się każdą kroplą. Pani Dominika w tym czasie cierpliwie opatrywała ma rany. Gdy skończyła, zabrała z mych rąk pusty już kieliszek i powtórzyła – Proszę spać – po czym wyszła z pokoju gasząc światło. Odpłynąłem w niebyt.
Nie wiem czy dodała mi coś do trunku, czy nie, lecz z nocy nie pamiętam w zasadzie nic. Jedynie jakieś ciepło, które przylgnęło do moich pleców. Jako, że spałem nago, czułem jak pojawiło się miękko, delikatnie, by zniknąć równie niespodziewanie. Otworzyłem oczy. Pokój próbowało rozświetlić słońce, przebijające się przez rolety. Oprócz mnie na łóżku nikogo nie było, miałem wrażenie, że jednak ktoś mnie obserwuje. Z trudem obróciłem się w stronę drzwi. Na krześle siedziała Tośka wpatrując się w moje krocze. Dopiero teraz zorientowałem się, że prześcieradło, którym byłem okryty, musiało się zsunąć. A przyjaciel, porannym zwyczajem, wstał trochę wcześniej niż ja. Oblizała pośpiesznie spierzchnięte wargi.
- Mama musiała już iść. Prosiła, bym przygotowała dla pana śniadanie. Nie chciałam obudzić, przepraszam.
- To ja przepraszam, za swój niekompletny strój. Jakoś nie miałem w planach noclegu.
- Chciałam przynieść ubrania, ale są całe we krwi, a większość poszarpana, więc nie było sensu ich prać. Powiedziałam już mamie. Kupi panu coś nowego, bo stwierdziła, że wieczorny plan jest nadal aktualny, i jest pan potrzebny.
- W kieszeni spodni były moje klucze od mieszkania i karta z … wiesz czym.
- Wiem, mama schowała te rzeczy. Proszę założyć póki co płaszcz kąpielowy, i zejść na dół. Czy woli pan zjeść tutaj?
- Jeśli mam wieczorem być przydatny, to nie mogę leżeć cały dzień. Spróbuję dojść do kuchni, czy mogła byś …?
- Proszę się nie wstydzić, przecież już pana widziałam nago – zaszczebiotała, znów łakomie wbijając wzrok w złączenie mych ud.
- Poproszę o ten płaszcz jednak.
- Szkoda, całkiem pan fajny i dba o mamę, ale proszę – podała mi okrycie - Czekam na dole. A gosposią proszę się nie martwić. Mama dała jej na dziś wolne, ja miałam mieć tylko wykłady, więc się panem zaopiekuję.
Zniknęła za drzwiami. Miałem wrażenie, że z trochę nadąsaną miną. Nie mogę sobie pozwolić na więcej. Wygląda, że pani Dominika ma jednak poważnych wrogów, a dwie samiczki w jednym gnieździe to za wiele, może to wszystko skomplikować. Tym bardziej, że pani Dominika szykowała coś na wieczór. Koniec flirtów. Pora na powrót do profesjonalizmu. Z niemałym trudem ubrałem płaszcz, i rozpocząłem powolną drogę po schodach w dół. Tylko czy ja tu jeszcze o czymkolwiek decyduję? Nie czas jednak teraz o tym myśleć, teraz czas na śniadanie. Pomartwię się tym później.

Szarik

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 2081 słów i 11419 znaków.

5 komentarzy

 
  • Użytkownik Okolonocny

    No, ma chłopina nieco przewalone z młoda i dojrzalsza lady. Ale znam ludzi z większymi problemami. Ta czy owak robi się ciekawie :)

    29 paź 2015

  • Użytkownik Szarik

    @Okolonocny u widzę, że się zawziąłeś i czytasz hurtem :D

    29 paź 2015

  • Użytkownik Okolonocny

    @Szarik Coś w tym guście. Robota nudna, opowiadanie ciekawe. Jeszcze te stringi... No i główny bohater zaczyna mi się podobać ;)

    29 paź 2015

  • Użytkownik Szarik

    @Okolonocny to cieszę się. Czytaj dalej :)

    29 paź 2015

  • Użytkownik nienasycona

    Szary Wilku, bardzo ładne, ale interpunkcją wpędzisz mnie przedwcześnie do grobu :woot:

    15 paź 2015

  • Użytkownik Szarik

    @nienasycona twardsza jesteś niż Ci się wydaje. Moje przecinki nie dadzą Ci rady :D

    16 paź 2015

  • Użytkownik nienasycona

    @Szarik, znasz mnie, wiesz, że potrzebuję opoki, a moja prywatna opoka w kwestiach literackich jest ( delikatnie rzecz ujmując)średnio przejęta. Kiedyś mu rzuciłam "kochanie, zinterpretujemy sobie coś?". Nie widziałeś tego spojrzenia- mam farta, że nadal mogę korzystać z pomieszczeń, których drzwi mają klamki:)

    16 paź 2015

  • Użytkownik Szarik

    @nienasycona mieszkałem jakiś czas w pomieszczeniach bez klamek - można z tym żyć :D A miałem na myśli raczej Twoją wewnętrzną siłę, która podejmie na siebie trud utrzymania Cię w pionie, gdy podłe robaczki atakować będą ;)

    17 paź 2015

  • Użytkownik ver

    Gratulacje za utrzymanie tempa chociaż odcinek bez sexu :-)

    12 paź 2015

  • Użytkownik Szarik

    @ver dziękuję. Erotyka to nie tylko seks ;)

    13 paź 2015

  • Użytkownik nefer

    Dobre, trzymasz tempo. A bohater okazuje się być jednak człowiekiem, a nie cyborgiem.  :blackeye:  Tym lepiej dla opowieści.

    12 paź 2015

  • Użytkownik Szarik

    @nefer dziękuję. Rola Terminatora jest już zajęta, a że bliższa ciału koszula ... ;)

    12 paź 2015

  • Użytkownik chaaandelier

    :bravo: Nie będę się powtarzać.  :bravo:

    12 paź 2015

  • Użytkownik Szarik

    @chaaandelier takie powtarzanie się to ja lubię, więc dziękuję :)

    12 paź 2015