***
Od ujęcia mordercy przez policję minął miesiąc. Stojąc przed lustrem poprawiałem ciemnoczerwony krawat. Zbierałem myśli z ostatniego miesiąca, przynajmniej próbowałem. Zastanawiałem się nad sensem całego mojego dotychczasowego życia. Wpatrując się w swoje odbicie wiązałem kolejne pętle krawatu. Byłem pochmurny, ale bardziej niż zwykle. Dzisiaj był pogrzeb rodziców Weroniki. Głuchą, a raczej martwą ciszę przerwał nagły dzwonek domofonu. Bez brania do ręki słuchawki przycisnąłem szary przycisk z widniejącą na nim rysunkiem otwartej kłódki. Niespełna minutę później usłyszałem pukanie. Podszedłem do drzwi, przekręciłem zamek po czym je uchyliłem. Za progiem stał Antoni. Nie przywitał się ze mną jak zwykle, czyli uśmiechem (tym swoim naiwnym uśmiechem). Stał markotny wpatrują się w moje buty.
-Cześć.-rzucił jedynie wpatrują się w mój tors.-Gotowy?
Kiwnąłem jedynie głową na znak zgody, po czym wziąłem swoją marynarkę i razem z Antonim wyszedłem z mieszkania zamykając za sobą drzwi na klucz i sprawdzając klamką, czy aby na pewno się zamknęły.
/Spiralny umysł\-koniec
Dodaj komentarz