Odebrałem żonę z nowej pracy, znaczy z nowej imprezy integracyjnej. Tak się złożyło, że choć pracowała tam dopiero od trzech tygodni, to akurat teraz wypadło doroczne spotkanie kierowników placówek regionalnych z całej Polski, a mieli taki zwyczaj, że spotkanie zawsze się przeciągało i mimo całodziennych obrad, dość nudnych zresztą, głównie tabelki i te sprawy, potem było jeszcze spotkanie w biurowcu w luźniejszym formacie, po godzinach, bez sekretarek, dla zacieśnienia kontaktów wewnątrz kadry, która zazwyczaj widywała siebie osobiście tylko raz w roku.
Firma niestety z tradycjami, dość stara i stabilna, głównie stałe wieloletnie kontrakty, właściwie fluktuacja pracowników zerowa i tylko moja Sophie tam trafiła rzutem na taśmę w wyniku zmian w prawodawstwie, które spowodowały konieczność utworzenia nowego stanowiska przy zarządzie firmy. Rzutem na taśmę, bo przewidziana do tych zadań pracownica miała już dość sztywnej atmosfery i skorzystała z okazji, by stamtąd uciec, za sowitą zresztą odprawą. A na swoje miejsce poleciła moją Sophie.
Ta koleżanka, też niezła dupa, podobna do mojej, zadbana czterdziestka, miała dość nieustannych komplementów i dżentelmeńskich pseudoamorów panów menadżerów, owszem bardzo kulturalnych, ale już ze średnią koło sześćdziesiątki. Amorów, które się niczym nie kończyły. Jak sama mówiła: „Nie mogę się ciągle masturbować w łazience u szefa. Tam nawet interesantów mało przychodzi, a szkoda, bo warunki w tych rozległych pomieszczeniach by się znalazły”. Ciągle wracała z pracy mokra i wkurzona.
No nic, Sophie zdecydowała się przejąć pałeczkę i postanowiła udowodnić, że jednak menadżerstwo rozrusza. „Nic przecież tak dobrze nie sprzyja wspólnej pracy, jak uprawianie seksu z szefem” – jak zawsze mawiała moja żona. Dlatego było mi trochę żal, gdy zdecydowała się odejść z poprzedniej pracy, bo gdy ją stamtąd odbierałem popołudniami, to za każdym razem, gdy szef znalazł dla niej czas po godzinach, informowała mnie o tym w samochodzie „mokrym pocałunkiem”. Szef albo chociaż jakiś kolega… Uwielbiałem to zresztą i trzeba było wtedy szybko jechać do domu „dokończyć dzieło”. Mamy bowiem zasadę, że zawsze po takich przyjemnościach Sophie musi to zrobić jeszcze raz, tym razem w moich ramionach.
Najpierw w pracy orgazm albo samo obciąganko (które zresztą też bardzo lubi), a potem orgazm ze mną. Wtajemniczeni w tych klimatach wiedzą, o co chodzi. Orgazm ze znajomym w pracy a orgazm z mężem to dwie różne rzeczy. Jesteśmy zgodną i kochającą się parą, zresztą w długoletnim związku. Sophie po każdym takim numerku musi to zrobić drugi raz ze mną, bo inaczej zabawa byłaby bez finału, a dziewczyna męczyłaby się nierozładowana. Dlatego na wyjazdach Sophie jest praktycznie zamknięta dla innych. Trochę próbowaliśmy z połączeniami wideo, gdy pojawiły się odpowiednie ku temu smartfony, ale okazało się, że to nie działa. W sumie przyniosło to nawet dobre efekty, bo ustały w pracy plotki na temat jej prowadzenia się, szczególnie że inne koleżanki, zazwyczaj bardzo cnotliwe, to na wyjazdach wiadomo, musiały teraz walczyć raczej o własną reputację „niechcący” nadwerężaną.
