Niby geniusz-/Spiralny umysł\-Rozdział IV

Niby geniusz-/Spiralny umysł\-Rozdział IV-Dupek z ciebie, wiesz.-usłyszałem mając jeszcze zamknięta oczy.  
Powoli zacząłem je otwierać. Poranne słońce oświetlało całe pomieszczenie, czyli sypialnię połączoną z salonem, oraz zagospodarowany w koncie mieszkanka aneks kuchenny. Naprzeciwko niego znajdowały się drzwi prowadzące do łazienki, a nieco dalej wgłębienie prowadzące do drzwi wyjściowych. Po aneksie kuchennym widziałem krzątającą się, szczupłą dziewczyną okręconych, szatynowych włosach ubraną tylko w biały szlafrok. Dopiero teraz dotarło do mnie, że boli mnie głowa i że… jestem nagi? Podniosłem się delikatnie na rękach starając się jednocześnie za bardzo nie odkrywać. Szybko jednak tego pożałowałem. Uderzył we mnie silny ból głowy, tak silny, że bezwiednie opadłem na łóżko chowając twarz od słońca.
-Kacyk męczy, co?-usłyszałem rozbawiony, lekko pokpiwający głos.  
Przekręciłem lekko głowę w stronę robiącej śniadanie dziewczyny.
-Monika-powiedziałem ignorując poprzednie, raczej retoryczne pytanie.-co tu robisz?
Dziewczyna przestała mieszać drewnianą łychą żółtko wymieszane z białkiem na patelni i spojrzała się na mnie z zaskoczeniem w oczach.  
-Jak to, ty nie pamiętasz?-spytała lekko zawiedziona.-Wczoraj, o około dwudziestej drugiej zadzwoniłeś do mnie i powiedziałeś tutaj cytuję- uniosła dwa palce obu rąk, wskazujący i środkowy.-„leżę pijany w wannie i jestem goły, jak święty turecki, przyłaś do mnie!”-mówiąc te słowa zginała oba palce symulując cudzysłów.
-I czemu zostałaś?-mówiąc to podjąłem kolejną, z resztą udaną, próbę podniesienia się lekko.  
To ją zirytowało.
-No jak to co!-zrobiła dwa kroki od patelni do sąsiedniego blatu, po czym oparła  swoją lewą ręką na nim, a prawą na biodrze.-Bzykaliśmy się przecież!!
Nic już nie powiedziałem. Położyłem się jedynie na wznak splatając ręce na wierzchu kołdry przykrywającej moją klatkę piersiową. Dziewczyna podeszła do łóżka, po czym położyła na brzuchu koło spoglądając mi w oczy.  
-Gdzie masz okulary?-zapytała po chwili.
-Nie noszę, już nie noszę.  
-Było ci w nich lepiej.-powiedziała Monika swym słodkim, acz w tej chwili sądnym głosem.  
Dziewczyna oparła się na  łokciach, prostując się przy tym. Nie umiem powiedzieć, czy to było specjalnie, czy nie, ale ta poza jak żadna inna uwydatniała jej kobiece krągłości. Górne części ciut na nią za dużego, białego szlafroka rozchyliły się nieco ukazując miejsca, gdzie jej piersi stykały się z resztą ciała. Wyglądała po-nęt-nie! Dlaczego ja z nią zerwałem?
-Wiesz-zaczęła poruszając lekko ramionami.-może uda nam się odbudować naszą dawną relację…-zbliżyła się lekko do mojego prawego policzka i delikatnie pocałowała.  
Potem wstała, poprawiła swój szlafrok i podeszłą do aneksu i na powrót zaczęła mieszać składniki jajecznicy na patelni. Pamiętam ją jak dawniej chodziła z czerwoną szminką o smaku truskawek na ustach, niebieskimi i czerwonymi paznokciach u rąk i stup oraz z dokładnie ułożoną fryzurą. A teraz? Usta nie pomalowane, podobnie z resztą jak paznokcie, jej lokowe  włosy również nie wyglądały jak dopiero z salonu. Nie uważam oczywiście, że to źle, ale jednak… kolejne pytania…  
„Muszę się napić.”-pomyślałem i powoli zacząłem się podnosić z łóżka prawie zapominając o tym, że pod spodem nie mam niczego.  Na szczęście „prawie”. W pobliżu nie leżał ani ręcznik, ani jakaś bluzka bym mógł się zasłonić.  
-Ej, Monika.-powiedziałem typowym dla ludzi skacowanych, lekko ochrypłym głosem.  
-Tak?-spojrzała na mnie swymi lśniącymi, piwnymi oczami.  
-Podasz mi jakieś ubranie?-spytałem.
-Po co ci?-zdziwiła się dziewczyna.-Przecież przez większość mojej obecności paradowałeś w najlepsze nago.
Po tych słowach zaśmiała się pod nosem i poszła do łazienki. Po chwili miałem już na sobie swoje wczorajsze ubrania.  
-Ile chcesz?-zapytał się nie odrywając wzroku od patelni.  
-A ile masz?-zapytałem siadając za dębowym stołem, który znajdował się tuż koło aneksu.  
Monika bez słowa wydzieliła dwie porcje jajecznicy kładąc je na talerzach po czym podeszła do stołu stawiając jeden koło mnie, a drugi po przeciwległej stronie. Jedliśmy w milczeniu, mimo tego, że chciałem mówić, oboje chcieliśmy.  
-Hej-odezwała się dopiero po kilku minutach Monika.-i jak tam?
Wzruszyłem jedynie ramionami nie przestając jeść jajecznicy.  
-Nie wiem.-powiedziałem po chwili.-Tak jak zawsze. A co u ciebie?
