Robert:
Oprawiasz je?
Cleo:
Chciałabym, tak z własnej próżności, jak Geoffrey Rush w „Koneserze” mieć wielki salon, wchodzić sobie do niego przed snem, zasiąść w fotelu i kiwając założona nogą na kolanie napawać się tym widokiem na ścianie.
Robert:
Z kieliszkiem wytrawnego martini?
Cleo:
Wystarczy „Tymbark”, jabłko-mięta.
Robert:
Rush, kolekcjonował, wręcz walczył o każdy obraz, z tego wnioskuję, że twoich obrazów nikomu nie przekażesz.
Cleo:
Tylko i wyłącznie Muzeum Narodowe ma szansę je otrzymać. (śmiech)
Dobra, ale teraz coś powiem na serio. Trudno ci będzie uwierzyć, ale raz pewien gościu z obsługi hotelu prosił mnie bym mu strzeliła autograf na tym malowidle i sprzedała. Mówię mu, że to przecież nieskończone i w ogóle, a on mi na to, że to nieważne, wystarczy fakt, że to moje.
Robert:
I co zrobiłaś?
Cleo:
Nie, no bez przesady, grzecznie mu odmówiłam, choć miałam później wyrzuty sumienia, że przecież to było w sumie urocze i mogłam choćby z tego powodu podarować mu to płótno.
Robert:
Za jaką cenę?
Cleo:
Jak mówi mój kolega prowadzący działalność handlową – „ To są drogie rzeczy, moja droga.”
Moje niestety to tylko takie bardziej szkice, tyle, że pędzlem maczanym w oleju. Uwierz mi, że nie chciałbyś by to coś straszyło na twojej ścianie. Nawet w połowie nie jest tak dobre jak mój wokal. Ale jestem skromna. (śmiech)
Robert:
W takim razie opowiedz mi jak się po tym wszystkim odcinasz. Jak nie jesteś w trasie, nie malujesz, nie piszesz tekstów. Gdzie wyjeżdżasz, zaszywasz, może w Bieszczadach? Polecam.
Cleo:
Nie byłam, a mogłam, bo mieliśmy z Donatem nagrać teledysk do „ My Słowianie” w skansenie w Sanoku, ale ostatecznie logistyka przesądziła o upadku tej opcji.
Robert:
To ubolewam, bo my mieszkańcy mielibyśmy frajdę przy oglądaniu tego clipu.
Cleo:
Jesteś z Sanoka? To ci zazdroszczę, piękne tereny, połoniny, zalew, Polańczyk, Solina.
Robert:
Jestem pod wrażeniem, bez urazy, ale kobiety to tak średnio z geografią stoją, a tu taki zastrzyk wiedzy o tym zakątku, którym nie powstydziłby się wytrawny znawca w tej materii.
Cleo:
Kochany, nie zapominaj, że jestem inżynierem architektem krajobrazu, a to zobowiązywało do nabycia wiedzy a i z przyzwoitości do poznania naszego pięknego kraju i mówię tu bez cienia ironii. Uwielbiam, no może teraz przesadzam z tym uwielbieniem, ale bardzo lubię wszelkie zakątki, poszycia leśne, kotliny, knieje. Urodziłam się w Szczecinie, dorastałam w Warszawie, więc może te ciągotki ku przestrzeni, by posłuchać, co ma przyroda do zakomunikowania.
Robert:
No właśnie, ukończenie Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, ale także projektujesz modę, czy to ty przesądziłaś o takiej scenerii i ubiorach do teledysku „ My Słowianie”?
Cleo:
To byłoby duże nadużycie, ale miałam w tym znaczące słowo. Dano mi wolną rękę, choć przyznam szczerze, że nie było łatwo przekonać część ekipy i do końca próbowano mi wyperswadować niektóre długości garderoby.
Robert:
Ponoć telefony się urywały po emisji tego teledysku, panie pytały o spódniczki w tym fasonie, które następnie schodziły na pniu.
Cleo:
Dziwi cię to. (śmiech)
Robert:
Bynajmniej. Zasługa w tym twoich nóg, które powiem bez skrępowania kusiły, by zatrzymać się na nieco dłuższą chwilę niż nakazuje dobre wychowanie.
Cleo:
Dziękuję. Stawiasz mnie w kłopotliwej sytuacji, ale by nie wypaść na pruderyjną dodam, że czerpałam z tego satysfakcję, nie mniejszą niż z kreacji, które zaprojektowałam.
Robert:
A pro po pruderyjności, czy to przez nią odrzuciłaś propozycję nagiej sesji zdjęciowej?
Cleo:
Być może to przyszło za wcześnie, (uniesione dłonie) co nie znaczy, że żałuję, ale na tym etapie nie chciałam epatować swą cielesnością. Jak wiesz w teledysku do „ Eva” pozrzucałam z siebie nieco więcej, więc nie jestem konserwatywna w swych poglądach.
Robert:
Naprawdę cię nie kusiło, nie miałaś myśli, - „ kurcze, mam co pokazać, czemu nie wykorzystać tego”- . Tak z czystych egoistycznych pobudek?
Cleo:
Oczywiście, że jakaś cząstka mnie walczyła z rozsądkiem. Nie oszukujmy się, jako kobieta chcę być podziwiana, by dostrzegano i aspekt mej fizyczności, to ważne. Lata lecą, kiedyś przyjdzie dzień, że zobaczę coś, czego nie będę chciała zaakceptować i być może wtedy przyjdzie refleksja, że mogłam zrobić to dla siebie, ot choćby dla satysfakcji bycia pożądaną. Ale na dziś nie spędza to mi snu z powiek. Wciąż jestem niczego sobie. ( śmiech)
Robert:
Śpiewałaś w grupie, która pokochała gospel. To było takie sprawdzanie się, czy autentycznie ten gatunek jest ci bliski?
Cleo:
Wiesz, co ja w ogóle preferuję różnorodność, najchętniej połączyłabym kilka nurtów, nie chciałabym się nigdy ograniczać. Stąd bez żadnych za hamowań przyjęłam propozycję by pojeździć po regionie i sprawdzić swoje struny głosowe, powyciągać kilka oktaw, a i ciało. Ja pewnie narażę się teraz wszystkim wierzącym, ale mnie brakuje w naszym kościele takiego przeżywania mszy jak to ma miejsce przez śpiew wyrażany w gospel, gestami, mową ciała. U nas to bardziej pańszczyzna, gdzie szeptamy bez większego zaangażowania.
Dodaj komentarz