Hogwart Dziś - Ekspres Hogwart [3]

Hogwart Dziś - Ekspres Hogwart [3]Jeszcze raz dokładnie sprawdził czy niczego nie zapomniał spakować. Obity brązową skórą kufer stał na środku pokoju, wypełniony jego rzeczami od dwóch dni. Za pięć minut mieli jechać na dworzec, a on wciąż miał wrażenie, jakby czegoś brakowało. Rozglądał się po pomieszczeniu, wypatrując czegoś co będzie mu potrzebne, jednak wyglądało na to że wszystko ma. Westchnął cicho i stwierdził że najwyżej rodzice przyślą mu to sową, gdy już na miejscu zauważy czego zapomniał. Chwycił ciężki kufer za uchwyt i wyszedł z pokoju, w którym ponownie zamieszka dopiero na święta. Schodząc po schodach narobił oczywiście okropnego hałasu, bo spora waga robiła swoje na każdym stopniu. Zszedł akurat na parter, gdy Emily wyszła ze swojego pokoiku, męcząc się z ptasią klatką. Naturalnie, mieszcząca się w niej sowa nie była zadowolona. Przez ostatnie dni, Liz mieszkała w pokoju hałaśliwej, nieznośnie piskliwej ludzkiej istotki i zdecydowanie nie była z tego faktu zadowolona. Na szczęście, sytuacja wyglądała optymistycznie i zbliżało się wybawienie. Emi zeszła po schodach w sposób tak głośny, że mogli to usłyszeć sąsiedzi po drugiej stronie spokojnej uliczki. Chłopak zerknął na małą siostrę.
- Gotowa? – zapytał przyjaźnie, bo dziewczynka zdawała się być od rana bardziej podekscytowana niż on, z racji możliwości zobaczenia wielu czarodziejów. Will czuł lekki strach, co na razie nie pozwalało mu tak bardzo się z tego cieszyć, ale wierzył że uczucie minie, gdy już znajdzie się w pociągu z Gabem.
Tak! – pisnęła radośnie, rzucając się w jego ramiona, jak zawsze zresztą. Tak bardzo będzie za nim tęsknić. Zawsze się nią opiekował, spędzał z nią czas, a teraz ma go nie być aż do końca grudnia. To było dla niej naprawdę smutne, ale liczyła na jakieś nowe magiczne sztuczki, a poza tym chciała być dzielna i nie płakać.
To jeszcze buciki Ci ubierzemy i możemy wychodzić. – roześmiał się widząc jej uroczy uśmiech i ekscytację w oczkach. Postawił kufer koło drzwi i założyli buty. – Czekamy na zewnątrz mamo! – krzyknął w stronę wnętrza domu i wyszli z siostrą przed dom.
Pierwszy września zdawał się być dokładnie taki jak powinien. Powietrze było rześkie, słońce jeszcze odrobinę przygrzewało, a niebo było prawie bezchmurne. Rozejrzał się po osiedlowej uliczce. Kilka domów dalej zauważył grupkę mugolskich dzieci idących do szkoły. Zastanawiał się jak by to było, gdyby nie był czarodziejem. Stwierdził, że przerasta to jego wyobraźnię. Pójście do Hogwartu było po prostu naturalnym etapem w jego życiu. Zerknął w dół i napotkał wzrok siostrzyczki.
- Co jest Emi? – spytał z uśmiechem, lekko nachylając się do niej.
- Bo... Chciałam Ci coś dać braciszku – powiedziała nieśmiało, a na jej policzki wystąpiły śliczne rumieńce.
- A co takiego? – przyglądał się jej z zaciekawieniem, co też wymyśliła tym razem.
- Postawisz sobie koło łóżka w Hogwarcie? – zapytała cichutko, a w jej głosie dało się wyczuć błaganie i lekki smutek, że tylko w ten sposób będą razem. Pokazała mu ich wspólne zdjęcie z wakacji, oprawione w ramkę, zapewne własnej roboty. Fotografia otoczona była drewnem, pomalowanym farbkami na przeróżne kolory, gdyż brąz wydał się jej zbyt smutny, a dodatkowo w kilku miejscach pojawiły się małe serduszka. Chciała żeby uśmiechał się zawsze gdy spojrzy na podarunek.
- Ja... Dziękuję Ci bardzo siostrzyczko. – odrzekł mocno zaskoczony, ale oczywiście niesamowicie zachwycony i wzruszony takim prezentem. Wziął zdjęcie z jej rączek i pocałował ją mocno w policzek. – Na pewno je tam postawię i nigdy nie zdejmę, chyba że za rok dasz mi nowe. – obiecał z szerokim uśmiechem, widząc jaka była dumna ze swojej pracy.
Mama wyszła z domu wystrojona, jakby szła na wieczorną imprezę, w sukni i szpilkach. Podeszła do nich i wyłączyła alarm w samochodzie. Pomogła synowi zapakować wszystko do bagażnika ich suva. Gdyby mieli kompaktowy model, zapewne nie daliby rady wcisnąć tam klatki, ale długie wakacyjne podróże zmusiły rodziców Willa do zakupu tak potężnego pojazdu, by móc zapakować rzeczy całej rodziny na kilka tygodni.
- Dobra dzieciaki, wsiadamy bo potem będziemy się denerwować, że pociąg ucieknie. – usiadła za kierownicą i odczekała aż zapną pasy. Ruszyli w końcu w stronę dworca King’s Cross.
*
Szli przez zatłoczone perony, aż dotarli pod odpowiednią ścianę. Zauważyli tam grupkę czarodziejów, starających się wykorzystać dobry moment, by nikt ich nie zauważył. Przechodzenie przez ceglany mur nie należało przecież do naturalnych czynności. Gdy tamci przeszli, mama chwyciła ich oboje za ręce.