A u Sophie spoko – jest otwarta na mężczyzn, ale tylko wtedy, gdy się na to decyduje świadomie. Nie ma u niej problemów, żeby ją nosiło. Albo robi, albo nie robi. Nigdy nic nie musi. A że moje Kochanie robi to często, to już inna sprawa... I, co ciekawe, bywa, że obcego bolca nie ma i przez parę tygodni. Bo albo jest inna robota do zrobienia, albo nie ma okazji. Seks nie stanowi dla nas problemu. Jesteśmy otwarci, ale bynajmniej seks naszym życiem nie rządzi. Sami też potrafimy przeżyć parę tygodni w celibacie. Po prostu na seks mamy fazę, ale nie musimy tego robić ciągle. Tylko że po takich abstynencjach to wióry z nas lecą czy to w domowym zaciszu, czy w bardziej skomplikowanych konfiguracjach… Przy czym oczywiście Sophie nie zaśnie, jeśli nie będę tym ostatnim danego dnia. Wiadomo.
No więc ciekaw byłem, jak się sprawa potoczy tym razem. Wcześnie, bo już o dziesiątej wieczorem, była gotowa do odebrania i… była gotowa dosłownie. Znaczy nadrinkowana, nazwijmy to „trochę bardziej niż lekko”. Chwiała się, co prawda, tylko leciutko, sama doszła do drzwi samochodu, za to miała fazę na gadane. Normalnie słowotok. No gdzieś to wszystko musiało znaleźć ujście, bo na spotkaniu nic się nie wydarzyło, choć panowie, oczywiście też podpici, komplementowali ją i obsypywali aluzjami bardziej niż zwykle. Majtki leżały sobie głupio w torebce. Rozumiecie. Dziewczyna czuła się zawiedziona. Ja zresztą też.
W drodze do domu, a mieszkamy w dość spokojnej i raczej słabo zaludnionej okolicy, Sophie najpierw nawspominała się ze szczegółami o wszystkich ostatnich kochankach (niestety z poprzedniej pracy), a potem już tylko mokra i spragniona czekała na powrót do naszego łoża w domu.
I zatrzymała nas policja.
Rutynowa kontrola. Chyba nie bez powodu mówi się na nich psy. Alkohol wywęszą z dala. No więc gadka szmatka, czy to na pewno pani piła, a nie pan, chodzenie z zamkniętymi oczami po krawężniku (kto to wymyślił?). Panowie nas przetrzepali na pewno ze względu na urodę i stan Sophie, co zresztą napawało mnie lekką dumą. Dlatego nie miałem im za złe nawet sprawdzania lampki od tablicy rejestracyjnej czy obecności obowiązkowej gaśnicy. „A dlaczego wozi pan gaśnicę w bagażniku, a nie w kabinie?”.
Ponieważ cała sytuacja zaczynała się Sophie coraz bardziej podobać, starałem się jak najdłużej z tej gaśnicy tłumaczyć, dodając jakieś anegdoty i opowiastki z filmików o incydentach pożarniczych z jutuba. Samo słowo „gaśnica” oczywiście od początku zaczęło działać na Sophie jak afrodyzjak. Kto to wymyślił, że gaśnica ma coś gasić? Co robi gaśnica? Wiadomo, wystarczy sobie wyobrazić, jak gaśnica działa. To znaczy dla faceta gaśnica gasi, ale z punktu widzenia kobiety…? Panowie policjanci okazali się nad wyraz inteligentni i w mig podchwycili klimaty. Rozebraliśmy słownie gaśnicę przez wszystkie przypadki. Sophie najpierw zaczęła sobie coraz częściej poprawiać włosy, w końcu wystawiła głowę z kabiny i zaczęła mnie swoim nieco bełkotliwym głosem bronić – panom się to coraz bardziej podobało. W końcu wyszła z samochodu i postanowiła mnie „ratować”.
Podkreślam – wieczór, raczej późno, okolica spokojna, w sumie na uboczu, a cała nasza czwórka już lekko nakręcona w „tych” klimatach. Sophie oczywiście ukazała się panom w pełnej krasie, z butami na obcasach, włosami, które zdążyła w międzyczasie rozpuścić, i kiecce nieprzypadkowo podciągniętej do góry bardziej niż zwykle. No cóż, określenie „pijana dziwka” jest tu określeniem właściwym.
