Z pamiętnika nastoletniego geja #2

7 października 2017r. godz. 22:46

     Wczoraj rozstałem się z chłopakiem. Spokojne rozstanie po czternastu miesiącach bycia parą, dla mnie wręcz zdjęcie ze mnie jakiegoś rodzaju ciężaru. Tłumaczę sobie, że go nie kochałem, tylko byłem w nim nadzwyczajnie bardzo zauroczony i dlatego w którymś momencie przestało mi zależeć… Chłopak to zauważył i odpuścił, ale nie przestał kochać, nie przestało mu zależeć… W sumie to mi go szkoda, że tak się marnuje licząc, że jeszcze coś między nami będzie. Niestety, żadne słowa do niego nie docierają.  
Nie płakałem po tym, jak mi oznajmił, że nie ma sensu dłużej tego ciągnąć. Było to dla mnie stwierdzenie faktu. Po prostu. Wczoraj był, dzisiaj nie ma i nic wielkiego nie planuję zmieniać w życiu w związku z tym.  

Dziś rano spakowałem kilka najpotrzebniejszych rzeczy do plecaka i poszedłem na przystanek PKS. Pojechałem w odwiedziny do dwójki najukochańszych ludzi jakich znam. Zakochani w sobie po uczy mimo upływu lat, bardzo troskliwi, mieszkańcy niedalekiej wsi, moi dziadkowie. Mimo, że mieszkają na wsi, to nigdy nie mieli gospodarstwa. Bardzo eleganccy ludzie. Dziadek nie chodził, ani nie chodzi w gumiakach, a babcia nie nosiła, ani nie nosi fartuszka, czy chustki na głowie.  

Patrząc na tą dwójkę, czasem mam wrażenie, że im czas nie ucieka. Kochają się jak w dniu ślubu, mimo, ze minęło od tego momentu ponad pięćdziesiąt lat. Jednak widać w nich zmiany, które są powodem moich łez.  
Spędziłem z nimi mnóstwo czasu, to oni w większości mnie wychowali, prowadzili do przedszkola, szkoły. U nich nocowałem większość dzieciństwa, ta wieś, to mój dom. Jakby tak cofnąć się o około dwanaście lat wstecz, kiedy to babcia odprowadzała mnie za rączkę do przedszkola, opowiadała moją ulubioną bajkę o Czerwonym Kapturku na dobranoc, bawiła się ze mną w sklep, robiła kanapeczki z szyneczką i zawijała w papierowy ręczniczek, bo takie było moje widzimisię… Ta piękna, mądra kobieta, wysoka, o długich kręconych włosach spełniała wszystkie moje zachcianki, była ze mną w każdym momencie, zawsze mogłem liczyć na jej pomoc. To samo mogę powiedzieć o moim dziadku, zawsze spieszył mi z pomocą, chętnie spędzał ze mną czas w ogródku, silny, miał szeroką wiedzę w różnych dziedzinach, aczkolwiek twardy charakter. Mimo wszystko, bardzo dobrze się z nimi dogadywałem i bardzo miło nam się spędzało czas.

Obserwowałem ich chwilę przez otwarte drzwi do pokoju. Siedzieli sobie obok siebie, przykryci jednym kocykiem i oglądali wiadomości. Moja kochana babunia, siedziała tam chudziutka, drobniutka, zgarbiona i co chwila przysypiała na ramieniu dziadka. Dziadziuś nie lepszy, i jemu momentami opadała głowa. Z perspektywy czasu widać ogromne zmiany, które w nich zaszły… Gdzie ta wysoka kobieta? Gdzie ten silny mężczyzna? Widać, jak z dnia na dzień coraz trudniej im się wysłowić, jak coraz trudniej wykonywać proste czynności, jak się gubią w trudach dnia codziennego… Teraz to oni potrzebują mojej pomocy, teraz to ja muszę się nimi trochę zaopiekować… Znaczy, nie muszę, ale czuję się odpowiedzialny za to…  
Straszny widok, jak obserwujesz powolny proces odchodzenia. Wiadomo, że każdy z nas się starzeje i dąży do jednego – śmierci. Jednak im człowiek starszy, tym ten upływ czasu widać bardziej. Wolniejsze ruchy, opóźnienia reakcji, trudności w poruszaniu się, a najbardziej przykry widok, moim zdaniem, to coraz bardziej nieobecny wzrok i ten trud w wysławianiu się. Boli mnie to okropnie, za każdym razem jak pomyślę o tym, że ten moment jest coraz bliżej, ściska mnie w żołądku i płaczę jak dziecko…  

Moment jest nieubłagalny i nieunikniony. Jedyna sprawiedliwość na tym świecie, bo śmierć czeka każdego z nas. Jednak mam wrażenie, że zarówno babcia jak i dziadek, są już na to gotowi. Albo są świetnymi aktorami, w co wątpię. Być może to jest kwestia tego, że są w pełni świadomi, że to może się zdarzyć lada chwila, może dorośli do tego, może po prostu wiedzą, że to czeka każdego z nas i nie ma już żadnego odwrotu?  

Na myśl przychodzi mi tylko jedna rzecz – refren piosenki Maryli Rodowicz, której tekst napisał wybitny człowiek, jakim jest Jacek Cygan.  

„A my, tak łatwopalni,
Biegniemy w ogień,
By mocniej żyć.
A my, tak łatwopalni,
Tak śmiesznie marni,
Dosłowni zbyt.”

1 komentarz

 
  • Użytkownik Somebody

    Wyjątkowo dobrze czytało mi się tę część. Czuć tu wiele emocji, a cytat z piosenki na końcu - wisienka na torcie <3

    10 paź 2017

  • Użytkownik Dark09

    @Somebody Dziękuję bardzo za miłe słowa... :)

    10 paź 2017