- Spokojnie, jak chcecie to możecie zamknąć oczy, ale sceneria zmienia się dosłownie w jednej chwili i tego nie czuć. – zerknęła na swoje dzieci. Emily posłuchała jej rady, bo odrobinę bała się zderzenia.
Postąpili kilka kroków naprzód, a do ich uszu napłynął zupełnie inny hałas niż przed momentem. Było słychać pohukiwanie sów i miauczenie kotów, a wszystko to mieszało się z setkami głosów uczniów i ich rodziców, dających im ostatnie rady czy przypominających jakieś zasady. Szli wzdłuż wielkiej, starej lokomotywy podziwiając ją z bliska i wypatrując Gabe’a.
- Tam jest! – zauważył go Will i uśmiechnął się do przyjaciela, podchodząc bliżej. – Siemka, bliźniaczki już są? – zapytał, gdyż na Pokątnej spędzili razem kilka godzin i się zaprzyjaźnili, a dwie dziewczyny oznaczają w zasadzie cały przedział dla ich czwórki.
- Cześć! Jeszcze nie, napisały mi że będą za kilka minut bo się szykowały...To znaczy ich mama. – wyjaśnił wesoło i spojrzał na Natalie. – Ee. Dzień dobry Pani – przywitał się grzecznie, bo dopiero teraz ją zauważył. – Hej Emily. – uśmiechnął się do małej i postanowił już wejść do pociągu. – Słuchaj, zajmę przedział jak mi się uda, bo zaraz wszyscy zaczną wsiadać. Pożegnaj się i bądź zaraz. – skinął głową mamie Willa i zniknął w drzwiach.
- Trzymaj się synku, nie będę Cię zatrzymywać bo dobrze wiem jak wygląda walka o miejsca. – roześmiała się jak zawsze i przytuliła go mocno. – Dasz sobie radę, ale jak coś będzie nie tak to pisz albo dzwoń. – poprosiła. Gdy ona uczęszczała do Hogwartu, nie wolno było używać żadnych elektronicznych przedmiotów w zamku. Zresztą, wtedy mało kto miał cokolwiek. Jednak idąc z duchem czasu, dyrekcja zezwoliła na korzystanie z telefonów komórkowych.
- Dobrze, przecież wiem. – odparł radośnie. W końcu cały strach zniknął i mógł się skupić na ekscytacji tym nowym przeżyciem, czyli na razie podróżą, jednak później czekały go te najciekawsze rzeczy. – Będę tęsknił maleńka, wrócę za cztery miesiące. – przytulił ją mocno i najchętniej by nie puszczał.
Niestety, musieli się rozstać i nie chciał tego przeciągać, żeby nie zrobiło się im jeszcze bardziej smutno. Oderwał się i zerknął na mamę.
- No to do zobaczenia na święta, pa! – powiedział z uśmiechem i pobiegł do pociągu, by zdążyć przepchnąć się w drzwiach.
Przeszedł kawałek korytarzem pełnym uczniów i zauważył głowę przyjaciela wystającą z jednego z przedziałów. Wszedł tam od razu i stanął obok niego, blokując wejście niepożądanym gościom. Na szczęście dość szybko pojawiły się Julie i Lily, więc mogli spokojnie usiąść na miejscach, zadowoleni z powodzenia planu. Chłopacy i dziewczyny usiedli naprzeciwko siebie.
- Zaraz ruszamy, nareszcie zobaczymy Hogwart! – rzucił podekscytowany Gabe, patrząc po wszystkich z szerokim uśmiechem. Wszyscy zachwyceni odwzajemnili uśmiech.
- Myślałyście w jakim będziecie domu? Albo w jakim chcecie być? W jakim byli wasi rodzice czy rodzeństwo? – zapytał Will, kierując pytanie do bliźniaczek.
- Wiecie... Cała nasza rodzina, od ponad dwustu lat, jest w Ravenclawie. Głupio by było, gdyby Tiara przydzieliła nas gdzieś indziej. Obstawiamy że dwójki rodzeństwa nie rozdzieli, ale nie wiemy czy pisany nam jest ten sam dom. – stwierdziła Julie. Dziś na szczęście miały takie same fryzury jak przed kilkoma dniami, więc dało się je rozpoznać. – A wy?
- Moi rodzice i dziadkowie byli Krukonami, ale ciocia Gryfonką. – wyjaśnił Will. – Dlatego bardzo chciałbym trafić do domu razem z wami. – ucieszył się z takiego zbiegu okoliczności. Historię Gabe’a znał, ale ten musiał ją dziewczynom przekazać.
- Za to moi rodzice byli w Hufflepuffie... Ale brat trafił do Gryffindoru, bo tak chciał. Więc nie widzę problemu, żeby być z wami, bo podobno Tiara mówiła coś o zjednoczeniu i tak dalej. A my powinniśmy trzymać się razem. – wyszczerzył się, zadowolony że prawie na pewno będą razem.
Pociąg rozpędził się już i przyszła pani pchająca wózek ze słodyczami. Dobrze znali większość z nich, ale mimo wszystko wykupili po trochu swoich ulubione przysmaków. Zaczęli rozmawiać o kolekcjach kart z czekoladowych żab i smakach fasolek na które trafili, a kilometry mijały szybko, w kierunku północnym. Po kilku godzinach chłopcy udali się na krótki spacer, by dziewczyny mogły przebrać się w szaty. Oni też nie mogli się już doczekać ich założenia, choć przymierzali je już kilkukrotnie. Dopiero teraz jednak, miała nadejść ta oficjalna chwila. Wychylili się przez okno, gdzie za odległymi pagórkami zachodziło słońce.
-------------
Chciałem dłuższy rozdział, ale stwierdziłem że od Ceremonii Przydziału zacznę następny :)