Panowie stanęli jednak na wysokości zadania. Sprośne dotąd klimaty ustąpiły rzeczowej reakcji. Pozwolili sobie, co prawda, jeszcze na jakiś jeden komplement, ujrzawszy ją w pełnej krasie, ale zaraz przeprosili i zeszli na ziemię. „No cóż, panie kierowco, rozumiemy sytuację, proszę pilnować żony, w zaistniałej sytuacji nie będziemy przeszkadzać, proszę tylko tę lampkę nad tablicą rejestracyjną oczyścić i niech pan uważa w drodze do domu”.
Sophie zbliżyła się jednak w tym czasie do jednego z chłopaków, niby potknęła się i wpadła w jego objęcia. Funkcjonariusz oczywiście z uśmiechem zaraz zwrócił mi żonę, ale sytuacja stała się na moment krępująca. Zacząłem tłumaczyć, że to nowa firma, sami starsi faceci erotomani-gawędziarze, że Sophie jest bardzo wrażliwa w takich sytuacjach, że sami nie wiedzieliśmy, jak tam będzie na tym przyjęciu… Brnę coraz dalej, w końcu rozpocząłem wątek o jej stroju, że za bardzo nie wiedzieliśmy, jak powinna się ubrać, że chyba aż tak źle nie wygląda, że miało być elegancko, ale nie wyzywająco, tylko, jak to ująłem – „tak delikatnie biurowo powabnie”. No to zaczęliśmy ją już wspólnie komplementować, że rzeczywiście źle nie wygląda, że bardzo elegancko i właśnie z taką nutą biurowej erotyki, i tak od słowa do słowa coraz śmielej. Panowie patrzą na mnie, ja na nich, zaczynamy podejmować grę i pozwalamy sobie na coraz więcej w określaniu charakteru jej stroju i wdzięków.
W końcu mówię, że jesteśmy bardzo kochającym się małżeństwem, bardzo zgodnym, nie mamy przed sobą tajemnic i że jestem bardzo dumny z jej urody i że mam taki pogląd, że kobiecego piękna nie należy ukrywać przed światem. Panowie trochę zmieszani, ale szybko załapali i teraz już otwarcie zaczęliśmy komplementować jej wdzięki. Co chwila dorzucałem nowe słowa-klucze i jak raz użyłem słowa „pociągająca”, to panowie oczywiście zaraz zaczęli się rozwodzić również nad tym aspektem jej urody.
Nie ma co ukrywać – porozmawianie sobie z facetem na temat tego, jak wspaniałą laską jest jego żona, w dodatku w obecności owej żony, która w dodatku wszystko słyszy i nie protestuje, a sam pan małżonek tym bardziej wydaje się być z tego zadowolony... No sama przyjemność dla każdego chłopaka, nie tylko z drogówki.
Sophie, przytulona do mnie, coraz śmielej zachowywała się zalotnie, śmiała coraz głośniej i co chwila obrzucała ich spojrzeniami. W końcu wszyscy stwierdziliśmy zgodnie, że wszystkie kobiety powinny być tak wspaniałe jako ona. Sophie tylko na to czekała. Nagle jakby się ocknęła, zbliżyła do jednego z policjantów, oparła dłonie na jego klatce piersiowej i zaczęła mówić błagalnym, ale zupełnie trzeźwym tonem, „Proszę nie aresztować mojego faceta”, po czym… uklękła przed nim.
Faceta zmroziło, normalnie by ją natychmiast podniósł z ziemi, ale z powodu naszej dziwnie rozwijającej się rozmowy – znieruchomiał. Tym bardziej że ja z głupia frant zaraz powiedziałem – „Kurczę, no zupełnie nie wiem, co robić” – tak niby żartem. No, to teraz już obaj znieruchomieli i zaniemówili. Sytuacja zrobiła się skrajnie niezręczna. Ja szybko dodałem pierwsze, co mi przyszło do głowy, niby zupełnie bez sensu – „Ale jest bardzo piękna”.
