Mimo bliskiej obecności blokowisk i oświetlonych trakcji lasek składający się głównie ze zdziczałych drzewek owocowych pozostawał ciemnym i niegościnnym o tej porze miejscem. Wraz ze moim szefem szliśmy w dół stromego zbocza po wydeptanej przez chodzących tędy od lat ludzi. W pobliskich trawach słychać było cykanie cykad. Pochmurne niebo zasłaniało księżyc i gwiazdy, przez co w miarę oddalania się od trakcji i wchodzenia w głąb lasku otoczenie stawało się coraz ciemniejsze. Narastał wokół nas budząca napięcie i niepokój cisza.
-Nie odpowiedział mi pan na moje pytanie.-powiedziałem po chwili.-Jak mamy zamiar odszukać mordercę?
-Nijak.-odpowiedział prawie natychmiast mój szef.
-Nijak?-powtórzyłem.
-Wiem, że kreci się gdzieś tu, że dziś też się pokaże, dlatego pokręcimy się trochę po okolicy.
-Pokręcimy się w okolicy.-powtórzyłem bezmyślnie po moim szefie jego zdanie.
Już chciałem coś powiedzieć, ale mój szef nagle staną i energicznym ruchem uniósł prawą rękę do góry na znak tego, abym staną. Zza pobliskich krzewów dobiegło mnie dziwne i niepokojące dyszenie. Powoli, tak by wydawać jak najmniej dźwięków podeszliśmy do krzaków, po czym ostrożnie wyjrzeliśmy zza nich. Mimo mojej…nie wiem jak to nazwać…twardości? Nie czułości względem świata zewnętrznego? Tak, czy inaczej to co zobaczyłem zszokowało mnie. Z dwadzieścia, trzydzieści metrów od krzaków leżały kolejne zwłoki, a nad nimi klęczał mężczyzna, Hiena. Głośno dysząc wbijał i zaraz potem wyciągał nóż z ciała denata. Nie wiedziałem co powiedzieć. Stałem jedynie otępiały wpatrując się całe zdarzenie nie mogąc wydać z siebie ani jednego odgłosu. Mój szef jednak nie był w takim szoku co ja. Po niespełna minucie wgapiania się bez zainteresowania zamaszystym ruchem odsunął gałązki krzewu i zrobił krok w przód.
-Co tu się dzieje!-krzykną na Hienę z groźną miną.-Już mi stąd!
Mężczyzna spojrzał się na niego(nie widziałem dokładnie twarzy, ale pewnie mimo bycia twarzą ludzką, ludzkiej nie przypominała)po czym z dziwnym i nie ludzkim ni to jękiem ni to piskiem, czy skowytem odbiegł od zwłok w kierunku ziemnej drogi. Mój szef pobiegł za nim, ja mimo, że w ciąż byłem w szoku starałem się dotrzymać mu kroku.
-A ciało?-zapytałem w momencie, gdy mijaliśmy zwłoki.
-Zostaw je.-polecił mi mój szef nie zatrzymując się.-To jest już sprawa wyłącznie policji. My mamy odnaleźć zabójcę.
„Zabójca też jest sprawą wyłącznie policji.”-pomyślałem, ale już nic nie mówiłem.
Biegliśmy dalej tropem uciekającej przed nami Hieny.
-Nie dogonimy go.-powiedziałem zdyszany kiedy wbiegliśmy na mały mostek prowadzący na rurami kanalizacyjnymi.
-Nie chcę go łapać.-odpowiedział mi profesor.-Chcę, żeby doprowadził nas do mordercy.
Po przejściu przez mostek mężczyzna nagle skręcił, wspiął się przez siatkę odgradzającą jeszcze użytkowane działki od otoczenia, po czym zeskoczył po drugiej stronie i już spokojniej potruchtał dalej. Z niemały trudem powtórzyliśmy jego wyczyn i jak już byliśmy po drugiej stronie siatki, to nie biegliśmy dalej, tylko szybkim krokiem, trochę pochyleni ruszyliśmy w ślad za Hieną. Przeszliśmy przez zdziczały ogródek jednej, zapewne od lat nie odwiedzanej, działki. Wyszliśmy na makra od rasy i zarośnięta trawą ścieżkę. Następnie jeszcze kilka metrów, po czym znów skręciliśmy w kolejną działkę. Po dobrych paru minutach takiego kluczenia, starając się ni zostać dostrzeżonymi przez Hienę, mężczyzna wyszedł na otwarte pole będące właściwie granicą pomiędzy działkami i laskiem, a blokowiskami. Hiena przestał się przemieszczać. Przykucną jedynie na ziemi, w bezruchu i zaczął się przyglądać ciemnej przez noc oddali. Ja wraz z moim szefem nie podchodziliśmy już bliżej. Hiena też się nie ruszała. Stała jedynie, jak odrętwiała. Patrzyłem się na nią oddychając ciężko po dość długim biegu, który można by było nazwać przełajowym. Mój szef natomiast nie potrzebował łapać tchu, od razy kiedy stanęliśmy wyciągną z kieszeni telefon, znalazł odpowiedni numer po czym przyłożył go sobie do ucha.
-Halo?-zapytał po chwili.-Tak, to jak. Mamy go.
Dodaj komentarz