Marzyciel

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 1718 słów i 9811 znaków.

6 komentarzy

 
  • Misia

    Przecież Ci z nieczarodziejskich rodzin też mogli być w tym samym domu a później związać się z czarodziejem czystej krwi i być rodziną. To nie znaczy automatycznie , że byli czystej krwi. ;)

    6 cze 2014

  • Karou

    haha u mnie jest to samo :D też jak pisze to jest na spontanie. Jak potem to czytam to się dziwie co potrafię wymyślić :p

    14 maj 2014

  • Marzyciel

    Ale to nie oznacza, że wszyscy byli czarodziejami :)
    Po prostu Ci którzy byli, to tam zostali przydzieleni.

    Wszystko jest na spontanie, piszę co mi wpadnie do głowy, więc nie wiem co tam wymyślę o rodzinach. Spokojnie ;)

    14 maj 2014

  • Karou

    No i że rodzina bliźniaczek dostaje się do Ravenclawu od 200 lat :D

    14 maj 2014

  • Marzyciel

    O rodzicach bohaterów jak na razie nic nie wiadomo. Wspomniane było jedynie, że mamy Willa i Gabe'a są czarodziejkami ;)

    14 maj 2014

  • Karou

    czyli po prostu, czarodzieje czystej krwi :D

    14 maj 2014