Panów odblokowało „Och, jest bardzo piękna” – już nawet nie wiem, który z nich to powiedział. Posypały się teraz komplementy, od których się do tej pory powstrzymywaliśmy, poleciało wszystko po szczerości, a w tym czasie Sophie dostała się do zawieszki od suwaka policjanta, wiadomo gdzie – w rozporku. Kolo znów znieruchomiał, ten drugi spojrzał się na mnie, a ja zaraz odparłem – „Ona jest bardzo piękna. I cudowna”.
Od tej pory przestaliśmy mówić, ten obok mnie rozejrzał się tylko po pustej drodze.
Po minucie, gdy Sophie miała już od dawna usta zapełnione drugim policjantem, pojawiło się na drodze jakieś światło. Niemal jednocześnie powiedzieliśmy: „Lepiej się schować. Może wejdźmy do radiowozu”. Na szczęście była to duża suka.
Gdy wchodziliśmy do środka, ja już zacząłem podwijać jej bluzkę. Panowie tylko czekali na ten gest dobrej woli z mojej strony i rzucili na podłogę swoje kurtki i jakieś tam jeszcze rzeczy, a pod głowę torbę. Odsunąłem torbę, usiadłem za Sophie i wziąłem jej głowę na kolana, po czym pomogłem rozebrać moją żonę do końca. Sophie leżała teraz na podłodze nago (nie licząc butów). Pierwszy doszedł bardzo szybko. Sophie zdążyła tylko kilka razy jęknąć. Dopiero się rozpędzała. Drugi, widząc, że ja coś mówię do Sophie i obsypuję ją pocałunkami, zdążył jednym ruchem zdjąć przez głowę koszulę razem z kurtką, zsunął spodnie do kostek i zaczął uszczęśliwiać moje Kochanie znacznie dłuższą chwilę. W końcu puściłem jej głowę, Sophie przylgnęła do kochanka całym ciałem i zanim oboje zdążyli dojść w tym samym momencie, krzyknęła jeszcze kilka razy „O tak!”.
Ja byłem oczywiście (co bardzo lubię) ostatni, czyli trzeci.
Nadal nic nie jechało. Odsunęliśmy boczne drzwi, żeby wpuścić powietrze do wnętrza pojazdu, szybko się ubraliśmy, ale jeszcze przez dłuższą chwilę obserwowaliśmy piękne, a teraz również gorące i mokre od naszego potu ciało Sophie, zanim i ta nie doszła do siebie.
Nagle Sophie się ocknęła. Pomogliśmy jej również szybko się ubrać i wyszliśmy na papierosa. Znaczy my na papierosa, bo Sophie nie pali. Emocje, jak nagle gwałtownie przyszły, tak nagle opadły. W miarę palenia znów zaczęło się robić krępująco, tym bardziej że Sophie, teraz już zupełnie trzeźwa, z bluzeczką zapiętą na ostatni guzik i narzuconą lekką kurteczką stała trochę z boku. Zapomniała tylko o potarganych włosach.
Zaczęliśmy w męskim gronie znów rozmawiać, ale tym razem rozmowa zupełnie się nie kleiła – „Hm…, no tak, ma pan niezwykłą żonę” (znów przeszliśmy na „pan”). „No niezwykła sytuacja. Trochę głupio wyszło”. I takie tam podobne. Szczerze mówiąc, sam w tym momencie nie miałem pomysłu, jak wybrnąć z impasu. Liczyłem, że potrwa to dłuższą chwilę, tylko żeby w tym czasie panowie się nie wycofali i nie zwinęli.