Tym razem to Monika wzruszyła ramionami.  
-Nie wiem… też okay.
To właśnie mnie w nas dziwiło. Raz nasze rozmowy są pełne namiętności, innym zaś razem są one…no… jak ta teraz, tak jakbym rozmawiała z koleżanką z klasy, wracając razem z nią do domu. Od kąt się rozstaliśmy czasem nie mogę z nią znaleźć wspólnego języka, a czasem ten język jest aż za bardzo „wspólny”.  
-Ej, a ona nie ma nic przeciwko temu, że ty tu tak sobie znikasz na całą noc, a potem się…no… odnajdujesz w moim domu?-zaciekawiłem się.
-Nie, już na samym początku uzgodniłyśmy między sobą, że nasz związek ma charakter luźnego.-powiedziała poważnie.-Obie byłyśmy zdania, że bez facetów to my nie wytrzymamy.-dodała żartobliwie.
Odkąd rozstałem się z Moniką miną jakiś rok, półtora roku… Co było powodem? O dziwo nie to, że czasem lubiłem się napić, tylko to, że Monika jest sobą biseksualną, czyli (tak jak ona to mówi) „osobą bez ograniczeń”. Zamieszkała ze swoją dziewczyną ulicę dalej, za katedrą świętego Floriana.
-A jak tam się wam poza tym układa?-zapytałem starając się znaleźć odpowiednią skalę dla tego, jak nasza rozmowa stawała się nijaka i coraz bardziej przypominała rozmówki, które prowadziłem ze swoimi koleżankami w czasach szkolnych.
-W porządku.-wzruszyła ramionami Monika.-Nadal u niego pracujesz?
Westchnąłem cicho i przeciągle. Kiedy zaczynałem pracę jako „naukowiec” liczyłem, że szybko się na niej wzbogacę jako wykładowca, publicysta, czy jako kierownik jednego z nowo powstających laboratoriów fizycznych lub chemicznych… A na razie co osiągnąłem? Jestem pomocnikiem niby geniusza-niby wariata w pseudo „laboratorium”, które jest w rzeczywistości zwykłą salę lekcyjną! Gdzie popełniłem błąd??
-Tak .-odpowiedziałem z zaskakującym nawet mnie spokojem.
„Muszę się napić.”-pomyślałem.-„W szafce chyba jest whisky…”
-A twoja dziewczyna…-zacząłem podpierając brodę o rękę.-ona wie, gdzie teraz jesteś?
-Nie, nie wie.-odpowiedziała spokojnie Monika zakładając nogę na nogę i prostując grzbiet.
Nie musze chyba mówić jak duże wrażenie wywiera na mnie w takiej pozie…
-Tak po prostu wyszłaś zostawiając ją samą?-zdziwiłem się jednocześnie nie odrywając wzroku od jej kształtów.
-Nie było jej, kiedy wychodziłam. Była u rodziny, wróci dopiero po południu.  
-A skoro o rodzinach mowa…-zacząłem niepewnie.-Co u ciebie?
Monika wzruszyła jedynie ramionami spoglądając smętnie na blat stołu. Nie oczekiwałem na odpowiedź, właściwie, to wiedziałem, że ona i tak nie nadejdzie. Monika już taka była, nikomu nie odpuszczała, kiedy kogoś się o coś pytała to nie tolerowała braku odpowiedzi. Odwrotnie było, kiedy to ją o coś pytało. Każde niewygodne, niechciane lub takie, na które nie znała odpowiedzi pytanie było przez nią pomijane. Nie chciało mi się jak zwykle gadać o pierdołach, myśl tego, co wydarzyło się wczoraj, mimo mojej wrodzonej obojętności, mimo spicia się, nie dawało mi spokoju.
-Hej, Monika.-powiedziałem w końcu.-Pamiętasz rodziców Weroniki, o których ci opowiadałem?  
-Tak, pamiętam.-twarz dziewczyny rozjaśniła się na wspomnienie moich opowieści.  
-Nie żyją.-rzuciłem bez najmniejszego braku taktu.
-Jak to?-zdziwiła i jednocześnie (chyba) przeraziła się Monika.  
-Popełnili samobójstwo.-powiedziałem o tak.-Przedawkowali leki.
-I ty mówisz o tym taki spokojnie?-obruszyła się dziewczyna.-A co z Weroniką? Jak się trzyma?-dodała po chwili.
Wiedziałem już co będę robił przez resztę weekendu, będę chlał!  
-Nie wiem, chyba Antoni z nią został.
-Musimy sprawdzić co u niej.-powiedziała Monika, po czym wstała z krzesła, pozbierała z podłogi swoje ubrania, weszła z nimi do łazienki, by po dosłownie minucie wyjść całkowicie ubrana.
-No, na co ty czekasz?-spytała mijając mnie.-Czekam na dole, pod klatką.
-Ale Monika…-próbowałem protestować.-…to może nie jest najlepszy pomysł.
-Jak to „nie najlepszy”?-zdenerwowała się dziewczyna wkładając buty.-Jedziemy do nich!  
Nic już nie odpowiedziałem, wiedziałem, że i tak nie ma to sensu. Zastanawiało mnie tylko jedno, dlaczego Monika tak żywo zareagowała na wieść o śmierci rodziców Weroniki? Przecież nie były przyjaciółkami, ledwie można rzec, że znajomymi. Miałem mętlik w głowie. Raz wydaje mi się, że znam Monikę, raz wydaje mi się, że to zupełnie obca osoba…

pawelmarek

opublikował opowiadanie w kategorii thriller i kryminalne, użył 1652 słów i 9153 znaków.

1 komentarz

 
  • Margerita

    łapka w górę podoba mi się

    15 sie 2020