Na szczęście moja wspaniała i ukochana żona szybko zareagowała. Znaczy wyczekała moment, gdy sytuacja zaczęła się ponownie wymykać spod kontroli, podeszła do nas, lekko się do mnie przytuliła, tak bardziej oficjalnie, jak zazwyczaj wtedy, gdy są obok obcy i zupełnie spokojnym tonem, pozbawionym emocji, niemal takim biurowym – „Przepraszam bardzo, bo chyba to ja jestem winna, że panów tak bardzo sprowokowałam”. Panowie odetchnęli. Po czym lekko się uśmiechnęła, ale tylko tak lekko, powiedzmy – półoficjalnie, i poinformowała w suchych, ale miłych słowach, że było jej bardzo dobrze, że też się czuje skrępowana, nie sądziła, że to tak wyjdzie, ale panowie byli naprawdę wspaniali, że potraktowali ją mimo tego wszystkiego, co się wydarzyło – jak dżentelmeni, że ich żony są na pewno z nich bardzo zadowolone, a jej było bardzo przyjemnie i czuje się po tym wszystkim bardzo komfortowo w ich towarzystwie.
Po czym uśmiechnęła się, tak już zupełnie dla rozładowania napięcia, lekko pochyliła ze skromności głowę do ziemi i powiedziała najbardziej ciepło, jak to potrafi – „Było mi naprawdę bardzo przyjemnie”. Po czym dodała – „Byliście bardzo mili. Jesteście w porządku”. I obdarzyła ich jeszcze jednym wstydliwym uśmiechem. (Jak ona to robi?).
Potem, przy drugim papierosku, porozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, że w sumie to jest życie, jak się nikomu nie dzieje krzywda, to jest OK, że my jako małżeństwo jesteśmy oczywiście otwarci, ale nie tak bardzo, jakby się to wydawało, że w młodości to się szalało (panowie w tym momencie ochoczo przytaknęli), że teraz, nie będziemy ukrywać, czasami nam się zdarzają „różne” sytuacje, ale raczej tak spontanicznie, że bynajmniej nie latamy codziennie po klubach swingersów. Zresztą nigdy tam nie byliśmy i podejrzewamy, że wygląda to od środka zupełnie inaczej niż to, co nam się tutaj przed chwilą przydarzyło.
Następnie wziąłem sprawy w swoje ręce. Przypomniałem te opowieści z początku zatrzymania, bo może nie pamiętają, że jest teraz w nowej pracy z samymi podstarzałymi gawędziarzami-erotomanami (oczywiście potwierdzili, pamiętają i całkowicie rozumieją). Że panowie jesteście na poziomie i nie wiem, ale chyba z żoną podświadomie szukaliśmy kogoś takiego jak wy (panowie się mocno ożywili). Że to się jakoś tak samo stało, ale myślę, że chyba chcielibyśmy, skoro już do tego doszło, spotkać się ponownie. Moja żona (nadal bardzo skromnym tonem) dodała, że też się tego nie spodziewała, ale nie będzie ukrywać, że wyszło bardzo miło, że jest trochę skrępowana, ale skoro już właściwie tak niechcący bardzo dobrze się poznaliśmy, no to… co robić?”.
Następnie przedstawiliśmy się sobie z imienia. Co prawda oni nas wcześniej spisywali, no ale oficjalnie, to oficjalnie. A teraz jesteśmy już znajomymi i jesteśmy na „ty”. Puściłem z objęć moją żonę. Teraz Sophie stanęła sama. Wyprostowała się, wygładziła ubranie, spięła włosy. Jeszcze raz stanęła przed nimi, uśmiechnęła się i podchodząc do każdego, pocałowała w policzek.
No to już wszystkie lody za nami.
Wymieniliśmy się telefonami i jesteśmy w stałym kontakcie. Oczywiście również cielesnym .
Skoro tak dobrze wyszło, planujemy poszerzenie grupy, ale na razie spotykamy się w czwórkę. Nie za rzadko (żeby nie zapomnieli) i nie za często (żeby cały czas mieli niedosyt). Zazwyczaj są tak spragnieni mojej Sophie, że bywa, czekam nawet godzinę, rozkoszując się widokiem mojej ukochanej w ich objęciach, po czym dopiero na koniec kolejki jestem ja. Kolejek jest oczywiście kilka .
Uwielbiam po nich wchodzić w moje Kochanie.
2 komentarze
napalonyxxx
Ale fajna żona... Żeby tak moja chciała dawać dupy komu popadnie...
Cichy20
Bardzo ciekawa historia, czekam na kontynuację